Jechaliśmy bardzo
długo. Chciałam wywieźć nas jak najdalej od tamtego miasta. Nie mogliśmy się
już w nim czuć bezpiecznie, o ile w ogóle gdziekolwiek mogliśmy się tak czuć.
Niemniej Sasuke uświadomił mnie, że Madara ma swoje sposoby, żeby nas skutecznie
wyśledzić.
- Nie pamiętasz… -
urwał, bo zorientował się, że patrzę na niego ze zmrużonymi gniewnie oczami -
widzisz, na Atlantydzie istnieje wiele uzdolnionych rodzin i klanów. Madara ma
w swoich szeregach sporo, pochodzących z nich zdrajców. Na przykład Czujki. -
Odpowiedział mi, gdy zapytałam o powód naszego wyjazdu.
- Czujki? A co to
takiego? - Zastanawiałam się, ile jeszcze dziwnych określeń mięli w zanadrzu.
- Nie co, tylko kto. -
Uniósł kącki ust z drwiną, ale zaraz podjął temat, nie dając mi szansy się
odszczeknąć. - To zazwyczaj ludzie. Magia elfów jest bardziej związana z
energią ziemi i żywiołów. Ale wracając, Czujki potrafią oznakować w jakiś
sposób daną osobę i dzięki temu cały czas wiedzą, gdzie ona się znajduje. W tym
świecie stosuje się takie elektryczne małe urządzenia, to działa podobnie.
- Pluskwy.
- Właśnie. - Uniósł
brwi i zacisnął usta, kiedy zorientował się, że się z niego naśmiewam. - Jestem
pewny, że oznakowali tropiącą nas grupę i na pewno już zorientowali się,
dlaczego się nie przemieszcza.
Głośno przełknęłam
ślinę. Przed oczami stanęły mi obrazy ze wczorajszej walki. Już nie było mi do
śmiechu.
- Sądzisz, że już
wysłali nowych? - Moje pytanie było raczej stwierdzeniem. Spojrzałam mu prosto
w oczy. Zdawałam sobie sprawę, że w moich odciskał się zalewający mnie strach,
ale i w jego czarnych - dostrzegłam ten błysk.
- Chciałbym wierzyć, że
nie - szepnął.
Mój żołądek fiknął koziołka
i zawiązał się w supeł. Mimo iż miałam tego świadomość, to gdzieś głęboko
błąkała się smuga nadziei, jednak odpowiedź Sasuke była jednoznaczna.
Kątem oka zerknęłam na
tylne siedzenie. Naruto wciąż był zmęczony i skorzystał z tego, że może
spokojnie zasnąć. Zaczynałam powoli rozumieć jego taktykę. Przyjaciel spał
wtedy, kiedy mógł. Wykorzystywał każdą wolną chwilę na odpoczynek, by być w
formie, żeby walczyć. Zaskoczyło mnie za to, że Lore pozwoliła sobie na stratę
czujności na rzecz snu podczas, gdy leżała na kolanach Naruto. Wydawało mi się,
że nie ufa naszym towarzyszom do tego stopnia. Zawsze miała ich działania na
oku i praktycznie nie spała, pilnując mnie dzień i noc. Być może zmieniła swoje
nastawienie. W końcu wczoraj walczyliśmy ramię w ramię, a Sasuke dwa razy
uratował mi życie.
W aucie zapanowała
cisza, która mnie uwierała. Nie lubiłam milczenia, a teraz przeszkadzało mi to tym
bardziej, że miałam wrażenie, że zaraz zasnę i potrzebowałam do kogoś mówić.
Oczywiście nie byłam aż tak odważna i zdesperowana, żeby zagadać bruneta,
dlatego zaskoczyło mnie, że to on przejął pałeczkę.
- Jakie jest twoje
pierwsze wspomnienie z życia?
***
Wreszcie miałem okazję
porozmawiać z Sakurą bez wciskania wścibskiego nosa przez Naruto, czy Lore.
Postanowiłem więc z niej skorzystać. Wciąż wiedziałem o tej dziewczynie
denerwująco niewiele. Właściwie, to była mi całkiem obca.
- Hm… - zastanowiła się
przez chwilę - pierwsze… nie wiem. Te które wydają mi się pierwsze, kryją się
za mgłą. Przywołuję te obrazy, ale są zamazane, niewyraźne. Jakbym próbowała
spojrzeć przez gęstą mgłę. - Zerknęła na mnie, zastanawiając się zapewne, co
mną kieruje, ale ja sam do końca tego nie wiedziałem i nie zamierzałem się nad
tym teraz zastanawiać. - Wyraźnie pamiętam dopiero dzień, w którym zostałam
przyjęta do sierocińca. - Jej twarz pozostała niewzruszona, ale dłonie
zacisnęła na kierownicy, aż zbielały jej knykcie.
- Jak tam było? - Obraz
jej blizn mnie nie opuszczał.
Najwyraźniej
zaszokowałem ją swoją śmiałością. Zapadła ciężka cisza i po dwóch minutach
straciłem nadzieję na to, że uzyskam odpowiedź.
- Uwierz mi, nie chcesz
wiedzieć. - Wzdrygnąłem się ledwo zauważalnie, gdy usłyszałem ten szept
przepełniony bólem.
Zdecydowałem odciągnąć
ją nieco od tematu.
- Kiedy zostałaś
adoptowana przez rodzinę zastępczą?
- Miałam 14 lat. To
naprawdę dobrzy ludzie. Postawili mnie na nogi i nie pozwolili schrzanić sobie
życia. Pozwolili mi nawet samej zamieszkać. - Po tonie jej głosu wyczułem, że
ma do nich ogromny szacunek. - Keiko nie mogła mieć własnych dzieci i nie
chciała zaczynać też od zera. No wiesz, od niemowlaka - wytłumaczyła - bała
się, że sobie nie poradzi.
Skinąłem głową. Między
nami znów zapadło milczenie. Powoli analizowałem zdobyte informacje. Doszedłem
do wniosku, że wspomnienia Sakury jednak będzie dało się przywrócić, bo nie
zostały usunięte, a jedynie przysłonięte. Nie chciałem mówić jej o tym za
wcześnie. Uznałem, że przyjdzie na to czas.
Zastanawiało mnie
jeszcze coś. Mianowicie szczegóły pobytu Sakury w sierocińcu. Nie zamierzałem
oczywiście poruszać tego wątku, tym bardziej, że był on dla dziewczyny bardzo
bolesny, tak zwany grząski teren.
- Odpowiedziałam ci na
twoje pytania, czy odpowiesz mi na moje?
Prychnąłem.
„Odpowiedziała” to za duże słowo. Mogłem powiedzieć, że wręcz jeszcze bardziej
zaostrzyła moja ciekawość.
- Niech ci będzie -
odparłem niby od niechcenia, lecz spiąłem mięśnie w obawie przed pytaniami, na
które wolałbym nie odpowiadać.
- Powiedz mi, jak to
jest żyć na dworze królewskim? - Biła od niej czysta ciekawość i lekka
tęsknota.
- Z pewnością nie tak,
jak to sobie wyobrażasz…
O dziwo zadawał mi
wygodne pytania i miło mi się z nią rozmawiało. Nie sprawiała wrażenie
wścibskiej, tylko po prostu ciekawej, a ja czułem się niemal w obowiązku jej
odpowiadać, między innymi dlatego, że wypytywała mnie o moją krainę. Sam byłem
zaskoczony ilością słów, wychodzących z moich ust, choć dla Sakury moje opisy i
tak były zbyt skąpe, co odczytywałem po jej wykrzywionych niezadowoleniem
rysach.
- Czy u was to
normalne, że ludzie mają takie bajkowe kolory włosów? - Chwyciła w dłoń spory
pukiel swoich różowych kosmyków, żeby podkreślić, o co jej chodzi.
- Zazwyczaj mają je
tylko ergele. Na przykład Hinata, dziewczyna Naruto, ma ciemno granatowe. W
cieniu wydają się być czarne, ale w słońcu widać, że nie są. Albo twoja matka,
nie byłą czysto krwistym elfem. Wiem, że twoja babka była mieszanką, a to
sprawiło, że w twojej rodzinie kobiety dziedziczą różowe…
- Jak moje - dokończyła
za mnie, a w jej głosie wychwyciłem wzruszenie. - Fajnie jest wiedzieć, że ma
się coś wspólnego z rodzicami. - Nagle spojrzała na mnie przepraszająco. Zapewne
pomyślała, że mogłem jej nie zrozumieć, ale było odwrotnie. - Znaczy widziałam
ich wcześniej we wspomnieniach Naruto, ale sama świadomość…
- Wiem, o co chodzi. -
Tak, wiedziałem lepiej niż sądziła.
Ogarnęło mnie
współczucie. Miałem jakąś dziwną chęć jakoś ją wesprzeć. Położyć jej dłoń na
ramieniu czy coś, ale szybko odsunąłem od siebie tę myśl, w obawie, że mogłaby
to źle odebrać. W efekcie po prostu siedziałem skrępowany własnym brakiem
doświadczenia w relacjach z ludźmi. Dręczyło mnie to, gdzie podziało się moje
wewnętrzne opanowanie. Sakura była wulkanem emocji i jakimś dziwnym sposobem
odkrywała je również we mnie. Nie byłem do końca pewny, czy to wychodzi mi na
dobre, czy raczej tracę swoja twardą postawę mężczyzny.
Dziewczyna odchrząknęła
i zadała kolejne, mało istotne pytanie, odciągając moje myśli w innym kierunku.
Cały czas zadziwiała mnie bijącym od niej optymizmem. Pomimo wczorajszych
wydarzeń, zachowywała się, jakby nic się nie stało, a nasza poranna rozmowa
była jedynie snem. Znów zdałem sobie sprawę, ze moje wyobrażenie o niej było
błędne. W rzeczywistości wcale nie była rozkapryszoną idiotką. To był tylko jej
mechanizm obronny na moje nieprzyjemne zachowanie wobec niej.
***
Kiedy w końcu
zdecydowałam się zatrzymać auto, było już późno. Planowałam zatrzymać się na
noc w motelu, a rano ruszyć dalej. Jakieś niewytłumaczalne, złe przeczucie
pchało mnie dalej do przodu, ale stwierdziłam, że jestem już zbyt zmęczona,
żeby prowadzić.
Moi towarzysze
zaakceptowali mój pomysł bez większych sprzeciwów.
Nazajutrz prowadząc
samochód, obmyślałam plan, który pozwalałby nam zdobyć pieniądze. Pomysł
kradzieży nie bardzo mi się uśmiechał. Pomyślałam więc, że w tym przypadku
pomoc Ijany mogłaby być bardzo przydatna. Indianka jako jedyna z mojego
ludzkiego świata miała jako takie pojęcie o mnie i Atlantydzie. Raczej nie
zdziwiłaby się, gdybym odpowiednio jej wszystko wytłumaczyła.
Specjalnie zrobiłam
postój przy poczcie, żeby móc sprawdzić w książce telefonicznej numer do domu
pana Shaia. Przy okazji kupiłam również kopertę, znaczek i wzięłam kartkę
papieru, żeby móc napisać list do rodziny zastępczej z prośbą. Długo
zastanawiałam się, co w nim zawrzeć, jak wszystko wytłumaczyć i liczyłam, że
Ghei i Keiko zrozumieją. Później znalazłam najbliższą budkę telefoniczną. Niewidzialna
Lorelei czuwała nad naszym bezpieczeństwem podczas, gdy Naruto i Sasuke
kupowali jedzenie w pobliskim supermarkecie.
Drżącą ze stresu ręką,
wykręciłam numer. Całe szczęście odebrała Ijana, a nie jej ojciec.
- Halo? - Padło po
drugiej stronie.
- Ijana, to ja, Sakura.
- Mój głos trochę się trząsł, ale miałam nadzieję, że nie będzie tego słychać
aż tak bardzo.
- Sakura… - Słyszałam
jak zaszokowana głęboko nabiera powietrza. Była z pewnością bardzo zaskoczona. -
Matko, Sakuro, gdzie ty się podziewasz? Wszyscy cię poszukują. Twoi rodzice
powiadomili policję o twoim zaginięciu. Władze w całym kraju cię szukają… -
Zacisnęłam pięści zdenerwowana.
- Ijana, posłuchaj. -
Przerwałam jej w miarę łagodnie. Wiedziałam, że gdybym jej na to pozwoliła
mówiłaby dalej, a nie miałam dużo czasu. - Wyjechałam, bo musiałam… eee…
widzisz, to coś związanego ze mną, z tym kim naprawdę jestem. - Czułam, że to
nie jest do końca dobre. Nie chciałam narażać Indianki na niebezpieczeństwo i
bardzo żałowałam, że nie ma innego wyjścia. - Zadzwoniłam do ciebie, bo mam
kłopoty i ty jedyna wiesz na tyle dużo, żeby móc mi pomóc.
Dziewczyna wciąż nie
otrząsnęła się z szoku i była zdezorientowana całą sytuacją, ale mi
przytaknęła.
- Mów, o co chodzi.
- Najpóźniej za tydzień
do moich rodziców zastępczych dojdzie list. Napisałam w nim, że potrzebuję
pieniędzy. Wytłumaczyłam im pobieżnie, do czego są mi potrzebne, ale musisz ich
przekonać, żeby przekazali ci tę kwotę, a wtedy będę cię prosiła, żebyś przyjechała
w umówione miejsce. Jeszcze nie wiem, gdzie wtedy będę, ale zadzwonię do ciebie
za tydzień. Wiem, że to zagmatwane i niewiele z tego rozumiesz, ale obiecuję,
że wyjaśnię ci, jak już się spotkamy.
- A co jeśli się nie
uda? - Tak, jak sądziłam, przyjęła to wszystko bez większych zastrzeżeń i była
gotowa mi pomóc. Była niesamowita.
- Od tego zależy, czy
uda mi się przeżyć.
Znów usłyszałam, jak
Indianka zaciąga się ogromnym haustem powietrza z szoku i tym razem też z przerażenia.
- Rozumiem.
Z ulgi niemal się
rozpłakałam.
- Ijana, jesteś wielka.
Nigdy nie będę w stanie ci się za to odwdzięczyć.
Roześmiała się
wdzięcznie.
- To się okaże.
- Do usłyszenia.
- Cześć. - Po jej
głosie rozpoznałam, że jest zdezorientowana, ale zdecydowana, żeby mnie
wesprzeć.
Odłożyłam słuchawkę na
widełki. Miałam jakieś niejasne wrażenie, że poszło zbyt gładko, ale ulga jaką
odczuwałam stłamsiła złe przeczucia i sprawiła, że szybko o nich zapomniałam.
Przez następny tydzień
nasze życie opierało się na tym samym schemacie. Na noc zatrzymywaliśmy się w
przydrożnych motelach, rano kradliśmy nowy wóz, po południu robiliśmy postój na
drobny posiłek, a resztę czasu jechaliśmy.
Towarzysze znali mój
pomysł. Nie byli do niego do końca przekonani, ale przyznali mi rację, że nie
przetrwamy długo bez pieniędzy.
Siódmego dnia od
rozmowy z Ijaną, ponownie do niej zadzwoniłam. Odebrała już po dwóch sygnałach,
co oznaczało, że czekała na mój telefon.
- Sakura? - zapytała
jakby ze strachem.
- Tak, to ja.
- Dzięki Matce, już się
martwiłam, że coś ci się stało.
Jej troska o mnie była
wzruszająca.
- Nie, wszystko jest
dobrze. - Jej troska o mnie była wzruszająca.
- Całe szczęście.
Chciałam jak
najszybciej przejść do konkretów.
- Ijana, udało ci się?
- Tak, wytłumaczyłam
twoim rodzicom zastępczym, że wyjechałaś, bo bałaś się o swoje i ich życie.
Zresztą napisałaś im chyba coś podobnego w liście, bo od razu wręczyli mi gotówkę.
Upierali się, że zawiozą ją do ciebie razem ze mną. Bardzo się o ciebie
martwią. Powiedziałam, że ich poinformuję, gdy zadzwonisz, ale wiem, że raczej
tego nie chcesz.
Żal ścisnął mnie za
gardło na myśl o tym, że Ghei i Keiko tak bardzo się o mnie troszczą, a ja nie
mogę nawet z nimi porozmawiać i powiedzieć im prawdy.
- Nie, oni nie mogą być
w to wplątani. Boję się, że coś może się im stać. O ciebie też się martwię, ale
nie miałam wyjścia. Bardzo mi przykro.
- Nie przepraszaj, nie
masz za co. - Żal w jej głosie mi się nie podobał. - Lepiej powiedz mi, gdzie i
kiedy mamy się spotkać.
- Jutro w małym
miasteczku Naganohara. To niedaleko od ciebie. - Znałam tę małą mieścinę, gdyż
lubiłam do niej jeździć, szukając ciszy i spokoju. Pobliskie lasy były
wyjątkowo piękne. - Przy tabliczce z nazwą miasta. Powinnam być tam po
południu.
- Myślę, że spokojnie
uda mi się tam dojechać na czas.
- Cudownie. - Ulga
rozlała się po moim ciele pozostawiając je przyjemnie rozluźnionym.
- Do zobaczenia.
Niemal w podskokach
wróciłam do naszego auta. Nie mięliśmy już wystarczająco pieniędzy, żeby
zatrzymać się w motelu, więc zatrzymałam samochód głęboko w lesie. Czekała nas
noc w starym gracie.
Mimo iż byłam szczelnie
owinięta śpiworem, to chłód tak dokuczał, że nie mogłam zasnąć. Naruto i Lore
już pochrapywali na tylnym siedzeniu. Zazdrościłam wilczycy. Miała grube futro
i dzięki niemu nie czuła zimna, a Naruto ogrzewało ciepło jej wielkiego
cielska. Sasuke też miał zamknięte oczy. Domyśliłam się, że ogrzewa się mocą
swojego żywiołu, bo nigdy nie marzł. Chodził cienko ubrany nawet wtedy, gdy
obozowaliśmy w lesie i nigdy nie widziałam u niego nawet gęsiej skórki.
I tak oto tylko ja nie
mogłam zasnąć, bo było mi za chłodno. Uporczywie zaciskałam szczęki, ale
wkrótce dałam za wygraną i moje zęby zaczęły miarowo o siebie uderzać. Starałam
się wykorzystać swoje powiązanie z magią ognia, ale nie przyniosło to żadnych
efektów. Umiałam korzystać z tegotylko, gdy byłam pod wpływem silnych emocji.
Nagle obok usłyszałam
głębokie westchnienie, a chwilę później w przytłumionym przez drzewa świetle
księżyca dostrzegłam błysk oczu. Pomyliłam się. Sasuke nie spał.
- Nie ma mowy, żebym
zasnął, kiedy ty szczękasz zębami. - Jego rozbawienie balansowało na granicy z
rozdrażnieniem.
- Pppprzeppppraszam -
wydukałam, trzęsąc się jak osika. - Nnnnie ummmiem nniiic nna tto ppporadzić. -
Czułam się żałośnie.
Pokręcił głową z
przyganą i wyciągnął do mnie swoją dłoń.
Spojrzałam na niego
pytająco, nie wiedząc o co chodzi.
- Weź mnie za rękę.
- Ccco? - Nie mogłam
uwierzyć, że proponuje mi coś takiego. Do tej pory unikał mojej bliskości, jak
diabeł święconej wody, a o dotyku to lepiej nie wspomnę.
- Przestaniesz marznąć.
Z wahaniem wsunęłam
swoją skostniałą, lodowatą rękę w jego silną dłoń. Od razu poczułam, jak w moim
ciele rozprzestrzenia się ciepło. Skóra Sasuke atakowała moją iskrami, które
gorącym dreszczem rozchodziły się wzdłuż kręgosłupa.
Moje oczy otworzyły się
szeroko.
- Niesamowite. Dziękuję
- odezwałam się po chwili już nie szczękając.
Sasuke odwrócił głowę w
drugą stronę i oparł ją o zagłówek siedzenia. Przez moment wydawało mi się, że
chłopak się… zawstydził. Jednak w chwili, gdy dokończyłam formułować tę myśl
zachciało mi się śmiać z własnej głupoty. Sasuke i zawstydzenie. Te dwie rzeczy
zdecydowanie do siebie nie pasowały.
Sama też odwróciłam się
w stronę okna i zamknęłam oczy. Zasnęłam z przyjemnym uczuciem czyjejś
bliskości i ciepła.
Rono obudziłam się
pierwsza. Dopiero zaczynało świtać. Moja dłoń wciąż spoczywała w zaciśniętej,
Sasuke. Najdelikatniej jak mogłam wyswobodziłam swoją rękę. Kiedy skóra bruneta
przestała stykać się z moją, przeszły mnie zimne, nieprzyjemne dreszcze.
Powieki mojego towarzysza nie drgnęły, ale za to cały poruszył się
niespokojnie, a dłoń zacisnął w pięść. Z ciężkim westchnieniem żalu odpaliłam
silnik auta i ruszyłam w dalszą drogę. Brakowało mi ciepła, które odczuwałam
przez noc, a samochodowe ogrzewanie nie mogło się z nim równać.
Około godziny
dziewiątej obudziła się Lore, a chwilę po niej również Sasuke. Spojrzał
zdezorientowany na swoją dłoń, a potem na drogę. Emocje w jego oczach szybko
zgasły i zastąpiło je chłodne opanowanie.
- Jak się spało? -
zapytałam, patrząc w odbijające się w lusterku złote ślepia wilczycy.
Ziewnęła szeroko,
odsłaniając na moment imponujący arsenał białych i ostrych jak brzytwa zębisk.
- Doskonale, tylko
trochę zesztywniały mi kości. - Po kolei z cichym trzaskiem rozprostowywała
kończyny, aż w końcu ponownie znieruchomiała.
- Za chwilę na krótko
zatrzymam się na stacji benzynowej. Wszyscy potrzebujemy chwili wytchnienia.
Skinęła mi głową.
- Tak, to dobry pomysł.
Po kilkunastu minutach
postoju powrotem byliśmy w aucie. do miasta, w którym umówiłam się z Ijaną było
już niedaleko. O dziwo im bliżej byliśmy, tym większe odczuwałam zdenerwowanie.
Gdy w końcu zatrzymałam się na miejscu, moje mięśnie były spięte do granic
możliwości. Sasuke, Naruto i Lore przyjęli bojowe postawy. Brunet znów wręczył
mi swój atlantycki miecz, a sam przeczyścił swoją katanę. Nie do końca
rozumiałam, po co to wszystko, ale nie sprzeciwiłam się. Nasze bezpieczeństwo
było najważniejsze.
Po pół godzinie z
przeciwnej strony ulicy nadjechało czerwone, stare auto. Nasz pojazd i nas samych
ukryłam tak, że teraz żadne ludzkie oko nie mogło nas dojrzeć. Musieliśmy się
upewnić, zanim wysiądziemy, że to na pewno Ijana. Z ulgą rozpoznałam ją po
egzotycznej, indiańskiej urodzie.
- To ona.
Naruto, Sasuke i Lore
pozostali niewidzialni. Ja odsłoniłam się dopiero, gdy podeszłam do koleżanki
na niewielką odległość.
- Cześć.
Podskoczyła w
przestrachu odwróciła się zaniepokojona w moją stronę. Uśmiechnęłam się do niej
uspokajająco. Odwzajemniła mi się lekkim wygięciem ust, ale coś w tym geście
było nie tak.
- Cześć Sakura. - Nie
podeszła bliżej, co znów wydało mi się dziwne. Dopiero teraz mogłam bliżej się
jej przyjrzeć. Jej skóra, pomimo śniadej karnacji była chorobliwie blada. Pod
jej dolnymi powiekami rozlewały się sine cienie, jakby nie spała co najmniej od
dwóch dni. Czarne włosy sterczały w nieładzie, a jej spojrzenie było niespokojne
i rozbiegane.
- Ijana, co ci jest?
Jesteś chora?
Jej oczy zaszkliły się
od łez.
- Sakura, tak bardzo
cię przepraszam.
W chwili, gdy skończyła
wygłaszać swoją kompletnie niezrozumiałą dla mnie kwestię wszystko potoczyło
się bardzo szybko, a ja jak w jakimś okropnym koszmarze byłam zbyt powolna,
żeby móc coś zrobić.
Nagle za plecami
dziewczyny pojawiła się barczysta, umięśniona postać mężczyzny. Miałam
wrażenie, jakby wyrósł spod ziemi. Jego wargi rozgięły się w okrutnym
uśmieszku, gdy spojrzał w moje wypełnione przerażeniem oczy. Pochwycił Ijanę.
Błysnęło ostrze. Krzyk uwiązł dziewczynie w gardle, a potem upadła bez tchu.
Jej sweter zaczął nasiąkać krwią, która zabrudziła też pierwszy w tym roku
śnieg. Szkarłatne plamy przerażająco kontrastowały z nieskazitelną bielą.
Zamarłam. W moim umyśle zapanowała nieznośna pustka. Nie mogłam zebrać myśli.
Dopiero gdy w oddali usłyszałam zgrzyt żelaza, nieco mnie ocuciło. Sasuke
skrzyżował katanę z przeciwnikiem, a całkowicie niewidzialny Naruto tropił
drugą osobę, która stała słabo widoczna pod jednym z drzew. A więc było ich
dwoje. Z trwogą zdałam sobie sprawę, że to ludzie Madary i z jednym z nich już
wcześniej walczyliśmy. Nie zamierzałam stać i się przyglądać. Podbiegłam na
miękkich nogach do Indianki. Wilczyca pilnowała moich pleców.
- Jak głupio
postąpiliśmy, Sakura! - warknęła rozgoryczona. - Nie upewniliśmy się, czy
wszyscy na pewno są martwi. W dodatku tak duża grupa śledząca musiała mieć w
swoich szeregach medyka. Pewnie pojawił się na miejscu walki, kiedy my
odeszliśmy. Jestem pewna, że zabiłam swojego przeciwnika, a Sasuke i Naruto
swojego. Tropiciel również zginął, ale osoba, którą przebiłaś od tyłu, mogła
przeżyć.
Z przytłaczającym
poczuciem winy zdałam sobie sprawę, że znów popełniłam błąd, który kosztował cholernie
dużo bliską mi osobę.
Drżącymi rękami
rozdarłam ubranie dziewczyny. Wciąż jeszcze płytko oddychała i wpatrywała się
we mnie błagalnie, przerażona. Zagryzłam usta, aż po brodzie pociekła mi
strużka krwi. Ijana była przebita na wylot. Twarz dziewczyny siniała coraz
bardziej.
- Lore. - Z moich oczu
popłynęły łzy rozpaczy.
- Dziecko…
- Ulecz ją - jęknęłam
błagalnie.
- Nie potrafię. - Jej
uszy i skrzydła opadły. Miała poczucie, że mnie zawiodła.
Pokręciłam głową.
Musiało być coś, co mogę zrobić. Coś…
- Sakura… - Z gardła
Ijany wydobył się charkoczący, niewyraźny szept.
Nachyliłam się nad jej
twarzą, żeby lepiej słyszeć, co mówi. Moje łzy co chwila skapywały na jej blade
policzki. Drżąc głaskałam ją po włosach.
- Co takiego Ijano? -
Moje serce rozdzierało się boleśnie, ale dla Indianki chciałam się trzymać.
Musiałam ją pocieszyć, uspokoić.
- Sakura, oni mi
grozili. Mojemu tacie też. Ja… tak bardzo cię przepraszam, proszę wybacz mi. - Złapała
mocno moją dłoń, wzmacniając tym samym prośbę. Oczy błyszczały jej jak w
gorączce.
- Nie Ijana, to ja… to
moja wina… nie powinnam była. Nigdy nie powinnyśmy się spotkać. Nie powinnam była
cię w to wplątywać… strasznie mi przykro…
- Sakura, słuchaj
uważnie. Oni mówili… mówili, że szukasz artefaktów, że już jeden masz… -
Zaczerpnęła ciężko powietrza, a jej twarz wykrzywiła się w okropnym grymasie
cierpienia. Ścisnęłam ją za rękę. Nie chciałam, żeby się wysilała. Mówienie
sprawiało jej ból, ale ciągnęła dalej. - Mięli poczekać na posiłki, ale
zadzwoniłaś… nie chcieli czekać. Rozmawiali… Madara miał ich wynagrodzić.
Myśleli, że będziesz sama i uda im się ciebie zaskoczyć, ale dzięki Matce… nie
jesteś. Ktoś silny jest tutaj. Podziękuj mu…
Skinęłam głową, wciąż
walcząc z rozmywającym mi się przez łzy obrazem. Chciałam widzieć Ijanę. Miało
mnie boleć. Miałam widzieć, jak w jej oczach stopniowo wygasa silna wola.
Miałam czuć, że to tylko i wyłącznie moja wina. Dalej coraz ciężej było mi
zrozumieć słowa Indianki.
- Słuchaj… nie
pilnowali się przy mnie… dwóch tropach… mówili o miastach… Tajima i Kaya. -
Miasta znajdowały się w dwóch różnych kierunkach. Niemniej to były bardzo
istotne informacje. Zrobiłam wszystko, żeby je zapamiętać. - Sakura…
przepraszam. - Z kącika jej oka wypłynęła łza, a potem zapadła cisza. Klatka
piersiowa Ijany przestała się wznosić i opadać.
Zdjęłam swoją kurtkę i
zakryłam nią ranę dziewczyny. Ostrożnie zamknęłam jej powieki. Teraz wyglądała,
jakby po prostu spała i jedynym znakiem brutalności była, rozlewająca się
wokoło kałuża krwi.
Dopiero teraz z moich
oczu trysnął prawdziwy strumień łez. Czułam, jakby moją duszę i ciało zanurzono
w żrącym kwasie, palącym mnie powolną, niekończącą się torturą. Śmierć Ijany
wyglądała tak bardzo podobnie do odejścia Mayi…
***
Od samego początku
miałem co do tego złe przeczucia. Wiedziałem, że stanie się coś strasznego.
Wydusiłem życie ze
swojego przeciwnika i dostrzegłem, że Naruto zrobił właśnie to samo. Wyglądało
na to, że ci dwaj to medyk i człowiek Madary z naszego poprzedniego starcia.
Medyk musiał odłączyć się od grupy na czas walki. Zapewne znalazł się na
miejscu zaraz po tym, jak odeszliśmy. Medycy nie byli po to, żeby walczyć, ale ten
tutaj z pewnością coś tam umiał.
Schowałem swoją katanę.
Teren był już czysty. Spojrzałem przyjacielowi prosto w oczy. Obydwoje
równocześnie ruszyliśmy w stronę Sakury, Lore i Indianki. Różowowłosa nachylała
się nad twarzą rannej dziewczyny. Usta małej Pocachontas poruszały się
delikatnie. Wilczyca stała dwa kroki dalej ze spuszczoną głową. Zrozumiałem, że
nie była w stanie pomóc.
Nagle dziewczyna
przestała oddychać, a jej spojrzenie uciekło w inny świat.
Sakura była już na
skraju. W wyobraźni widziałem, jak stoi na krawędzi przepaści i tylko jeden
krok dzieli ją od tego, żeby spaść w dół. Z jej oczu wytoczył się taki potok
łez, że nie byłem w stanie pojąć, skąd aż tyle słonej wody znalazło się w takim
małym ciele. Na chwile zamarła. Z jakimś okropnie niewygodnym uczuciem
obserwowałem, jak w jej oczach wygasa blask. Zielone tęczówki zamarzły. Z
płynnej esencji ciepła, optymizmu i niezłomnej wiary zostały dwa twarde,
lodowate szkiełka.
Ponurą ciszę rozdarł
gorzki, przepełniony żalem szloch. Ani ja, ani Naruto, ani nawet Lore nie
byliśmy w stanie ruszyć się z miejsc.
- Tak bardzo mi przykro
Ijano. Przepraszam… przepraszam. - Jej błagalny jęk był gorszy od wszystkiego,
co dotąd słyszałem. Płacz przerodził się w zrozpaczone wycie, które spłoszyło
ptaki z pobliskich drzew. Z nieba zaczął sypać śnieg, jakby chciał zmazać ślad
przed chwilą dokonanej zbrodni. Sakura przyciskała sobie do piersi dłoń
Indianki, gorączkowo głaszcząc ją przy tym po głowie.
Nie miałem ochoty, a
przede wszystkim siły na to patrzeć. Moje serce zakute do tej pory w stalowe
kajdany, dopuściło do siebie cierpienie Sakury, które w jakiś sposób było także
moim bólem.
Po dwóch minutach
Naruto nie wytrzymał. Ostrożnie położył dłoń na ramieniu dziewczyny, która
kolebała się w przód i w tył. Jej policzki były czerwone, koszula przesiąknęła
zamarzającymi łzami.
- Sakura… - zaczął
łagodnie.
- Nie! Zostaw mnie! -
Ostra reakcja mnie zaskoczyła. Dziewczyna znów zachowywała się, jak zagonione w
pułapkę zwierze, zupełnie jak w dzień swojego ataku, w ostatni dzień, który
spędziliśmy pod gołym niebem. Jej urażony, pełen żalu i wściekłości wzrok
wwiercał się w przyjaciela dziko. Aura naładowana niekontrolowaną magią, niemal
strzelała iskrami. Naruto znów chciał ją dotknąć, ale warknęła ostrzegawczo.
- Nie!
Lorelei dalej siedziała
ze spuszczonym łbem i najwyraźniej nie zamierzała zareagować. Szczerze się
obawiałem, że tym razem nie będzie miał kto zażegnać tego kryzysu. Zawsze to
wilczyca była powierniczką złości i żalu Sakury, wspierała ją.
Dziewczyna drżąc na
całym ciele, znów zaczęła szlochać. Puściła, na pewno zimną już, rękę Ijany i
ukryła twarz w dłoniach.
Naruto bezradnie
zwrócił się do mnie.
- Musimy coś zrobić.
Zaplanować. Ruszyć się stąd. - Nawet on był teraz smutny.
Nagle Lore zabrała
głos.
- Piękne serce,
powiedziała, że ci dwaj - wskazała łbem z stronę trupów - mówili coś o tym, że
wiedzą, gdzie są następne artefakty. Wspomniała o dwóch miastach - Szlachetna
nuta dumnej istoty w niej umarła.
- W takim razie
powinniśmy się rozdzielić - mruknął przyjaciel. - Będziemy mięli szansę dotrzeć
w te miejsca szybciej.
- Jesteśmy silniejsi w
grupie - w myślach przyznałem rację też Lore.
- Tak, w grupie
jesteśmy silniejsi, ale musimy być szybsi od Madary. Naruto, masz kryształ. Ty
Lorelei jesteś skrzystym wilkiem, a Sakura ma dar tropicielstwa. W razie walki
możemy uciekać. Owszem, podejmujemy ryzyko, ale jeśli to jest ono konieczne, to
nie zawaham się - oparłem hardo, zdałem sobie sprawę, że w mojej wypowiedzi
czuć przywództwo.
Naruto przycisnął
zaciśniętą pięść do piersi i ukłonił się lekko z szacunkiem.
- Pójdę za tobą choćby
i na śmierć - ostatnie słowo wyszeptał.
Wilczyca westchnęła
głęboko.
- Ja również synu
Uchiha, ja także. - Zabrzmiało to, jakby bestia była już niezwykle stara i
zmęczona.
- Naruto, rozdziel
pomiędzy nas ekwipunek. - Przyjaciel zaczął wypełniać moją prośbę od razu.
- Towarzyszu, czy masz
może jakąś pustą butelkę lub flakonik? - Spojrzałem ogłupiały na Lore. - Chcę
dać dwójce, którą opuszczę trochę mojej śliny. Może być przydatna - dodała w
gwoli wyjaśnienia.
Blondyn z czeluści
swojej torby wyjął jeszcze jeden magiczny woreczek - mój, a także buteleczkę po
eliksirze głogowym elfów, który skutecznie zbił gorączkę przyjaciela w czasie
naszej wspólnej podróży. Odkorkował ją i podał wilczycy.
- Jak się dzielimy? -
Naruto zobaczył w moich oczach chłodną kalkulację, więc czekał cierpliwie.
- Pewnym jest, że
Sakura nie może pójść z Lorelei. Któreś z nas musi dalej dawać jej lekcje, a
poza tym Lore nie umie posługiwać się magią. - Nie chciałem urazić wilczycy,
pamiętałem, że ostatnim razem, gdy sięgnąłem po taki argument źle zareagowała,
ale tym razem wcale się nie obruszyła.
- Ja już jej wiele nie
nauczę. Przekazałem jej podstawy, ale sam wiesz jak trudnym do opanowania jest
żywioł powietrza. Więcej nie będę potrafił jej pokazać, zresztą ona wykazuje
większe skłonności do żywiołu ziemi i ognia.
Skinąłem głową.
- Czyli ustalone. -
Znów zaskoczył mnie brak reakcji Lore. Skrzysta byłą odwrócona do nas tyłem i
przyglądną się łkającej dziewczynie z wyraźnym smutkiem.
Po kilku minutach
Naruto wręczył mi bagaż, przerywając bezczynność.
- Spakowałeś tu rzeczy
Sakury?
- Tak.
Z głębokim
westchnieniem i ciążącym, odkutym sercem uklęknąłem obok dziewczyny.
- Musimy iść -
powiedziałem cicho.
Pod wpływem mojego głosu
przestała się kiwać i szloch przycichł. Przez chwilę nic się nie działo, jakby
jednak nie usłyszała, ale nagle drgnęła. Rozplątała swoje kończyny i uklęknęła
jeszcze bliżej Indianki. Nachyliła się i delikatnie pocałowała jej czoło.
Ostatni raz pogłaskała ją po ciemnych włosach i zanuciła cicho:
- „Pociemniały gwiazdy,
księżyc zgasł
Ucichła noc i poranny
brzask
Wyślij wici i w bębny
bij
Odszedł ich pan,
odszedł ich syn
Ciemne morze, ciemne
niebo
Zamilkły wieloryby i
bałwany fal
Rzeknij solniskom i w bębny
bij
Odszedł ich pan,
odszedł ich syn
Noce w ranki, ranki w
noce
Trzy czarne karoce,
trzy białe wozy
To nas rozdziela, co
nas łączy
Odszedł nasz brat,
serce nasze
Zamilkły wieloryby i
bałwany fal
Rzeknij solniskom i w
bębny bij
Odszedł ich pan, odszedł
ich syn”
Głos miała stłumiony i
zachrypnięty od płaczu, ale mimo to zaśpiewała bardzo pięknie.
Przy policzku Ijany
wyrosła krwistoczerwona róża.
Patrzyłem na to
oniemiały.
Sakura wyciągnęła w
moja stronę dłoń, a ja nie myśląc co robię, ująłem jej skostniałe palce i
pomogłem wstać. Nie popatrzyła mi w oczy, głowę spuściła nisko. Pozwoliła mi
się poprowadzić do Naruto i Lore. Chłopak wytłumaczył jej nasz plan, ale nie
byłem pewien, czy słucha.
Nie zamierzaliśmy
zwlekać.
Lore poczłapała do
Sakury i trąciła jej rękę nosem. Dziewczyna pogłaskała sierść na jej głowie,
ale podobnie jak mnie, jej także nie spojrzała w oczy.
Naruto krótko uścisnął
naszą towarzyszkę, mnie rzucił słabowity uśmiech, a myślą przekazał mi jedno
krótkie zdanie.
Uważajcie na siebie.
Potem pobiegli.
Jeszcze przez chwilę
szukałem w powietrzu śladów aury przyjaciela, ale on zapewne już korzystał z
mocy Kryształu Niewidzialności.
Zamyślony zwróciłem się
w stronę Sakury. Stała jak słup soli, a z jej oczu wciąż ciekły łzy, których
nawet nie próbowała tamować.
- Będziesz w stanie
prowadzić auto? - Użyłem w swoim tonie tyle delikatności, ile byłem w stanie.
Pokręciła przecząco
głową, ale ja nawet nie mrugnąłem. Spodziewałem się tego.
- A pobiegniesz?
Wzruszyła ramionami.
Zdałem sobie sprawę, że tym gestem dała znać, że zostawia mi wolną rękę.
- Więc chodźmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz