sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział IV

„Martwy człowieku, powiedz
Jak to jest, gdy przychodzi koniec?
Czuje się ból
Czy przyjemność
Odchodzi się
Czy powraca
Jak z długiej podróży po latach
Martwy człowieku, powiedz
Dlaczego więc tak się boję.”
Klaus Hoffmann

Otarłam wilgoć z policzka. Nie chciałam, żeby Sasuke widział, że płaczę, więc zwróciłam puste oczy w kierunku wesoło trzaskającego ogniska. Ciepło pomarańczowych płomieni drastycznie kontrastowało z chłodem oganiającym moją duszę.
Sądziłam, że podobne żale zostawiłam już dawno za sobą. W przeszłości dużo czasu zajęło mi pokonanie tego bólu. Teraz zostałam zmuszona, by zmierzyć się z nim ponownie. Musiałam przeżyć opuszczenie i śmierć rodziców od początku. Tym razem miało to wyglądać nieco inaczej, ale wiedziałam, że będzie bolało dużo bardziej.
A można by pomyśleć, że człowiek w końcu się uodparnia, pewne przeżycia go hartują…
Gówno prawda!
Atlantyda była dla mnie czymś nierealnym, odległym, dalekim i niedostępnym. Owszem, potrafiłam ją sobie wyobrazić, ale ten obraz powstał jedynie dzięki opisom z księgi i mojej wyobraźni. Nic osobistego. We wspomnieniach nie uchował się żaden dźwięk, zapach, czy wizja.
A moi rodzice? Najpierw, kiedy trafiłam do szarego domu, pełnego rozkrzyczanych dzieci i bezlitosnych opiekunów, myślałam sobie, że kiedyś po mnie wrócą. Łudziłam się, że zostawili mnie tylko na chwilę, bo musieli załatwić swoje sprawy. Ot, pełne naiwnej wiary postrzeganie problemów dziecięcym umysłem. Typowe.
Okres adaptacji zapamiętałam jako bardzo ciężki. Z kompletną amnezją musiałam prędko poznać otaczający mnie świat i rządzące nim zasady. Tęskniłam wtedy za czymś, czego nie rozumiałam, za kimś, kogo nie widziałam na oczy. Pojęcie miłości było mi niemal obce. Niemal… bo wciąż pozostawałam człowiekiem, który podświadomie odczuwał potrzebę bycia kochanym.
Kiedy zaczęłam lepiej rozumieć okropną, brutalną rzeczywistość, dotarło do mnie, że oni już nigdy nie wrócą i zaczęłam ich nienawidzić. Chociaż gdzieś tam, w najodleglejszym zakątku serca tliła się we mnie jeszcze nadzieja… która w końcu zgasła całkowicie, gdy wybrano dla mnie rodzinę zastępczą.
Miałam wtedy 15 lat. Spędziłam w domu dziecka równe 5 lat swojego życia. Wolałabym ich nie pamiętać…
Moje rozmyślania przerwał Naruto.
- Sakura, wszystko dobrze? - zapytał w samą porę, bo mój umysł zaczęły zalewać mroczne wspomnienia, których wolałam nie wywlekać na wierzch.
- Nie wiem, chyba tak. - Wzruszyłam luzacko ramionami, ale w środku wciąż walczyłam z burzą.
Nigdy do tej pory nie żałowałam rodziców. Zawsze o wszystko ich obwiniałam. Teraz dręczyło mnie poczucie winy. Okropne uczucie, dotychczas nieznanej mi odmiany cierpienia, wypełniło mnie szczelnie. Bolało tak mocno, ponieważ rozwikłałam dręczącą mnie od lat zagadkę. Z jednej strony poczułam ulgę, bo oto ludzie, których uważałam za zdrajców stali się mi drodzy. Jednakże pewien fakt zaszczepił się w moim umyśle, sprawiając mi niemal fizyczny ból. Moi rodzice nie opuścili mnie z własnej woli, co oznaczało, że ktoś ich do tego zmusił. Ktoś zniszczył całe moje życie, mordując z zimną krwią tych, którzy są w życiu człowieka najważniejsi. Doskonale wiedziałam kto.
Madara.
Gdy wypowiedziałam w myślach to imię, w jednej chwili ta ogromna fala cierpienia i rozgoryczenia zmieniła się w dominującą wściekłość i chęć zemsty. Nowa pożoga, która zalała moją duszę. Sprawiła, że płomienie ogniska wystrzeliły kilka metrów do góry, a ziemia pod moimi stopami drgnęła jakby zaniepokojona.
Chwyciłam w dłoń niewielki kamień i tak, jak się tego kiedyś nauczyłam, przelałam w niego mieszaninę uczuć. Zdawałam sobie sprawę, że to zwykły kwarc, a nie kamień półszlachetny i szybko pęknie, ale nie zajmowałam sobie tym głowy. Głaz roztrzaskał się mojej ręce, a skóra zaczęła nieprzyjemnie piec. Jednak nie przyniosło mi to ukojenia. Wrzuciłam rozkruszone odłamki do ogniska i odetchnęłam głęboko świeżym, wieczornym powietrzem. Gwiazdy już dawno mrugały na niebie. Byłam tak bardzo przejęta, że nawet tego nie zauważyłam.
Spojrzałam na towarzyszy, kiedy zyskałam pewność, że w moich oczach nie dopatrzą się niepokojących błysków szaleństwa. Gdzieś w środku pozostał jeszcze ślad, ale wiedziałam, że on jeszcze bardzo długo nie zniknie.
Naruto patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami i lekko rozchylonymi ustami. Chyba nie zdawał sobie sprawy ze swojej dziwacznej miny. Natomiast Sasuke wyglądał na niewzruszonego, ale kiedy odwróciłam wzrok w innym kierunku, kątem oka dostrzegłam, jak porusza się niespokojnie.
Odgarnęłam włosy z czoła i kontynuowałam naszą rozmowę.
- Chyba możemy już wrócić do tematu. - Zaskoczyłam samą siebie anielsko spokojnym głosem. - Czy da się przywrócić mi pamięć? - W tym momencie ta właśnie rzecz interesowała mnie najbardziej. Była moją przepustką do normalnego funkcjonowania, bo jakby nie patrzeć, po tym czego się dowiedziałam, nie wyobrażałam sobie od tak po prostu wrócić do mojej szarej rzeczywistości. Bez wątpienia zrobiłabym wszystko, by dostać się na wyspę i odkryć w swoją przeszłość. Nie ważne, ile mroku w sobie kryła. Pustka w mojej głowie irytowała jeszcze bardziej niż dwa dni wcześniej.
Naruto odchrząkną nieco zaskoczony moją reakcją.
- Sakura… - zawahał się i skrzywił, jakbym właśnie kazała mu ugryźć cytrynę. - Nie wiem… grzebanie w ludzkiej pamięci nie jest łatwe.
Prychnęłam. Oczekiwałam jasnej deklaracji.
- Mógłbyś przywrócić mi pamięć? - Zrozumiałam, że Naruto odniósł swoje słowa do własnych doświadczeń. Niewątpliwie rozwijał umiejętności jeszcze na wyspie.
- Być może - odparł z niechęcią po dłuższej chwili. Nie umiał kłamać.
- Naruto, proszę. - Spojrzałam na niego błagalnie. - Bardzo mi na tym zależy. Nie ma opcji, żebym odpuściła po tym wszystkim, co od ciebie usłyszałam, po tym co zobaczyłam i czego się dowiedziałam.
Naruto w końcu zmiękł i rozluźnił mięśnie ramion. Wcześniej nie zauważyłam jak bardzo ta rozmowa go stresuje.
- Sakura, jak już wspomniałem, grzebanie w pamięci, szczególnie ludzkiej, nie jest takie proste. O wiele trudniej jest przywrócić pamięć niż ją wymazać. Mógłbym niechcący poprzestawiać ci w głowie i usunąć potrzebne fakty. Twoje poprzednie i teraźniejsze doświadczenia kształtują twoją osobowość i charakter, gdyby któregoś z nich by zabrakło, to stałabyś się zupełnie inną osobą niż teraz. Przez przypadek mógłbym uczynić cię niespełna rozumu, szaloną, a nawet cofniętą w rozwoju. Poza tym, do takiego zabiegu muszę dobrze przygotować siebie i ciebie, żebyś przypadkiem mnie nie zabiła, broniąc swojego umysłu, bo i tak też może się zdarzyć. Do tej pory robiłem to tylko kilka razy i wyłącznie na zwierzętach. No i jeśli chcesz, żebym wykonał zabieg, musimy uciec przed żołnierzami Madary i znaleźć bezpieczną kryjówkę. A jeśli chodzi o…
- Dobra, dobra. Zrozumiałam - przerwałam mu ponuro. - Naruto za bardzo się nakręcił. Nie tyle chciał mnie ostrzec, co po prostu przestraszyć, żeby odwieść od decyzji. Z jakiegoś powodu, wcale nie miał ochoty przywrócić mi wspomnień.
Mój entuzjazm został brutalnie zgaszony.
- Hej, nie powiedziałem, że nie. - Oczy Naruto wypełniły się przejęciem i niepewnością. - Tylko uświadamiam cię o niebezpieczeństwie z tym związanym. Spróbuję, okej?
Kiwnęłam z uśmiechem głową.
- Tylko jeszcze nie teraz. Ani ty, ani ja nie jesteśmy gotowi.
Westchnęłam głęboko.
Czyli moje wspomnienia o rodzicach i Atlantydzie musiały jeszcze trochę poczekać. Chyba potrafiłam znaleźć w sobie tyle cierpliwości. Żeby odciągnąć Naruto od tematu (wciąż mógł przecież zmienić zdanie) zapytałam o coś, co mnie, dla odmiany, bardzo fascynowało.
Powiedz mi, Naruto, co jeszcze potraficie? Czym różnimy się od zwykłych ludzi? - Rozsiedliśmy się wygodnie w swoich śpiworach, a Sasuke wyjął długi miecz - katanę i zaczął ją czyścić.
- Jak już wiesz każdemu z nas przypisane są inne żywioły. Moim jest wiatr, a Sasuke ogień, ma też zdolność kontrolowania błyskawic. Możemy używać żywiołów zarówno w celu ochrony, do walki lub dla własnej wygody. Dzięki bezpośredniemu kontaktowi z Reiki, czyli duchowo kierowaną energią życiową, każdy z Atlantydy potrafi manipulować jakimś żywiołem. Czasem nawet więcej niż jednym. Reiki wyostrza najlepsze z naszych cech, powodując, że posiadamy dodatkowe umiejętności. Ja umiem zaglądać do ludzkich umysłów, przekazywać komuś myśli lub wspomnienia, wyczuwać nastrój, a dodatkowo wiem, jak stworzyć własnego klona.
- Niesamowite. - Byłam oczarowana. Chociaż równocześnie zaniepokojona… Czy to oznaczało, że Naruto cały czas siedzi w mojej głowie?
Najwyraźniej dosłyszał moje mentalne pytanie, bo roześmiał się.
- Nie, nie. Nie musisz się o to martwić. Staram się zapewniać wam prywatność. Jestem wyczulony na wszelkie głośne myśli i wasz niepokój, ale na całej reszcie się nie skupiam, bo jest tego zbyt wiele. Wyobraź sobie, że masz w swojej głowie oprócz samej siebie jeszcze cały tłum. Nie mógłbym tak funkcjonować. Kiedy nie ma takiej potrzeby, wyłączam się.
Pomimo jego zapewnień pozostawałam nieufna. Może i faktycznie, ta umiejętność Naruto pozwalała na lepszą ochronę, ale czy od tej pory każda moja myśl miała być poddawana prześwietleniu? Bynajmniej mi się to nie podobało.
- Sasuke natomiast… - najwyraźniej blondyn chciał znów podjąć temat, ale brunet mu przerwał.
- Specjalizuję się w iluzjach. Potrafię sprawić, że przeniesiesz się do świata stworzonego przeze mnie i będziesz tam całkowicie poddana mojej woli. W świecie iluzji jestem panem. Mogę zrobić z tobą wszystko, gdy już do niego wpadniesz. Nawet cię uśmiercić. - Ostatnie zdanie zabrzmiało niemal jak groźba.
Utkwiłam spojrzenie w jago czarnych oczach i zadrżałam. Nie mogłam się wyswobodzić. Nagle przed oczami stanęła mi wizja wykonywanej na kimś techniki. Oglądałam, niczym na filmie, jak Sasuke zabija jednego z ludzi Madary za pomocą jego własnego lęku. Obraz był tak rzeczywisty, że zachłysnęłam się powietrzem.
Mrugnęłam i znów siedziałam na śpiworze Naruto przy ciepłym ognisku. Zrozumiałam, że to Sasuke zawdzięczam ów mroczny seans.
- Nie potrzebuję lęku, żeby zabić mogę, na przykład, tak wpłynąć na człowieka, że popełni samobójstwo.
Wzdrygnęłam się po raz kolejny się i to nie tylko dlatego, że taką śmierć uznawałam za wyjątkowo okrutną, bo bądź, co bądź łamanie ludzkiej psychiki jest gorsze od zadawania fizycznych cierpień, ale dlatego, że zaczęłam bać się bruneta. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że okazywanie brutalności sprawiało mu przyjemność.
- Dlatego moc Sasuke jest tak śmiercionośna. Ja również mogę zawładnąć czyimś umysłem, ale nie w taki sposób - dokończył Naruto.
Z trudem odwróciłam badawcze spojrzenie od Sasuke i uśmiechnęłam się niepewnie do blondyna.
- Skoro pochodzę z Atlantydy, to też muszę mieć jakieś umiejętności, prawda? - Wiedziałam, że uzyskam odpowiedź twierdzącą. Nie raz zdarzały się wokół mnie dziwne rzeczy.
Naruto uśmiechnął się ciepło.
- Wiesz, może tego nie pamiętasz, ale już wcześniej się spotkaliśmy. Chodziliśmy razem do Akademii. Lubiłyście się z Hinatą. - Kiedy wspomniał o swojej dziewczynie, jego oczy rozbłysły czułością, a głos na chwile zgubił ton. - Już jako mała dziewczynka wykazywałaś ogromne zdolności. Zawsze byłaś pilna i szybko się uczyłaś. Wszystkie egzaminy teoretyczne zdawałaś najlepiej. Nigdy też nie pochwalałaś moich wyskoków. - W tym miejscu skrzywił się, jakby przypomniała mu się moja reprymenda. - Twoja mama, Rin, pochodziła z bardzo uzdolnionego klanu elfów, który umiał kontrolować zwierzęta i rośliny. Głównie kobiety miały tą specyficzną więź z naturą. Odznaczały się różowym kolorem włosów. To powinno być dla ciebie podpowiedzią. - Odruchowo okręciłam wokół palca kosmyk przy uchu. - Natomiast twój ojciec, Hirashi, był tropicielem, władającym magią ognia. Z tego, co nam powiedziałaś i co widzieliśmy… wnioskuję, że potrafisz to, co twoi rodzice razem, chociaż niektóre z tych umiejętności wykształciły się lepiej od innych. - Wyszczerzył się do mnie bez zapowiedzi. - Jesteś tak blisko naszej Matki Natury jak żadna inna istota. Uważam, że potrafiłabyś się nawet z nią fizycznie skontaktować. Tylko, że… - Jego entuzjazm drastycznie osłabł. - Zapomniałaś o swoim życiu na Atlantydzie, a razem z tym wszystkiego, czego nauczyłaś się na wyspie. Używasz swoich mocy w bardzo nikłym stopniu i tylko pod wpływem silnych emocji. Żeby władać nimi tak jak my, potrzebujesz treningu…
- Mógłbyś mnie uczyć? - przerwałam mu zafascynowana wizją, która rozkwitała pod moimi powiekami. Moje oczy błyszczały z podniecenia.
- Chyba tak - wykrztusił kompletnie zaskoczony - ale ja nie nauczę cię wszystkiego. Twoje umiejętności za bardzo różnią się od moich. Mogę ci przekazać tylko tyle, ile sam wiem. Resztę będziesz musiała odkryć sama. Zazwyczaj w Akademii każdemu przypisywany jest nauczyciel z podobnymi zdolnościami. Niestety tu nie dostaniesz takiego wykształcenia. Ja i Sasuke nie zdamy ci się na wiele.
W mojej głowie brzęczało ostrzegawczo ostatnie zdanie blondyna. „Ja i Sasuke nie zdamy ci się na wiele.” Nagle zdałam sobie sprawę, o co mu chodziło.
- Nie ma mowy! - warknęłam ostro. - Ten gbur nie będzie mnie uczył! - Miałam pewność, że prędzej oboje się pozabijamy niż czegoś się od niego dowiem.
- Wybuchowy charakterek, nie ma co. Wiesz, wcale mi nie zależy na tym, żeby cię czegokolwiek uczyć - odparł zimno. Tym razem zamiast przyznać mu w myślach rację, oburzyłam się i ofukałam. Co prawda, było to zachowanie godne rozpuszczonej panienki, ale w tamtej chwili nie potrafiłam inaczej. - To ty poprosiłaś Naruto o możliwość nauki, a on zaoferował ci tyle, ile mógł. - Skrzywił się. - A teraz bądźcie cicho. Idę spać. Naruto, ty pierwszy obejmujesz wartę. Obudź mnie za kilka godzin, jak nie dasz rady już dłużej siedzieć.
- Okej - odpowiedział ziewając.
- Tylko nie zaśnij zanim mnie obudzisz - podkreślił twardo.
Wkurzył mnie. Znowu. Cholernie irytował z tym swoim władczym, przemądrzałym tonem.
- Czy ty nie masz innego tonu głosu oprócz zimnego i obojętnego? Mógłbyś od czasu do czasu być dla kogoś miłym. Gdzieś czytałam, że świat odbija twoje zachowania z powrotem do ciebie. Więc sam jesteś sobie winny, że cię tak traktuję. I…
- Oh… zamknij usta! Twój głos działa mi na nerwy - powiedział ostro i odwrócił się do nas plecami, zagrzebując w śpiworze.
Prychnęłam rozeźlona, a wiatr zawiał mocniej i rozżarzył swoim podmuchem tlące się kawałki drewna. Po chwili ciszy jaka zapadła, oddech bruneta wyrównał się i uspokoił. Zasnął. Obydwaj mieli zdumiewającą i przydatną zdolność zasypiania na życzenie.
- Ty też idź już spać Sakura - powiedział cicho Naruto.
Posłusznie wstałam z miejsca i już chciałam odejść, gdy coś mi się przypomniało.
- Mam jeszcze jedną prośbę. - Spuściłam na chwilę oczy. Nie byłam do końca pewna, czy na pewno tego chcę. Serce mówiło „tak”, a rozum krzyczał „będzie bolało”. - Opowiedz mi o moich rodzicach. Jak wyglądali? Jacy byli?
- Mogę nie tylko ci powiedzieć. Mogę ci ich pokazać. - Naruto nie miał w zwyczaju się wahać, czy odwlekać swoich czynów i na to liczyłam.
Nagle, ni z tego, ni z owego, przed oczami stanął mi obraz jednego z jego wspomnień.
Zobaczyłam dużo młodszą i nie znaną mi wersję siebie. Dziewczynka miała 8 lub 9 lat. Różowe włoski sięgały jej do połowy plecków i wpadały w szmaragdowe, iskrzące się taką energią i blaskiem oczy, jakich jeszcze nigdy u siebie nie widziałam.
Biegłam w kierunku dwóch wysokich postaci. Kobieta była szczupła i smukła jak brzoza, ubrana w kwiecistą, zwiewną sukienkę. Jej delikatną twarz rozświetlił anielski uśmiech, gdy mnie złapała i przytuliła do piersi.
W tej scenie jedynie obserwowałam z boku, ale miałam pewność, że od kobiety biło ciepło i delikatny, słodki zapach fiołków. Mała ja wtuliła się w jej długie, faliste, różowe włosy, a potem spojrzała w cudownie błękitne oczy.
Mama była piękniejsza niż we wszystkich moich wyobrażeniach.
Mężczyzna stojący obok uśmiechał się jak kobieta i jak ona przywodził na myśl drzewo. Jednak istniała między nimi subtelna różnica. On - opoka, stała i niezmienna, opierająca się największym wichurom, niczym dąb. Miał brązowe włosy i soczyście zielone oczy - moje oczy, a do tego był wysoki, umięśniony i niesamowicie przystojny.
Kiedy tak na nich patrzyłam, rozpierała mnie duma. Z moich oczu popłynęły łzy, których nawet nie próbowałam ścierać. Żałowałam, że ich nie pamiętam. Wiedziałam, że byli wspaniali. Ocalili mnie, ale przede wszystkim kochali. Z każdego ich gestu biła bezwarunkowa miłość.
Uśmiechnęłam się.
Może i tego nie pamiętałam, ale byłam kochana i szczęśliwa. Miałam rodzinę, w której się wychowałam i którą podziwiałam. Wiedziałam, że będę walczyć, by odzyskać te chwile.
Jednak to nie wszystko. Coś jeszcze ugryzło mnie w obserwowanej scenie. Z zaskoczeniem dostrzegłam kogoś jeszcze. Za ojcem stał chłopiec z kwaśną, pełną niezadowolenia miną. Był może 4 lata starszy ode mnie. Czarna, zwichrzona czupryna, wielkie, błękitne oczy matki i zadziorność w postawie wyrażały bunt. Wchodził w wiek dojrzewania i najwyraźniej dostał burę od rodziców.
Moich rodziców.
Nagle mnie olśniło, a oczy otworzyły się szeroko.
Mam brata! Jak to możliwe? Nigdy, ale to przenigdy nie przyszło mi do głowy, że mogę mieć rodzeństwo.
Wspomnienie urwało się równie niespodziewanie, jak się pojawiło, ale mimo to przed oczami wciąż trwał obraz mojej rodziny. W głowie kotłował mi się obraz chłopca i pojawiające się z tego powodu pytania.
Czy to na prawdę był mój brat? Nie miałam pewności, aczkolwiek wszystko na to wskazywało. Ale w takim razie, co się z nim stało? Czy i jego rodzice ukryli? Jeśli tak, to gdzie? Dlaczego nie razem ze mną? Gdzie on teraz jest? Co robi? Jak potoczyło się jego życie?
- Gdzie on jest? Czy on żyje? - Na wpół świadomie wyrzuciłam z siebie część pytań. - Powiedziałeś, że znaleźli tylko ciała rodziców, ale nie moje. A mojego… brata? - Ten fakt wciąż jeszcze nie do końca umiałam strawić, jednakże modliłam się, żeby odpowiedź na ostatnie brzmiała „nie”.
Niemal wypalałam Naruto dziurę w czole swoim natarczywym spojrzeniem. Musiałam poznać prawdę.
Chłopak westchnął ciężko.
- Nie mam pojęcia Sakura, ale tak jak w twoim przypadku nie znaleziono jego ciała. - Głos miał wyraźnie przytłoczony i pełen rozterki.
- Czyli żyje - powiedziałam z mocą, a w mojej głowie zaczął krystalizować się pewien plan.
Naruto najwyraźniej usłyszał, co się dzieje wewnątrz mnie, bo zerwał się z miejsca z surową miną.
- Cholera… Sakura, zrozum. - Nagle jego oczy zabłysły złością. - Nie możemy teraz iść i go szukać. Na ciebie natrafiliśmy przypadkiem. Cała Atlantyda myślała, że jesteś martwa, albo Madara cię porwał. Nie możesz mieć pewności, że on żyje. Nie masz pojęcia, gdzie w tej chwili jest! Ba, nawet mnie nie zapytałaś jak ma na imię. Przecież tego też nie wiesz. Tak, to twój brat, ale nie możesz tak ni z tego, ni z owego iść i go szukać. Musiałabyś przejść cały świat. Skoro do tej pory go nie spotkałaś ani w domu dziecka, ani w mieście, to zapewne nie ma go w okolicy inaczej bylibyście tu teraz razem. - Naruto całkiem stracił swoje opanowanie. Myślałam nawet, że się na mnie rzuci. Dobitnie pokazał mi, co sądzi o moim szaleństwie swoim dosadnym tonem. Gdy jego wściekłość się wypaliła, opadł z powrotem na swoje miejsce.
Miał rację, niemalże co do wszystkiego, oprócz jednego. Wiedziałam, że on żyje. Czułam to. Nie rozumiałam dlaczego ani skąd, ale w jednej chwili zyskałam tą pewność.
Po minucie niezręcznej ciszy jaka między nami zapadła, cichutko i niepewnie zabrałam głos.
- Jak on się nazywa?
- Ikuto - wyrzucił z siebie nawet nie spoglądając w moją stronę.
Skinęłam głową. Tak jak sądziłam, to imię nie było mi obce, mimo iż zdawało mi się, że nigdy go nie słyszałam. Jakaś część zapomnianej mnie drgnęła, gdy blondyn je wypowiedział.
Stwierdziłam, że Naruto już nic mi dziś nie powie. Na pewno był równie zmęczony jak ja. Podziękowałam mu więc i weszłam do namiotu. Wczołgałam się do ciepłego śpiwora i szczelnie nim opatuliłam.
Przez moment w głowie miałam przyjemną, chłodną pustkę i byłam na najlepszej drodze, żeby zasnąć, ale niespodziewanie wróciło do mnie wspomnienie podarowane mi przez Naruto.
Za każdym razem, gdy odtwarzałam scenę w myślach, bolało, ale chciałam dobrze je zapamiętać. Trzymałam się go jak ostatniej deski ratunku, jak jedynego, żywego świadectwa, że kiedyś jednak dotknęłam miłości.
Ogarnęłam mnie przeraźliwa tęsknota za miłością, której nie pamiętałam i o której nic nie wiedziałam. Czułam się zupełnie zagubiona identycznie, jak za czasów sierocińca.
Sasuke już spał, a Naruto był do mnie w miarę „przyjacielsko” nastawiony. Mogłam więc sobie pozwolić na łzy. Moim ciałem wstrząsnął szloch. Już dawno nie płakałam w ten sposób.
***
Położyłem się. Moje ściągnięte mięśnie i napięte nerwy mogły wreszcie trochę odpocząć.
Tak jak podejrzewałem, różowa okazała się strasznie irytująca. Momentami miałem ochotę udusić ją gołymi rękami. Już kiedy zobaczyłem ją w klasie, wiedziałem, że będą z nią problemy, ale nie sadziłem, że aż takie!
Chciałem dalej słuchać rozmowy Sakury z Naruto, dlatego stworzyłem dla nich iluzję, w której śpię. Liczyłem, że dziewczyna się rozluźni i bardziej otworzy się przy przyjacielu. Teraz w naszym interesie leżało, by dowiedzieć się o niej jak najwięcej przez wzgląd na Perłę Wskrzeszenia.
Ostatnia prośba Sakury wcale mnie nie zdziwiła. Na jej miejscu też zżerałaby mnie ciekawość. Nie rozumiałem tylko, dlaczego się waha.
Na chwilę zapadła cisza przerywana tylko trzaskaniem ogniska. Zapewne oglądała wspomnienie. Wiedziałem, że ze strony Naruto to złe posunięcie. W napięciu słuchałem ich kłótni. Nie mogliśmy pozwolić jej teraz odejść. Oczywiście argumenty przyjaciela były jak najbardziej trafne, ale drugorzędne. Teraz naszym priorytetem stało się zatrzymanie dziewczyny przy sobie. Nie mogliśmy pozwolić jej odejść z artefaktem.
Wreszcie cicho podziękowała mojemu przyjacielowi i życzyła mu dobrej nocy, a potem weszła do namiotu. Nie ma co, ściągnęliśmy sobie na głowę niemały kłopot.
Kiedy w końcu naprawdę miałem zasnąć, do moich uszu dotarł cichy szloch pełen tęsknoty i bólu jakiego dawno nie słyszałem. Zamknąłem oczy próbując odpłynąć, ale nie potrafiłem. Dopiero kiedy płacz ucichł udałem się w krainę snów.
***
Obudziło mnie ciche szuranie, jakby drapanie czymś o materiał namiotu.
Nie chciało mi się otwierać oczu. Odniosłam wrażenie, że moje powieki zostały wykute z ołowiu. Podświadomie czułam, że jest jeszcze wcześnie i moje ciało automatycznie nie miało najmniejszej ochoty ruszać się z ciepłego kokonu. W dodatku boleśnie odczułam, że spanie na gołej ziemi nie wpłynęło zbyt dobrze na kondycję kręgosłupa.
Leżałam przez chwilę w ciszy. Moje myśli rozwiewały się między snem, a jawą. Czekałam, aż dźwięk ucichnie i znów będę mogła zasnąć, ale szuranie stało się jeszcze bardziej uporczywe i głośniejsze, jakby jego sprawca znajdował się tuż obok.
Pomyślałam, że to Sasuke celowo chce mi zrobić na złość, ale pomimo tego mój umysł nie działał zbyt sprawnie, stwierdziłam, że moje podejrzenie jest absurdalne.
Do hałasu dołączył mocny piżmowy zapach, którego wcześniej nie czułam i to sprawiło, że irytacja zmieniła się w przestrach. Momentalnie ścierpła mi skóra i oprzytomniałam, a serce zaczęło wystukiwać nienaturalnie szybki rytm. Usłyszałam niuchanie i głośne sapnięcie wydane przez inną żywą istotę. Włoski na moim karku zjeżyły się ostrzegawczo. Coś dużego i dzikiego znajdowało się w moim namiocie.
Starając się leżeć jak najbardziej nieruchomo, delikatnie uchyliłam powieki. W wejściu zobaczyłam wielkie, kudłate, czarne cielsko i zaczęłam nawet ostrożniej oddychać.
- Naruto, pomocy! - wrzeszczałam w myślach, mając ogromną nadzieję, że chłopak mnie usłyszy chociażby przez sen, wyczulony na panikę w umyśle. I na szczęście nie przeliczyłam się.
Z nikąd zerwał się świszczący wiatr. Nagle zamiast ścian namiotu nad głową, zobaczyłam jaśniejące niebo. Zerwałam się na równe nogi, a wielkie, nieokreślone coś odskoczyło kilka ładnych metrów ode mnie. Dopiero teraz poczułam, że żołądek podchodzi mi do gardła, a krew szumi w uszach.
Kiedy w końcu świat przestał wirować mi przed oczami, zyskałam okazję, by rozeznać się w sytuacji. To co zobaczyłam zmroziło mnie. Zamarłam.
Sasuke i Naruto dzierżąc w dłoniach swoje miecze, czaili się na ogromnego, uskrzydlonego, czarnego wilka. Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Stworzenie z pewnością nie należało do tego świata. Pochodziło z Atlantydy. Nie mogłam uwierzyć, że to nie sen.
Duże, żółte ślepia wwiercały się agresywnie w blondyna i bruneta. Ostre jak brzytwy obnażone zębiska czekały, by gryźć i rozszarpywać. Bestia wyglądała jak wilk, ale była dużo większych rozmiarów, a z jej grzbietu wyrastały opierzone, krucze skrzydła, zdolne, by unieść ciężar istoty w przestworzach.
Metal błysnął złowieszczo w świetle porannej łuny. Stworzenie zaryło szponami w ziemię, szykując się do skoku. Obserwowałam z uwagą śmiercionośny taniec mięśni pod skórą, obawiając się o własne życie.
Naruto zrobił krok w przód. Wilk się cofnął. Chciał czmychnąć z powrotem w las, jednak nie śmiał odwrócić się plecami do przeciwników. Moi towarzysze z jakiegoś powodu nie chcieli pozwolić zwierzęciu uciec. Zamierzali je zabić.
W trakcie trwania tej przerażającej sceny, rozgorzała we mnie walka z samą sobą. Mój instynkt kłócił się z tym, co podpowiadał umysł. Wiedziałam, że musze pozostać na miejscu. Jednak… coś wyraźnie pchało mnie w stronę pojedynku.
„Oni ją zabiją!” - dźwięczało natrętnie w mojej głowie - „Zrób coś!” Ciało drgnęło wsłuchane w owe polecenie. Zacisnęłam pięści i powstrzymałam się od zrobienia kroku.
„Rusz się!” Nie chciałam się temu poddać. Oznaczałoby to dla mnie śmierć.
„Ratuj niewinne stworzenie!” Błaganie sprawiło mi ból, który próbowałam bezskutecznie zdławić - wyrzuty sumienia.
Sytuacja nie przedstawiała się ciekawie. Wilk wciąż próbował powoli się wycofać. W jego oczach za wściekłością czaił się strach. Towarzysze nie chcieli odpuścić. Wciąż naciskali na istotę, zmuszając ją do obrony i chyba wreszcie pojęła, że nie ma innego wyjścia. Zawarczała dziko przez zaciśnięte kły.
Sasuke postanowił nie czekać dłużej. Zrobił zdecydowany krok i uniósł katanę. Zwierzę rozpostarło imponujące skrzydła, by lepiej się wybić. Sasuke wziął zamach. W jego spojrzeniu nie dojrzałam cienia litości czy wahania.
To był sygnał. Ostateczna kropla, która przelała czarę napięcia. Nieznana, nie dająca mi spokoju, obca siła wygrała. Wbrew wszelkiej logice pozwoliłam intuicji przejąć kontrolę. Jeszcze nigdy nie poruszałam się tak szybko. Wbiegłam między walczących i rozpostarłam ramiona, tak jak wcześniej wilk swoje skrzydła. Lecz mój refleks przegrał ze stanowczością Uchihy. Było za późno. Ostrze leciało w moją stronę z zawrotną prędkością. Zdążyłam zobaczyć zatrwożone spojrzenie blondyna, zaskoczone bruneta i odwrócić głowę w kierunku wilczych ślepi, które spoglądały na mnie bardziej ludzko niż oczy Sasuke.
Sekundę później usłyszałam dźwięk rozdzieranego materiału i rozlewający się w moim prawym ramieniu ostry ból. Odruchowo złapałam się za zranione miejsce. Po mojej dłoni spłynęła gorąca, rubinowa krew.
Naruto i Sasuke stali jak dwa posągi z wyrazem głębokiego zdumienia na twarzach. Nie dziwiłam się ich reakcji. W końcu to ja w tym trio byłam wariatką.
Płynne, żywe złoto wpatrywało się we mnie intensywnie, a powietrze nasiąkło magią. Miałam wrażenie, że słyszę trzask, jakby coś się rwało albo pękało. Chwilę później wilk złożył skrzydła i wielkie cielsko klapnęło na ziemię kłaniając mi się. W tej chwili stał się cud, o którym niewiele jeszcze wiedziałam.
Towarzysze widząc gwałtowne ruchy stworzenia, odruchowo rzucili się mi na pomoc.
Ból w ramieniu mnie zamroczył i sprawił, że nie mogłam się poruszyć. Wraz z krwią szybko traciłam siły.
Tym razem Naruto podniósł broń. Ich zachowanie mnie zirytowało. Jak mogli się nie domyśleć, że on jest nie groźny? Przecież go obroniłam, a to chyba o czymś świadczy!
- Nie! - Po lesie rozniósł się mój donośny głos. - Nie zabijajcie! Ena ungricios! - Nie wiem skąd wzięły mi się te słowa, ale spowodowały, że Naruto i Sasuke nogi wrosły w ziemię. - Co jeszcze mam zrobić, żeby wam pokazać, że to nasz brat?! Żebyście się na niego nie rzucili jak ci barbarzyńscy ludzie wśród których mnie ukryto! Zdziczeliście wśród nich! Zatraciliście siebie! Każde życie jest cenne! - Wściekłość wzięła się z nikąd. Nie sądziłam, że mam w sobie jeszcze tyle siły. Ale uniesienie minęło równie szybko, jak przyszło, a ja poczułam się okropnie zmęczona.
Ostrożnie wyciągnęłam dłoń w kierunku stworzenia i położyłam rękę na jego miękkiej szyi.
- Nie zrobi mi krzywdy - dodałam na ostatnim oddechu.
Kolorowe plamy zatańczyły mi przed oczami, a moje ciało uderzyło o ziemię.
Straciłam kontrolę tylko na krótką chwilę, ale ta wystarczyła, żeby Naruto i Sasuke do mnie podbiegli. A właściwie próbowali, bo olbrzymia, groźna bestia zagrodziła im drogę i nie dała się do mnie zbliżyć…
****
*Ena ungricios! - Nie zabijajcie.

9 komentarzy:

  1. Cały dzień czekałam na ten rozdział :D I jak zwykle mnie nie zawiodłaś ;) Cieszę się, że Sakura nie została pozbawiona całej rodziny i ma jeszcze brata ;) Zastanawiam się kiedy dojdzie do ich spotkania. Mam nadzieję, że instynkt jej nie zawiedzie i okaże się, że on naprawdę przeżył ;) Oby to nastąpiło już niedługo :D Swoją drogą bardzo mi się podobało to, że Sakura miała możliwość zobaczyć rodziców na własne oczy :) To z pewnością wiele dla niej znaczyło :)

    Jeśli chodzi o Sasuke to chciałabym aby jak najszybciej przekonał się do Sakury i pomógł jej odzyskać wspomnienia :) Sądzę, że w tym procesie odegra znaczącą role :D

    Z niecierpliwością czekam na kolejną notkę ;)
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że nie zawiodłam. To budujące i motywujące.
      Z tego, co pamiętam, to zatrzymałam się z pisaniem na 18 rozdziale, a spotkanie Ikuto z Sakurą planowałam za 3, góra 4 następne, także przyjdzie Ci trochę poczekać.

      Mam nadzieję, ze następny rozdział uda mi się dodać na czas.

      Pozdrawiam
      Ikula

      Usuń
  2. Cudowny rozdzialik taki pełen ciepła i uczuć!
    Sakura ma brata, o żesz ty! Ja tam ją rozumiem, też chciałabym na jej miejscu odnaleźć jedyną bliską osobę na świecie. Mam nadzieję, że rodzeństwo prędzej czy później się odnajdzie.
    Co do ostatniej sceny... Cudo, po prostu cudeńko! Jak rzuciła się, żeby ocalić biedne zwierzę, to myślałam, że umrę ze strachu. Ale im pokazała! Sasuke i Naruto - chciałabym zobaczyć na żywo ich miny.
    Dziękuję za dodanie rozdzialiku i życze wesołych świąt !!!
    Paulina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi. Ja też życzę wesołych świąt.
      Dla mnie okres świąteczny to zawsze czas, gdy wreszcie mam chwilę, by pisać. Wszyscy objadają się przy stole, a ja skrobię na kolanie. Rozdział piąty mam już praktycznie poprawiony, muszę jeszcze nanieść poprawki w Wordzie i wstawię go pewnie za dwa tygodnie.

      Pozdrawiam
      Ikula

      Usuń
  3. Kocham, kocham i jeszcze raz kocham ! Ten rozdział jest mega, opłacało się czekać :). Dalej nie mogę wyjść z podziwu, że wymyśliłaś tak genialną fabułę. Jest po prostu fantastyczna. Mogłabym czytać tego bloga milion razy dziennie. Dziękuję, że na święta wrzuciłaś rozdział, umiliłaś mi czas wolny :). Życzę Ci wciąż tak cudownej weny oraz Wesołych Świąt ! I do następnego rozdziału ! Czekam z niecierpliwością i pozdrawiam :)

    Kasumi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zadziwiające, ze podoba wam się opowiadanie, którego ja tak naprawdę nie lubię... Wydaje mi się, że jest zbyt naiwne, zbyt dziecinne. Jak poprawiam co poniektóre zdania, to płakać mi się chce nad beznadziejnością tego opowiadania... Ale niech wam będzie, że napisze je do końca tak, jak obiecałam.
      Pozdrawiam
      Ikula

      Usuń
  4. Witaj!
    Rozdział bardzo mi się podoba, lecz Sakura...
    Powiem to, co zwykle Sasuke: irytuje mnie.
    Szczególnie w tej ostatniej scenie. Dziwne zwierzę nie z tego świata pojawia się koło nich, a ta rezykuje, wierząc, że nie ma złych intencji? Pewnie zabłądziło i tak sobie przypadkiem trafiło na ludzi ze swojego świata... No po prostu widać, że Sakura w tym opowiadaniu ma krew elfów... Kocha naturę do tego stopnia, że gdyby ten wilkopodobny stwór ją zabił, to i tak by mu wybaczyła. Irytuje mnie, ale kreacja dobra... skoro jakoś na mnie wpływa.

    Te jej słowa w innym języku... Was ist es gewesen?
    Co to było? Co za język?

    Pozdrawiam i życzę weny, dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam wrażenie że gdzieś już czytałam bloga jakiej samej treści tylko u ciebie jest 6 rozdziałów a tam było podajrze 17 rozdzialow i wogule wszystko takie same. Pamietam ze tamten blog zostal usuniety nie wiem czy on byl twoj czy nie ale słowo w slowo jest wszysko takie same. Pozdrawiam kaczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że czytałaś i komentowałaś kiedyś mojego bloga. Usunęłam go przed dodaniem 18-stego rozdziału. Wszystko wyjaśniłam w zakładce "O blogu". Nick i adres e-mail, z którego założyłam bloga nie uległ zmianie, gdyby ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości.

      Pozdrawiam
      Ikula

      Usuń