czwartek, 29 października 2015

Rozdział XV


Poranek był wyjątkowo mroźny. Ledwo udało mi się zawiązać skostniałymi palcami worek ze śpiworem. Sasuke zacierał ślady po ognisku. Wcześniej złożył namiot. Jego zachowanie nie odbiegało raczej od normy. Na jego twarzy nie odbijały się żadne uczucia. Jedynie oczy wydawały się być nieco zamglone, jakby nad czymś się zastanawiał.
Kiedy obudziłam się rano, byłam nieco otumaniona i chwilę zajęło mi przypomnienie sobie wczorajszych wydarzeń. Trochę ciężko było mi uwierzyć, że opowiedziałam Sasuke o sierocińcu i Mayi. Najgorsze jednak, że potem najprawdopodobniej zasnęłam w jego ramionach.
Teraz nachodziły mnie wątpliwości, czy aby dobrze zrobiłam. Nigdy nie mówiłam komuś o sobie tak otwarcie, pozwalając przy tym się do siebie zbliżyć. Miałam wrażenie, że przyjdzie mi za tę chwilę słabości zapłacić.
Pocieszałam się myślą o emocjonalnej reakcji chłopaka. W końcu odpowiedział na mój uścisk i ogrzał mnie.

Skończyliśmy się pakować i poszliśmy szukać samochodu. Ogromnie przeszkadzało mi milczenie między nami. Miałam wrażenie, że z każdą chwilą napięcie między nami rośnie, a powietrze gęstnieje. Bałam się wydać choćby najcichszy dźwięk.
Od razu, kiedy weszliśmy do samochodu, Sasuke zamknął oczy. Jednakże jego oddech był zbyt szybki jak na sen. Potrafiłam już rozpoznawać niektóre jego zachowania i reakcje. Niemniej miałam wrażenie, że on potrzebuje tej ciszy. Oprócz milczenia towarzyszyła mu jeszcze głęboka zaduma.
Droga ciągnęła mi się niemiłosiernie. Co raz spoglądałam na Sasuke. Zdążyłam się już nawet pogodzić z milczeniem. Stwierdziłam, że to i tak lepiej aniżeli miałabym być zupełnie sama. Przynajmniej słyszałam jego oddech, a to znaczyło, że jest obok.
Jakąś godzinę później, gdy już zdążyłam zająć się myśleniem o innej kwestii, spojrzałam na chłopaka już chyba z przyzwyczajenia i aż się wzdrygnęłam. Czarne oczy wpatrywały się natarczywie prosto we mnie z jakimś dziwnym błyskiem. Miałam wrażenie, że Sasuke chce mi wypalić dziurę w czole.
Byłam tak zaskoczona, że na moment przestałam się kontrolować i dałam się ponieść emocjom.
- O co chodzi? - wykrztusiłam dosyć agresywnie. Włoski zjeżyły mi się na skórze.
Na Sasuke, jak zwykle, moja reakcja nie zrobiła wrażenia. Odpowiedział mi perfekcyjnie opanowany i bez kąśliwych uwag, na które byłam przygotowana.
- Kiedyś się znaliśmy. Jeszcze zanim zniknęłaś - powiedział z pewną melancholią w głosie.
Jego słowa wwiercały się boleśnie w moja głowę. Czyżby chciał mi opowiedzieć o mojej przeszłości? Przecież tak bardzo, razem z Naruto, unikali tego tematu.
Chłopak zauważył, że jego słowa wywołały we mnie burzę myśli, ale zamierzał kontynuować.
- Na Atlantydzie istnieje specyficzny system nauczania ze względu na magiczne moce ludzi i elfów. Dzieci z jednego rocznika w wieku sześciu lat trafiają pod opiekę jednego nauczyciela, który uczy ich podstaw funkcjonowania naszego i tego świata, a także naszej historii przez trzy lata. Potem trafia się do Akademii. Przez kolejny rok uczy się dzieci na podstawie informacji o ich zdolnościach. Każdy rocznik jest specyficzny. Dzieci w jakiś sposób są do siebie podobne i bardzo trudno wychwycić, co różni ich pod względem umiejętności. Nadal jest się w jednej, dużej grupie, ale ten okres jest jakby rozpoznaniem. - Mówił bardzo płynnie i nawet nie bardzo zastanawiał się nad swoimi słowami. Po prostu opisywał mi to, czego doświadczał sam.
- Rozpoznaniem? - Mimowolne pytanie wypłynęło oskarżycielsko z moich ust.
- Czy nadajesz się na maga, wojownika lub medyka. W przeciwnym razie jest się skazanym na zwykłe życie, jako rolnik, usługowiec lub przemysłowiec. - Wzruszył lekko ramionami.
Dosyć mną to wstrząsnęło. To z pewnością było niehumanitarne, tak odrzucać mniej magiczne dzieci. To równało się z odsunięciem od społeczeństwa.
- A po roku?
- Po ukończeniu nauki w Akademii uczniów grupuje się w trzy osobowe drużyny, które trafiają pod opiekę osobnego senseia, tym razem już dopasowanego jak najlepiej do umiejętności uczniów.
Byłam niemal zaczarowana jego słowami.
- Zaraz… - Coś mi się przypomniało. - Zniknęłam, kiedy miałam już dziesięć lat. - Mój głos słabł, gdy powoli docierał do mnie sens wypowiedzianych miedzy nami słów.
- Właśnie - westchnięcie Sasuke, niby takie delikatne i miękkie, a przeszyło powietrze niczym bicz i smagnęło fragment mojego umysłu.
Brunet odwrócił głowę, niby wyglądając za boczną szybę. Ukrył tym samym przede mną wzrok.
- Czyli zostałam do kogoś przydzielona? - Z emocji trudno mi się było skupić na drodze, więc zaparkowałam samochód przy poboczu i zgasiłam silnik.
- Sasuke - powiedziałam miękko. Chciałam, żeby spojrzał mi w oczy, ale jednocześnie nie mogłam pozwolić, żeby się spłoszył.
Nie uzyskawszy żadnej reakcji z jego strony, ponownie wypowiedziałam jego imię, ale już bardziej stanowczo.
Wystarczyło mi jedno spojrzenie czarnych oczu. Nie byłam głupia. Szukałam tylko potwierdzenia, że moje domysły są słuszne. To właśnie to przede mną ukrywali.
- Byłam z wami… prawda? Przydzielono mnie do waszej dwójki?
Na moment straciłam rezon i opadłam bezwiednie na oparcie fotela.
Brunet w końcu skinął niechętnie głową, a ja nie wiedziałam, co powiedzieć. Zacisnęłam pięści na kierownicy.
- Dlaczego to przede mną zatailiście? - Bardzo starałam się zachować spokój, ale opornie mi szło i Sasuke doskonale słyszał narastającą w moim głosie irytację. - Czy to było aż tak ważne, żeby to przede mną zataić?
Na moment zapadła cisza, aż w końcu brunet odpowiedział.
 - Dla mnie i dla ciebie, nie, ale Naruto… to inna kwestia.
No tak, a o kogo innego mogło chodzić.
- Naruto… - westchnęłam marszcząc czoło. - Nie za bardzo rozumiem.
- Powiedzmy, że byliśmy dosyć specyficzną grupą, jedną z najsilniejszych. Dwóch magów-wojowników i jeden mag medyk.
- Byłam klasyfikowana na medyka? - Nie potrafiłam ukryć, że bardzo mnie to zainteresowało.
Było to dosyć zaskakujące, bo po ukończeniu liceum planowałam iść właśnie na medycynę. Zapewne tak też by się stało, gdyby nie natknęli się na mnie Naruto i Sasuke.
Chłopak puścił moje słowa mimo uszu i kontynuował.
- Jak mówił ci wcześniej Naruto, byłem postrzegany jak ósmy cud świata - skrzywił się nieznacznie - chociaż tak naprawdę nie było ku temu powodów. Przez to stałem się trochę zadufany w sobie.
Prychnęłam. Już widziałam to „trochę”.
- Naruto jest strasznie ciepłą i troskliwą osobowością. Zawsze na pierwszym miejscu stawia przyjaciół. - Nie mogłam nie zauważyć z jakim szacunkiem Sasuke mówi o blondynie. - Przywiązał się do ciebie. Było mu ciężko, kiedy po czterech miesiącach, gdy już udało nam się ze sobą dogadać, okazało się, że najprawdopodobniej nie żyjesz - westchnął głośno, przerywając na moment. - Przydzielono nam do drużyny zastępstwo, ale Naruto trudno było zaakceptować nowego medyka, który w dodatku pochodził z innej wioski.
Na jego kolejne słowa wstrzymałam oddech.
- Kiedy zobaczyliśmy cię wtedy w klasie pełnej uczniów… tak naprawdę nie mogliśmy uwierzyć, że to ty. Dopiero, gdy zanieśliśmy cię do domu, zyskaliśmy pewność. Naruto poprosił mnie, żebym ci nie mówił. - Nagle jego głos zyskał na hardości i chłodzie. - Zresztą ja sam nie widziałem w tym żadnego sensu Byłem przekonany, że w którymś momencie oddasz nam Perłę Wskrzeszenia i pójdziesz w swoją stronę. Prawda mogłaby ci przeszkodzić w dalszym normalnym funkcjonowaniu tutaj. W końcu byłem pewien, że nie poradzisz sobie na wyspie i ma sensu, żebyś tam wracała. Nie posiadałaś wspomnień, umiejętności.
Miałam wrażenie, że Sasuke kopnął mnie w brzuch. Przez moment nie mogłam głębiej odetchnąć, a dłonie zrobiły się lodowate i zdrętwiałe. Kąciki oczu zapiekły mnie boleśnie, ale nie chciałam pokazać słabości.
Od początku byłam niechciana. Odkąd pamiętam nikt nie miał do mnie szacunku. Rzadko traktowano mnie jak równą równemu. We wszystkich swoich wspomnieniach miałam wizję tej najgorszej, porzuconej.
Chciałam krzyczeć, żeby dać upust temu bólowi, ale jak zwykle skierowałam uczucia do wewnątrz. Energia wypełniła mroczny zakamarek mojego umysłu. Po chwili wyciszyłam się całkowicie. Mój umysł był niczym niezmącona tafla wody. Pozostał tylko ogromny żal i smutek kołaczący gdzieś cichutko.
Sasuke miał zupełną rację. Ale skoro nawet na Atlantydzie nie jestem w stanie się odnaleźć, to gdzie jest moje miejsce? Czułam się strasznie zagubiona i przestraszona, niczym ranne zwierze zagonione w pułapkę. Ten świat mnie odrzucił. Co zrobię, jeśli zrobi to też Atlantyda.
Bądź dobrej myśli.
Ciepły głos przebił się łagodną melodią przez otaczający mnie mrok. Jakby podpowiadała mi całkiem inna osoba, a nie resztki optymistycznej mnie.
To było jak szept, chroniącego mnie anioła. Jednakże, czy mam prawo wierzyć, że ktoś mnie obroni?
Tak.
Tym razem miałam wrażenia, jakby to były litery wypisane czarnym atramentem na idealnie białej kartce.

- Byłem, ale już nie jestem.
***
Patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, nie mogąc uwierzyć w to, co powiedziałem. Ja sam jeszcze nie do końca w to wierzyłem. Jej spojrzenie wyrażało więcej emocji niż moje w całym życiu. Jak na dłoni widziałem strach, obawę, niepewność, smutek, ból, zdumienie i w końcu wdzięczność. Nie byłem pewien, czy jestem zdolny do wyrażenia jednej dziesiątej tego, co ona.
- Co mas zna myśli. - Jej głos był ledwo słyszalny.
- Myślę, ze lepiej cię poznałem. Obserwowałem, to, jak okazujesz emocje, jak się uczysz, zmieniasz, jak okazujesz emocje i jaką osobą jesteś.
Nie sądziłem, że kiedykolwiek, ktokolwiek skłoni mnie do takich wyznań. Sakura była wyjątkowa. Z każdą minutą, godziną, dniem, tygodniem przebywania z nią jej siła działała na mnie i naprawiała coś, niczym wprawny lekarz. Przypominała mi o człowieczeństwie, o magii życia i śmierci, wadze wypowiadanych słów i czynionych gestów.
Wreszcie byłem gotowy usunąć blokujące mnie tamy. Moje serce zatrzepotało niespokojnie wiedząc, co chcę zrobić. To była trudna decyzja. Miałem obrócić w niwecz wszystkie swoje starania, aby być takim… zimnym, bezuczuciowym, w każdym calu opanowanym.
Sakura przełknęła głośno ślinę, gdy położyłem niepewnie swoją dłoń na jej jedwabistym policzku. Dotyk jej skóry sprawił, że przeszedł mnie ciepły dreszcz.
Soczyście zielone oczy wpatrywały się we mnie zagubione, kiedy odruchowo wtuliła swój policzek w moją dłoń. Ten niekontrolowany gest z jej strony upewnił mnie w słuszności podjętej decyzji.
- Nie jesteś dla mnie nikim.
***
Zamarłam. Nasze gorące oddechy stapiały się w jeden obłok pary. Miałam ochotę płakać z wdzięczności za wypowiedziane przez Sasuke słowa.
Nie, nie byłam dla niego nikim. Może wcześniej tak, ale nie teraz.
Wpatrywałam się w czarne tęczówki, patrzące na mnie z nieznaną mi czułością. Ciepła dłoń na policzku mrowiła przyjemnie, a wzdłuż kręgosłupa rozchodziły się przyjemne dreszcze.
Pytanie brzmiało, czy aby na pewno tego chcę. Czy jestem gotowa. Zdałam sobie sprawę, że to będzie swego rodzaju deklaracja.
Niepewnie sięgnęłam lekko drżącą ręką. Pomimo wiecznego chłodu obecnego na jego twarzy, skóra Sasuke za sprawą magii ognia była przyjemnie ciepła, wręcz parząca moje zmarznięte palce.
Wyrwało mi się ciche westchnienie. Skóra bez zarostu, miękka i ciepła. Zapewne nie wiele osób miało okazję jej dotknąć.
Oczy Sasuke odpowiedziały mi zadowolonym błyskiem.
Decyzja podjęta.
Wyzbyta obaw zbliżałam się coraz bliżej. To do mnie należał ostatni ruch. Sasuke zostawił mi wolną rękę.
Byliśmy jak płochliwa sarna i myśliwy, tyle że role nie były dokładnie przydzielone i co raz się wymienialiśmy.
Delikatnie musnęłam jego usta, przymykając powieki.
Oboje westchnęliśmy błogo, jakby po pierwszym, od lat spędzonych na pustyni, spotkaniu z życiodajną wodą.
Mój umysł zalała fala nowych doznań, niczym feeria kolorowych barw i tysięcy fajerwerków.
Zanim zdążyłam się zorientować opuściły nas samokontrola i rozsądek. W jednej chwili zapragnęłam być jeszcze bliżej Sasuke. Wplotłam rozgrzaną już dłoń w jego czarne włosy, a on chwycił mnie w talii żarliwie pieszcząc usta pocałunkami.
Swoimi zwinnymi palcami gładził moją skórę na szyi, ramionach i w końcu brzuchu. Musnął swoim nosem mój policzek. Silnym ramieniem przysunął mnie do siebie. Westchnął cichutko, gdy wpuściłam go za ścianę białych zębów.
Czułam się niesamowicie. Wreszcie byłam wolna. Nic mnie już nie ograniczało. Wyzwoliłam samą siebie. Ogarnęła mnie radość, której, jak mi się wydawało, nic nie mogło zmącić.
Nagle ciszę przerwał przeraźliwy huk i świst. Wszystko zaczęło dziać się bardzo szybko. Usta Sasuke i on sam cały zamarł, żeby za chwilę poruszyć się ze śmiertelną szybkością. Poderwał mnie z siedzenia i przycisnął mocno do piersi. Jego uścisk był aż bolesny, ale zanim zdążyłam się nad tym zastanowić powietrze przeszył jęk Sasuke. Słyszałam jak jego serce zaczęło wybijać szalony rytm. Wszystko zamarło i zapadła cisza. Bałam się chociażby odetchnąć. Działo się coś złego.
Sasuke wcisnął mnie powrotem na moje siedzenie. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to krew płynąca gęstą strugą z jego ramienia, gdzie wyrastał przerażający, drewniany trzon strzały. Twarz chłopaka wyrażała ogromny ból.
Moje ciało zareagowało jak zawsze nie przewidywalnie w takich chwilach. Adelina wystrzeliła w moje żyły. Odpaliłam samochód i wcisnęłam gaz do dechy. W następnym odruchu zasłoniłam nas przed wzrokiem i słuchem swoimi tropicielskimi umiejętnościami. Pędziliśmy w zawrotnym tempie, wymijając inne auta.
Co chwila niespokojnie zerkałam na bruneta. Rozglądał się w poszukiwaniu przeciwnika. Sama to robiłam. Śledzili nas. Byli równie szybcy.
- Przysłali kolejnych - powiedział z wyraźnym wysiłkiem, starając się tamować krew mocnym uściskiem. Jego twarz robiła się niepokojąco blada. Zrozumiałam, że dostał w tętnicę.
Nie dobrze.
Wreszcie zaczęły docierać do mnie uczucia. Przede wszystkim byłam kompletnie zaszokowana i przerażona.
- Lore dała nam swoja ślinę. Musisz ją znaleźć, inaczej się wykrwawisz. - Mój głos drżał, pomimo stanowczego tonu.
Sasuke skinął głową i zabrał się za przeszukiwanie naszej torby.
Z każdą chwilą robił się coraz bardziej siny. Każdy ruch sprawiał mu ból.
Starałam się odwrócić swoja uwagę od wystającej strzały i szukałam swoim szóstym zmysłem aur przeciwników. Ci byli o wiele lepiej wyszkoleni, bo nie potrafiłam ich wyczuć. Martwiło mnie to jeszcze bardziej. Jednakże coś mi podpowiadało, że pędzą za nami.
Sasuke w końcu udało się odkorkować buteleczkę.
- Musisz wyjąć strzałę - wydyszał z wysiłkiem.
Spojrzałam na niego przerażona. Miał rację. Nikt nie mógł zrobić tego za mnie.
Wcisnęłam gaz, a silnik zaryczał w proteście. Musiałam mieć przewagę nad przeciwnikami, żeby móc się zatrzymać i nie dać złapać.
Jednym ostrym zakrętem wjechałam w przydrożny las. Wcisnęłam hamulec i zarzuciło nas do przodu.
Odwróciłam się w stronę towarzysza. Jego twarz błyszczała od potu.
Chwycił moją dłoń i przycisnął po niżej linii zranienia. Jego ramię lepiło się od gorącej krwi. Zacisnęłam najmocniej, jak umiałam.
- Ciągnij na trzy.
Zdezorientowana objęłam dłonią grot. Przerażenie mnie obezwładniało.
- Raz.
Po moim czole spłynęła kropla potu. Wszystko działo się tak szybko.
- Dwa.
Schwyciłam drewno jeszcze mocniej.
- Trzy.
Moje serce załomotało jak szalone. Z całej siły pociągnęłam. Wyciągana strzała wydała nieprzyjemne plaśnięcie. Na moją rękę wylało się jeszcze więcej krwi.
Sasuke warknął przez zaciśnięte zęby.
Jak w amoku odebrałam flakonik ze śliną od Sasuke i wtarłam ją w rozharatane miejsce. Skóra i mięśnie od razu zaczęły się goić. Gdy już nie zostało ani śladu odważyłam się spojrzeć na twarz bruneta. Był wyczerpany i podobnie jak ja cały umazany we krwi.
Przednią szybę auta przebiła kolejna strzała. Szyba rozprysła się w drobny mak. Zasłoniliśmy oczy przed zranieniem. Na szczęście pocisk chybił i trafił w tylne siedzenie niszcząc przy tym tapicerkę.
Odwróciłam wzrok w stronę Sasuke. Musiał podjąć decyzję. Stajemy do walki, czy uciekamy.
Nagle zobaczyłam w jego oczach stanowczość. Jednym ruchem dobył broni i wyskoczył z auta. Poszłam w jego ślady.
Stanęłam lekko z tyłu i przyjęłam bojową pozycję, szukając jakichkolwiek oznak ruchu.
Po minucie bezskutecznego wypatrywania niebezpieczeństwa, wyłonili się przed nami z mroku. Pierwszy, drugi, trzeci, kolejny i kolejny. Ich przewaga liczebna przytłaczała. Byliśmy bez szans…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz