Poranek był
wyjątkowo mroźny. Ledwo udało mi się zawiązać skostniałymi palcami worek ze
śpiworem. Sasuke zacierał ślady po ognisku. Wcześniej złożył namiot. Jego
zachowanie nie odbiegało raczej od normy. Na jego twarzy nie odbijały się żadne
uczucia. Jedynie oczy wydawały się być nieco zamglone, jakby nad czymś się
zastanawiał.
Kiedy
obudziłam się rano, byłam nieco otumaniona i chwilę zajęło mi przypomnienie
sobie wczorajszych wydarzeń. Trochę ciężko było mi uwierzyć, że opowiedziałam
Sasuke o sierocińcu i Mayi. Najgorsze jednak, że potem najprawdopodobniej
zasnęłam w jego ramionach.
Teraz
nachodziły mnie wątpliwości, czy aby dobrze zrobiłam. Nigdy nie mówiłam komuś o
sobie tak otwarcie, pozwalając przy tym się do siebie zbliżyć. Miałam wrażenie,
że przyjdzie mi za tę chwilę słabości zapłacić.
Pocieszałam
się myślą o emocjonalnej reakcji chłopaka. W końcu odpowiedział na mój uścisk i
ogrzał mnie.
Skończyliśmy
się pakować i poszliśmy szukać samochodu. Ogromnie przeszkadzało mi milczenie
między nami. Miałam wrażenie, że z każdą chwilą napięcie między nami rośnie, a
powietrze gęstnieje. Bałam się wydać choćby najcichszy dźwięk.
Od razu,
kiedy weszliśmy do samochodu, Sasuke zamknął oczy. Jednakże jego oddech był
zbyt szybki jak na sen. Potrafiłam już rozpoznawać niektóre jego zachowania i
reakcje. Niemniej miałam wrażenie, że on potrzebuje tej ciszy. Oprócz milczenia
towarzyszyła mu jeszcze głęboka zaduma.
Droga
ciągnęła mi się niemiłosiernie. Co raz spoglądałam na Sasuke. Zdążyłam się już
nawet pogodzić z milczeniem. Stwierdziłam, że to i tak lepiej aniżeli miałabym
być zupełnie sama. Przynajmniej słyszałam jego oddech, a to znaczyło, że jest
obok.
Jakąś godzinę
później, gdy już zdążyłam zająć się myśleniem o innej kwestii, spojrzałam na
chłopaka już chyba z przyzwyczajenia i aż się wzdrygnęłam. Czarne oczy
wpatrywały się natarczywie prosto we mnie z jakimś dziwnym błyskiem. Miałam
wrażenie, że Sasuke chce mi wypalić dziurę w czole.
Byłam tak
zaskoczona, że na moment przestałam się kontrolować i dałam się ponieść
emocjom.
- O co
chodzi? - wykrztusiłam dosyć agresywnie. Włoski zjeżyły mi się na skórze.
Na Sasuke,
jak zwykle, moja reakcja nie zrobiła wrażenia. Odpowiedział mi perfekcyjnie
opanowany i bez kąśliwych uwag, na które byłam przygotowana.
- Kiedyś się
znaliśmy. Jeszcze zanim zniknęłaś - powiedział z pewną melancholią w głosie.
Jego słowa
wwiercały się boleśnie w moja głowę. Czyżby chciał mi opowiedzieć o mojej
przeszłości? Przecież tak bardzo, razem z Naruto, unikali tego tematu.
Chłopak
zauważył, że jego słowa wywołały we mnie burzę myśli, ale zamierzał
kontynuować.
- Na
Atlantydzie istnieje specyficzny system nauczania ze względu na magiczne moce
ludzi i elfów. Dzieci z jednego rocznika w wieku sześciu lat trafiają pod
opiekę jednego nauczyciela, który uczy ich podstaw funkcjonowania naszego i
tego świata, a także naszej historii przez trzy lata. Potem trafia się do
Akademii. Przez kolejny rok uczy się dzieci na podstawie informacji o ich
zdolnościach. Każdy rocznik jest specyficzny. Dzieci w jakiś sposób są do
siebie podobne i bardzo trudno wychwycić, co różni ich pod względem
umiejętności. Nadal jest się w jednej, dużej grupie, ale ten okres jest jakby
rozpoznaniem. - Mówił bardzo płynnie i nawet nie bardzo zastanawiał się nad
swoimi słowami. Po prostu opisywał mi to, czego doświadczał sam.
-
Rozpoznaniem? - Mimowolne pytanie wypłynęło oskarżycielsko z moich ust.
- Czy
nadajesz się na maga, wojownika lub medyka. W przeciwnym razie jest się
skazanym na zwykłe życie, jako rolnik, usługowiec lub przemysłowiec. - Wzruszył
lekko ramionami.
Dosyć mną to
wstrząsnęło. To z pewnością było niehumanitarne, tak odrzucać mniej magiczne
dzieci. To równało się z odsunięciem od społeczeństwa.
- A po roku?
- Po
ukończeniu nauki w Akademii uczniów grupuje się w trzy osobowe drużyny, które
trafiają pod opiekę osobnego senseia, tym razem już dopasowanego jak najlepiej
do umiejętności uczniów.
Byłam niemal
zaczarowana jego słowami.
- Zaraz… -
Coś mi się przypomniało. - Zniknęłam, kiedy miałam już dziesięć lat. - Mój głos
słabł, gdy powoli docierał do mnie sens wypowiedzianych miedzy nami słów.
- Właśnie -
westchnięcie Sasuke, niby takie delikatne i miękkie, a przeszyło powietrze
niczym bicz i smagnęło fragment mojego umysłu.
Brunet
odwrócił głowę, niby wyglądając za boczną szybę. Ukrył tym samym przede mną
wzrok.
- Czyli zostałam
do kogoś przydzielona? - Z emocji trudno mi się było skupić na drodze, więc
zaparkowałam samochód przy poboczu i zgasiłam silnik.
- Sasuke -
powiedziałam miękko. Chciałam, żeby spojrzał mi w oczy, ale jednocześnie nie
mogłam pozwolić, żeby się spłoszył.
Nie
uzyskawszy żadnej reakcji z jego strony, ponownie wypowiedziałam jego imię, ale
już bardziej stanowczo.
Wystarczyło
mi jedno spojrzenie czarnych oczu. Nie byłam głupia. Szukałam tylko potwierdzenia,
że moje domysły są słuszne. To właśnie to przede mną ukrywali.
- Byłam z
wami… prawda? Przydzielono mnie do waszej dwójki?
Na moment
straciłam rezon i opadłam bezwiednie na oparcie fotela.
Brunet w
końcu skinął niechętnie głową, a ja nie wiedziałam, co powiedzieć. Zacisnęłam
pięści na kierownicy.
- Dlaczego to
przede mną zatailiście? - Bardzo starałam się zachować spokój, ale opornie mi
szło i Sasuke doskonale słyszał narastającą w moim głosie irytację. - Czy to
było aż tak ważne, żeby to przede mną zataić?
Na moment
zapadła cisza, aż w końcu brunet odpowiedział.
- Dla mnie i dla ciebie, nie, ale Naruto… to
inna kwestia.
No tak, a o
kogo innego mogło chodzić.
- Naruto… -
westchnęłam marszcząc czoło. - Nie za bardzo rozumiem.
- Powiedzmy,
że byliśmy dosyć specyficzną grupą, jedną z najsilniejszych. Dwóch
magów-wojowników i jeden mag medyk.
- Byłam
klasyfikowana na medyka? - Nie potrafiłam ukryć, że bardzo mnie to
zainteresowało.
Było to dosyć
zaskakujące, bo po ukończeniu liceum planowałam iść właśnie na medycynę.
Zapewne tak też by się stało, gdyby nie natknęli się na mnie Naruto i Sasuke.
Chłopak
puścił moje słowa mimo uszu i kontynuował.
- Jak mówił
ci wcześniej Naruto, byłem postrzegany jak ósmy cud świata - skrzywił się
nieznacznie - chociaż tak naprawdę nie było ku temu powodów. Przez to stałem
się trochę zadufany w sobie.
Prychnęłam.
Już widziałam to „trochę”.
- Naruto jest
strasznie ciepłą i troskliwą osobowością. Zawsze na pierwszym miejscu stawia
przyjaciół. - Nie mogłam nie zauważyć z jakim szacunkiem Sasuke mówi o
blondynie. - Przywiązał się do ciebie. Było mu ciężko, kiedy po czterech
miesiącach, gdy już udało nam się ze sobą dogadać, okazało się, że
najprawdopodobniej nie żyjesz - westchnął głośno, przerywając na moment. -
Przydzielono nam do drużyny zastępstwo, ale Naruto trudno było zaakceptować
nowego medyka, który w dodatku pochodził z innej wioski.
Na jego
kolejne słowa wstrzymałam oddech.
- Kiedy
zobaczyliśmy cię wtedy w klasie pełnej uczniów… tak naprawdę nie mogliśmy
uwierzyć, że to ty. Dopiero, gdy zanieśliśmy cię do domu, zyskaliśmy pewność.
Naruto poprosił mnie, żebym ci nie mówił. - Nagle jego głos zyskał na hardości
i chłodzie. - Zresztą ja sam nie widziałem w tym żadnego sensu Byłem
przekonany, że w którymś momencie oddasz nam Perłę Wskrzeszenia i pójdziesz w
swoją stronę. Prawda mogłaby ci przeszkodzić w dalszym normalnym funkcjonowaniu
tutaj. W końcu byłem pewien, że nie poradzisz sobie na wyspie i ma sensu, żebyś
tam wracała. Nie posiadałaś wspomnień, umiejętności.
Miałam wrażenie,
że Sasuke kopnął mnie w brzuch. Przez moment nie mogłam głębiej odetchnąć, a
dłonie zrobiły się lodowate i zdrętwiałe. Kąciki oczu zapiekły mnie boleśnie,
ale nie chciałam pokazać słabości.
Od początku
byłam niechciana. Odkąd pamiętam nikt nie miał do mnie szacunku. Rzadko
traktowano mnie jak równą równemu. We wszystkich swoich wspomnieniach miałam
wizję tej najgorszej, porzuconej.
Chciałam
krzyczeć, żeby dać upust temu bólowi, ale jak zwykle skierowałam uczucia do
wewnątrz. Energia wypełniła mroczny zakamarek mojego umysłu. Po chwili
wyciszyłam się całkowicie. Mój umysł był niczym niezmącona tafla wody. Pozostał
tylko ogromny żal i smutek kołaczący gdzieś cichutko.
Sasuke miał
zupełną rację. Ale skoro nawet na Atlantydzie nie jestem w stanie się odnaleźć,
to gdzie jest moje miejsce? Czułam się strasznie zagubiona i przestraszona,
niczym ranne zwierze zagonione w pułapkę. Ten świat mnie odrzucił. Co zrobię,
jeśli zrobi to też Atlantyda.
Bądź dobrej myśli.
Ciepły głos
przebił się łagodną melodią przez otaczający mnie mrok. Jakby podpowiadała mi
całkiem inna osoba, a nie resztki optymistycznej mnie.
To było jak
szept, chroniącego mnie anioła. Jednakże, czy mam prawo wierzyć, że ktoś mnie
obroni?
Tak.
Tym razem
miałam wrażenia, jakby to były litery wypisane czarnym atramentem na idealnie
białej kartce.
- Byłem, ale
już nie jestem.
***
Patrzyła na
mnie szeroko otwartymi oczami, nie mogąc uwierzyć w to, co powiedziałem. Ja sam
jeszcze nie do końca w to wierzyłem. Jej spojrzenie wyrażało więcej emocji niż
moje w całym życiu. Jak na dłoni widziałem strach, obawę, niepewność, smutek,
ból, zdumienie i w końcu wdzięczność. Nie byłem pewien, czy jestem zdolny do
wyrażenia jednej dziesiątej tego, co ona.
- Co mas zna
myśli. - Jej głos był ledwo słyszalny.
- Myślę, ze
lepiej cię poznałem. Obserwowałem, to, jak okazujesz emocje, jak się uczysz,
zmieniasz, jak okazujesz emocje i jaką osobą jesteś.
Nie sądziłem,
że kiedykolwiek, ktokolwiek skłoni mnie do takich wyznań. Sakura była
wyjątkowa. Z każdą minutą, godziną, dniem, tygodniem przebywania z nią jej siła
działała na mnie i naprawiała coś, niczym wprawny lekarz. Przypominała mi o
człowieczeństwie, o magii życia i śmierci, wadze wypowiadanych słów i
czynionych gestów.
Wreszcie
byłem gotowy usunąć blokujące mnie tamy. Moje serce zatrzepotało niespokojnie
wiedząc, co chcę zrobić. To była trudna decyzja. Miałem obrócić w niwecz
wszystkie swoje starania, aby być takim… zimnym, bezuczuciowym, w każdym calu
opanowanym.
Sakura
przełknęła głośno ślinę, gdy położyłem niepewnie swoją dłoń na jej jedwabistym
policzku. Dotyk jej skóry sprawił, że przeszedł mnie ciepły dreszcz.
Soczyście
zielone oczy wpatrywały się we mnie zagubione, kiedy odruchowo wtuliła swój
policzek w moją dłoń. Ten niekontrolowany gest z jej strony upewnił mnie w
słuszności podjętej decyzji.
- Nie jesteś
dla mnie nikim.
***
Zamarłam. Nasze gorące oddechy
stapiały się w jeden obłok pary. Miałam ochotę płakać z wdzięczności za
wypowiedziane przez Sasuke słowa.
Nie, nie byłam dla niego nikim.
Może wcześniej tak, ale nie teraz.
Wpatrywałam się w czarne
tęczówki, patrzące na mnie z nieznaną mi czułością. Ciepła dłoń na policzku
mrowiła przyjemnie, a wzdłuż kręgosłupa rozchodziły się przyjemne dreszcze.
Pytanie brzmiało, czy aby na
pewno tego chcę. Czy jestem gotowa. Zdałam sobie sprawę, że to będzie swego
rodzaju deklaracja.
Niepewnie sięgnęłam lekko drżącą
ręką. Pomimo wiecznego chłodu obecnego na jego twarzy, skóra Sasuke za sprawą
magii ognia była przyjemnie ciepła, wręcz parząca moje zmarznięte palce.
Wyrwało mi się ciche
westchnienie. Skóra bez zarostu, miękka i ciepła. Zapewne nie wiele osób miało
okazję jej dotknąć.
Oczy Sasuke odpowiedziały mi
zadowolonym błyskiem.
Decyzja podjęta.
Wyzbyta obaw zbliżałam się coraz
bliżej. To do mnie należał ostatni ruch. Sasuke zostawił mi wolną rękę.
Byliśmy jak płochliwa sarna i
myśliwy, tyle że role nie były dokładnie przydzielone i co raz się
wymienialiśmy.
Delikatnie musnęłam jego usta,
przymykając powieki.
Oboje westchnęliśmy błogo, jakby
po pierwszym, od lat spędzonych na pustyni, spotkaniu z życiodajną wodą.
Mój umysł zalała fala nowych
doznań, niczym feeria kolorowych barw i tysięcy fajerwerków.
Zanim zdążyłam się zorientować opuściły
nas samokontrola i rozsądek. W jednej chwili zapragnęłam być jeszcze bliżej
Sasuke. Wplotłam rozgrzaną już dłoń w jego czarne włosy, a on chwycił mnie w
talii żarliwie pieszcząc usta pocałunkami.
Swoimi zwinnymi palcami gładził
moją skórę na szyi, ramionach i w końcu brzuchu. Musnął swoim nosem mój
policzek. Silnym ramieniem przysunął mnie do siebie. Westchnął cichutko, gdy
wpuściłam go za ścianę białych zębów.
Czułam się niesamowicie.
Wreszcie byłam wolna. Nic mnie już nie ograniczało. Wyzwoliłam samą siebie.
Ogarnęła mnie radość, której, jak mi się wydawało, nic nie mogło zmącić.
Nagle ciszę przerwał przeraźliwy
huk i świst. Wszystko zaczęło dziać się bardzo szybko. Usta Sasuke i on sam
cały zamarł, żeby za chwilę poruszyć się ze śmiertelną szybkością. Poderwał
mnie z siedzenia i przycisnął mocno do piersi. Jego uścisk był aż bolesny, ale
zanim zdążyłam się nad tym zastanowić powietrze przeszył jęk Sasuke. Słyszałam
jak jego serce zaczęło wybijać szalony rytm. Wszystko zamarło i zapadła cisza.
Bałam się chociażby odetchnąć. Działo się coś złego.
Sasuke wcisnął mnie powrotem na
moje siedzenie. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to krew płynąca gęstą
strugą z jego ramienia, gdzie wyrastał przerażający, drewniany trzon strzały.
Twarz chłopaka wyrażała ogromny ból.
Moje ciało zareagowało jak
zawsze nie przewidywalnie w takich chwilach. Adelina wystrzeliła w moje żyły.
Odpaliłam samochód i wcisnęłam gaz do dechy. W następnym odruchu zasłoniłam nas
przed wzrokiem i słuchem swoimi tropicielskimi umiejętnościami. Pędziliśmy w
zawrotnym tempie, wymijając inne auta.
Co chwila niespokojnie zerkałam
na bruneta. Rozglądał się w poszukiwaniu przeciwnika. Sama to robiłam. Śledzili
nas. Byli równie szybcy.
- Przysłali kolejnych -
powiedział z wyraźnym wysiłkiem, starając się tamować krew mocnym uściskiem.
Jego twarz robiła się niepokojąco blada. Zrozumiałam, że dostał w tętnicę.
Nie dobrze.
Wreszcie zaczęły docierać do
mnie uczucia. Przede wszystkim byłam kompletnie zaszokowana i przerażona.
- Lore dała nam swoja ślinę.
Musisz ją znaleźć, inaczej się wykrwawisz. - Mój głos drżał, pomimo stanowczego
tonu.
Sasuke skinął głową i zabrał się
za przeszukiwanie naszej torby.
Z każdą chwilą robił się coraz
bardziej siny. Każdy ruch sprawiał mu ból.
Starałam się odwrócić swoja
uwagę od wystającej strzały i szukałam swoim szóstym zmysłem aur przeciwników.
Ci byli o wiele lepiej wyszkoleni, bo nie potrafiłam ich wyczuć. Martwiło mnie
to jeszcze bardziej. Jednakże coś mi podpowiadało, że pędzą za nami.
Sasuke w końcu udało się
odkorkować buteleczkę.
- Musisz wyjąć strzałę -
wydyszał z wysiłkiem.
Spojrzałam na niego przerażona.
Miał rację. Nikt nie mógł zrobić tego za mnie.
Wcisnęłam gaz, a silnik zaryczał
w proteście. Musiałam mieć przewagę nad przeciwnikami, żeby móc się zatrzymać i
nie dać złapać.
Jednym ostrym zakrętem wjechałam
w przydrożny las. Wcisnęłam hamulec i zarzuciło nas do przodu.
Odwróciłam się w stronę
towarzysza. Jego twarz błyszczała od potu.
Chwycił moją dłoń i przycisnął
po niżej linii zranienia. Jego ramię lepiło się od gorącej krwi. Zacisnęłam
najmocniej, jak umiałam.
- Ciągnij na trzy.
Zdezorientowana objęłam dłonią
grot. Przerażenie mnie obezwładniało.
- Raz.
Po moim czole spłynęła kropla
potu. Wszystko działo się tak szybko.
- Dwa.
Schwyciłam drewno jeszcze
mocniej.
- Trzy.
Moje serce załomotało jak
szalone. Z całej siły pociągnęłam. Wyciągana strzała wydała nieprzyjemne
plaśnięcie. Na moją rękę wylało się jeszcze więcej krwi.
Sasuke warknął przez zaciśnięte
zęby.
Jak w amoku odebrałam flakonik
ze śliną od Sasuke i wtarłam ją w rozharatane miejsce. Skóra i mięśnie od razu
zaczęły się goić. Gdy już nie zostało ani śladu odważyłam się spojrzeć na twarz
bruneta. Był wyczerpany i podobnie jak ja cały umazany we krwi.
Przednią szybę auta przebiła
kolejna strzała. Szyba rozprysła się w drobny mak. Zasłoniliśmy oczy przed
zranieniem. Na szczęście pocisk chybił i trafił w tylne siedzenie niszcząc przy
tym tapicerkę.
Odwróciłam wzrok w stronę
Sasuke. Musiał podjąć decyzję. Stajemy do walki, czy uciekamy.
Nagle zobaczyłam w jego oczach
stanowczość. Jednym ruchem dobył broni i wyskoczył z auta. Poszłam w jego
ślady.
Stanęłam lekko z tyłu i
przyjęłam bojową pozycję, szukając jakichkolwiek oznak ruchu.
Po minucie bezskutecznego
wypatrywania niebezpieczeństwa, wyłonili się przed nami z mroku. Pierwszy,
drugi, trzeci, kolejny i kolejny. Ich przewaga liczebna przytłaczała. Byliśmy
bez szans…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz