Granatowe niebo usiane
zostało srebrnymi, migocącymi punkcikami, których z każdą chwilą przybywało
coraz więcej. Niewielki rogalik księżyca świecił dosyć jasno i całe szczęście,
że wiatr w końcu przegonił chmury i przestał sypać śnieg, bo Sakura by
zamarzła.
Dziewczyna siedziała
skulona pod grubym kocem i śpiworem. Żałowałem, że mogliśmy pozwolić sobie
tylko na maleńkie ognisko, jednakże większym płomieniem mogliśmy ściągnąć do
siebie nieproszonych gości, których szczerze się obawiałem. Nie chciałem
narażać nas na niebezpieczeństwo. Miałem świadomość, że gdyby Sakurze coś się
stało, to byłaby to tylko i wyłącznie moja wina, a Lorelei i Naruto po powrocie
urwaliby mi głowę.
W naszym obozie
panowała ponura cisza. Rozstawiłem dla dziewczyny namiot, ale ona, póki co
siedzi skulona przy ogniu. Przestała już płakać, co było mi na rękę. Nie miałem
pojęcia jak długo bym wytrzymał, gdyby jej łzy nie obeschły, kiedy ruszyliśmy w
drogę. Teraz rysy jej twarzy zastygły, wyrażając głęboki smutek. Była odwrócona
do mnie plecami. Wpatrywałem się więc w pomarańczowe i złote języczki, szukając
w nich odpowiedzi. Co mam zrobić z tą sytuacją? Przecież tak nie może być!
Śmierć tej Indianki niewątpliwie byłą dla Sakury olbrzymim ciosem, ale ona musi
się podnieść, stanąć na nogi i dalej walczyć. Zajmuje zbyt ważne miejsce w
naszym przedsięwzięciu. Martwiłem się też naszą wspólną wyprawą. Niemożliwym
wydawało się znalezienie artefaktu w tak dużym mieście jak Tajima. Miałem
wielką nadzieję, że księga Atlantydy okaże się tym razem bardziej użyteczna niż
poprzednim razem.
***
Mrok. Czułam jak do
mnie podpełza, obejmuje lodowatymi mackami, pochłania i kolejny raz zmienia
jakąś część mnie. Przed oczami wciąż stawały mi potworne wizje wygasających
oczu Ijany. Jej strach. Wysiłek z jakim przekazała mi ważne informacje. Ból,
zarówno fizyczny jak i psychiczny.
Najgorsze było jednak,
przypływające wraz ze wspomnieniami i zyskujące z każdą chwilą na sile,
poczucie winy. Co raz analizowałam w myślach przeprowadzone z Indianką rozmowy
telefoniczne i zaskakiwałam samą siebie. Jak mogłam być tak żałosna, głupia i
egoistyczna?! Jak mogłam nie wyczuć drastycznej różnicy między jednym
połączeniem, a drugim? Przecież, kiedy ustalałam z Ijaną szczegóły operacji,
jaj głos był przepełniony żalem i strachem o mnie jak i też o samą siebie, a
przede wszystkim o Tsu. Teraz było to dla mnie bardziej niż oczywiste. Czuła
wtedy do mnie odrazę, szczególnie, gdy wspomniałam o tym, że nie chcę narażać
moich rodziców zastępczych. No właśnie! O rodzinie zastępczej pomyślałam, ale
Ijanę skazałam na bezmyślną śmierć, tylko po to, żeby móc opłacić hotel.
Czułam do siebie wstręt
i głęboką pogardę. Chciałam rzucić się z jakiegoś urwiska, wsadzić rękę do
ognia, albo zranić się nożem schowanym w bucie. Wszystko, byleby poczuć ból,
jaki czuła ona. Zasługiwałam na to, żeby cierpieć, ale nie spełniłam żadnego ze
swoich pomysłów. Wiedziałam, że to nie przywróci życia Indiance i tylko narobię
kłopotów Sasuke. Cały czas miałam ochotę znów się rozpłakać, ale znałam niską
tolerancję towarzysza na moją wylewność. Z pewnością znów bym go zirytowała i
polazłby gdzieś w cholerę, a mnie zostawił samą. Z resztą kto wie, może dla
własnego dobra powinien tak właśnie postąpić. To ja powinnam być martwa, nie
Ijana. Moja głupota to na nią sprowadziła i nie wiadomo, czy i Sasuke to nie
spotka.
Pochłonięta wyrzutami
sumienia, nie zauważyłam, kiedy odpłynęłam w niebyt, a dręczące mnie wizje
stały się koszmarami.
***
Nareszcie zasnęła. Nie
powiem, przyniosło mi to odprężenie. Mogłem w spokoju porozmyślać, nie będąc
skrępowanym jej „obecnością”.
Nigdy nie sądziłem, że
przyznam coś takiego, ale… brakowało mi mojego przyjaciela.
Zostałem sam z
kompletnie załamaną dziewczyną i nie miałem pojęcia, jak ją pocieszyć. Naruto
zapewne by coś wymyślił. Westchnąłem głęboko.
Cieszę się, że mogę
nazywać go swoim przyjacielem. Jest ze mną pomimo wszystko. Nie obchodzi go mój
nieprzystępny charakter. Powierzył mi swoje życie. Oddał je sprawie, o którą
walczę, chodź wcale niemu musiał. Był zdecydowanie nieoceniony i właśnie
dotkliwie odczuwałem jego brak. Pierwszy raz rozdzieliliśmy się na tak długo i
pierwszy raz on nie mógł mi pomóc. Zdenerwowało mnie to. Poczułem się, jakbym
był niesamodzielnym dzieciakiem, panikującym z powodu chwilowego braku mamy.
Prychnąłem i znów
spojrzałem na Sakurę. Miotała się niespokojnie, zakręcona w dwa koce i śpiwór.
Zasnęła przy ognisku, gdzie na pewno było cieplej niż w namiocie. Wiatr nie
wiał zbyt mocno, niemniej miałem świadomość, że wciąż może być jej zimno. Z
cichym westchnieniem podniosłem się z ziemi i kucnąłem obok Sakury. Jej twarz
oświetlona blaskiem ognia, ściągnięta była w grymasie. Nie miałem pewności,
jakie emocje konkretnie odczuwa, ale na pewno nie śniła jej się piękna łąka z
kolorowymi, fruwającymi w koło motylkami. Nie pomyliłem się, stwierdzając, że
wciąż jest jej zimno, tylko… nie wiedziałem jak postąpić. Poprzednim razem
dobrowolnie zgodziła się na mój dotyk, ale teraz była nieprzytomna.
Po długim namyśle
zdecydowałem się jeden palec położyć na jej policzku. Na początku nic się nie
działo, po prostu przekazywałem jej ciepło, a ona znieruchomiała. Chwilę później
zaczęła się trząść, wić i szarpać, jakbym miał wyrządzić jej krzywdę.
Przerażony od razu zabrałem rękę. W moim umyśle zapanowała panika. Co takiego
zrobiłem? Czy ją zraniłem?
Moje ciało zastygło.
Dopiero, kiedy zaczęła jęczeć i płakać przez sen, nie zapanowałem nad sobą i mocno
przytrzymałem ja za ramiona. Powtórzyłem kilka razy jej imię. Po mrożącej mi
krew w żyłach minucie otworzyła oczy. Jej szklane, wyrażające ból i strach
spojrzenie przeszyło mnie. Puściłem ją, a ona usiadła. Z jej oczu popłynęło
kilka łez, ale szybko je powstrzymała.
- Przepraszam…
przepraszam… nie powinnam… ja… - plątała się swoim ochrypłym głosem, próbując
zebrać chaotyczne myśli.
W jakimś kretyńskim
odruchu poklepałem ją po ramieniu i wróciłem na swoje miejsce. Dziesięć minut
później usłyszałem, jak oddech dziewczyny zwalnia, a jej powieki opadają. Tym
razem nie miałem zamiaru do niej podchodzić.
Obudziłem Sakurę od
razu, jak zza drzew przedarły się pierwsze promienie słońca. Zagasiłem żarzące
się jeszcze popioły i zatarłem ślady po ognisku. Czułem się zmęczony po
nieprzespanej nocy, ale wiedziałem, że mam przed sobą ciężkie zadanie i nie
wolno mi stracić czujności.
Sakura doprowadziła się
do porządku. Jej spojrzenie wciąż było matowe, ale wydawała się być bardziej
przytomna. Kucnąłem obok, patrząc w zielone oczy.
- Dasz radę prowadzić?
- zapytałem.
Nawet nie potrafiłem
silić się na zimny ton głosu.
- Tak - odchrząknęła i
wstała.
Złożyłem namiot, a
dziewczyna schowała koce i śpiwór. Obserwowałem kątem oka, jak kuli się z zimna,
ubrana w trzy swetry i grube dżinsowe spodnie. Odebrałem magiczną sakwę od
Sakury, schowałem namiot i sięgnąłem głębiej. Westchnąłem czując znajomą
satynową gładkość materiału płaszcza, w którym uciekałem z Atlantydy. Nie był
byle jaki. Szyty magiczną, dokładną ręką, utrzymujący ciepłotę ciała za pomocą
zaklęcia.
Podszedłem do dziewczyny
i zrzuciłem jej ubranie na ramiona. Wzdrygnęła się czując obcy ciężar, ale
odruchowo przytrzymała płaszcz i zaskoczona badała opuszkami palców jego
fakturę. Zerknęła na mnie zaskoczona.
- To atlantycki,
prawda?
- Podszyty magią -
przytaknąłem obojętnie, ale mimo to odwróciłem wzrok.
Po chwili Sakura zdjęła
płaszcz i wyciągnęła rękę z ubraniem w moja stronę.
- O co chodzi? -
Zaskoczyła mnie.
- Nie mogę tego wziąć.
- Patrzyła na mnie spod pół przymkniętych smutno powiek.
- Dlaczego? Przecież
jest ci zimno. - Już nie potrafiłem ukryć zdezorientowania.
- Bo ta rzecz jest dla
ciebie ważna.
Prychnąłem. Owszem, to
była ostatnia rzecz, jaką dostałem od swojej matki, ale mój sentyment nie był
teraz najważniejszy.
- Po prostu się okryj!
Nie pozwolę ci się przeziębić! - warknąłem. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego to
mnie rozzłościło.
Westchnęła, ale nie
sprzeciwiła się. Granatowy, płynny materiał wtulił się w jej ciało. Rękawy były
trochę za długie, więc je podwinęła. Wyraźnie odetchnęła z ulgą.
- A teraz ukradniemy
auto.
***
Ostrożnie prowadziłam
samochód po oblodzonych drogach, przez co czas podróży znacznie się wydłuży,
ale nie chciałam narażać naszego bezpieczeństwa.
Sasuke spał. Miałam świadomość,
że pilnował nas przez całą noc. Kiedy zaczęło już zmierzchać i zatrzymałam się
wewnątrz jakiegoś lasu, brunet wciąż drzemał. Nie miałam serca go budzić,
chociaż gdzieś na obrzeżach mojego umysłu tliły się diabelskie myśli. Stłumiłam
je szybko i delikatnie położyłam dłoń na ramieniu Sasuke. Sekundę później na
swoim gardle poczułam ostrze katany. W ciemności błysnęły oczy.
Zamarłam. Serce
podeszło mi do gardła, a żyły zapulsowały adrenaliną. Powstrzymałam dreszcz
strachu. Właśnie zrozumiałam jak niebezpieczny jest Sasuke. Jedno pchnięcie i
będę martwa. Czułam się jak zajączek na łasce wilka. Trwałam uwięziona w jego
spojrzeniu, nie będąc pewna, czego mogę się spodziewać. Wiedziałam, że długo
nie wytrzymam tego napięcia. W kącikach oczu stanęły mi łzy. Włączył się mój
system ochronny. Stal rozgrzała się do czerwoności w dłoni Sasuke. Syknął i
opuścił broń. Przetarł oczy wyraźnie zmęczony.
- Przepraszam,
myślałem…
- W porządku - odparłam
obojętnie, chociaż czułam, że nic nie jest w porządku.
Miałam nieprzyjemne
wrażenie, że ostrze gotowe w każdej chwili wycisnąć ze mnie życie, wciąż tam
jest. Nie miałam tego Sasuke za złe. Rozumiałam jego przezorność. Miał za
zadanie chronić nas oboje.
Znów poczułam się jak
ktoś nic niewarty, bezużyteczny i w jednej sekundzie podjęłam decyzję.
- Sasuke, naucz mnie
walczyć - szepnęłam.
Adrenalina powoli
opuszczała mój układ krążenia.
Zapadła cisza,
przerywana jedynie naszymi oddechami. Od panującego napięcia zaczęły pocić mi
się ręce. Emocje chłopaka jak zwykle pozostawały nieodgadnione.
W końcu westchnął
zrezygnowany.
- Niech ci będzie.
***
Rozłożyliśmy obóz.
Rozpaliłem ognisko i chwyciłem katanę w dłoń. Zaraz jednak skrzywiłem się.
Zarówno moja broń jak i miecz atlantycki Sakury były ostre jak brzytwa.
Wiedziałem, że nie ma opcji, żeby dziewczyna zrobiła mi krzywdę, ale co do
siebie nie byłem już taki pewien. Obciąłem więc gałęzie z najbliższych drzew i
wystrugałem z nich ponad półtora metrowe kije. Rzuciłem jeden Sakurze, a ona
złapała odruchowo.
- Na początek kilka wskazówek.
***
Nie mogłam uwierzyć, że
naprawdę się zgodził. Ważyłam w dłoniach mocny, dębowy kij.
- Po pierwsze, nogi
miej cały czas w ruchu. Musisz być szybka i precyzyjnie wymierzać ciosy. Celuj
w najbardziej odsłonięte części ciała. W szyję, ramiona, brzuch,. Uważaj na
swoje nadgarstki. Sama wiesz, jak to potrafi osłabić. No i nie pozwól wytrącić
sobie broni. To chyba tyle. Zacznij.
Tyle? On chyba sobie ze
mnie żartuje. Kompletnie nie wiedziałam, co mam robić. Zdezorientowana
chwyciłam mocniej kij. Przeniosłam ciężar ciała z jednej nogi na drugą.
Szybkość. Ruch.
Precyzja.
Szyja. Brzuch. Ramiona.
Moje nogi pierwsze
pokonały szalejące we mnie wątpliwości. Ruszyłam najszybciej, jak potrafiłam.
Miałam wrażenie, że w oczach Sasuke po prostu rozmyłam się w powietrzu.
Celowałam w szyję.
Odparował mój cios
silnym pchnięciem. W ogóle nie przysporzyło mu to trudu. Próbowałam jeszcze
trzy razy, ale moje wysiłki spełzały na niczym. Nagle odsłonił brzuch podnosząc
broń w górę. Zamachnęłam się, ale zanim mój kij dotarł w wymierzone miejsce,
leżałam już na ziemi.
Prychnęłam rozeźlona i
upokorzona. Kąciki ust Sasuke uniosły się lekko z drwiną.
- Jak to możliwe, że
tyle minut trwał twój pojedynek z tym tropicielem? Gdybyś walczyła ze mną
byłabyś martwa, zanim podniosłabyś broń.
Zdenerwowałam się
jeszcze bardziej, ale od początku wiedziałam, że nie będzie potrafił się
powstrzymać od durnych uwag. Taki już był.
Wstałam z ziemi,
otrzepałam kolana i spojrzałam na Sasuke wyzywająco.
- Wytrzymałam tyle, bo
zrobiłam tak…
Oczy bruneta
rozszerzyły się, gdy stałam się niewidzialna. Mógł tylko próbować szukać mojej
aury, co było dla niego trudne, bowiem spędziłam z nim mnóstwo czasu i przestał
być na nią wyczulony.
Okrążałam go, śmiejąc
się w duchu z jego miny. Jego brwi uniosły się wysoko, niemal chowając we
włosach, a usta rozchyliły się mimowolnie. Nie widział mnie i przez to przestał
się pilnować w ukrywaniu emocji.
- To, że mnie nie
widzisz, nie znaczy, że mnie tu nie ma.
Sekundę po
wypowiedzeniu tych słów zdałam sobie sprawę, że to był błąd, bo swoim głosem
naprowadziłam go na siebie.
Nagle wszystkie uczucia
odpłynęły z jego twarzy
- A więc tak się
bawisz? - W jego głosie kryła się ta drapieżna nuta, która zawsze zwiastowała
coś złego.
Zamachnął się w moją
stronę. Wciąż miałam przewagę, bo widziałam jego ruchy, a on moich nie, co nie
zmieniało faktu, że wiedział gdzie jestem. Nie miałam pojęcia, co takiego mnie
zdradza. Dopiero po dłuższej serii jego zamachnięć i moich uników przypomniała
mi się walka z tropicielem.
Zerknęłam na ziemię.
Śnieg, a na nim moje ślady. Warknęłam.
Sauke uśmiechnął się
groźnie. Tym razem jego cios był silniejszy od tych, które posyłały mnie
przedtem na ziemię. Zapomniał również o delikatności. Nasze kije się
skrzyżowały. Byliśmy tak blisko, że aż poczułam jego gorący oddech na swojej
twarzy. Odepchnął mnie i zamachnął się jeszcze raz. Tym razem, gdy upadłam,
przejechałam jeszcze kilka centymetrów na tyłku.
Mój bok pulsował
boleśnie. Jęknęłam, kiedy delikatnie musnęłam palcami zranione miejsce. Zaparło
mi dech w piersiach. Zadrżałam i odsłoniłam się. Sasuke spojrzał na mnie z
politowaniem.
- Albo gramy uczciwie,
albo wcale.
Tak, zrozumiałam
przekaz. To było nie uczciwe wobec niego.
- Dobra, kapuję.
Wyciągnął do mnie rękę.
Chwyciłam ją, a po moim ciele rozeszło się przyjemne ciepło. Kiedy mnie
podnosił zacisnęłam szczęki z bólu. Zorientowałam się, że wstrzymywałam
powietrze, dopiero gdy stanęłam na nogach, a ono opuściło moje płuca z ponurym
świstem. Zakręciło mi się w głowie i gdyby nie silny uścisk chłopaka, znów
wylądowałabym na śniegu.
- Hej, wszystko w
porządku? - Jego zmartwiona mina mnie rozbawiła. On i zmartwienie… nie
wierzyłam własnym oczom.
- Jasne. - Z powrotem
chwyciłam swój kij. - To jak, jeszcze raz? - Posłałam mu szczery uśmiech.
Zamrugał kilka razy i
skinął głową, a ja resztkami sił powstrzymałam się od śmiechu.
***
Nie powiem, zaskoczyła mnie. Z pewnością
nie brakowało jej sprytu. Nie mogłem jednak się powstrzymać, żeby nie utrzeć
jej nosa.
Po tym incydencie nasza lekcja przebiegała
bardziej spokojnie. Wytykałem Sakurze błędy i udzielałem kolejnych wskazówek.
Nie szło jej aż tak źle, jak na kogoś, kto drugi raz ma w ręku broń. Czasem
nawet szło jej za dobrze jak na ten poziom. W niektórych momentach używała
takich sztychów, których ciężko jest się w ogóle nauczyć, a co dopiero
swobodnie się nimi posługiwać. Od dawna domyślałem się, że jej przeszłość, w
jakimś stopniu, daje jej o sobie znać.
Nasz sparing trwał, do momentu, gdy ciało
Sakury zaczęło pokrywać się potem, a jej uderzenia stały się znacznie słabsze.
- Dość - zarządziłem w końcu. - Kładź się
spać.
Nie zaprotestowała, choć widziałem - miała
na to wielką ochotę. Nie lubiła, jak wydawało się jej polecenia. Dodatkowo była
zła, bo ani razu nie udało się jej mnie trafić.
Obserwowałem, jak ostrożnie opatula się
kocami i śpiworem. Musiało ją teraz wszystko boleć.
***
Miałam świadomość, że
jutro będę czuła każdy swój mięsień i siniak dwa razy bardziej niż w tej
chwili. Po tym jak się odsłoniłam, Sasuke bardziej ważył swoją siłę, niemniej
jego uderzenia wciąż były mocne i zrobiły na moim ciele masę siniaków.
Niemniej, było warto.
Po zachowaniu bruneta wnioskowałam, że czasem udawało mi się go zaskoczyć.
Niekiedy zaskakiwałam też samą siebie. Na przykład wtedy, gdy z dziecięcą wręcz
łatwością dawałam się posłać na ziemię, albo kiedy moje ciało wykonywało jakiś
nieznany mojemu umysłowi ruch. Wtedy Sasuke nie było już tak łatwo mnie
pokonać. Zdawałam sobie sprawę, że to mój instynkt, a także przeszłość dają o
sobie znać.
Westchnęłam z żalem.
Wciąż nie mogłam się pogodzić z utratą wspomnień. To było trudne. Wiedziałam,
że utraciłam całe dziesięć lat. Wszystkiego musiałam nauczyć się od nowa z
denerwującą świadomością, że kiedyś to wszystko znałam. Jednak najbardziej
bolało to, że zabrano mi wspomnienia o rodzinie. Może podsunęłyby mi, gdzie
jest Ikuto. Od kiedy dowiedziałam się, że mam brata i on żyje, w kółko myślę o
tym, jak go znaleźć. Położyłam głowę na śpiworze. Byłam już tak zmęczona, że
powieki same mi opadły.
***
Na moje nieszczęście
powtórzyła się sytuacja z poprzedniej nocy. Sakura znów miała koszmary. Wczoraj
obiecałem sobie, że nie będę do niej podchodził i nie zamierzałem łamać
postanowienia. Ciężko mi było patrzeć jak się męczy, ale co mogłem zrobić?
Z braku innego zajęcia,
przyglądałem się jej. Nie mogłem zaprzeczyć, że była ładna. Wcześniej nigdy bym
tak o niej nie pomyślał, ale wiele się zmieniło. Odnalazłem w tej
„rozkapryszonej nastolatce” prawdziwą, wrażliwą osobowość, bardziej podatną na
zranienie niż sądziłem. Wciąż niewiele o niej wiem, niemniej postaram się, żeby
to powoli się poprawiało. Ona też zaczęła zmieniać do mnie nastawienie. Już tak
sobie nie dogryzamy jak na początku znajomości. W naszych relacjach narodził
się szacunek.
Po dzisiejszym sparingu
poczułem do niej sympatię. Uroczo się denerwowała, ale nie była zawstydzona.
Większość pustych panienek atlantyckich nawet nie podniosła by miecza z obawy
przed ośmieszeniem.
Ponadto byłem z siebie
zadowolony. Przekazałem Sakurze podstawy i wierzyłem, że kiedy przyjdzie jej
walczyć z prawdziwym przeciwnikiem, będzie w stanie stawić mu opór. Nazajutrz
zaplanowałem naukę magii ognia. Co jak co, ale to mój as w rękawie i przydałoby
się, żeby i ona go miała.
***
Tym razem Sasuke nie
musiał mnie budzić. Otworzyłam oczy przed piątą. Moje ciało rwało
niemiłosiernie. Przy każdym ruchu krzywiłam się z bólu.
Zanim przywłaszczyliśmy
sobie kolejne auto, wkradliśmy do pokoju hotelowego, żeby się umyć. Z ulgą
spłukałam z siebie brud. Gorąca woda rozgrzała moje obolałe mięśnie. Pomyślałam,
że moglibyśmy włamywać się też na noc, ale zaraz pojawiło się mnóstwo
argumentów przeciwko. W każdej chwili ktoś mógł wynająć pokój i do niego wejść.
Poza tym byłoby słychać nasze lekcje.
Odświeżeni wyszliśmy
niezauważalnie. Przed budynkiem panowało niepokojące poruszenie. Dwa radiowozy
z migającymi kogutami na dachach stały zaparkowane na hotelowym parkingu. Dwóch
funkcjonariuszy przesłuchiwało obsługę hotelu.
Zdenerwowana zerknęłam
na Sasuke. W zamyśleniu marszczył czoło.
- Podejdźmy bliżej i
dowiedzmy się, o co tu chodzi, tylko uważaj na śnieg - wyszeptał.
Skinęłam z powagą głową
i ruszyłam w kierunku wskazanych mi osób. Miałam niewygodne wrażenie, że
policja nie przypadkiem znalazła się w tym samym miejscu, co my. Z każdym
krokiem ogarniał mnie większy niepokój. Zmroziło mnie, gdy podeszłam na tyle
blisko, żeby zrozumieć rozmowę.
- Czy widział pan tę
osobę?
Zrobiło mi się
niedobrze. Wyglądający na trzydzieści lat, wąsaty funkcjonariusz wyjął z
kieszeni zdjęcie. Była to moja fotografia, zrobiona przez rodziców zastępczych
z okazji ukończenia gimnazjum.
Starszy, posiwiały
recepcjonista z piwnym brzuchem był najwyraźniej nieufny w stosunku do
przedstawicieli władz, bo udzielał ostrożnych, szczątkowych odpowiedzi.
- Nie.
- Jest pan pewien? -
Podejście mężczyzny wzbudziło większą podejrzliwość policjanta.
- Oh… niech mi pan
wierzy, że zapamiętałbym kogoś o takiej urodzie. Tych różowych włosów z
pewnością nie da się od tak przegapić. - Najwyraźniej czyste spojrzenie
recepcjonisty osłabiło zapał przesłuchującego.
Cholera jasna! Zdałam
sobie sprawę, że moje włosy faktycznie za bardzo rzucają się w oczy. Potrzebna
mi była peruka, albo farba. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam?!
- No dobrze. -
Funkcjonariusz zrezygnował z dalszych pytań.
- A mogę wiedzieć,
czemu jej szukacie?
- Ta dziewczyna uciekła
od swojej rodziny zastępczej, która zgłosiła jej zaginięcie. Podróżuje z kimś
po całym kraju, zostawiając za sobą sznur kradzionych samochodów, a ostatnio
też trzy martwe osoby. Widziano ją wcześniej w motelu kilkaset kilometrów stąd
z jakimś blond włosym chłopakiem. Teraz jedno z aut znaleziono niedaleko stąd,
a przy nim dwóch rozciętych mężczyzn i jedna przebitą Indiankę w jej wieku.
Na czole posiwiałego
mężczyzny pojawiły się kropelki potu, a w jego oczach dostrzegłam strach, jednak
był on niczym w porównaniu z moim.
Od tych wyjaśnień
zakręciło mi się w głowie, a umyśle wybuchł istny harmider. Myśli
przekrzykiwały się nawzajem.
- Zgłoszę się, jeśli ją
zauważę.
Byłam po prostu dogłębnie
wstrząśnięta. Oni myślą, że to my zabiliśmy Ijanę! Nie mogłam w to uwierzyć. W
oczach stanęły mi łzy na wspomnienie śmierci Indianki, ale powstrzymałam je
zaciskając mocno powieki. Stałam, jakby nogi wrosły mi w ziemię i nie drgnęłam
nawet wtedy, gdy osoby, które stanowiły temat mojego zainteresowania odeszły. Dopiero
czyjś dotyk na ramieniu mnie ocucił. Zesztywniałam, ale zaraz wyczułam aurę
Sasuke. Miał strasznie strapiony wyraz twarzy.
- Słyszałeś? -
szepnęłam, chociaż wątpiłam, żeby ktoś mógł nas usłyszeć.
- Tak, myślę, że dość
się nasłuchałem. - Skrzywił się nieznacznie. - Chodź, idziemy.
Nie lubiłam, kiedy
używał wobec mnie rozkazującego tonu. Nie miałam jednak siły, żeby się o to
awanturować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz