„Martwy człowieku,
powiedz
Jak to jest, gdy
przychodzi koniec?
Czuje się ból
Czy przyjemność
Odchodzi się
Czy powraca
Jak z długiej podróży
po latach
Martwy człowieku,
powiedz
Dlaczego więc tak się
boję.”
Klaus
Hoffmann
Otarłam wilgoć z policzka.
Nie chciałam, żeby Sasuke widział, że płaczę, więc zwróciłam puste oczy w
kierunku wesoło trzaskającego ogniska. Ciepło pomarańczowych płomieni
drastycznie kontrastowało z chłodem oganiającym moją duszę.
Sądziłam, że podobne
żale zostawiłam już dawno za sobą. W przeszłości dużo czasu zajęło mi pokonanie
tego bólu. Teraz zostałam zmuszona, by zmierzyć się z nim ponownie. Musiałam
przeżyć opuszczenie i śmierć rodziców od początku. Tym razem miało to wyglądać nieco
inaczej, ale wiedziałam, że będzie bolało dużo bardziej.
A można by pomyśleć, że
człowiek w końcu się uodparnia, pewne przeżycia go hartują…
Gówno prawda!
Atlantyda była dla mnie
czymś nierealnym, odległym, dalekim i niedostępnym. Owszem, potrafiłam ją sobie
wyobrazić, ale ten obraz powstał jedynie dzięki opisom z księgi i mojej
wyobraźni. Nic osobistego. We wspomnieniach nie uchował się żaden dźwięk,
zapach, czy wizja.
A moi rodzice? Najpierw,
kiedy trafiłam do szarego domu, pełnego rozkrzyczanych dzieci i bezlitosnych
opiekunów, myślałam sobie, że kiedyś po mnie wrócą. Łudziłam się, że zostawili
mnie tylko na chwilę, bo musieli załatwić swoje sprawy. Ot, pełne naiwnej wiary
postrzeganie problemów dziecięcym umysłem. Typowe.
Okres adaptacji
zapamiętałam jako bardzo ciężki. Z kompletną amnezją musiałam prędko poznać otaczający
mnie świat i rządzące nim zasady. Tęskniłam wtedy za czymś, czego nie
rozumiałam, za kimś, kogo nie widziałam na oczy. Pojęcie miłości było mi niemal
obce. Niemal… bo wciąż pozostawałam człowiekiem, który podświadomie odczuwał
potrzebę bycia kochanym.
Kiedy zaczęłam lepiej rozumieć
okropną, brutalną rzeczywistość, dotarło do mnie, że oni już nigdy nie wrócą i
zaczęłam ich nienawidzić. Chociaż gdzieś tam, w najodleglejszym zakątku serca
tliła się we mnie jeszcze nadzieja… która w końcu zgasła całkowicie, gdy
wybrano dla mnie rodzinę zastępczą.
Miałam wtedy 15 lat.
Spędziłam w domu dziecka równe 5 lat swojego życia. Wolałabym ich nie pamiętać…
Moje rozmyślania
przerwał Naruto.
- Sakura, wszystko
dobrze? - zapytał w samą porę, bo mój umysł zaczęły zalewać mroczne
wspomnienia, których wolałam nie wywlekać na wierzch.
- Nie wiem, chyba tak. -
Wzruszyłam luzacko ramionami, ale w środku wciąż walczyłam z burzą.
Nigdy do tej pory nie
żałowałam rodziców. Zawsze o wszystko ich obwiniałam. Teraz dręczyło mnie
poczucie winy. Okropne uczucie, dotychczas nieznanej mi odmiany cierpienia,
wypełniło mnie szczelnie. Bolało tak mocno, ponieważ rozwikłałam dręczącą mnie
od lat zagadkę. Z jednej strony poczułam ulgę, bo oto ludzie, których uważałam
za zdrajców stali się mi drodzy. Jednakże pewien fakt zaszczepił się w moim
umyśle, sprawiając mi niemal fizyczny ból. Moi rodzice nie opuścili mnie z
własnej woli, co oznaczało, że ktoś ich do tego zmusił. Ktoś zniszczył całe
moje życie, mordując z zimną krwią tych, którzy są w życiu człowieka
najważniejsi. Doskonale wiedziałam kto.
Madara.
Gdy wypowiedziałam w
myślach to imię, w jednej chwili ta ogromna fala cierpienia i rozgoryczenia
zmieniła się w dominującą wściekłość i chęć zemsty. Nowa pożoga, która zalała
moją duszę. Sprawiła, że płomienie ogniska wystrzeliły kilka metrów do góry, a
ziemia pod moimi stopami drgnęła jakby zaniepokojona.
Chwyciłam w dłoń
niewielki kamień i tak, jak się tego kiedyś nauczyłam, przelałam w niego
mieszaninę uczuć. Zdawałam sobie sprawę, że to zwykły kwarc, a nie kamień
półszlachetny i szybko pęknie, ale nie zajmowałam sobie tym głowy. Głaz
roztrzaskał się mojej ręce, a skóra zaczęła nieprzyjemnie piec. Jednak nie
przyniosło mi to ukojenia. Wrzuciłam rozkruszone odłamki do ogniska i
odetchnęłam głęboko świeżym, wieczornym powietrzem. Gwiazdy już dawno mrugały
na niebie. Byłam tak bardzo przejęta, że nawet tego nie zauważyłam.
Spojrzałam na
towarzyszy, kiedy zyskałam pewność, że w moich oczach nie dopatrzą się
niepokojących błysków szaleństwa. Gdzieś w środku pozostał jeszcze ślad, ale
wiedziałam, że on jeszcze bardzo długo nie zniknie.
Naruto patrzył na mnie z
szeroko otwartymi oczami i lekko rozchylonymi ustami. Chyba nie zdawał sobie
sprawy ze swojej dziwacznej miny. Natomiast Sasuke wyglądał na niewzruszonego,
ale kiedy odwróciłam wzrok w innym kierunku, kątem oka dostrzegłam, jak porusza
się niespokojnie.
Odgarnęłam włosy z czoła
i kontynuowałam naszą rozmowę.
- Chyba możemy już
wrócić do tematu. - Zaskoczyłam samą siebie anielsko spokojnym głosem. - Czy da
się przywrócić mi pamięć? - W tym momencie ta właśnie rzecz interesowała mnie najbardziej.
Była moją przepustką do normalnego funkcjonowania, bo jakby nie patrzeć, po tym
czego się dowiedziałam, nie wyobrażałam sobie od tak po prostu wrócić do mojej
szarej rzeczywistości. Bez wątpienia zrobiłabym wszystko, by dostać się na
wyspę i odkryć w swoją przeszłość. Nie ważne, ile mroku w sobie kryła. Pustka w
mojej głowie irytowała jeszcze bardziej niż dwa dni wcześniej.
Naruto odchrząkną nieco
zaskoczony moją reakcją.
- Sakura… - zawahał się
i skrzywił, jakbym właśnie kazała mu ugryźć cytrynę. - Nie wiem… grzebanie w
ludzkiej pamięci nie jest łatwe.
Prychnęłam. Oczekiwałam
jasnej deklaracji.
- Mógłbyś przywrócić mi
pamięć? - Zrozumiałam, że Naruto odniósł swoje słowa do własnych doświadczeń.
Niewątpliwie rozwijał umiejętności jeszcze na wyspie.
- Być może - odparł z
niechęcią po dłuższej chwili. Nie umiał kłamać.
- Naruto, proszę. -
Spojrzałam na niego błagalnie. - Bardzo mi na tym zależy. Nie ma opcji, żebym
odpuściła po tym wszystkim, co od ciebie usłyszałam, po tym co zobaczyłam i
czego się dowiedziałam.
Naruto w końcu zmiękł i
rozluźnił mięśnie ramion. Wcześniej nie zauważyłam jak bardzo ta rozmowa go
stresuje.
- Sakura, jak już
wspomniałem, grzebanie w pamięci, szczególnie ludzkiej, nie jest takie proste. O
wiele trudniej jest przywrócić pamięć niż ją wymazać. Mógłbym niechcący
poprzestawiać ci w głowie i usunąć potrzebne fakty. Twoje poprzednie i
teraźniejsze doświadczenia kształtują twoją osobowość i charakter, gdyby
któregoś z nich by zabrakło, to stałabyś się zupełnie inną osobą niż teraz.
Przez przypadek mógłbym uczynić cię niespełna rozumu, szaloną, a nawet cofniętą
w rozwoju. Poza tym, do takiego zabiegu muszę dobrze przygotować siebie i
ciebie, żebyś przypadkiem mnie nie zabiła, broniąc swojego umysłu, bo i tak też
może się zdarzyć. Do tej pory robiłem to tylko kilka razy i wyłącznie na
zwierzętach. No i jeśli chcesz, żebym wykonał zabieg, musimy uciec przed
żołnierzami Madary i znaleźć bezpieczną kryjówkę. A jeśli chodzi o…
- Dobra, dobra.
Zrozumiałam - przerwałam mu ponuro. - Naruto za bardzo się nakręcił. Nie tyle
chciał mnie ostrzec, co po prostu przestraszyć, żeby odwieść od decyzji. Z
jakiegoś powodu, wcale nie miał ochoty przywrócić mi wspomnień.
Mój entuzjazm został
brutalnie zgaszony.
- Hej, nie powiedziałem,
że nie. - Oczy Naruto wypełniły się przejęciem i niepewnością. - Tylko
uświadamiam cię o niebezpieczeństwie z tym związanym. Spróbuję, okej?
Kiwnęłam z uśmiechem
głową.
- Tylko jeszcze nie
teraz. Ani ty, ani ja nie jesteśmy gotowi.
Westchnęłam głęboko.
Czyli moje wspomnienia o
rodzicach i Atlantydzie musiały jeszcze trochę poczekać. Chyba potrafiłam znaleźć
w sobie tyle cierpliwości. Żeby odciągnąć Naruto od tematu (wciąż mógł przecież
zmienić zdanie) zapytałam o coś, co mnie, dla odmiany, bardzo fascynowało.
Powiedz mi, Naruto, co
jeszcze potraficie? Czym różnimy się od zwykłych ludzi? - Rozsiedliśmy się
wygodnie w swoich śpiworach, a Sasuke wyjął długi miecz - katanę i zaczął ją
czyścić.
- Jak już wiesz każdemu
z nas przypisane są inne żywioły. Moim jest wiatr, a Sasuke ogień, ma też
zdolność kontrolowania błyskawic. Możemy używać żywiołów zarówno w celu
ochrony, do walki lub dla własnej wygody. Dzięki bezpośredniemu kontaktowi z
Reiki, czyli duchowo kierowaną energią życiową, każdy z Atlantydy potrafi
manipulować jakimś żywiołem. Czasem nawet więcej niż jednym. Reiki wyostrza
najlepsze z naszych cech, powodując, że posiadamy dodatkowe umiejętności. Ja umiem
zaglądać do ludzkich umysłów, przekazywać komuś myśli lub wspomnienia, wyczuwać
nastrój, a dodatkowo wiem, jak stworzyć własnego klona.
- Niesamowite. - Byłam
oczarowana. Chociaż równocześnie zaniepokojona… Czy to oznaczało, że Naruto
cały czas siedzi w mojej głowie?
Najwyraźniej dosłyszał
moje mentalne pytanie, bo roześmiał się.
- Nie, nie. Nie musisz
się o to martwić. Staram się zapewniać wam prywatność. Jestem wyczulony na
wszelkie głośne myśli i wasz niepokój, ale na całej reszcie się nie skupiam, bo
jest tego zbyt wiele. Wyobraź sobie, że masz w swojej głowie oprócz samej siebie
jeszcze cały tłum. Nie mógłbym tak funkcjonować. Kiedy nie ma takiej potrzeby,
wyłączam się.
Pomimo jego zapewnień
pozostawałam nieufna. Może i faktycznie, ta umiejętność Naruto pozwalała na
lepszą ochronę, ale czy od tej pory każda moja myśl miała być poddawana
prześwietleniu? Bynajmniej mi się to nie podobało.
- Sasuke natomiast… -
najwyraźniej blondyn chciał znów podjąć temat, ale brunet mu przerwał.
- Specjalizuję się w
iluzjach. Potrafię sprawić, że przeniesiesz się do świata stworzonego przeze
mnie i będziesz tam całkowicie poddana mojej woli. W świecie iluzji jestem
panem. Mogę zrobić z tobą wszystko, gdy już do niego wpadniesz. Nawet cię
uśmiercić. - Ostatnie zdanie zabrzmiało niemal jak groźba.
Utkwiłam spojrzenie w jago
czarnych oczach i zadrżałam. Nie mogłam się wyswobodzić. Nagle przed oczami
stanęła mi wizja wykonywanej na kimś techniki. Oglądałam, niczym na filmie, jak
Sasuke zabija jednego z ludzi Madary za pomocą jego własnego lęku. Obraz był
tak rzeczywisty, że zachłysnęłam się powietrzem.
Mrugnęłam i znów
siedziałam na śpiworze Naruto przy ciepłym ognisku. Zrozumiałam, że to Sasuke
zawdzięczam ów mroczny seans.
- Nie potrzebuję lęku,
żeby zabić mogę, na przykład, tak wpłynąć na człowieka, że popełni samobójstwo.
Wzdrygnęłam się po raz
kolejny się i to nie tylko dlatego, że taką śmierć uznawałam za wyjątkowo
okrutną, bo bądź, co bądź łamanie ludzkiej psychiki jest gorsze od zadawania
fizycznych cierpień, ale dlatego, że zaczęłam bać się bruneta. Nie mogłam oprzeć
się wrażeniu, że okazywanie brutalności sprawiało mu przyjemność.
- Dlatego moc Sasuke
jest tak śmiercionośna. Ja również mogę zawładnąć czyimś umysłem, ale nie w
taki sposób - dokończył Naruto.
Z trudem odwróciłam
badawcze spojrzenie od Sasuke i uśmiechnęłam się niepewnie do blondyna.
- Skoro pochodzę z
Atlantydy, to też muszę mieć jakieś umiejętności, prawda? - Wiedziałam, że
uzyskam odpowiedź twierdzącą. Nie raz zdarzały się wokół mnie dziwne rzeczy.
Naruto uśmiechnął się
ciepło.
- Wiesz, może tego nie
pamiętasz, ale już wcześniej się spotkaliśmy. Chodziliśmy razem do Akademii.
Lubiłyście się z Hinatą. - Kiedy wspomniał o swojej dziewczynie, jego oczy
rozbłysły czułością, a głos na chwile zgubił ton. - Już jako mała dziewczynka
wykazywałaś ogromne zdolności. Zawsze byłaś pilna i szybko się uczyłaś.
Wszystkie egzaminy teoretyczne zdawałaś najlepiej. Nigdy też nie pochwalałaś
moich wyskoków. - W tym miejscu skrzywił się, jakby przypomniała mu się moja
reprymenda. - Twoja mama, Rin, pochodziła z bardzo uzdolnionego klanu elfów,
który umiał kontrolować zwierzęta i rośliny. Głównie kobiety miały tą
specyficzną więź z naturą. Odznaczały się różowym kolorem włosów. To powinno
być dla ciebie podpowiedzią. - Odruchowo okręciłam wokół palca kosmyk przy uchu.
- Natomiast twój ojciec, Hirashi, był tropicielem, władającym magią ognia. Z
tego, co nam powiedziałaś i co widzieliśmy… wnioskuję, że potrafisz to, co twoi
rodzice razem, chociaż niektóre z tych umiejętności wykształciły się lepiej od
innych. - Wyszczerzył się do mnie bez zapowiedzi. - Jesteś tak blisko naszej
Matki Natury jak żadna inna istota. Uważam, że potrafiłabyś się nawet z nią fizycznie
skontaktować. Tylko, że… - Jego entuzjazm drastycznie osłabł. - Zapomniałaś o
swoim życiu na Atlantydzie, a razem z tym wszystkiego, czego nauczyłaś się na
wyspie. Używasz swoich mocy w bardzo nikłym stopniu i tylko pod wpływem silnych
emocji. Żeby władać nimi tak jak my, potrzebujesz treningu…
- Mógłbyś mnie uczyć? - przerwałam
mu zafascynowana wizją, która rozkwitała pod moimi powiekami. Moje oczy błyszczały
z podniecenia.
- Chyba tak - wykrztusił
kompletnie zaskoczony - ale ja nie nauczę cię wszystkiego. Twoje umiejętności
za bardzo różnią się od moich. Mogę ci przekazać tylko tyle, ile sam wiem.
Resztę będziesz musiała odkryć sama. Zazwyczaj w Akademii każdemu przypisywany
jest nauczyciel z podobnymi zdolnościami. Niestety tu nie dostaniesz takiego
wykształcenia. Ja i Sasuke nie zdamy ci się na wiele.
W mojej głowie brzęczało
ostrzegawczo ostatnie zdanie blondyna. „Ja i Sasuke nie zdamy ci się na wiele.”
Nagle zdałam sobie sprawę, o co mu chodziło.
- Nie ma mowy! -
warknęłam ostro. - Ten gbur nie będzie mnie uczył! - Miałam pewność, że prędzej
oboje się pozabijamy niż czegoś się od niego dowiem.
- Wybuchowy charakterek,
nie ma co. Wiesz, wcale mi nie zależy na tym, żeby cię czegokolwiek uczyć -
odparł zimno. Tym razem zamiast przyznać mu w myślach rację, oburzyłam się i
ofukałam. Co prawda, było to zachowanie godne rozpuszczonej panienki, ale w
tamtej chwili nie potrafiłam inaczej. - To ty poprosiłaś Naruto o możliwość
nauki, a on zaoferował ci tyle, ile mógł. - Skrzywił się. - A teraz bądźcie
cicho. Idę spać. Naruto, ty pierwszy obejmujesz wartę. Obudź mnie za kilka
godzin, jak nie dasz rady już dłużej siedzieć.
- Okej - odpowiedział
ziewając.
- Tylko nie zaśnij zanim
mnie obudzisz - podkreślił twardo.
Wkurzył mnie. Znowu.
Cholernie irytował z tym swoim władczym, przemądrzałym tonem.
- Czy ty nie masz innego
tonu głosu oprócz zimnego i obojętnego? Mógłbyś od czasu do czasu być dla kogoś
miłym. Gdzieś czytałam, że świat odbija twoje zachowania z powrotem do ciebie.
Więc sam jesteś sobie winny, że cię tak traktuję. I…
- Oh… zamknij usta! Twój
głos działa mi na nerwy - powiedział ostro i odwrócił się do nas plecami,
zagrzebując w śpiworze.
Prychnęłam rozeźlona, a
wiatr zawiał mocniej i rozżarzył swoim podmuchem tlące się kawałki drewna. Po
chwili ciszy jaka zapadła, oddech bruneta wyrównał się i uspokoił. Zasnął.
Obydwaj mieli zdumiewającą i przydatną zdolność zasypiania na życzenie.
- Ty też idź już spać
Sakura - powiedział cicho Naruto.
Posłusznie wstałam z
miejsca i już chciałam odejść, gdy coś mi się przypomniało.
- Mam jeszcze jedną
prośbę. - Spuściłam na chwilę oczy. Nie byłam do końca pewna, czy na pewno tego
chcę. Serce mówiło „tak”, a rozum krzyczał „będzie bolało”. - Opowiedz mi o
moich rodzicach. Jak wyglądali? Jacy byli?
- Mogę nie tylko ci
powiedzieć. Mogę ci ich pokazać. - Naruto nie miał w zwyczaju się wahać, czy
odwlekać swoich czynów i na to liczyłam.
Nagle, ni z tego, ni z
owego, przed oczami stanął mi obraz jednego z jego wspomnień.
Zobaczyłam dużo młodszą
i nie znaną mi wersję siebie. Dziewczynka miała 8 lub 9 lat. Różowe włoski
sięgały jej do połowy plecków i wpadały w szmaragdowe, iskrzące się taką
energią i blaskiem oczy, jakich jeszcze nigdy u siebie nie widziałam.
Biegłam w kierunku dwóch
wysokich postaci. Kobieta była szczupła i smukła jak brzoza, ubrana w
kwiecistą, zwiewną sukienkę. Jej delikatną twarz rozświetlił anielski uśmiech, gdy
mnie złapała i przytuliła do piersi.
W tej scenie jedynie obserwowałam
z boku, ale miałam pewność, że od kobiety biło ciepło i delikatny, słodki
zapach fiołków. Mała ja wtuliła się w jej długie, faliste, różowe włosy, a
potem spojrzała w cudownie błękitne oczy.
Mama była piękniejsza
niż we wszystkich moich wyobrażeniach.
Mężczyzna stojący obok
uśmiechał się jak kobieta i jak ona przywodził na myśl drzewo. Jednak istniała
między nimi subtelna różnica. On - opoka, stała i niezmienna, opierająca się
największym wichurom, niczym dąb. Miał brązowe włosy i soczyście zielone oczy -
moje oczy, a do tego był wysoki, umięśniony i niesamowicie przystojny.
Kiedy tak na nich patrzyłam,
rozpierała mnie duma. Z moich oczu popłynęły łzy, których nawet nie próbowałam
ścierać. Żałowałam, że ich nie pamiętam. Wiedziałam, że byli wspaniali. Ocalili
mnie, ale przede wszystkim kochali. Z każdego ich gestu biła bezwarunkowa
miłość.
Uśmiechnęłam się.
Może i tego nie
pamiętałam, ale byłam kochana i szczęśliwa. Miałam rodzinę, w której się
wychowałam i którą podziwiałam. Wiedziałam, że będę walczyć, by odzyskać te
chwile.
Jednak to nie wszystko.
Coś jeszcze ugryzło mnie w obserwowanej scenie. Z zaskoczeniem dostrzegłam
kogoś jeszcze. Za ojcem stał chłopiec z kwaśną, pełną niezadowolenia miną. Był
może 4 lata starszy ode mnie. Czarna, zwichrzona czupryna, wielkie, błękitne
oczy matki i zadziorność w postawie wyrażały bunt. Wchodził w wiek dojrzewania
i najwyraźniej dostał burę od rodziców.
Moich rodziców.
Nagle mnie olśniło, a
oczy otworzyły się szeroko.
Mam brata! Jak to
możliwe? Nigdy, ale to przenigdy nie przyszło mi do głowy, że mogę mieć
rodzeństwo.
Wspomnienie urwało się
równie niespodziewanie, jak się pojawiło, ale mimo to przed oczami wciąż trwał
obraz mojej rodziny. W głowie kotłował mi się obraz chłopca i pojawiające się z
tego powodu pytania.
Czy to na prawdę był mój
brat? Nie miałam pewności, aczkolwiek wszystko na to wskazywało. Ale w takim
razie, co się z nim stało? Czy i jego rodzice ukryli? Jeśli tak, to gdzie?
Dlaczego nie razem ze mną? Gdzie on teraz jest? Co robi? Jak potoczyło się jego
życie?
- Gdzie on jest? Czy on
żyje? - Na wpół świadomie wyrzuciłam z siebie część pytań. - Powiedziałeś, że
znaleźli tylko ciała rodziców, ale nie moje. A mojego… brata? - Ten fakt wciąż
jeszcze nie do końca umiałam strawić, jednakże modliłam się, żeby odpowiedź na
ostatnie brzmiała „nie”.
Niemal wypalałam Naruto
dziurę w czole swoim natarczywym spojrzeniem. Musiałam poznać prawdę.
Chłopak westchnął
ciężko.
- Nie mam pojęcia
Sakura, ale tak jak w twoim przypadku nie znaleziono jego ciała. - Głos miał
wyraźnie przytłoczony i pełen rozterki.
- Czyli żyje -
powiedziałam z mocą, a w mojej głowie zaczął krystalizować się pewien plan.
Naruto najwyraźniej
usłyszał, co się dzieje wewnątrz mnie, bo zerwał się z miejsca z surową miną.
- Cholera… Sakura,
zrozum. - Nagle jego oczy zabłysły złością. - Nie możemy teraz iść i go szukać.
Na ciebie natrafiliśmy przypadkiem. Cała Atlantyda myślała, że jesteś martwa,
albo Madara cię porwał. Nie możesz mieć pewności, że on żyje. Nie masz pojęcia,
gdzie w tej chwili jest! Ba, nawet mnie nie zapytałaś jak ma na imię. Przecież
tego też nie wiesz. Tak, to twój brat, ale nie możesz tak ni z tego, ni z owego
iść i go szukać. Musiałabyś przejść cały świat. Skoro do tej pory go nie
spotkałaś ani w domu dziecka, ani w mieście, to zapewne nie ma go w okolicy
inaczej bylibyście tu teraz razem. - Naruto całkiem stracił swoje opanowanie.
Myślałam nawet, że się na mnie rzuci. Dobitnie pokazał mi, co sądzi o moim
szaleństwie swoim dosadnym tonem. Gdy jego wściekłość się wypaliła, opadł z
powrotem na swoje miejsce.
Miał rację, niemalże co
do wszystkiego, oprócz jednego. Wiedziałam, że on żyje. Czułam to. Nie rozumiałam
dlaczego ani skąd, ale w jednej chwili zyskałam tą pewność.
Po minucie niezręcznej
ciszy jaka między nami zapadła, cichutko i niepewnie zabrałam głos.
- Jak on się nazywa?
- Ikuto - wyrzucił z
siebie nawet nie spoglądając w moją stronę.
Skinęłam głową. Tak jak
sądziłam, to imię nie było mi obce, mimo iż zdawało mi się, że nigdy go nie
słyszałam. Jakaś część zapomnianej mnie drgnęła, gdy blondyn je wypowiedział.
Stwierdziłam, że Naruto
już nic mi dziś nie powie. Na pewno był równie zmęczony jak ja. Podziękowałam
mu więc i weszłam do namiotu. Wczołgałam się do ciepłego śpiwora i szczelnie
nim opatuliłam.
Przez moment w głowie
miałam przyjemną, chłodną pustkę i byłam na najlepszej drodze, żeby zasnąć, ale
niespodziewanie wróciło do mnie wspomnienie podarowane mi przez Naruto.
Za każdym razem, gdy
odtwarzałam scenę w myślach, bolało, ale chciałam dobrze je zapamiętać.
Trzymałam się go jak ostatniej deski ratunku, jak jedynego, żywego świadectwa,
że kiedyś jednak dotknęłam miłości.
Ogarnęłam mnie
przeraźliwa tęsknota za miłością, której nie pamiętałam i o której nic nie
wiedziałam. Czułam się zupełnie zagubiona identycznie, jak za czasów
sierocińca.
Sasuke już spał, a
Naruto był do mnie w miarę „przyjacielsko” nastawiony. Mogłam więc sobie
pozwolić na łzy. Moim ciałem wstrząsnął szloch. Już dawno nie płakałam w ten
sposób.
***
Położyłem się. Moje
ściągnięte mięśnie i napięte nerwy mogły wreszcie trochę odpocząć.
Tak jak podejrzewałem,
różowa okazała się strasznie irytująca. Momentami miałem ochotę udusić ją
gołymi rękami. Już kiedy zobaczyłem ją w klasie, wiedziałem, że będą z nią
problemy, ale nie sadziłem, że aż takie!
Chciałem dalej słuchać
rozmowy Sakury z Naruto, dlatego stworzyłem dla nich iluzję, w której śpię.
Liczyłem, że dziewczyna się rozluźni i bardziej otworzy się przy przyjacielu.
Teraz w naszym interesie leżało, by dowiedzieć się o niej jak najwięcej przez
wzgląd na Perłę Wskrzeszenia.
Ostatnia prośba Sakury
wcale mnie nie zdziwiła. Na jej miejscu też zżerałaby mnie ciekawość. Nie
rozumiałem tylko, dlaczego się waha.
Na chwilę zapadła cisza
przerywana tylko trzaskaniem ogniska. Zapewne oglądała wspomnienie. Wiedziałem,
że ze strony Naruto to złe posunięcie. W napięciu słuchałem ich kłótni. Nie
mogliśmy pozwolić jej teraz odejść. Oczywiście argumenty przyjaciela były jak
najbardziej trafne, ale drugorzędne. Teraz naszym priorytetem stało się
zatrzymanie dziewczyny przy sobie. Nie mogliśmy pozwolić jej odejść z
artefaktem.
Wreszcie cicho
podziękowała mojemu przyjacielowi i życzyła mu dobrej nocy, a potem weszła do
namiotu. Nie ma co, ściągnęliśmy sobie na głowę niemały kłopot.
Kiedy w końcu naprawdę
miałem zasnąć, do moich uszu dotarł cichy szloch pełen tęsknoty i bólu jakiego
dawno nie słyszałem. Zamknąłem oczy próbując odpłynąć, ale nie potrafiłem.
Dopiero kiedy płacz ucichł udałem się w krainę snów.
***
Obudziło mnie ciche
szuranie, jakby drapanie czymś o materiał namiotu.
Nie chciało mi się
otwierać oczu. Odniosłam wrażenie, że moje powieki zostały wykute z ołowiu.
Podświadomie czułam, że jest jeszcze wcześnie i moje ciało automatycznie nie
miało najmniejszej ochoty ruszać się z ciepłego kokonu. W dodatku boleśnie
odczułam, że spanie na gołej ziemi nie wpłynęło zbyt dobrze na kondycję
kręgosłupa.
Leżałam przez chwilę w
ciszy. Moje myśli rozwiewały się między snem, a jawą. Czekałam, aż dźwięk
ucichnie i znów będę mogła zasnąć, ale szuranie stało się jeszcze bardziej
uporczywe i głośniejsze, jakby jego sprawca znajdował się tuż obok.
Pomyślałam, że to Sasuke
celowo chce mi zrobić na złość, ale pomimo tego mój umysł nie działał zbyt
sprawnie, stwierdziłam, że moje podejrzenie jest absurdalne.
Do hałasu dołączył mocny
piżmowy zapach, którego wcześniej nie czułam i to sprawiło, że irytacja
zmieniła się w przestrach. Momentalnie ścierpła mi skóra i oprzytomniałam, a
serce zaczęło wystukiwać nienaturalnie szybki rytm. Usłyszałam niuchanie i
głośne sapnięcie wydane przez inną żywą istotę. Włoski na moim karku zjeżyły się
ostrzegawczo. Coś dużego i dzikiego znajdowało się w moim namiocie.
Starając się leżeć jak
najbardziej nieruchomo, delikatnie uchyliłam powieki. W wejściu zobaczyłam
wielkie, kudłate, czarne cielsko i zaczęłam nawet ostrożniej oddychać.
- Naruto, pomocy! -
wrzeszczałam w myślach, mając ogromną nadzieję, że chłopak mnie usłyszy
chociażby przez sen, wyczulony na panikę w umyśle. I na szczęście nie
przeliczyłam się.
Z nikąd zerwał się
świszczący wiatr. Nagle zamiast ścian namiotu nad głową, zobaczyłam jaśniejące
niebo. Zerwałam się na równe nogi, a wielkie, nieokreślone coś odskoczyło kilka
ładnych metrów ode mnie. Dopiero teraz poczułam, że żołądek podchodzi mi do
gardła, a krew szumi w uszach.
Kiedy w końcu świat
przestał wirować mi przed oczami, zyskałam okazję, by rozeznać się w sytuacji.
To co zobaczyłam zmroziło mnie. Zamarłam.
Sasuke i Naruto dzierżąc
w dłoniach swoje miecze, czaili się na ogromnego, uskrzydlonego, czarnego
wilka. Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Stworzenie z pewnością nie należało
do tego świata. Pochodziło z Atlantydy. Nie mogłam uwierzyć, że to nie sen.
Duże, żółte ślepia
wwiercały się agresywnie w blondyna i bruneta. Ostre jak brzytwy obnażone
zębiska czekały, by gryźć i rozszarpywać. Bestia wyglądała jak wilk, ale była
dużo większych rozmiarów, a z jej grzbietu wyrastały opierzone, krucze
skrzydła, zdolne, by unieść ciężar istoty w przestworzach.
Metal błysnął
złowieszczo w świetle porannej łuny. Stworzenie zaryło szponami w ziemię,
szykując się do skoku. Obserwowałam z uwagą śmiercionośny taniec mięśni pod
skórą, obawiając się o własne życie.
Naruto zrobił krok w
przód. Wilk się cofnął. Chciał czmychnąć z powrotem w las, jednak nie śmiał
odwrócić się plecami do przeciwników. Moi towarzysze z jakiegoś powodu nie
chcieli pozwolić zwierzęciu uciec. Zamierzali je zabić.
W trakcie trwania tej
przerażającej sceny, rozgorzała we mnie walka z samą sobą. Mój instynkt kłócił
się z tym, co podpowiadał umysł. Wiedziałam, że musze pozostać na miejscu. Jednak…
coś wyraźnie pchało mnie w stronę pojedynku.
„Oni ją zabiją!” -
dźwięczało natrętnie w mojej głowie - „Zrób coś!” Ciało drgnęło wsłuchane w owe
polecenie. Zacisnęłam pięści i powstrzymałam się od zrobienia kroku.
„Rusz się!” Nie chciałam
się temu poddać. Oznaczałoby to dla mnie śmierć.
„Ratuj niewinne stworzenie!”
Błaganie sprawiło mi ból, który próbowałam bezskutecznie zdławić - wyrzuty
sumienia.
Sytuacja nie
przedstawiała się ciekawie. Wilk wciąż próbował powoli się wycofać. W jego
oczach za wściekłością czaił się strach. Towarzysze nie chcieli odpuścić. Wciąż
naciskali na istotę, zmuszając ją do obrony i chyba wreszcie pojęła, że nie ma
innego wyjścia. Zawarczała dziko przez zaciśnięte kły.
Sasuke postanowił nie
czekać dłużej. Zrobił zdecydowany krok i uniósł katanę. Zwierzę rozpostarło
imponujące skrzydła, by lepiej się wybić. Sasuke wziął zamach. W jego
spojrzeniu nie dojrzałam cienia litości czy wahania.
To był sygnał.
Ostateczna kropla, która przelała czarę napięcia. Nieznana, nie dająca mi
spokoju, obca siła wygrała. Wbrew wszelkiej logice pozwoliłam intuicji przejąć
kontrolę. Jeszcze nigdy nie poruszałam się tak szybko. Wbiegłam między
walczących i rozpostarłam ramiona, tak jak wcześniej wilk swoje skrzydła. Lecz mój
refleks przegrał ze stanowczością Uchihy. Było za późno. Ostrze leciało w moją
stronę z zawrotną prędkością. Zdążyłam zobaczyć zatrwożone spojrzenie blondyna,
zaskoczone bruneta i odwrócić głowę w kierunku wilczych ślepi, które spoglądały
na mnie bardziej ludzko niż oczy Sasuke.
Sekundę później
usłyszałam dźwięk rozdzieranego materiału i rozlewający się w moim prawym
ramieniu ostry ból. Odruchowo złapałam się za zranione miejsce. Po mojej dłoni
spłynęła gorąca, rubinowa krew.
Naruto i Sasuke stali
jak dwa posągi z wyrazem głębokiego zdumienia na twarzach. Nie dziwiłam się ich
reakcji. W końcu to ja w tym trio byłam wariatką.
Płynne, żywe złoto wpatrywało
się we mnie intensywnie, a powietrze nasiąkło magią. Miałam wrażenie, że słyszę
trzask, jakby coś się rwało albo pękało. Chwilę później wilk złożył skrzydła i
wielkie cielsko klapnęło na ziemię kłaniając mi się. W tej chwili stał się cud,
o którym niewiele jeszcze wiedziałam.
Towarzysze widząc
gwałtowne ruchy stworzenia, odruchowo rzucili się mi na pomoc.
Ból w ramieniu mnie
zamroczył i sprawił, że nie mogłam się poruszyć. Wraz z krwią szybko traciłam
siły.
Tym razem Naruto
podniósł broń. Ich zachowanie mnie zirytowało. Jak mogli się nie domyśleć, że
on jest nie groźny? Przecież go obroniłam, a to chyba o czymś świadczy!
- Nie! - Po lesie
rozniósł się mój donośny głos. - Nie zabijajcie! Ena ungricios! - Nie wiem skąd
wzięły mi się te słowa, ale spowodowały, że Naruto i Sasuke nogi wrosły w
ziemię. - Co jeszcze mam zrobić, żeby wam pokazać, że to nasz brat?! Żebyście
się na niego nie rzucili jak ci barbarzyńscy ludzie wśród których mnie ukryto!
Zdziczeliście wśród nich! Zatraciliście siebie! Każde życie jest cenne! -
Wściekłość wzięła się z nikąd. Nie sądziłam, że mam w sobie jeszcze tyle siły.
Ale uniesienie minęło równie szybko, jak przyszło, a ja poczułam się okropnie
zmęczona.
Ostrożnie wyciągnęłam
dłoń w kierunku stworzenia i położyłam rękę na jego miękkiej szyi.
- Nie zrobi mi krzywdy -
dodałam na ostatnim oddechu.
Kolorowe plamy
zatańczyły mi przed oczami, a moje ciało uderzyło o ziemię.
Straciłam kontrolę tylko
na krótką chwilę, ale ta wystarczyła, żeby Naruto i Sasuke do mnie podbiegli. A
właściwie próbowali, bo olbrzymia, groźna bestia zagrodziła im drogę i nie dała
się do mnie zbliżyć…
****
*Ena ungricios! - Nie
zabijajcie.
Cały dzień czekałam na ten rozdział :D I jak zwykle mnie nie zawiodłaś ;) Cieszę się, że Sakura nie została pozbawiona całej rodziny i ma jeszcze brata ;) Zastanawiam się kiedy dojdzie do ich spotkania. Mam nadzieję, że instynkt jej nie zawiedzie i okaże się, że on naprawdę przeżył ;) Oby to nastąpiło już niedługo :D Swoją drogą bardzo mi się podobało to, że Sakura miała możliwość zobaczyć rodziców na własne oczy :) To z pewnością wiele dla niej znaczyło :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Sasuke to chciałabym aby jak najszybciej przekonał się do Sakury i pomógł jej odzyskać wspomnienia :) Sądzę, że w tym procesie odegra znaczącą role :D
Z niecierpliwością czekam na kolejną notkę ;)
Pozdrawiam i życzę weny!
Cieszę się, że nie zawiodłam. To budujące i motywujące.
UsuńZ tego, co pamiętam, to zatrzymałam się z pisaniem na 18 rozdziale, a spotkanie Ikuto z Sakurą planowałam za 3, góra 4 następne, także przyjdzie Ci trochę poczekać.
Mam nadzieję, ze następny rozdział uda mi się dodać na czas.
Pozdrawiam
Ikula
Cudowny rozdzialik taki pełen ciepła i uczuć!
OdpowiedzUsuńSakura ma brata, o żesz ty! Ja tam ją rozumiem, też chciałabym na jej miejscu odnaleźć jedyną bliską osobę na świecie. Mam nadzieję, że rodzeństwo prędzej czy później się odnajdzie.
Co do ostatniej sceny... Cudo, po prostu cudeńko! Jak rzuciła się, żeby ocalić biedne zwierzę, to myślałam, że umrę ze strachu. Ale im pokazała! Sasuke i Naruto - chciałabym zobaczyć na żywo ich miny.
Dziękuję za dodanie rozdzialiku i życze wesołych świąt !!!
Paulina
Miło mi. Ja też życzę wesołych świąt.
UsuńDla mnie okres świąteczny to zawsze czas, gdy wreszcie mam chwilę, by pisać. Wszyscy objadają się przy stole, a ja skrobię na kolanie. Rozdział piąty mam już praktycznie poprawiony, muszę jeszcze nanieść poprawki w Wordzie i wstawię go pewnie za dwa tygodnie.
Pozdrawiam
Ikula
Kocham, kocham i jeszcze raz kocham ! Ten rozdział jest mega, opłacało się czekać :). Dalej nie mogę wyjść z podziwu, że wymyśliłaś tak genialną fabułę. Jest po prostu fantastyczna. Mogłabym czytać tego bloga milion razy dziennie. Dziękuję, że na święta wrzuciłaś rozdział, umiliłaś mi czas wolny :). Życzę Ci wciąż tak cudownej weny oraz Wesołych Świąt ! I do następnego rozdziału ! Czekam z niecierpliwością i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńKasumi
To zadziwiające, ze podoba wam się opowiadanie, którego ja tak naprawdę nie lubię... Wydaje mi się, że jest zbyt naiwne, zbyt dziecinne. Jak poprawiam co poniektóre zdania, to płakać mi się chce nad beznadziejnością tego opowiadania... Ale niech wam będzie, że napisze je do końca tak, jak obiecałam.
UsuńPozdrawiam
Ikula
Witaj!
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podoba, lecz Sakura...
Powiem to, co zwykle Sasuke: irytuje mnie.
Szczególnie w tej ostatniej scenie. Dziwne zwierzę nie z tego świata pojawia się koło nich, a ta rezykuje, wierząc, że nie ma złych intencji? Pewnie zabłądziło i tak sobie przypadkiem trafiło na ludzi ze swojego świata... No po prostu widać, że Sakura w tym opowiadaniu ma krew elfów... Kocha naturę do tego stopnia, że gdyby ten wilkopodobny stwór ją zabił, to i tak by mu wybaczyła. Irytuje mnie, ale kreacja dobra... skoro jakoś na mnie wpływa.
Te jej słowa w innym języku... Was ist es gewesen?
Co to było? Co za język?
Pozdrawiam i życzę weny, dużo weny :)
Mam wrażenie że gdzieś już czytałam bloga jakiej samej treści tylko u ciebie jest 6 rozdziałów a tam było podajrze 17 rozdzialow i wogule wszystko takie same. Pamietam ze tamten blog zostal usuniety nie wiem czy on byl twoj czy nie ale słowo w slowo jest wszysko takie same. Pozdrawiam kaczka
OdpowiedzUsuńOczywiście, że czytałaś i komentowałaś kiedyś mojego bloga. Usunęłam go przed dodaniem 18-stego rozdziału. Wszystko wyjaśniłam w zakładce "O blogu". Nick i adres e-mail, z którego założyłam bloga nie uległ zmianie, gdyby ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości.
UsuńPozdrawiam
Ikula