czwartek, 29 października 2015

Rozdział XVIII

Czułem się podle. Żal i odrzucenie po prostu mnie poraziły. Chyba jeszcze nigdy nie odczułem tego tak silnie, jak w tamtej chwili, gdy Sztylet Gromu wybrał Mayę.
Za jakie grzechy?!
Dlaczego duch dziewczyny, która nawet nie pochodzi z Atlantydy otrzymał pieczę nad przedmiotem, a ja - prawowity władca Atlantydy, zostałem wykluczony i to po raz kolejny?
To było cholernie nieuczciwe i nielogiczne. Bo jak niby miałbym pokonać Madarę za pomocą artefaktów żadnym przy tym nie władając?
W głowie z każdą chwilą kłębiło się więcej pytań i to w dodatku takich, na które nie znałem odpowiedzi. Nienawidziłem tej niewiedzy. Wokół mnie narastała pustka i nie byłem w stanie tego powstrzymać. Czułem się jak ślepiec.
To wszystko podsycało moją irytację i rozżalenie.
Dziewczyny zdawały się mnie ignorować. Ich uwagę całkowicie pochłonął sztylet. Sakura wyjęła księgę Atlantydy i zaczęła wertować stronnice w poszukiwaniu tej z opisem przedmiotu. Już po chwili zalśnił rysunek, który wiernie odzwierciedlał rzeczywisty wygląd sztyletu. Różowowłosa delikatnie przejechała palcem po misternych literach i odczytała je na głos.
- „Sztylet Gromu obdarzony ogromną mocą niszczenia. Przeciwnika dzierżącego artefakt nie można pokonać ludzką ręką.” - Zerknęła szeroko otwartymi oczami na Mayę. Stało się jasne jak ogromnego mieliśmy farta, że perła postanowiła się uaktywnić.
- Szkoda, że to nie tłumaczy, dlaczego to ciebie wybrał Sztylet Gromu - mruknąłem, a Sakura posłała mi współczujące spojrzenie.
Skrzywiłem się znacząco. Nie potrzebowałem jej litości. To był mój problem i musiałam sobie z tym jakoś poradzić. - W końcu jesteś zwykłym człowiekiem, na dodatek martwym.
Maya zrobiła dziwną minę.
- Spekulowałabym odnośnie „zwykłego człowieka” - odparła tajemniczo, intrygując zarówno Sakurę jak i mnie.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytała zaskoczona Sakura.
- Myślę, że moja matka została zamordowana ze względu na mnie i mojego ojca.
Skóra mi ścierpła. Sakura nigdy nie wspominała, dlaczego Maya trafiła do sierocińca.
- Czyli możliwe, ze twój ojciec pochodził z Atlantydy? - Głos Sakury podskoczył co najmniej o dwie oktawy. Te informacje były dla niej o wiele bardziej szokujące niż dla mnie.
- A jak myślisz Sakura, dlaczego tak dobrze udało nam się dogadać? Dlaczego się ciebie nie wystraszyłam wtedy w łazience tak bardzo jak by należało? Powinnam była wtedy uciec z krzykiem, ale byłam zachwycona. W dodatku momentami sądziłam, że mam dar podobny do twojego. Tylko ja zamiast zwierząt, zjednywałam sobie ludzi. Czy to nie było niezwykłe, że już po kilku tygodniach zdobyłam taką popularność i uznanie w domu Sumire? Przecież sama mówiłaś, jak trudno było tobie. - Maya też była bardzo poruszona.
Twarz Sakury z każdym słowem blondynki nabierała zamyślenia. Odpowiedziała dopiero po chwili.
- Zawsze brałam to twoje przyciąganie za coś naturalnego i na początku właśnie za to cię nie lubiłam. Myślę, że to całkiem możliwe, że dostrzegałam w tobie rywalkę na tej płaszczyźnie. Możesz mieć rację, chociaż ja do tego świata należę dopiero kilka miesięcy i niczego nie mogę być pewna. - Tu swój wzrok skierowała w moja stronę. - Myślisz, że jej teoria jest prawdopodobna? Może być mieszanką?
Bardzo powoli i niepewnie wzruszyłem ramionami.
- To dosyć prawdopodobne. Kiedy Madara zaczął działać, wiele osób wyemigrowało do świata zewnętrznego. Nigdy się z czymś takim nie zetknąłem. Atlantyńczycy raczej niechętnie odnoszą się do zewnętrznych i ich świata ze względu na przeszłość. - Nowe informacje kompletnie mnie ogłupiły.
Chociaż przychyliłem się do wersji Mayi, to tak naprawdę nie wiedziałem czy jest prawdziwa i na ile można w nią wierzyć.
Dziewczyny za to wzięły ją za pewnik. Uśmiechały się do siebie tryumfalnie jak głupie, a moja irytacja rosła.
***
Odkrycie Mayi wzbudziło we mnie wiele nowych emocji. Tak, wzięłam je wręcz za oczywiste, bo wszystko do siebie pasowało. Pozostawało mi się tylko cieszyć. To mi wystarczało.
Tylko, że Sasuke…
Nie dziwiłam się jego zachowaniu. Na jego miejscu też byłabym w parszywym humorze. Naprawdę mu współczułam. W końcu to on miał pokonać Madarę. Widizałam jak go nosi. Chciał być sam, więc nie zaoponowałam, gdy poszedł do lasu. Nawet podpowiedziałam mu gdzie jest strumień. Nie odczekałam się wdzięczności, ale nawet jej nie oczekiwałam. Starałam się być wyrozumiała.
Maya westchnęła głośno, gdy zostałyśmy same. To zawsze oznaczało, że ma mi coś ciężkiego do powiedzenia.
- Jest rozgoryczony i nic dziwnego, ale poradzi sobie. Został w końcu jeszcze jeden artefakt.
- Racja. Mam nadzieję, że Naruto i Lore uda się go odnaleźć.
- Ja również, chociaż wtedy będzie czekać nas walka z Madarą.
Wzdrygnęłam się. Nie musiała mi przypominać. Doskonale o tym wiedziałam. Myśl o ostatecznym starciu napawała mnie strachem.
- Nie bój się. Jestem pewna, że się uda. W końcu to, co będzie zależy tylko od was, a póki ty jesteś w tej drużynie, będzie dobrze. - Uśmiechnęła pokrzepiająco, wyolbrzymiając moją rolę w tym wszystkim.
- Teraz ty również w niej jesteś. - Nagle zdałam sobie z tego sprawę i podzieliłam się myślami na głos.
Przyjaciółka zamiast zareagować jakimś ciepłym gestem, skrzywiła się, jakbym powiedziała wyjątkowo brzydkie przekleństwo.
- Musimy o tym porozmawiać Sakura. Ja… mam obowiązki i nie mogę tu być cały czas.
Zamarłam. Przeraziła mnie nie na żarty. Przecież zapewniała mnie, że będzie ze mną dopóki będę jej potrzebowała, a przecież właśnie jej potrzebowałam do jasnej cholery!
- Przybyłam, pomogłam, a teraz będę musiała wrócić. Przynajmniej na jakiś czas.
- Ale… - Wyraźnie drgnęła niespokojnie, gdy zobaczyła w moich oczach rozpacz.
- Kochanie, jeszcze się zobaczymy. Wciąż masz perłę. W razie kłopotów na pewno się zjawię - powiedziała łagodnie.
I tak poczułam pieczenie w oczach.
- A co z artefaktem? - Chwytałam się każdego argumentu, chcąc ją zatrzymać przy sobie.
- Będę cię prosiła o przechowanie. Nie będę go mogła zabrać ze sobą.
- Ale… - wyjąkałam.
- Spokojnie, kiedy nadejdzie potrzeba aby go użyć, przyjdę.
Już nie umiałam powstrzymać łez. Moje usta drgały płaczliwie, gdy patrzyłam w błękitne oczy przyjaciółki.
- Moja mała, nie żegnamy się na zawsze. - Objęła mnie ramionami i przytuliła. Jej złociste loki łaskotały mnie w twarz.
- Zegnamy - wyksztusiłam piskliwie. - Przecież miałaś…
- Sakura, - nagle jej ton zmienił się na smutny i poważny - ja nie żyję. Należę do świata umarłych i ani ty ani ja nic już na to nie poradzimy. Nie jesteśmy w stanie tego odwrócić.
- W takim razie idę z tobą - wykrzyczałam z desperacją.
- Nie! - powiedziałam ostro, patrząc mi karcąco w oczy. - Pamiętaj o moich słowach. Twoja misja się nie skończyła. Z resztą, gdybyś celowo pozbawiła się życia, nie wpuściliby cię tam, gdzie mnie.
Już nic nie mówiłam. Nie miałam siły i argumentów. Byłam na straconej pozycji, bo co takiego mogłam zrobić w walce ze śmiercią? Pozostało mi tylko szlochanie we włosy Mayi.
Przyjaciółka głaskała mnie po plecach i głowie, żebym choć trochę się uspokoiła, ale to nie pomagało.
- Proszę nie zostawiaj mnie - wyjęczałam żałośnie.
- Ależ cały czas będę przy tobie. Non stop zawsze jestem, ale muszę wrócić.
Pokręciłam głową na znak, że się nie zgadzam i objęłam ją mocno.
- Nie puszczę cię - zaoponowałam absurdalnie.
- Nie zapominaj, że w każdej chwili mogę się stać materialna.
Znów pokręciłam głową.
- Nie puszczę cię. - Wiedziałam, że to tylko słowa i nie mam na to wpływu, ale próbowałam przynajmniej się bronić. Nie wiedziałam, czy uda mi się znieść jej ponowne odejście.
Maya pozwoliła mi się trzymać i wypłakiwać łzy w jej duchowe ciuchy, a ja nie odpuściłam nawet, gdy wrócił Sasuke i zaczął mi się dziwnie przyglądać. Nie odpuściłam też godzinę później, kiedy brunet poszedł po coś do jedzenia i kiedy jadł. Nie odpuściłam, gdy Maya próbowała mnie nakłonić, żebym coś zjadła, a głód ściskał mi żołądek.
- Sakura.
Nie odpowiedziałam. Jedynie lekko drgnęłam. Ręce już dawno mi zdrętwiały, a kark i kręgosłup zaczęły boleć.
Sasuke cały czas bacznie nas obserwował.
Maya zachowywała się spokojnie, a nawet prowadziła rozmowy z moim towarzyszem, choć ten nie do końca był do tego skory. Nie próbowała mnie zrzucić ani nie zniknęła jak groziła. Wciąż głaskała mnie po ramionach, albo plecach, a ja nic nie mówiłam. Wchłaniałam jej ciepło, syciłam się barwą głosu, siłą oddechu i rozkoszowałam zapachem jej duszy. Chciałam się tym nacieszyć. Nie miałam pewności, czy jeszcze kiedykolwiek ją zobaczę. Na samą myśl ściskało mnie w piersi.
Dotrwałam tak do późnego popołudnia aż Maya westchnęła w znany mi sposób.
Wtedy moje serce na moment przestało bić, a ja cała zesztywniałam. Zacisnęłam powieki. Nie chciałam tego słyszeć.
- Już czas - powiedziała półgłosem, jakby bała się mojej reakcji.
Zacisnęłam swoje zdrętwiałe ramiona wokół niej z jeszcze większa siłą. Łzy, które zdążyły wytchnąć wezbrały we mnie nowym potokiem i wytoczyły się ciężko po policzkach.
- Nie, proszę - wychrypiałam łkając.
Zdawałam sobie sprawę, że moje jęki nic nie wniosą i tylko utrudniam sprawę Mayi, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Już bolało.
Maya zdecydowanym ruchem rozplątała moje palce, które poddały się niemal bez oporu. Do tego stopnia zdrętwiały mi ręce. Jęknęłam z rozpaczą.
Błękitne oczy patrzyły na mnie z przejęciem. Maya się o mnie martwiła. Zdawała sobie sprawę, jak mogę przeżyć jej odejście. Jednakże nie zrezygnowała. Gryzła się tym, ale najwidoczniej nie mogła inaczej. Widziałam, że to jest poza jej kontrolą.
- Jestem pewna, że dasz sobie ze wszystkim radę. Jesteś silna. Tak silna, jak ja zawsze chciałam być. - Uśmiechnęła się i cofnęła dwa krok, a ułda jej materialności zniknęła ustępując świetlistemu i niemal przezroczystemu bytowi. Wróciła do stanu, w jakim zobaczyłam ją na początku.
Rozpaczliwe zrobiłam krok do przodu i chwyciłam jej ręce, ale wymknęły mi się. Poczułam jak jej ręka przenika przez moją dłoń.
- Kocham cię - szepnęła i chwilę później pozostała po niej jedynie smuga energii - jedyny dowód, że kiedykolwiek tu była.
Wpatrywałam się martwym wzrokiem w miejsce, w którym zniknęła i szlochałam. W głowie miałam pustkę, w którą powoli wlewało się cierpienie. Po raz kolejny poczułam jak bardzo ją kocham i jak bardzo mi jej brakuje. Objęłam się ramionami i zawiesiłam głowę.
Gdzieś na obrzeżach umysłu zarejestrowałam, że Sasuke wciąż mnie obserwuje i zapewnie czeka na oznaki załamania psychicznego, ale nic takiego nie nadchodziło.
Powoli się uspokajałam. Moje ciało powoli stawało się lekkie i przyjemnie chłodne. To kazało mi się mocno zastanowić.
****
Nie mam pojęcia jakimi słowami mogę przeprosić samą siebie za to, że nie dokończyłam opowiadania, które towarzyszyło mi w mojej wędrówce ku dorosłości. Wystarczy, że wychwycę kątem oka pojedyncze zdanie i mój umysł zalewa nostalgia. To swoiste pożegnanie z pięknym światem dziecięcych marzeń, do którego niegdyś miałam nieograniczony dostęp. Dziś została mi z niego tylko namiastka. Nie jestem w stanie dokończyć tej historii, choć bardzo bym chciała. Po prostu czas przestać użalać sie nad sobą, jak robiłam to przez około dwieście stron zagubionych. I choć krwawi mi serce jestem szczęśliwa, bo to opowiadanie zakończyło się w mojej głowie happy endem. Mam nadzieję, że w głowie każdego, kto czytał również.
Wylewając tutaj cząstkę siebie, pokochałam pisanie, pokochałam ludzi, których dzięki mojej twórczości poznałam i pokochałam cierpienie, które wiąże się z kochaniem mojego pióra. To jest coś, czego mam nadzieję nigdy nie utracić i doceniać do końca życia. Nie porzucę też świata swojej wyobraźni, choć jest ona już przeżarta realizmem postrzegania przeze mnie brudnej rzeczywistości.
Nie będę tu dziękować, jak robi to większość bloggerów, która kończy karierę. Póki co kontynuuję Armagedon Śmierci, który jeszcze jakoś znosi mój samokrytycyzm. Poza tym dziękuję, komu mogę na każdym kroku. Tym którzy odchodzą i tym, którzy jeszcze przy mnie zostali.
Postanowiłam dodać przed zakończeniem bloga resztę rozdziałów, które doczekały się publikacji wcześniej oraz fragment rozdziału 18, ponieważ mam nadzieję, że czytanie ich jeszcze sprawi komuś przyjemność. Nie będzie więcej popraw i korekt (nawet nie wiecie, jaką czuję ulgę na myśl o tym).
Miej odwagę marzyć czytelniku, bo to z marzeń rodzą się największe, najpiękniejsze twory ludzkiej ręki.

3 komentarze:

  1. Wow!!! Szalejesz, Ikulo!!! :D
    Dzięki za lekturę na długi weekend!!!
    I oby tak dalej, mam nadzieję, że nauka też idzie Ci tak dobrze jak pisanie :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet nie wiesz jak bardzo jestem zła na siebie. Za to, że siedzę jak łajza życiowa, użalam się nad sobą... a ty wrzucasz tutaj coś, w czym zawarłaś wiele pozytywnych słów. Skąd wiedziałaś, że właśnie ich teraz potrzebuję?
    Magiczna z ciebie osoba...

    Jeśli mowa o piórze, to podczas czytania coś do mnie dotarło. Czasem zbyt bardzo chcemy się wybić poza schematy, napisać coś cudownego i pięknego, co każdy będzie chciał poznać, czego każdy będzie chciał zasmakować. A przecież nie to sprawia najwięcej radości. Nie zawiłe historie, czy mocne zwroty akcji... lecz zwykłe, dziecięce marzenia, ukryte w prostocie.
    Grunt, to znaleźć złoty środek między tymi dwoma stanami rzeczy.
    Cieszę się, że go odnalazłaś. A nawet jeśli się mylę, jeśli jeszcze czujesz niepewność, to wiedz, że taki dar nie wziął się bez przyczyny i odegrał ważną rolę. Nie pierwszą i nie ostatnią.
    Też mam skryte marzenie... marzenie, że przeczytam twój "najpiękniejszy twór ludzkiej ręki" oprawiony w okładkę. Marzenie, aby poznać owoc twoich "marzeń". Więc jako czytelnik, towarzysz, przyjaciółka i bratnia dusza, zwracam się do ciebie z tym samym.
    Nie bój się marzyć. Nigdy nie wiadomo, jak wielki ma to wpływ na przyszłe losy.
    Oby były jak najbarwniejsze.
    I wybacz mi moje milczenie. Sama też wiele spraw musiałam doprowadzić do końca. Myślę, że te dwa tygodnie bardzo pozytywnie na mnie wpłynęły. Dziękuję ci za cierpliwość do takiego narwańca jak ja.
    I jeszcze raz dziękuję, że mogłam sobie odświeżyć tę historię. W końcu nie tylko twoją duszę przebija teraz strzała nostalgii. ^^
    Całuję i ściskam ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Dawno tu nie wchodziłam i byłam w szoku taką ilością rozdziałów. Ponieważ nie pamiętałam dokładnie początku opowiadania zaczęłam czytać od prologu... zajęło mi około 3 godzin przeczytanie całości. Gdy doszłam do ostatniego, nie spodziewałam się takiego zakończenia, jednak Twoje słowa złagodziły mój smutek co do zakończenia opowiadania w takim miejscu. Wkraczanie w dorosłość niesie ze sobą wiele, coś o tym wiem. Stara dupa ze mnie. Jednak dzięki czytaniu tej historii zapominałam o reszcie świata i marzyłam. Dziękuje. I mam nadzieje, że nie zapomnisz o Armagedonie Śmierci bo ja czekam na nowy rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń