czwartek, 29 października 2015

Rozdział XII


Jechaliśmy bardzo długo. Chciałam wywieźć nas jak najdalej od tamtego miasta. Nie mogliśmy się już w nim czuć bezpiecznie, o ile w ogóle gdziekolwiek mogliśmy się tak czuć. Niemniej Sasuke uświadomił mnie, że Madara ma swoje sposoby, żeby nas skutecznie wyśledzić.
- Nie pamiętasz… - urwał, bo zorientował się, że patrzę na niego ze zmrużonymi gniewnie oczami - widzisz, na Atlantydzie istnieje wiele uzdolnionych rodzin i klanów. Madara ma w swoich szeregach sporo, pochodzących z nich zdrajców. Na przykład Czujki. - Odpowiedział mi, gdy zapytałam o powód naszego wyjazdu.
- Czujki? A co to takiego? - Zastanawiałam się, ile jeszcze dziwnych określeń mięli w zanadrzu.
- Nie co, tylko kto. - Uniósł kącki ust z drwiną, ale zaraz podjął temat, nie dając mi szansy się odszczeknąć. - To zazwyczaj ludzie. Magia elfów jest bardziej związana z energią ziemi i żywiołów. Ale wracając, Czujki potrafią oznakować w jakiś sposób daną osobę i dzięki temu cały czas wiedzą, gdzie ona się znajduje. W tym świecie stosuje się takie elektryczne małe urządzenia, to działa podobnie.
- Pluskwy.
- Właśnie. - Uniósł brwi i zacisnął usta, kiedy zorientował się, że się z niego naśmiewam. - Jestem pewny, że oznakowali tropiącą nas grupę i na pewno już zorientowali się, dlaczego się nie przemieszcza.
Głośno przełknęłam ślinę. Przed oczami stanęły mi obrazy ze wczorajszej walki. Już nie było mi do śmiechu.
- Sądzisz, że już wysłali nowych? - Moje pytanie było raczej stwierdzeniem. Spojrzałam mu prosto w oczy. Zdawałam sobie sprawę, że w moich odciskał się zalewający mnie strach, ale i w jego czarnych - dostrzegłam ten błysk.
- Chciałbym wierzyć, że nie - szepnął.
Mój żołądek fiknął koziołka i zawiązał się w supeł. Mimo iż miałam tego świadomość, to gdzieś głęboko błąkała się smuga nadziei, jednak odpowiedź Sasuke była jednoznaczna.
Kątem oka zerknęłam na tylne siedzenie. Naruto wciąż był zmęczony i skorzystał z tego, że może spokojnie zasnąć. Zaczynałam powoli rozumieć jego taktykę. Przyjaciel spał wtedy, kiedy mógł. Wykorzystywał każdą wolną chwilę na odpoczynek, by być w formie, żeby walczyć. Zaskoczyło mnie za to, że Lore pozwoliła sobie na stratę czujności na rzecz snu podczas, gdy leżała na kolanach Naruto. Wydawało mi się, że nie ufa naszym towarzyszom do tego stopnia. Zawsze miała ich działania na oku i praktycznie nie spała, pilnując mnie dzień i noc. Być może zmieniła swoje nastawienie. W końcu wczoraj walczyliśmy ramię w ramię, a Sasuke dwa razy uratował mi życie.
W aucie zapanowała cisza, która mnie uwierała. Nie lubiłam milczenia, a teraz przeszkadzało mi to tym bardziej, że miałam wrażenie, że zaraz zasnę i potrzebowałam do kogoś mówić. Oczywiście nie byłam aż tak odważna i zdesperowana, żeby zagadać bruneta, dlatego zaskoczyło mnie, że to on przejął pałeczkę.
- Jakie jest twoje pierwsze wspomnienie z życia?
***
Wreszcie miałem okazję porozmawiać z Sakurą bez wciskania wścibskiego nosa przez Naruto, czy Lore. Postanowiłem więc z niej skorzystać. Wciąż wiedziałem o tej dziewczynie denerwująco niewiele. Właściwie, to była mi całkiem obca.
- Hm… - zastanowiła się przez chwilę - pierwsze… nie wiem. Te które wydają mi się pierwsze, kryją się za mgłą. Przywołuję te obrazy, ale są zamazane, niewyraźne. Jakbym próbowała spojrzeć przez gęstą mgłę. - Zerknęła na mnie, zastanawiając się zapewne, co mną kieruje, ale ja sam do końca tego nie wiedziałem i nie zamierzałem się nad tym teraz zastanawiać. - Wyraźnie pamiętam dopiero dzień, w którym zostałam przyjęta do sierocińca. - Jej twarz pozostała niewzruszona, ale dłonie zacisnęła na kierownicy, aż zbielały jej knykcie.
- Jak tam było? - Obraz jej blizn mnie nie opuszczał.
Najwyraźniej zaszokowałem ją swoją śmiałością. Zapadła ciężka cisza i po dwóch minutach straciłem nadzieję na to, że uzyskam odpowiedź.
- Uwierz mi, nie chcesz wiedzieć. - Wzdrygnąłem się ledwo zauważalnie, gdy usłyszałem ten szept przepełniony bólem.
Zdecydowałem odciągnąć ją nieco od tematu.
- Kiedy zostałaś adoptowana przez rodzinę zastępczą?
- Miałam 14 lat. To naprawdę dobrzy ludzie. Postawili mnie na nogi i nie pozwolili schrzanić sobie życia. Pozwolili mi nawet samej zamieszkać. - Po tonie jej głosu wyczułem, że ma do nich ogromny szacunek. - Keiko nie mogła mieć własnych dzieci i nie chciała zaczynać też od zera. No wiesz, od niemowlaka - wytłumaczyła - bała się, że sobie nie poradzi.
Skinąłem głową. Między nami znów zapadło milczenie. Powoli analizowałem zdobyte informacje. Doszedłem do wniosku, że wspomnienia Sakury jednak będzie dało się przywrócić, bo nie zostały usunięte, a jedynie przysłonięte. Nie chciałem mówić jej o tym za wcześnie. Uznałem, że przyjdzie na to czas.
Zastanawiało mnie jeszcze coś. Mianowicie szczegóły pobytu Sakury w sierocińcu. Nie zamierzałem oczywiście poruszać tego wątku, tym bardziej, że był on dla dziewczyny bardzo bolesny, tak zwany grząski teren.
- Odpowiedziałam ci na twoje pytania, czy odpowiesz mi na moje?
Prychnąłem. „Odpowiedziała” to za duże słowo. Mogłem powiedzieć, że wręcz jeszcze bardziej zaostrzyła moja ciekawość.
- Niech ci będzie - odparłem niby od niechcenia, lecz spiąłem mięśnie w obawie przed pytaniami, na które wolałbym nie odpowiadać.
- Powiedz mi, jak to jest żyć na dworze królewskim? - Biła od niej czysta ciekawość i lekka tęsknota.
- Z pewnością nie tak, jak to sobie wyobrażasz…
O dziwo zadawał mi wygodne pytania i miło mi się z nią rozmawiało. Nie sprawiała wrażenie wścibskiej, tylko po prostu ciekawej, a ja czułem się niemal w obowiązku jej odpowiadać, między innymi dlatego, że wypytywała mnie o moją krainę. Sam byłem zaskoczony ilością słów, wychodzących z moich ust, choć dla Sakury moje opisy i tak były zbyt skąpe, co odczytywałem po jej wykrzywionych niezadowoleniem rysach.
- Czy u was to normalne, że ludzie mają takie bajkowe kolory włosów? - Chwyciła w dłoń spory pukiel swoich różowych kosmyków, żeby podkreślić, o co jej chodzi.
- Zazwyczaj mają je tylko ergele. Na przykład Hinata, dziewczyna Naruto, ma ciemno granatowe. W cieniu wydają się być czarne, ale w słońcu widać, że nie są. Albo twoja matka, nie byłą czysto krwistym elfem. Wiem, że twoja babka była mieszanką, a to sprawiło, że w twojej rodzinie kobiety dziedziczą różowe…
- Jak moje - dokończyła za mnie, a w jej głosie wychwyciłem wzruszenie. - Fajnie jest wiedzieć, że ma się coś wspólnego z rodzicami. - Nagle spojrzała na mnie przepraszająco. Zapewne pomyślała, że mogłem jej nie zrozumieć, ale było odwrotnie. - Znaczy widziałam ich wcześniej we wspomnieniach Naruto, ale sama świadomość…
- Wiem, o co chodzi. - Tak, wiedziałem lepiej niż sądziła.
Ogarnęło mnie współczucie. Miałem jakąś dziwną chęć jakoś ją wesprzeć. Położyć jej dłoń na ramieniu czy coś, ale szybko odsunąłem od siebie tę myśl, w obawie, że mogłaby to źle odebrać. W efekcie po prostu siedziałem skrępowany własnym brakiem doświadczenia w relacjach z ludźmi. Dręczyło mnie to, gdzie podziało się moje wewnętrzne opanowanie. Sakura była wulkanem emocji i jakimś dziwnym sposobem odkrywała je również we mnie. Nie byłem do końca pewny, czy to wychodzi mi na dobre, czy raczej tracę swoja twardą postawę mężczyzny.
Dziewczyna odchrząknęła i zadała kolejne, mało istotne pytanie, odciągając moje myśli w innym kierunku. Cały czas zadziwiała mnie bijącym od niej optymizmem. Pomimo wczorajszych wydarzeń, zachowywała się, jakby nic się nie stało, a nasza poranna rozmowa była jedynie snem. Znów zdałem sobie sprawę, ze moje wyobrażenie o niej było błędne. W rzeczywistości wcale nie była rozkapryszoną idiotką. To był tylko jej mechanizm obronny na moje nieprzyjemne zachowanie wobec niej.
***
Kiedy w końcu zdecydowałam się zatrzymać auto, było już późno. Planowałam zatrzymać się na noc w motelu, a rano ruszyć dalej. Jakieś niewytłumaczalne, złe przeczucie pchało mnie dalej do przodu, ale stwierdziłam, że jestem już zbyt zmęczona, żeby prowadzić.
Moi towarzysze zaakceptowali mój pomysł bez większych sprzeciwów.
Nazajutrz prowadząc samochód, obmyślałam plan, który pozwalałby nam zdobyć pieniądze. Pomysł kradzieży nie bardzo mi się uśmiechał. Pomyślałam więc, że w tym przypadku pomoc Ijany mogłaby być bardzo przydatna. Indianka jako jedyna z mojego ludzkiego świata miała jako takie pojęcie o mnie i Atlantydzie. Raczej nie zdziwiłaby się, gdybym odpowiednio jej wszystko wytłumaczyła.
Specjalnie zrobiłam postój przy poczcie, żeby móc sprawdzić w książce telefonicznej numer do domu pana Shaia. Przy okazji kupiłam również kopertę, znaczek i wzięłam kartkę papieru, żeby móc napisać list do rodziny zastępczej z prośbą. Długo zastanawiałam się, co w nim zawrzeć, jak wszystko wytłumaczyć i liczyłam, że Ghei i Keiko zrozumieją. Później znalazłam najbliższą budkę telefoniczną. Niewidzialna Lorelei czuwała nad naszym bezpieczeństwem podczas, gdy Naruto i Sasuke kupowali jedzenie w pobliskim supermarkecie.
Drżącą ze stresu ręką, wykręciłam numer. Całe szczęście odebrała Ijana, a nie jej ojciec.
- Halo? - Padło po drugiej stronie.
- Ijana, to ja, Sakura. - Mój głos trochę się trząsł, ale miałam nadzieję, że nie będzie tego słychać aż tak bardzo.
- Sakura… - Słyszałam jak zaszokowana głęboko nabiera powietrza. Była z pewnością bardzo zaskoczona. - Matko, Sakuro, gdzie ty się podziewasz? Wszyscy cię poszukują. Twoi rodzice powiadomili policję o twoim zaginięciu. Władze w całym kraju cię szukają… - Zacisnęłam pięści zdenerwowana.
- Ijana, posłuchaj. - Przerwałam jej w miarę łagodnie. Wiedziałam, że gdybym jej na to pozwoliła mówiłaby dalej, a nie miałam dużo czasu. - Wyjechałam, bo musiałam… eee… widzisz, to coś związanego ze mną, z tym kim naprawdę jestem. - Czułam, że to nie jest do końca dobre. Nie chciałam narażać Indianki na niebezpieczeństwo i bardzo żałowałam, że nie ma innego wyjścia. - Zadzwoniłam do ciebie, bo mam kłopoty i ty jedyna wiesz na tyle dużo, żeby móc mi pomóc.
Dziewczyna wciąż nie otrząsnęła się z szoku i była zdezorientowana całą sytuacją, ale mi przytaknęła.
- Mów, o co chodzi.
- Najpóźniej za tydzień do moich rodziców zastępczych dojdzie list. Napisałam w nim, że potrzebuję pieniędzy. Wytłumaczyłam im pobieżnie, do czego są mi potrzebne, ale musisz ich przekonać, żeby przekazali ci tę kwotę, a wtedy będę cię prosiła, żebyś przyjechała w umówione miejsce. Jeszcze nie wiem, gdzie wtedy będę, ale zadzwonię do ciebie za tydzień. Wiem, że to zagmatwane i niewiele z tego rozumiesz, ale obiecuję, że wyjaśnię ci, jak już się spotkamy.
- A co jeśli się nie uda? - Tak, jak sądziłam, przyjęła to wszystko bez większych zastrzeżeń i była gotowa mi pomóc. Była niesamowita.
- Od tego zależy, czy uda mi się przeżyć.
Znów usłyszałam, jak Indianka zaciąga się ogromnym haustem powietrza z szoku i tym razem też z przerażenia.
- Rozumiem.
Z ulgi niemal się rozpłakałam.
- Ijana, jesteś wielka. Nigdy nie będę w stanie ci się za to odwdzięczyć.
Roześmiała się wdzięcznie.
- To się okaże.
- Do usłyszenia.
- Cześć. - Po jej głosie rozpoznałam, że jest zdezorientowana, ale zdecydowana, żeby mnie wesprzeć.
Odłożyłam słuchawkę na widełki. Miałam jakieś niejasne wrażenie, że poszło zbyt gładko, ale ulga jaką odczuwałam stłamsiła złe przeczucia i sprawiła, że szybko o nich zapomniałam.
Przez następny tydzień nasze życie opierało się na tym samym schemacie. Na noc zatrzymywaliśmy się w przydrożnych motelach, rano kradliśmy nowy wóz, po południu robiliśmy postój na drobny posiłek, a resztę czasu jechaliśmy.
Towarzysze znali mój pomysł. Nie byli do niego do końca przekonani, ale przyznali mi rację, że nie przetrwamy długo bez pieniędzy.
Siódmego dnia od rozmowy z Ijaną, ponownie do niej zadzwoniłam. Odebrała już po dwóch sygnałach, co oznaczało, że czekała na mój telefon.
- Sakura? - zapytała jakby ze strachem.
- Tak, to ja.
- Dzięki Matce, już się martwiłam, że coś ci się stało.
Jej troska o mnie była wzruszająca.
- Nie, wszystko jest dobrze. - Jej troska o mnie była wzruszająca.
- Całe szczęście.
Chciałam jak najszybciej przejść do konkretów.
- Ijana, udało ci się?
- Tak, wytłumaczyłam twoim rodzicom zastępczym, że wyjechałaś, bo bałaś się o swoje i ich życie. Zresztą napisałaś im chyba coś podobnego w liście, bo od razu wręczyli mi gotówkę. Upierali się, że zawiozą ją do ciebie razem ze mną. Bardzo się o ciebie martwią. Powiedziałam, że ich poinformuję, gdy zadzwonisz, ale wiem, że raczej tego nie chcesz.
Żal ścisnął mnie za gardło na myśl o tym, że Ghei i Keiko tak bardzo się o mnie troszczą, a ja nie mogę nawet z nimi porozmawiać i powiedzieć im prawdy.
- Nie, oni nie mogą być w to wplątani. Boję się, że coś może się im stać. O ciebie też się martwię, ale nie miałam wyjścia. Bardzo mi przykro.
- Nie przepraszaj, nie masz za co. - Żal w jej głosie mi się nie podobał. - Lepiej powiedz mi, gdzie i kiedy mamy się spotkać.
- Jutro w małym miasteczku Naganohara. To niedaleko od ciebie. - Znałam tę małą mieścinę, gdyż lubiłam do niej jeździć, szukając ciszy i spokoju. Pobliskie lasy były wyjątkowo piękne. - Przy tabliczce z nazwą miasta. Powinnam być tam po południu.
- Myślę, że spokojnie uda mi się tam dojechać na czas.
- Cudownie. - Ulga rozlała się po moim ciele pozostawiając je przyjemnie rozluźnionym.
- Do zobaczenia.
Niemal w podskokach wróciłam do naszego auta. Nie mięliśmy już wystarczająco pieniędzy, żeby zatrzymać się w motelu, więc zatrzymałam samochód głęboko w lesie. Czekała nas noc w starym gracie.
Mimo iż byłam szczelnie owinięta śpiworem, to chłód tak dokuczał, że nie mogłam zasnąć. Naruto i Lore już pochrapywali na tylnym siedzeniu. Zazdrościłam wilczycy. Miała grube futro i dzięki niemu nie czuła zimna, a Naruto ogrzewało ciepło jej wielkiego cielska. Sasuke też miał zamknięte oczy. Domyśliłam się, że ogrzewa się mocą swojego żywiołu, bo nigdy nie marzł. Chodził cienko ubrany nawet wtedy, gdy obozowaliśmy w lesie i nigdy nie widziałam u niego nawet gęsiej skórki.
I tak oto tylko ja nie mogłam zasnąć, bo było mi za chłodno. Uporczywie zaciskałam szczęki, ale wkrótce dałam za wygraną i moje zęby zaczęły miarowo o siebie uderzać. Starałam się wykorzystać swoje powiązanie z magią ognia, ale nie przyniosło to żadnych efektów. Umiałam korzystać z tegotylko, gdy byłam pod wpływem silnych emocji.
Nagle obok usłyszałam głębokie westchnienie, a chwilę później w przytłumionym przez drzewa świetle księżyca dostrzegłam błysk oczu. Pomyliłam się. Sasuke nie spał.
- Nie ma mowy, żebym zasnął, kiedy ty szczękasz zębami. - Jego rozbawienie balansowało na granicy z rozdrażnieniem.
- Pppprzeppppraszam - wydukałam, trzęsąc się jak osika. - Nnnnie ummmiem nniiic nna tto ppporadzić. - Czułam się żałośnie.
Pokręcił głową z przyganą i wyciągnął do mnie swoją dłoń.
Spojrzałam na niego pytająco, nie wiedząc o co chodzi.
- Weź mnie za rękę.
- Ccco? - Nie mogłam uwierzyć, że proponuje mi coś takiego. Do tej pory unikał mojej bliskości, jak diabeł święconej wody, a o dotyku to lepiej nie wspomnę.
- Przestaniesz marznąć.
Z wahaniem wsunęłam swoją skostniałą, lodowatą rękę w jego silną dłoń. Od razu poczułam, jak w moim ciele rozprzestrzenia się ciepło. Skóra Sasuke atakowała moją iskrami, które gorącym dreszczem rozchodziły się wzdłuż kręgosłupa.
Moje oczy otworzyły się szeroko.
- Niesamowite. Dziękuję - odezwałam się po chwili już nie szczękając.
Sasuke odwrócił głowę w drugą stronę i oparł ją o zagłówek siedzenia. Przez moment wydawało mi się, że chłopak się… zawstydził. Jednak w chwili, gdy dokończyłam formułować tę myśl zachciało mi się śmiać z własnej głupoty. Sasuke i zawstydzenie. Te dwie rzeczy zdecydowanie do siebie nie pasowały.
Sama też odwróciłam się w stronę okna i zamknęłam oczy. Zasnęłam z przyjemnym uczuciem czyjejś bliskości i ciepła.
Rono obudziłam się pierwsza. Dopiero zaczynało świtać. Moja dłoń wciąż spoczywała w zaciśniętej, Sasuke. Najdelikatniej jak mogłam wyswobodziłam swoją rękę. Kiedy skóra bruneta przestała stykać się z moją, przeszły mnie zimne, nieprzyjemne dreszcze. Powieki mojego towarzysza nie drgnęły, ale za to cały poruszył się niespokojnie, a dłoń zacisnął w pięść. Z ciężkim westchnieniem żalu odpaliłam silnik auta i ruszyłam w dalszą drogę. Brakowało mi ciepła, które odczuwałam przez noc, a samochodowe ogrzewanie nie mogło się z nim równać.
Około godziny dziewiątej obudziła się Lore, a chwilę po niej również Sasuke. Spojrzał zdezorientowany na swoją dłoń, a potem na drogę. Emocje w jego oczach szybko zgasły i zastąpiło je chłodne opanowanie.
- Jak się spało? - zapytałam, patrząc w odbijające się w lusterku złote ślepia wilczycy.
Ziewnęła szeroko, odsłaniając na moment imponujący arsenał białych i ostrych jak brzytwa zębisk.
- Doskonale, tylko trochę zesztywniały mi kości. - Po kolei z cichym trzaskiem rozprostowywała kończyny, aż w końcu ponownie znieruchomiała.
- Za chwilę na krótko zatrzymam się na stacji benzynowej. Wszyscy potrzebujemy chwili wytchnienia.
Skinęła mi głową.
- Tak, to dobry pomysł.
Po kilkunastu minutach postoju powrotem byliśmy w aucie. do miasta, w którym umówiłam się z Ijaną było już niedaleko. O dziwo im bliżej byliśmy, tym większe odczuwałam zdenerwowanie. Gdy w końcu zatrzymałam się na miejscu, moje mięśnie były spięte do granic możliwości. Sasuke, Naruto i Lore przyjęli bojowe postawy. Brunet znów wręczył mi swój atlantycki miecz, a sam przeczyścił swoją katanę. Nie do końca rozumiałam, po co to wszystko, ale nie sprzeciwiłam się. Nasze bezpieczeństwo było najważniejsze.
Po pół godzinie z przeciwnej strony ulicy nadjechało czerwone, stare auto. Nasz pojazd i nas samych ukryłam tak, że teraz żadne ludzkie oko nie mogło nas dojrzeć. Musieliśmy się upewnić, zanim wysiądziemy, że to na pewno Ijana. Z ulgą rozpoznałam ją po egzotycznej, indiańskiej urodzie.
- To ona.
Naruto, Sasuke i Lore pozostali niewidzialni. Ja odsłoniłam się dopiero, gdy podeszłam do koleżanki na niewielką odległość.
- Cześć.
Podskoczyła w przestrachu odwróciła się zaniepokojona w moją stronę. Uśmiechnęłam się do niej uspokajająco. Odwzajemniła mi się lekkim wygięciem ust, ale coś w tym geście było nie tak.
- Cześć Sakura. - Nie podeszła bliżej, co znów wydało mi się dziwne. Dopiero teraz mogłam bliżej się jej przyjrzeć. Jej skóra, pomimo śniadej karnacji była chorobliwie blada. Pod jej dolnymi powiekami rozlewały się sine cienie, jakby nie spała co najmniej od dwóch dni. Czarne włosy sterczały w nieładzie, a jej spojrzenie było niespokojne i rozbiegane.
- Ijana, co ci jest? Jesteś chora?
Jej oczy zaszkliły się od łez.
- Sakura, tak bardzo cię przepraszam.
W chwili, gdy skończyła wygłaszać swoją kompletnie niezrozumiałą dla mnie kwestię wszystko potoczyło się bardzo szybko, a ja jak w jakimś okropnym koszmarze byłam zbyt powolna, żeby móc coś zrobić.
Nagle za plecami dziewczyny pojawiła się barczysta, umięśniona postać mężczyzny. Miałam wrażenie, jakby wyrósł spod ziemi. Jego wargi rozgięły się w okrutnym uśmieszku, gdy spojrzał w moje wypełnione przerażeniem oczy. Pochwycił Ijanę. Błysnęło ostrze. Krzyk uwiązł dziewczynie w gardle, a potem upadła bez tchu. Jej sweter zaczął nasiąkać krwią, która zabrudziła też pierwszy w tym roku śnieg. Szkarłatne plamy przerażająco kontrastowały z nieskazitelną bielą. Zamarłam. W moim umyśle zapanowała nieznośna pustka. Nie mogłam zebrać myśli. Dopiero gdy w oddali usłyszałam zgrzyt żelaza, nieco mnie ocuciło. Sasuke skrzyżował katanę z przeciwnikiem, a całkowicie niewidzialny Naruto tropił drugą osobę, która stała słabo widoczna pod jednym z drzew. A więc było ich dwoje. Z trwogą zdałam sobie sprawę, że to ludzie Madary i z jednym z nich już wcześniej walczyliśmy. Nie zamierzałam stać i się przyglądać. Podbiegłam na miękkich nogach do Indianki. Wilczyca pilnowała moich pleców.
- Jak głupio postąpiliśmy, Sakura! - warknęła rozgoryczona. - Nie upewniliśmy się, czy wszyscy na pewno są martwi. W dodatku tak duża grupa śledząca musiała mieć w swoich szeregach medyka. Pewnie pojawił się na miejscu walki, kiedy my odeszliśmy. Jestem pewna, że zabiłam swojego przeciwnika, a Sasuke i Naruto swojego. Tropiciel również zginął, ale osoba, którą przebiłaś od tyłu, mogła przeżyć.
Z przytłaczającym poczuciem winy zdałam sobie sprawę, że znów popełniłam błąd, który kosztował cholernie dużo bliską mi osobę.
Drżącymi rękami rozdarłam ubranie dziewczyny. Wciąż jeszcze płytko oddychała i wpatrywała się we mnie błagalnie, przerażona. Zagryzłam usta, aż po brodzie pociekła mi strużka krwi. Ijana była przebita na wylot. Twarz dziewczyny siniała coraz bardziej.
- Lore. - Z moich oczu popłynęły łzy rozpaczy.
- Dziecko…
- Ulecz ją - jęknęłam błagalnie.
- Nie potrafię. - Jej uszy i skrzydła opadły. Miała poczucie, że mnie zawiodła.
Pokręciłam głową. Musiało być coś, co mogę zrobić. Coś…
- Sakura… - Z gardła Ijany wydobył się charkoczący, niewyraźny szept.
Nachyliłam się nad jej twarzą, żeby lepiej słyszeć, co mówi. Moje łzy co chwila skapywały na jej blade policzki. Drżąc głaskałam ją po włosach.
- Co takiego Ijano? - Moje serce rozdzierało się boleśnie, ale dla Indianki chciałam się trzymać. Musiałam ją pocieszyć, uspokoić.
- Sakura, oni mi grozili. Mojemu tacie też. Ja… tak bardzo cię przepraszam, proszę wybacz mi. - Złapała mocno moją dłoń, wzmacniając tym samym prośbę. Oczy błyszczały jej jak w gorączce.
- Nie Ijana, to ja… to moja wina… nie powinnam była. Nigdy nie powinnyśmy się spotkać. Nie powinnam była cię w to wplątywać… strasznie mi przykro…
- Sakura, słuchaj uważnie. Oni mówili… mówili, że szukasz artefaktów, że już jeden masz… - Zaczerpnęła ciężko powietrza, a jej twarz wykrzywiła się w okropnym grymasie cierpienia. Ścisnęłam ją za rękę. Nie chciałam, żeby się wysilała. Mówienie sprawiało jej ból, ale ciągnęła dalej. - Mięli poczekać na posiłki, ale zadzwoniłaś… nie chcieli czekać. Rozmawiali… Madara miał ich wynagrodzić. Myśleli, że będziesz sama i uda im się ciebie zaskoczyć, ale dzięki Matce… nie jesteś. Ktoś silny jest tutaj. Podziękuj mu…
Skinęłam głową, wciąż walcząc z rozmywającym mi się przez łzy obrazem. Chciałam widzieć Ijanę. Miało mnie boleć. Miałam widzieć, jak w jej oczach stopniowo wygasa silna wola. Miałam czuć, że to tylko i wyłącznie moja wina. Dalej coraz ciężej było mi zrozumieć słowa Indianki.
- Słuchaj… nie pilnowali się przy mnie… dwóch tropach… mówili o miastach… Tajima i Kaya. - Miasta znajdowały się w dwóch różnych kierunkach. Niemniej to były bardzo istotne informacje. Zrobiłam wszystko, żeby je zapamiętać. - Sakura… przepraszam. - Z kącika jej oka wypłynęła łza, a potem zapadła cisza. Klatka piersiowa Ijany przestała się wznosić i opadać.
Zdjęłam swoją kurtkę i zakryłam nią ranę dziewczyny. Ostrożnie zamknęłam jej powieki. Teraz wyglądała, jakby po prostu spała i jedynym znakiem brutalności była, rozlewająca się wokoło kałuża krwi.
Dopiero teraz z moich oczu trysnął prawdziwy strumień łez. Czułam, jakby moją duszę i ciało zanurzono w żrącym kwasie, palącym mnie powolną, niekończącą się torturą. Śmierć Ijany wyglądała tak bardzo podobnie do odejścia Mayi…
***
Od samego początku miałem co do tego złe przeczucia. Wiedziałem, że stanie się coś strasznego.
Wydusiłem życie ze swojego przeciwnika i dostrzegłem, że Naruto zrobił właśnie to samo. Wyglądało na to, że ci dwaj to medyk i człowiek Madary z naszego poprzedniego starcia. Medyk musiał odłączyć się od grupy na czas walki. Zapewne znalazł się na miejscu zaraz po tym, jak odeszliśmy. Medycy nie byli po to, żeby walczyć, ale ten tutaj z pewnością coś tam umiał.
Schowałem swoją katanę. Teren był już czysty. Spojrzałem przyjacielowi prosto w oczy. Obydwoje równocześnie ruszyliśmy w stronę Sakury, Lore i Indianki. Różowowłosa nachylała się nad twarzą rannej dziewczyny. Usta małej Pocachontas poruszały się delikatnie. Wilczyca stała dwa kroki dalej ze spuszczoną głową. Zrozumiałem, że nie była w stanie pomóc.
Nagle dziewczyna przestała oddychać, a jej spojrzenie uciekło w inny świat.
Sakura była już na skraju. W wyobraźni widziałem, jak stoi na krawędzi przepaści i tylko jeden krok dzieli ją od tego, żeby spaść w dół. Z jej oczu wytoczył się taki potok łez, że nie byłem w stanie pojąć, skąd aż tyle słonej wody znalazło się w takim małym ciele. Na chwile zamarła. Z jakimś okropnie niewygodnym uczuciem obserwowałem, jak w jej oczach wygasa blask. Zielone tęczówki zamarzły. Z płynnej esencji ciepła, optymizmu i niezłomnej wiary zostały dwa twarde, lodowate szkiełka.
Ponurą ciszę rozdarł gorzki, przepełniony żalem szloch. Ani ja, ani Naruto, ani nawet Lore nie byliśmy w stanie ruszyć się z miejsc.
- Tak bardzo mi przykro Ijano. Przepraszam… przepraszam. - Jej błagalny jęk był gorszy od wszystkiego, co dotąd słyszałem. Płacz przerodził się w zrozpaczone wycie, które spłoszyło ptaki z pobliskich drzew. Z nieba zaczął sypać śnieg, jakby chciał zmazać ślad przed chwilą dokonanej zbrodni. Sakura przyciskała sobie do piersi dłoń Indianki, gorączkowo głaszcząc ją przy tym po głowie.
Nie miałem ochoty, a przede wszystkim siły na to patrzeć. Moje serce zakute do tej pory w stalowe kajdany, dopuściło do siebie cierpienie Sakury, które w jakiś sposób było także moim bólem.
Po dwóch minutach Naruto nie wytrzymał. Ostrożnie położył dłoń na ramieniu dziewczyny, która kolebała się w przód i w tył. Jej policzki były czerwone, koszula przesiąknęła zamarzającymi łzami.
- Sakura… - zaczął łagodnie.
- Nie! Zostaw mnie! - Ostra reakcja mnie zaskoczyła. Dziewczyna znów zachowywała się, jak zagonione w pułapkę zwierze, zupełnie jak w dzień swojego ataku, w ostatni dzień, który spędziliśmy pod gołym niebem. Jej urażony, pełen żalu i wściekłości wzrok wwiercał się w przyjaciela dziko. Aura naładowana niekontrolowaną magią, niemal strzelała iskrami. Naruto znów chciał ją dotknąć, ale warknęła ostrzegawczo.
- Nie!
Lorelei dalej siedziała ze spuszczonym łbem i najwyraźniej nie zamierzała zareagować. Szczerze się obawiałem, że tym razem nie będzie miał kto zażegnać tego kryzysu. Zawsze to wilczyca była powierniczką złości i żalu Sakury, wspierała ją.
Dziewczyna drżąc na całym ciele, znów zaczęła szlochać. Puściła, na pewno zimną już, rękę Ijany i ukryła twarz w dłoniach.
Naruto bezradnie zwrócił się do mnie.
- Musimy coś zrobić. Zaplanować. Ruszyć się stąd. - Nawet on był teraz smutny.
Nagle Lore zabrała głos.
- Piękne serce, powiedziała, że ci dwaj - wskazała łbem z stronę trupów - mówili coś o tym, że wiedzą, gdzie są następne artefakty. Wspomniała o dwóch miastach - Szlachetna nuta dumnej istoty w niej umarła.
- W takim razie powinniśmy się rozdzielić - mruknął przyjaciel. - Będziemy mięli szansę dotrzeć w te miejsca szybciej.
- Jesteśmy silniejsi w grupie - w myślach przyznałem rację też Lore.
- Tak, w grupie jesteśmy silniejsi, ale musimy być szybsi od Madary. Naruto, masz kryształ. Ty Lorelei jesteś skrzystym wilkiem, a Sakura ma dar tropicielstwa. W razie walki możemy uciekać. Owszem, podejmujemy ryzyko, ale jeśli to jest ono konieczne, to nie zawaham się - oparłem hardo, zdałem sobie sprawę, że w mojej wypowiedzi czuć przywództwo.
Naruto przycisnął zaciśniętą pięść do piersi i ukłonił się lekko z szacunkiem.
- Pójdę za tobą choćby i na śmierć - ostatnie słowo wyszeptał.
Wilczyca westchnęła głęboko.
- Ja również synu Uchiha, ja także. - Zabrzmiało to, jakby bestia była już niezwykle stara i zmęczona.
- Naruto, rozdziel pomiędzy nas ekwipunek. - Przyjaciel zaczął wypełniać moją prośbę od razu.
- Towarzyszu, czy masz może jakąś pustą butelkę lub flakonik? - Spojrzałem ogłupiały na Lore. - Chcę dać dwójce, którą opuszczę trochę mojej śliny. Może być przydatna - dodała w gwoli wyjaśnienia.
Blondyn z czeluści swojej torby wyjął jeszcze jeden magiczny woreczek - mój, a także buteleczkę po eliksirze głogowym elfów, który skutecznie zbił gorączkę przyjaciela w czasie naszej wspólnej podróży. Odkorkował ją i podał wilczycy.
- Jak się dzielimy? - Naruto zobaczył w moich oczach chłodną kalkulację, więc czekał cierpliwie.
- Pewnym jest, że Sakura nie może pójść z Lorelei. Któreś z nas musi dalej dawać jej lekcje, a poza tym Lore nie umie posługiwać się magią. - Nie chciałem urazić wilczycy, pamiętałem, że ostatnim razem, gdy sięgnąłem po taki argument źle zareagowała, ale tym razem wcale się nie obruszyła.
- Ja już jej wiele nie nauczę. Przekazałem jej podstawy, ale sam wiesz jak trudnym do opanowania jest żywioł powietrza. Więcej nie będę potrafił jej pokazać, zresztą ona wykazuje większe skłonności do żywiołu ziemi i ognia.
Skinąłem głową.
- Czyli ustalone. - Znów zaskoczył mnie brak reakcji Lore. Skrzysta byłą odwrócona do nas tyłem i przyglądną się łkającej dziewczynie z wyraźnym smutkiem.
Po kilku minutach Naruto wręczył mi bagaż, przerywając bezczynność.
- Spakowałeś tu rzeczy Sakury?
- Tak.
Z głębokim westchnieniem i ciążącym, odkutym sercem uklęknąłem obok dziewczyny.
- Musimy iść - powiedziałem cicho.
Pod wpływem mojego głosu przestała się kiwać i szloch przycichł. Przez chwilę nic się nie działo, jakby jednak nie usłyszała, ale nagle drgnęła. Rozplątała swoje kończyny i uklęknęła jeszcze bliżej Indianki. Nachyliła się i delikatnie pocałowała jej czoło. Ostatni raz pogłaskała ją po ciemnych włosach i zanuciła cicho:
- „Pociemniały gwiazdy, księżyc zgasł
Ucichła noc i poranny brzask
Wyślij wici i w bębny bij
Odszedł ich pan, odszedł ich syn

Ciemne morze, ciemne niebo
Zamilkły wieloryby i bałwany fal
Rzeknij solniskom i w bębny bij
Odszedł ich pan, odszedł ich syn

Noce w ranki, ranki w noce
Trzy czarne karoce, trzy białe wozy
To nas rozdziela, co nas łączy
Odszedł nasz brat, serce nasze

Zamilkły wieloryby i bałwany fal
Rzeknij solniskom i w bębny bij
Odszedł ich pan, odszedł ich syn”
Głos miała stłumiony i zachrypnięty od płaczu, ale mimo to zaśpiewała bardzo pięknie.
Przy policzku Ijany wyrosła krwistoczerwona róża.
Patrzyłem na to oniemiały.
Sakura wyciągnęła w moja stronę dłoń, a ja nie myśląc co robię, ująłem jej skostniałe palce i pomogłem wstać. Nie popatrzyła mi w oczy, głowę spuściła nisko. Pozwoliła mi się poprowadzić do Naruto i Lore. Chłopak wytłumaczył jej nasz plan, ale nie byłem pewien, czy słucha.
Nie zamierzaliśmy zwlekać.
Lore poczłapała do Sakury i trąciła jej rękę nosem. Dziewczyna pogłaskała sierść na jej głowie, ale podobnie jak mnie, jej także nie spojrzała w oczy.
Naruto krótko uścisnął naszą towarzyszkę, mnie rzucił słabowity uśmiech, a myślą przekazał mi jedno krótkie zdanie.
Uważajcie na siebie.
Potem pobiegli.
Jeszcze przez chwilę szukałem w powietrzu śladów aury przyjaciela, ale on zapewne już korzystał z mocy Kryształu Niewidzialności.
Zamyślony zwróciłem się w stronę Sakury. Stała jak słup soli, a z jej oczu wciąż ciekły łzy, których nawet nie próbowała tamować.
- Będziesz w stanie prowadzić auto? - Użyłem w swoim tonie tyle delikatności, ile byłem w stanie.
Pokręciła przecząco głową, ale ja nawet nie mrugnąłem. Spodziewałem się tego.
- A pobiegniesz?
Wzruszyła ramionami. Zdałem sobie sprawę, że tym gestem dała znać, że zostawia mi wolną rękę.
- Więc chodźmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz