czwartek, 29 października 2015

Rozdział IX


Nie czekając, razem z Naruto ruszyliśmy w stronę naszych wrogów. Pierwszego pokonałem bez większych problemów, łapiąc w iluzję. Jednakże z kolejnym nie szło mi już tak łatwo. Najwidoczniej owa grupa była wyszkolona w taki sposób, żeby skutecznie nas wyśledzić i zabić. Znali każdą słabą stronę naszych unikatowych umiejętności.
Mój przeciwnik unikał patrzenia mi w oczy, a to właśnie w tym leżał szkopuł. Mogłem użyć swojego daru tylko, jeśli ktoś patrzył mi w oczy. A poza tym trudno jest walczyć z kimś, kogo się prawie nie widzi. Prawie, bo zostawało jeszcze wyczulenie na obcą energię, a to razem z Naruto umieliśmy bardzo dobrze.
Może i ci ludzie nie byli najbardziej mocarni, ale słabi też nie. Przeciwnik z kocią zręcznością odpierał moje sztychy. Jednakże szala szybko przechylała się na moją stronę i przerażony tym, z kim walczy, zmęczony zadawaniem desperackich pchnięć mężczyzna tracił czujność. W tym samym czasie, kiedy miałem zaserwować ostateczny cios, zobaczyłem, jak Sakura rzuca się na przeciwnika Naruto i trafia go od tyłu, a potem sama zaszokowana tym, co zrobiła, stoi zmartwiała. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie jeden szczegół. Tuż obok niej wyczułem obcą energię człowieka, którego najwyraźniej ona nie widziała, tropiciela. On był coraz bliżej, a ona dalej stała jak wryta zapatrzona na zakrwawiony atlantycki miecz. Nagle Naruto wrzasną ostrzegawczo:
- Sakura, uważaj.
Dopiero wtedy się ocknęła, jednak na reakcję było już za późno. Oczy dziewczyny rozszerzyły się z przerażenia.
Silnym pchnięciem odparowałem cios swojego przeciwnika, wytrącając mu broń z dłoni i w kilku błyskawicznych krokach znalazłem się przed Sakurą. Wziąłem zamach, chcąc zatrzymać atak, ale trafiłem w pustkę, a ciężar miecza połączony z siłą poziomego pchnięcia, wykręcił mną w bok. Usłyszałem groźny świst, a później dźwięk rozdzieranego ostrzem materiału. Poczułem jak po moim boku zaczyna spływać coś gorącego, a dopiero potem zaatakował ból. Okropne, przeszywające pieczenie. Rwący, nie do wytrzymania ból. Jęk uwiązł mi w gardle. Automatycznie cofnąłem się dwa kroki w tył, a przy trzecim nogi się pode mną ugięły. Upadek wzmocnił wrażenie rozdzierania żywcem, ale ono szybko minęło. Leżąc na płaskim gruncie udawało mi się nie poruszać i jakoś tamować upływ krwi.
Wszystko zamarło. Żadnego dźwięku, ale za chwilę odgłosy walki wróciły z większą siłą. Zamroczyło mnie, jednak starałem się nie stracić przytomności. wiedziałem, czym to grozi w moim przypadku. Przekręciłem głowę w bok, żeby móc oglądać dalszy przebieg walki.
Obserwowałem, jak nagle Sakura sztywnieje, jakby coś usłyszała, a później z dziką wściekłością wymalowaną na twarzy przecięła nieporadnie mieczem powietrze. Najwyraźniej prowadziła z tropicielem dialog, bo jej usta poruszały się. Odpowiadała, mimo spięcia i zdenerwowania. Nieoczekiwanie jej postać lekko mi się zamazała mi się i to nie z powodu bólu, ani braku przytomności. Mój umysł był bardziej trzeźwy niż zwykle. Do moich uszu doszedł jego pełen kpiny głos, ale nie odpowiedziała. Stała na środku pokoju maksymalnie skupiona.
Zaskakując mnie kompletnie, dziewczyna rzuciła się w sobie znanym kierunku atakując, ale znów chybiła. Za to na jej lewym ramieniu pojawiło się płytkie rozcięcie. Odskoczyła. Nagle coś odwarknęła i zamachnęła się po raz kolejny, tym razem trafiając. Na klindze pojawił się ślad krwi. Jednakże wątpiłem, żeby poważnie go zraniła. Jej ruchy były zbyt nieporadne.
Chyba postawiła na unikanie ciosów, co z pewnością lepiej jej wychodziło, niż ich zadawanie, chociaż nie do końca. Raptem wpadła plecami na ścianę, a przeciwnik zadał jej płytką ranę w brzuch. Oboje walczyli na ślepo. Dziewczyna przycisnęła rękę do rany a następnie bez uprzedzenia przeturlała się po podłodze, tnąc nieprzyjaciela po łydkach.
Nieoczekiwanie dostrzegłem w jej oczach ten niebezpieczny błysk, który oznaczał, że ma plan. Zaskoczony, po minucie, poczułem swąd palonej tkaniny. Musiałem przyznać Sakurze punkty za pomysłowość, bo w ten oto sposób zlokalizowała swojego przeciwnika i poważnie go raniła.
Jednakże zaraz skóra mi zdrętwiała, gdy usłyszałem, co tamten wykrzykuje. Nie miałem pojęcia jakiej natury jest energia tego tropiciela, ale nie ważne. Jaka by nie była i tak dla Sakury oznaczało to koniec pojedynku.
Nieoczekiwanie rośliny, które były w mieszkaniu, zaczęły się gwałtownie rozrastać i szybko dotarły do dziewczyny. Najpierw oplotły jej kostki, a następnie zaczęły się po niej wspinać. Próbowała się ich pozbyć, ale jej wysiłki nie przynosiły efektów. Giętkie gałązki kontynuowały swoją wspinaczkę po jej ciele. Kiedy oplotły się wokół jej klatki piersiowej, jej twarz zrobiła się najpierw czerwona, a potem sina. Zrozumiałem, że sama nie da sobie rady. Wilczyca porzuciła walkę z przeciwnikiem Naruto i pobiegła w stronę Sakury. Chciała przegryźć, krępujące dziewczynę więzy, ale i ją zaczęły oplatać.
„Dość” - pomyślałem i wyciągnąłem rękę po jeden z zielonych pędów, który leżał w pobliżu i zapaliłem go. Tak jak się spodziewałem ogień wspomagany przez magię szybko rozszedł się dalej.
Zorientowałem się, że pomagam jej bez jakichkolwiek oporów tak, jak nie raz pomagam Naruto. Nie wiedzieć kiedy, Sakura awansowała u mnie do rangi przyjaciółki. Kiedy to do mnie dotarło, skrzywiłem się lekko. W dzieciństwie trochę się znaliśmy i nawet dobrze się nam razem gadało, dopóki nie zniknęła. Na szczęście nie ma o tym pojęcia. Od tamtej pory minęło dużo czasu, a ona bardzo się zmieniła.
W końcu zielone pędy z niej opadły, a ona upadła na ziemię. Miała świadomość, że jeśli szybko się nie podniesie, to może to źle wpłynąć na przebieg walki. W jej oczach dostrzegłem ulgę i strach zarazem. Patrzyła prosto na mnie i na fragment rośliny, który wciąż ściskałem. Posłała mi coś na kształt zdeformowanego uśmiechu.
Przymknąłem na chwilę oczy. Użycie magii mocno mnie wyczerpało. Jednak, kiedy z powrotem je otworzyłem, żałowałem tej chwili nieuwagi, bo dużo mnie ominęło. Teraz pojedynek toczył się bliżej mnie. Sakura atakowała z całych sił, spychając przeciwnika dalej od miejsca, w którym leżałem.
Raptem przestała odparowywać ciosy i wbiła miecz w, stojącego do niej tyłem człowieka, który walczył z Naruto. Widocznie zrozumiała, że sama sobie nie poradzi i potrzebuje pomocy. Niezdarnie wydobyła broń z ciała zabitego i wróciła do właściwej walki. Skrzyżowali ostrza, jednak tropiciel rozciął jej nadgarstek. Każdy następny sztych był słabszy od poprzedniego.
Naruto  w samą porę zorientował się, dlaczego Sakura zabiła jego przeciwnika i stanął za tropicielem. Obserwowałem skupienie na twarzy przyjaciela. Próbował zlokalizować energię swojego nowego celu.
Sakura wyraźnie wyczerpana dalej się broniła. Już chyba ostatnim wysiłkiem skrzyżowała broń z mieczem przeciwnika, unieruchamiając go. Teraz był dla Naruto łatwym celem, ale blondyn wciąż stał w bezruchu. Nie mógł chybić. Na czoło dziewczyny wstąpiły krople potu, a mięśnie jej ramion zadrżały. Naruto w ostatniej chwili przebił tropiciela. Trafił go idealnie prosto w serce.
Sakura odwróciła wzrok wyraźnie zniesmaczona, gdy zobaczyła twarz swojego wroga. Po czym jej spojrzenie padło na mnie. Od razu podbiegła bliżej razem z Naruto. Uklęknęli po obu moich bokach. Dziewczyna sięgnęła ręką do mojej rany. Spiąłem się. Myślałem, że nie będzie w stanie znaleźć w sobie delikatności i sprawi mi jeszcze więcej bólu. Jednakże pomyliłem się. Odkleiła zaschnięte ubranie z ogromnym wyczuciem i zabolało tylko trochę mocniej. Podciągnęła wyżej moją koszulę i przekręciła głowę w drugą stronę. Wyglądało na to, że rana była bardzo poważna.
Zawołała Lore i poprosiła ją o uleczenie mojej rany. Byłem nieco zaskoczony, gdy w głosie wilczycy usłyszałem wyraźny smutek i żal. Może wreszcie miała przestać mnie tak wrogo traktować.
Lorelei poprosiła dziewczynę, żeby nie pozwoliła mi zasnąć. Wydało mi się to zupełnie nie potrzebne. Umysł miałem jasny, aż za bardzo. Mimo to, nic nie powiedziałem. Pozwoliłem, żeby podeszła bliżej mojej głowy. Dopiero teraz miałem szansę dokładnie ocenić jej stan fizyczny i no cóż. Wyniki mojej inspekcji trochę mnie wystraszyły i zdenerwowały zarazem. Ciało od kostek do samej szyi znaczyły ciemne, krwiste pręgi, po ataku bluszczy. Ubranie miała wymięte, poplamione i poszarpane. W miejscach, gdzie zranił ją tropiciel, tkanina była przesiąknięta od jej własnej krwi. Brzuch i ramię już nie broczyły aż tak bardzo, ale nadgarstek owszem, tym bardziej, że wciąż nim ruszała. W dodatku jej włosy były teraz jednym wielkim, potarganym kołtunem. Poza tym, była wykończona. Ręce i nogi miały jej już niedługo odmówić posłuszeństwa.
Tak naprawdę, to nie rozumiałem jakim cudem ona wciąż ma otwarte oczy. Chociaż nie, wiedziałem.
Przymknąłem powieki. Byłem tym wszystkim zmęczony.
Dręczyło ją poczucie winy.
- Sasuke, Sasuke - usłyszałem twardy głos dziewczyny, który szybko zabarwił się niepokojem. - Hej, Sasuke. Poczułem muśnięcie na policzku. - Nie zasypiaj, słyszysz?! Zostajesz ze mną! Nigdzie się nie wybierasz!
„O czym ona chrzani?” Nigdzie się nie wybieram. Tylko tak bardzo zachciało mi się spać. Byłem tak wycieńczony, że z chęcią zapadłbym w sen. Jednak nagle moja rana zapulsowała okropnym bólem. Zdałem sobie sprawę, że jednak Lore miała rację. Potrzebowałem osoby, która nie pozwoli mi zasnąć.
Znów w moim polu widzenia znalazła się Sakura. Przyglądała się poczynaniom wilczycy z niesmakiem. Głowę miała tak odwróconą, że miałem świetny widok na jej poznaczoną pręgami szyję i krwawy odcisk palców na jednym z policzków. Musiała odgarnąć sobie włosy zranioną ręką. Niespodziewanie znów odwróciła się w moim kierunku i posłała mi cień uśmiechu.
- Jeszcze tylko trochę, ona już kończy. Nic ci nie będzie. Obiecuję. Nie umrzesz. Nie wolno ci umierać. - Chyba bardziej chciała tymi słowami pocieszyć siebie.
Nagle jej ton uległ znacznej zmianie i stał się bardziej szorstki.
- A tak w ogóle, to nie rozumiem, po co mnie ratowałeś. Świetnie mi szło.
Nie mogłem się powstrzymać i mimo wysuszonego gardła odpowiedziałem z kpiną.
- Oczywiście…
- Nie powinieneś był się narażać. Przecież to ty i Naruto jesteście tu najważniejsi. Gdyby coś ci się stało, to przyszłość twojego świata nie przedstawiałaby się zbyt kolorowo.
Jak zwykle, gdy się tak wymądrzała, coś mnie trafiało.
Utkwiłem w niej groźne spojrzenie.
- Bądźże cicho…
Dziewczyna uciekła wzrokiem w bok nieco zawstydzona. Znów się obwiniała.
W samą porę odezwała się Lore.
- W porządku. Zrobiłam tyle, ile mogłam, a teraz musimy stąd odejść. Najlepiej byłoby, gdybyśmy wrócili do hotelu.
- Jasne. - Dopiero, gdy przyjaciel się odezwał, zwróciłem na niego uwagę.
Znałem go już tak długo, że wiedziałem, że się martwi. Był zmęczony, jak wszyscy, ale z nas wszystkich trzymał się najlepiej. Naruto wstał z podłogi. Sakura spojrzała na niego, a potem z niezbyt ciekawą miną złapała się podłokietnika, stojącego obok fotela. Syknęła. Musiał zaboleć ją nadgarstek.
- Sakura, wszystko dobrze? - Naruto był równie zmartwiony, jak ja.
Dziewczyna przytaknęła, ale po chwili oczy uciekły jej do tyłu głowy. Osunęła się bezwładnie na ziemię.
Wywróciłem oczami. Wiedziałem, że tak będzie.
Jak najostrożniej podniosłem się do pozycji siedzącej. Zabolało, ale nieznacznie.
Lorelei zbadała Sakurę delikatnie, trącając ją nosem, po czym przejechała językiem po jej rozcięciach.
- Dojdzie do siebie. Potrzebuje tylko snu. Jest po prostu bardzo zmęczona.
Oboje się z nią zgodziliśmy. Naruto wziął dziewczynę na ręce.
- Sasuke, zabierz swój miecz.
Spojrzałem na zakrwawioną klingę. Chwyciłem rękojeść. Miałem dziwne wrażenie, jakby broń pulsowała jeszcze energią Sakury. Wytarłem ostrze o dywan.
Przed wyjściem z pokoju, rozejrzałem się jeszcze po nim. Zostawiliśmy po sobie istne pobojowisko. Szkło, krew i trupy. Pokręciłem głową z niesmakiem. Pragnąłem jak najszybciej opuścić to miejsce.
Naturo okrył nas wszystkich niewidzialnością. Chociaż ta osłona była beznadziejna w porównaniu do tej Sakury, to udało się nam niezauważalnie przejść przez miasto i obok zboczonego recepcjonisty.
Z ulgą zamknąłem drzwi od pokoju hotelowego na klucz.
- Połóż ją na łóżku. - Lore z Naruto od razu zajęli się nieprzytomną dziewczyną. - Będziesz musiał mi pomóc. - Wilczyca przeszywała przyjaciela swoim złotym spojrzeniem, aż ten się ugiął. - Wyjmij mi jej torbę i znajdź jakąś sukienkę, czy koszulę.
W czasie, kiedy Naruto wykonywał jej polecenia, zwróciła się do mnie.
- Sasuke, połóż się. Musisz się zregenerować. Może wygląda, jakbym cię poskładała, ale w rzeczywistości miałeś uszkodzone organy i tkanka wciąż jest delikatna.
Niezadowolony spojrzałem na swoje posłanie na podłodze.
- Nie, nie tam. Tu. - Wskazała skrzydłem pustą część łóżka.
Dostrzegła, że się waham.
- No dalej. Wczoraj jakoś nie miałeś oporów. - Ostatnie zdanie zabarwiła śmiechem.
Ale miała rację. Potrzebowałem odzyskać siły, a niewygodna podłoga wcale tego nie zapewniała.
- Naruto, przynieś mi miednicę z ciepłą wodą.
Gdy tylko blondyn wyszedł z łazienki, ja poszedłem się umyć. Wziąłem ekspresowy prysznic i z ulgą przebrałem się w czyste rzeczy. Tym razem założyłem do snu koszulę i długie spodnie dresowe. Otworzyłem drzwi od pomieszczenia i przystanąłem mocno zdziwiony.
Lore kłóciła się z Naruto.
- Oj, nie bądź niepoważny. Gdybym miała przeciwstawne kciuki, wcale nie poprosiłabym cię o pomoc.
Wilczyca nierzadko się spierała, ale zawsze ze mną. Nigdy z przyjacielem.
- Nie ma mowy, nie będę rozbierał nieprzytomnej dziewczyny.
No to było już jasne, o co chodzi. W sumie rozumiałem blondyna. Hinata wcale nie byłaby zadowolona, gdyby się o tym dowiedziała.
Byłem już naprawdę padnięty i nie miałem ochoty na jakiekolwiek konflikty.
- Naruto, idź spać. - Poklepałem go przyjacielsko po ramieniu. - Ja pomogę Lore.
Blondyn odetchną z ulgą i wbiegł do łazienki, żeby się odświeżyć.
Wilczyca spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Naprawdę zamierzasz mi pomóc, czy chodzi ci o coś innego?
Spojrzałem na nią z powagą. Naprawdę nie miałem potrzeby oglądania Sakury nago. Chciałem już skończyć ten cały cyrk.
- Zróbmy to szybko i oboje będziemy mogli się położyć.
Z wahaniem przytaknęła łbem i wróciła do Sakury.
Poinstruowany przez Lore szybko pozbyłem się bluzki i spodni dziewczyny. Teraz leżała na łóżku w samej bieliźnie. Przyznam, że dziwnie się czułem. Tym bardziej, że wiedziałem, że kiedy się o tym dowie, urwie mi głowę. Starałem się nie dotykać jej skóry. Jeśli już, to robiłem to przez materiał.
- Urwij fragment jej bluzki, tylko taki nie zakrwawiony.
Wykonałem polecenie i włożyłem materiał do miednicy.
- Wyżmij i złóż.
Wilczyca chwyciła w zęby tkaninę i oczyściła nogi, przesuwając szmatę nosem.
- Wypłucz, wyżmij i złóż.
Znów zrobiłem to, o co prosiła, ale gdy miała ponowić przerwane zajęcie, odłożyła delikatnie wilgotny materiał na bok i poderwała się na cztery łapy. Sierść zjeżyła się na jej karku, a w jej gardle z każdą chwilą narastał dziki charkot. Oczy zabłysły jej wściekle.
Nie rozumiałem, o co chodzi, więc nachyliłem się, żeby zobaczyć, co tak zdenerwowało Lore. Przez chwilę wpatrywałem się tępo w jej skórę. Pokaźny fragment poniżej linii stanika poznaczony był na pierwszy rzut oka nie widocznymi bliznami. Wyglądało to, jakby ktoś ją płytko pociął nożem. Zaraz obok widniała blizna oparzeniowa najprawdopodobniej po papierosie.
- Dziecko, kto ci to zrobił? - wyszeptała wilczyca ze zgrozą. Też nie mogłem pozbyć się obrazu blizn z umysłu. Wolałem nie wiedzieć, co ma na plecach. Nie potrafiłem sobie nawet wyobrazić, jakiego okrucieństwa doświadczyła, kiedy trafiła do tego świata.
Lore skończyła myć Sakurę, chodź jej oczy wciąż ciskały błyskawice. Później poprosiła mnie, żebym włożył na nią ubranie, które wyjął jej Naruto. Na koniec wilczyca chwyciła w zęby kołdrę i naciągnęła ją na dziewczynę. Kazała mi jeszcze wylać brudną wodę. Sama zwinęła się w kłębek w kącie pokoju, a jej oczy przestały błyszczeć.
Chwilę później Naruto wyszedł z łazienki i też się położył. Sam wczołgałem się pod kołdrę. Leżałem na plecach wpatrując się w sufit. Gryzące myśli nie pozwalały mi odpłynąć. w czasie pojedynku trochę zastanawiałem się nad odwagą Sakury. Nie było raczej normalną rzeczą, że młoda dziewczyna rzuca się w wir walki instynktownie, posługując się przy tym bronią. Zgadywałem, że nie raz była zmuszona walczyć o swoje życie. Jej blizny sprawiły, że zmieniłem nieco swoje zdanie na temat jej osoby. Sądziłem, że jest nic nie wartą, pustą dziewczyną. Okazało się, ze kompletnie nie miałem racji. Co nie zmienia faktu, że jest zbyt pyskata i strasznie irytująca. Odwróciłem się do niej plecami i zamknąłem oczy. Nie miałem siły dłużej o tym myśleć.
***
Krew. Pełno krwi i te oczy. Błękitne. Zimne jak lód.
- Gdzie jest Maya?
Sarkastyczny śmiech.
Wstrząsający ciałem dreszcz.
- O nią się nie bój. Chłopcy dobrze się nią zajmą.
Dym. Duszący, papierosowy dym.
Strach i dławiąca wściekłość wzburzająca krew.
Okrucieństwo.
- Oni ją zabiją!
- Może i tak.
Szok. Przerażenie. Żal.
Maya jest zbyt delikatna.
Coś w środku pęka. Dziecięca niewinność rozpada się na kawałki. Strach. Czym on w ogóle jest? Po co mi on?
Wściekłość. Rozgrzewająca, dławiąca wściekłość.
Wrzask. Atak. Huk upadającego na podłogę grubego cielska kobiety.
- Co ty wyprawiasz?! Widzę, że już nie możesz się doczekać swojej kary. - Dziki błysk w oku mówił wszystko. - W takim razie ja ją wymierzę.
Zero delikatności. Tylko nienawiść.
Papieros. Ogień. Ból. Nóż. Otrze. Ból. Krzyk.
- Maya!
Maya jest zbyt słaba…
- Maya!
Maya jest zbyt delikatna…
- Maya! Maya!
***
Obudził mnie niespokojny ruch kołdry. Spojrzałem na drugą stronę łóżka. W półmroku błyszczała mokra od potu twarz Sakury. Rzucała się w pościeli.
- Maya… Maya… - niespokojny twarz i ściągnięte nerwowo rysy upewniły mnie, że nie śni jej się nic dobrego.
Nagle otworzyła oczy i poderwała się do pozycji siedzącej.
Obserwowałem ją spod przymkniętych powiek. Spazmatycznie łapała powietrze. Rozejrzała się spłoszonym wzrokiem po pokoju i rzuciła się do łazienki. Nie zdołała do końca zamknąć drzwi. Usłyszałem odgłos zwracania, a później duszony w dłoniach szloch.
Przez chwilę nie wiedziałem, co mam robić. Iść do niej, czy zostać w łóżku. W końcu, gdy już przekonałem siebie, że to nie jest zły pomysł, wygrzebałem się z pościeli i opuściłem nogi na podłogę. Naruto i Lore spali. Byli zbyt zmęczeni, żeby się obudzić. Z westchnieniem podszedłem do drzwi łazienki i zapukałem. Nie usłyszałem odpowiedzi, więc zajrzałem po prostu do środka.
Sakura siedziała na podłodze, opierając się plecami o chłodne kafelki, którymi wyłożona była ściana. W oczach miała obłęd, a po rozpalonych policzkach płynęły łzy. Spojrzała na mnie płochliwie, ale kiedy zorientowała się kim jestem, lekko się uspokoiła. Nic nie powiedziała.
Usiadłem obok.
Nie do końca wiedziałem, co mogę powiedzieć, albo zrobić, ale to ona pierwsza się odezwała.
- Też tak się czułeś po pierwszej walce? Wszystko mnie boli. Chyba mam zakwasy. - Nie mogłem uwierzyć, że się uśmiecha.
Wstrząśnięty jej nienaturalnym zachowaniem, odpowiedziałem zagubionym głosem.
- Tak, mniej więcej.
Zachichotała cicho, ale nagle jej śmiech przerodził się w szloch. Przygryzła usta i otarła łzy.
- Sasuke, zabiłam człowieka - wyszeptała ze zgrozą. Patrzyła na swoje dłonie, jakby widziała na nich krew zabitych.
Zmarszczyłem brwi.
- Nie jednego. - Nagle podniosła na mnie swoje błyszczące, szmaragdowe oczy. - Czy to znaczy, że jestem zła?
Nie miałem pojęcia, co mam powiedzieć. Wiedziałem jedynie, że nie mogę jej okłamać.
- Sakura… - Chyba pierwszy raz zabrakło mi słów w jej obecności. Zawsze miałem na podrędziu jakąś sarkastyczną odzywkę, ale nie teraz.
- Nie mów tego, co chcę usłyszeć. Powiedz prawdę. - Zadrżała, ale spojrzenie wciąż miała utkwione we mnie.
Westchnąłem ciężko.
- Nie mam pojęcia. Nie ma wątpliwości, że zrobiliśmy, co musieliśmy, a ci ludzie byli źli, ale…
- Ale to było ich życie i tylko Matka ma prawo decydować o jego końcu.
Zacisnęła powieki. Nie chciała, żebym widział jej łzy.
Urwałem kawałek papieru toaletowego i podałem jej.
Skinęła głową z wdzięcznością i otarła twarz.
- Ile osób zabiłeś? - zapytała po chwili ciszy, jaka zapadła.
Westchnąłem. Miałem wrażenie, że jeśli odpowiem zgodnie z prawdą, to ona się załamie.
- Dwie.
Faktycznie spojrzała na mnie zaskoczona.
- Dwie? - Widziałem w jej oczach coraz większe załamanie. Pogrążała się we własnych wyrzutach sumienia.
- Przez te dwa lata unikaliśmy starcia z ludźmi Madary. Tylko raz w tym czasie byłem zmuszony zabić człowieka.
Przejęta odgarnęła sobie włosy z czoła.
- Ja zabiłam trzy. - Skrzywiła się i zacisnęła usta w wąską linijkę. Wspomnienia ją bolały.
Zerknąłem na nią pytająco. Przewinąłem w umyśle przebieg wczorajszej bitwy. Jeśli się nie myliłem, to zabiła tylko dwóch przeciwników.
- Wczoraj dwie. - Skuliła się i objęła nogi ramionami. - A kilka lat wcześniej… Miała na imię Maya… To moja wina, że nie żyje.
Wydawało mi się, że Sakura zaraz znowu się rozpłacze, ale zamiast tego, jej powieki opadły, a głowa znalazła się na moim ramieniu.
- Maya… - wyszeptała po raz ostatni we śnie i więcej się nie poruszyła.
Wstrzymałem na moment oddech, zastanawiając się, co w tej sytuacji zrobić. Nigdy żadna dziewczyna, oprócz mojej matki, nie była tak blisko mnie. Z westchnieniem bezsilności wziąłem ją na ręce i położyłem powrotem do łóżka. Spojrzałem jeszcze tylko na wilgotne policzki i sam położyłem się spać.
Z każdą poważniejszą rozmową z nią, spowijało ją więcej tajemnic. A myślałem, że tym razem cokolwiek się wyjaśni…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz