czwartek, 29 października 2015

Rozdział XIII


Granatowe niebo usiane zostało srebrnymi, migocącymi punkcikami, których z każdą chwilą przybywało coraz więcej. Niewielki rogalik księżyca świecił dosyć jasno i całe szczęście, że wiatr w końcu przegonił chmury i przestał sypać śnieg, bo Sakura by zamarzła.
Dziewczyna siedziała skulona pod grubym kocem i śpiworem. Żałowałem, że mogliśmy pozwolić sobie tylko na maleńkie ognisko, jednakże większym płomieniem mogliśmy ściągnąć do siebie nieproszonych gości, których szczerze się obawiałem. Nie chciałem narażać nas na niebezpieczeństwo. Miałem świadomość, że gdyby Sakurze coś się stało, to byłaby to tylko i wyłącznie moja wina, a Lorelei i Naruto po powrocie urwaliby mi głowę.
W naszym obozie panowała ponura cisza. Rozstawiłem dla dziewczyny namiot, ale ona, póki co siedzi skulona przy ogniu. Przestała już płakać, co było mi na rękę. Nie miałem pojęcia jak długo bym wytrzymał, gdyby jej łzy nie obeschły, kiedy ruszyliśmy w drogę. Teraz rysy jej twarzy zastygły, wyrażając głęboki smutek. Była odwrócona do mnie plecami. Wpatrywałem się więc w pomarańczowe i złote języczki, szukając w nich odpowiedzi. Co mam zrobić z tą sytuacją? Przecież tak nie może być! Śmierć tej Indianki niewątpliwie byłą dla Sakury olbrzymim ciosem, ale ona musi się podnieść, stanąć na nogi i dalej walczyć. Zajmuje zbyt ważne miejsce w naszym przedsięwzięciu. Martwiłem się też naszą wspólną wyprawą. Niemożliwym wydawało się znalezienie artefaktu w tak dużym mieście jak Tajima. Miałem wielką nadzieję, że księga Atlantydy okaże się tym razem bardziej użyteczna niż poprzednim razem.
***
Mrok. Czułam jak do mnie podpełza, obejmuje lodowatymi mackami, pochłania i kolejny raz zmienia jakąś część mnie. Przed oczami wciąż stawały mi potworne wizje wygasających oczu Ijany. Jej strach. Wysiłek z jakim przekazała mi ważne informacje. Ból, zarówno fizyczny jak i psychiczny.
Najgorsze było jednak, przypływające wraz ze wspomnieniami i zyskujące z każdą chwilą na sile, poczucie winy. Co raz analizowałam w myślach przeprowadzone z Indianką rozmowy telefoniczne i zaskakiwałam samą siebie. Jak mogłam być tak żałosna, głupia i egoistyczna?! Jak mogłam nie wyczuć drastycznej różnicy między jednym połączeniem, a drugim? Przecież, kiedy ustalałam z Ijaną szczegóły operacji, jaj głos był przepełniony żalem i strachem o mnie jak i też o samą siebie, a przede wszystkim o Tsu. Teraz było to dla mnie bardziej niż oczywiste. Czuła wtedy do mnie odrazę, szczególnie, gdy wspomniałam o tym, że nie chcę narażać moich rodziców zastępczych. No właśnie! O rodzinie zastępczej pomyślałam, ale Ijanę skazałam na bezmyślną śmierć, tylko po to, żeby móc opłacić hotel.
Czułam do siebie wstręt i głęboką pogardę. Chciałam rzucić się z jakiegoś urwiska, wsadzić rękę do ognia, albo zranić się nożem schowanym w bucie. Wszystko, byleby poczuć ból, jaki czuła ona. Zasługiwałam na to, żeby cierpieć, ale nie spełniłam żadnego ze swoich pomysłów. Wiedziałam, że to nie przywróci życia Indiance i tylko narobię kłopotów Sasuke. Cały czas miałam ochotę znów się rozpłakać, ale znałam niską tolerancję towarzysza na moją wylewność. Z pewnością znów bym go zirytowała i polazłby gdzieś w cholerę, a mnie zostawił samą. Z resztą kto wie, może dla własnego dobra powinien tak właśnie postąpić. To ja powinnam być martwa, nie Ijana. Moja głupota to na nią sprowadziła i nie wiadomo, czy i Sasuke to nie spotka.
Pochłonięta wyrzutami sumienia, nie zauważyłam, kiedy odpłynęłam w niebyt, a dręczące mnie wizje stały się koszmarami.
***
Nareszcie zasnęła. Nie powiem, przyniosło mi to odprężenie. Mogłem w spokoju porozmyślać, nie będąc skrępowanym jej „obecnością”.
Nigdy nie sądziłem, że przyznam coś takiego, ale… brakowało mi mojego przyjaciela.
Zostałem sam z kompletnie załamaną dziewczyną i nie miałem pojęcia, jak ją pocieszyć. Naruto zapewne by coś wymyślił. Westchnąłem głęboko.
Cieszę się, że mogę nazywać go swoim przyjacielem. Jest ze mną pomimo wszystko. Nie obchodzi go mój nieprzystępny charakter. Powierzył mi swoje życie. Oddał je sprawie, o którą walczę, chodź wcale niemu musiał. Był zdecydowanie nieoceniony i właśnie dotkliwie odczuwałem jego brak. Pierwszy raz rozdzieliliśmy się na tak długo i pierwszy raz on nie mógł mi pomóc. Zdenerwowało mnie to. Poczułem się, jakbym był niesamodzielnym dzieciakiem, panikującym z powodu chwilowego braku mamy.
Prychnąłem i znów spojrzałem na Sakurę. Miotała się niespokojnie, zakręcona w dwa koce i śpiwór. Zasnęła przy ognisku, gdzie na pewno było cieplej niż w namiocie. Wiatr nie wiał zbyt mocno, niemniej miałem świadomość, że wciąż może być jej zimno. Z cichym westchnieniem podniosłem się z ziemi i kucnąłem obok Sakury. Jej twarz oświetlona blaskiem ognia, ściągnięta była w grymasie. Nie miałem pewności, jakie emocje konkretnie odczuwa, ale na pewno nie śniła jej się piękna łąka z kolorowymi, fruwającymi w koło motylkami. Nie pomyliłem się, stwierdzając, że wciąż jest jej zimno, tylko… nie wiedziałem jak postąpić. Poprzednim razem dobrowolnie zgodziła się na mój dotyk, ale teraz była nieprzytomna.
Po długim namyśle zdecydowałem się jeden palec położyć na jej policzku. Na początku nic się nie działo, po prostu przekazywałem jej ciepło, a ona znieruchomiała. Chwilę później zaczęła się trząść, wić i szarpać, jakbym miał wyrządzić jej krzywdę. Przerażony od razu zabrałem rękę. W moim umyśle zapanowała panika. Co takiego zrobiłem? Czy ją zraniłem?
Moje ciało zastygło. Dopiero, kiedy zaczęła jęczeć i płakać przez sen, nie zapanowałem nad sobą i mocno przytrzymałem ja za ramiona. Powtórzyłem kilka razy jej imię. Po mrożącej mi krew w żyłach minucie otworzyła oczy. Jej szklane, wyrażające ból i strach spojrzenie przeszyło mnie. Puściłem ją, a ona usiadła. Z jej oczu popłynęło kilka łez, ale szybko je powstrzymała.
- Przepraszam… przepraszam… nie powinnam… ja… - plątała się swoim ochrypłym głosem, próbując zebrać chaotyczne myśli.
W jakimś kretyńskim odruchu poklepałem ją po ramieniu i wróciłem na swoje miejsce. Dziesięć minut później usłyszałem, jak oddech dziewczyny zwalnia, a jej powieki opadają. Tym razem nie miałem zamiaru do niej podchodzić.
Obudziłem Sakurę od razu, jak zza drzew przedarły się pierwsze promienie słońca. Zagasiłem żarzące się jeszcze popioły i zatarłem ślady po ognisku. Czułem się zmęczony po nieprzespanej nocy, ale wiedziałem, że mam przed sobą ciężkie zadanie i nie wolno mi stracić czujności.
Sakura doprowadziła się do porządku. Jej spojrzenie wciąż było matowe, ale wydawała się być bardziej przytomna. Kucnąłem obok, patrząc w zielone oczy.
- Dasz radę prowadzić? - zapytałem.
Nawet nie potrafiłem silić się na zimny ton głosu.
- Tak - odchrząknęła i wstała.
Złożyłem namiot, a dziewczyna schowała koce i śpiwór. Obserwowałem kątem oka, jak kuli się z zimna, ubrana w trzy swetry i grube dżinsowe spodnie. Odebrałem magiczną sakwę od Sakury, schowałem namiot i sięgnąłem głębiej. Westchnąłem czując znajomą satynową gładkość materiału płaszcza, w którym uciekałem z Atlantydy. Nie był byle jaki. Szyty magiczną, dokładną ręką, utrzymujący ciepłotę ciała za pomocą zaklęcia.
Podszedłem do dziewczyny i zrzuciłem jej ubranie na ramiona. Wzdrygnęła się czując obcy ciężar, ale odruchowo przytrzymała płaszcz i zaskoczona badała opuszkami palców jego fakturę. Zerknęła na mnie zaskoczona.
- To atlantycki, prawda?
- Podszyty magią - przytaknąłem obojętnie, ale mimo to odwróciłem wzrok.
Po chwili Sakura zdjęła płaszcz i wyciągnęła rękę z ubraniem w moja stronę.
- O co chodzi? - Zaskoczyła mnie.
- Nie mogę tego wziąć. - Patrzyła na mnie spod pół przymkniętych smutno powiek.
- Dlaczego? Przecież jest ci zimno. - Już nie potrafiłem ukryć zdezorientowania.
- Bo ta rzecz jest dla ciebie ważna.
Prychnąłem. Owszem, to była ostatnia rzecz, jaką dostałem od swojej matki, ale mój sentyment nie był teraz najważniejszy.
- Po prostu się okryj! Nie pozwolę ci się przeziębić! - warknąłem. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego to mnie rozzłościło.
Westchnęła, ale nie sprzeciwiła się. Granatowy, płynny materiał wtulił się w jej ciało. Rękawy były trochę za długie, więc je podwinęła. Wyraźnie odetchnęła z ulgą.
- A teraz ukradniemy auto.
***
Ostrożnie prowadziłam samochód po oblodzonych drogach, przez co czas podróży znacznie się wydłuży, ale nie chciałam narażać naszego bezpieczeństwa.
Sasuke spał. Miałam świadomość, że pilnował nas przez całą noc. Kiedy zaczęło już zmierzchać i zatrzymałam się wewnątrz jakiegoś lasu, brunet wciąż drzemał. Nie miałam serca go budzić, chociaż gdzieś na obrzeżach mojego umysłu tliły się diabelskie myśli. Stłumiłam je szybko i delikatnie położyłam dłoń na ramieniu Sasuke. Sekundę później na swoim gardle poczułam ostrze katany. W ciemności błysnęły oczy.
Zamarłam. Serce podeszło mi do gardła, a żyły zapulsowały adrenaliną. Powstrzymałam dreszcz strachu. Właśnie zrozumiałam jak niebezpieczny jest Sasuke. Jedno pchnięcie i będę martwa. Czułam się jak zajączek na łasce wilka. Trwałam uwięziona w jego spojrzeniu, nie będąc pewna, czego mogę się spodziewać. Wiedziałam, że długo nie wytrzymam tego napięcia. W kącikach oczu stanęły mi łzy. Włączył się mój system ochronny. Stal rozgrzała się do czerwoności w dłoni Sasuke. Syknął i opuścił broń. Przetarł oczy wyraźnie zmęczony.
- Przepraszam, myślałem…
- W porządku - odparłam obojętnie, chociaż czułam, że nic nie jest w porządku.
Miałam nieprzyjemne wrażenie, że ostrze gotowe w każdej chwili wycisnąć ze mnie życie, wciąż tam jest. Nie miałam tego Sasuke za złe. Rozumiałam jego przezorność. Miał za zadanie chronić nas oboje.
Znów poczułam się jak ktoś nic niewarty, bezużyteczny i w jednej sekundzie podjęłam decyzję.
- Sasuke, naucz mnie walczyć - szepnęłam.
Adrenalina powoli opuszczała mój układ krążenia.
Zapadła cisza, przerywana jedynie naszymi oddechami. Od panującego napięcia zaczęły pocić mi się ręce. Emocje chłopaka jak zwykle pozostawały nieodgadnione.
W końcu westchnął zrezygnowany.
- Niech ci będzie.
***
Rozłożyliśmy obóz. Rozpaliłem ognisko i chwyciłem katanę w dłoń. Zaraz jednak skrzywiłem się. Zarówno moja broń jak i miecz atlantycki Sakury były ostre jak brzytwa. Wiedziałem, że nie ma opcji, żeby dziewczyna zrobiła mi krzywdę, ale co do siebie nie byłem już taki pewien. Obciąłem więc gałęzie z najbliższych drzew i wystrugałem z nich ponad półtora metrowe kije. Rzuciłem jeden Sakurze, a ona złapała odruchowo.
- Na początek kilka wskazówek.
***
Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę się zgodził. Ważyłam w dłoniach mocny, dębowy kij.
- Po pierwsze, nogi miej cały czas w ruchu. Musisz być szybka i precyzyjnie wymierzać ciosy. Celuj w najbardziej odsłonięte części ciała. W szyję, ramiona, brzuch,. Uważaj na swoje nadgarstki. Sama wiesz, jak to potrafi osłabić. No i nie pozwól wytrącić sobie broni. To chyba tyle. Zacznij.
Tyle? On chyba sobie ze mnie żartuje. Kompletnie nie wiedziałam, co mam robić. Zdezorientowana chwyciłam mocniej kij. Przeniosłam ciężar ciała z jednej nogi na drugą.
Szybkość. Ruch. Precyzja.
Szyja. Brzuch. Ramiona.
Moje nogi pierwsze pokonały szalejące we mnie wątpliwości. Ruszyłam najszybciej, jak potrafiłam. Miałam wrażenie, że w oczach Sasuke po prostu rozmyłam się w powietrzu. Celowałam w szyję.
Odparował mój cios silnym pchnięciem. W ogóle nie przysporzyło mu to trudu. Próbowałam jeszcze trzy razy, ale moje wysiłki spełzały na niczym. Nagle odsłonił brzuch podnosząc broń w górę. Zamachnęłam się, ale zanim mój kij dotarł w wymierzone miejsce, leżałam już na ziemi.
Prychnęłam rozeźlona i upokorzona. Kąciki ust Sasuke uniosły się lekko z drwiną.
- Jak to możliwe, że tyle minut trwał twój pojedynek z tym tropicielem? Gdybyś walczyła ze mną byłabyś martwa, zanim podniosłabyś broń.
Zdenerwowałam się jeszcze bardziej, ale od początku wiedziałam, że nie będzie potrafił się powstrzymać od durnych uwag. Taki już był.
Wstałam z ziemi, otrzepałam kolana i spojrzałam na Sasuke wyzywająco.
- Wytrzymałam tyle, bo zrobiłam tak…
Oczy bruneta rozszerzyły się, gdy stałam się niewidzialna. Mógł tylko próbować szukać mojej aury, co było dla niego trudne, bowiem spędziłam z nim mnóstwo czasu i przestał być na nią wyczulony.
Okrążałam go, śmiejąc się w duchu z jego miny. Jego brwi uniosły się wysoko, niemal chowając we włosach, a usta rozchyliły się mimowolnie. Nie widział mnie i przez to przestał się pilnować w ukrywaniu emocji.
- To, że mnie nie widzisz, nie znaczy, że mnie tu nie ma.
Sekundę po wypowiedzeniu tych słów zdałam sobie sprawę, że to był błąd, bo swoim głosem naprowadziłam go na siebie.
Nagle wszystkie uczucia odpłynęły z jego twarzy
- A więc tak się bawisz? - W jego głosie kryła się ta drapieżna nuta, która zawsze zwiastowała coś złego.
Zamachnął się w moją stronę. Wciąż miałam przewagę, bo widziałam jego ruchy, a on moich nie, co nie zmieniało faktu, że wiedział gdzie jestem. Nie miałam pojęcia, co takiego mnie zdradza. Dopiero po dłuższej serii jego zamachnięć i moich uników przypomniała mi się walka z tropicielem.
Zerknęłam na ziemię. Śnieg, a na nim moje ślady. Warknęłam.
Sauke uśmiechnął się groźnie. Tym razem jego cios był silniejszy od tych, które posyłały mnie przedtem na ziemię. Zapomniał również o delikatności. Nasze kije się skrzyżowały. Byliśmy tak blisko, że aż poczułam jego gorący oddech na swojej twarzy. Odepchnął mnie i zamachnął się jeszcze raz. Tym razem, gdy upadłam, przejechałam jeszcze kilka centymetrów na tyłku.
Mój bok pulsował boleśnie. Jęknęłam, kiedy delikatnie musnęłam palcami zranione miejsce. Zaparło mi dech w piersiach. Zadrżałam i odsłoniłam się. Sasuke spojrzał na mnie z politowaniem.
- Albo gramy uczciwie, albo wcale.
Tak, zrozumiałam przekaz. To było nie uczciwe wobec niego.
- Dobra, kapuję.
Wyciągnął do mnie rękę. Chwyciłam ją, a po moim ciele rozeszło się przyjemne ciepło. Kiedy mnie podnosił zacisnęłam szczęki z bólu. Zorientowałam się, że wstrzymywałam powietrze, dopiero gdy stanęłam na nogach, a ono opuściło moje płuca z ponurym świstem. Zakręciło mi się w głowie i gdyby nie silny uścisk chłopaka, znów wylądowałabym na śniegu.
- Hej, wszystko w porządku? - Jego zmartwiona mina mnie rozbawiła. On i zmartwienie… nie wierzyłam własnym oczom.
- Jasne. - Z powrotem chwyciłam swój kij. - To jak, jeszcze raz? - Posłałam mu szczery uśmiech.
Zamrugał kilka razy i skinął głową, a ja resztkami sił powstrzymałam się od śmiechu.
***
Nie powiem, zaskoczyła mnie. Z pewnością nie brakowało jej sprytu. Nie mogłem jednak się powstrzymać, żeby nie utrzeć jej nosa.
Po tym incydencie nasza lekcja przebiegała bardziej spokojnie. Wytykałem Sakurze błędy i udzielałem kolejnych wskazówek. Nie szło jej aż tak źle, jak na kogoś, kto drugi raz ma w ręku broń. Czasem nawet szło jej za dobrze jak na ten poziom. W niektórych momentach używała takich sztychów, których ciężko jest się w ogóle nauczyć, a co dopiero swobodnie się nimi posługiwać. Od dawna domyślałem się, że jej przeszłość, w jakimś stopniu, daje jej o sobie znać.
Nasz sparing trwał, do momentu, gdy ciało Sakury zaczęło pokrywać się potem, a jej uderzenia stały się znacznie słabsze.
- Dość - zarządziłem w końcu. - Kładź się spać.
Nie zaprotestowała, choć widziałem - miała na to wielką ochotę. Nie lubiła, jak wydawało się jej polecenia. Dodatkowo była zła, bo ani razu nie udało się jej mnie trafić.
Obserwowałem, jak ostrożnie opatula się kocami i śpiworem. Musiało ją teraz wszystko boleć.
***
Miałam świadomość, że jutro będę czuła każdy swój mięsień i siniak dwa razy bardziej niż w tej chwili. Po tym jak się odsłoniłam, Sasuke bardziej ważył swoją siłę, niemniej jego uderzenia wciąż były mocne i zrobiły na moim ciele masę siniaków.
Niemniej, było warto. Po zachowaniu bruneta wnioskowałam, że czasem udawało mi się go zaskoczyć. Niekiedy zaskakiwałam też samą siebie. Na przykład wtedy, gdy z dziecięcą wręcz łatwością dawałam się posłać na ziemię, albo kiedy moje ciało wykonywało jakiś nieznany mojemu umysłowi ruch. Wtedy Sasuke nie było już tak łatwo mnie pokonać. Zdawałam sobie sprawę, że to mój instynkt, a także przeszłość dają o sobie znać.
Westchnęłam z żalem. Wciąż nie mogłam się pogodzić z utratą wspomnień. To było trudne. Wiedziałam, że utraciłam całe dziesięć lat. Wszystkiego musiałam nauczyć się od nowa z denerwującą świadomością, że kiedyś to wszystko znałam. Jednak najbardziej bolało to, że zabrano mi wspomnienia o rodzinie. Może podsunęłyby mi, gdzie jest Ikuto. Od kiedy dowiedziałam się, że mam brata i on żyje, w kółko myślę o tym, jak go znaleźć. Położyłam głowę na śpiworze. Byłam już tak zmęczona, że powieki same mi opadły.
***
Na moje nieszczęście powtórzyła się sytuacja z poprzedniej nocy. Sakura znów miała koszmary. Wczoraj obiecałem sobie, że nie będę do niej podchodził i nie zamierzałem łamać postanowienia. Ciężko mi było patrzeć jak się męczy, ale co mogłem zrobić?
Z braku innego zajęcia, przyglądałem się jej. Nie mogłem zaprzeczyć, że była ładna. Wcześniej nigdy bym tak o niej nie pomyślał, ale wiele się zmieniło. Odnalazłem w tej „rozkapryszonej nastolatce” prawdziwą, wrażliwą osobowość, bardziej podatną na zranienie niż sądziłem. Wciąż niewiele o niej wiem, niemniej postaram się, żeby to powoli się poprawiało. Ona też zaczęła zmieniać do mnie nastawienie. Już tak sobie nie dogryzamy jak na początku znajomości. W naszych relacjach narodził się szacunek.
Po dzisiejszym sparingu poczułem do niej sympatię. Uroczo się denerwowała, ale nie była zawstydzona. Większość pustych panienek atlantyckich nawet nie podniosła by miecza z obawy przed ośmieszeniem.
Ponadto byłem z siebie zadowolony. Przekazałem Sakurze podstawy i wierzyłem, że kiedy przyjdzie jej walczyć z prawdziwym przeciwnikiem, będzie w stanie stawić mu opór. Nazajutrz zaplanowałem naukę magii ognia. Co jak co, ale to mój as w rękawie i przydałoby się, żeby i ona go miała.
***
Tym razem Sasuke nie musiał mnie budzić. Otworzyłam oczy przed piątą. Moje ciało rwało niemiłosiernie. Przy każdym ruchu krzywiłam się z bólu.
Zanim przywłaszczyliśmy sobie kolejne auto, wkradliśmy do pokoju hotelowego, żeby się umyć. Z ulgą spłukałam z siebie brud. Gorąca woda rozgrzała moje obolałe mięśnie. Pomyślałam, że moglibyśmy włamywać się też na noc, ale zaraz pojawiło się mnóstwo argumentów przeciwko. W każdej chwili ktoś mógł wynająć pokój i do niego wejść. Poza tym byłoby słychać nasze lekcje.
Odświeżeni wyszliśmy niezauważalnie. Przed budynkiem panowało niepokojące poruszenie. Dwa radiowozy z migającymi kogutami na dachach stały zaparkowane na hotelowym parkingu. Dwóch funkcjonariuszy przesłuchiwało obsługę hotelu.
Zdenerwowana zerknęłam na Sasuke. W zamyśleniu marszczył czoło.
- Podejdźmy bliżej i dowiedzmy się, o co tu chodzi, tylko uważaj na śnieg - wyszeptał.
Skinęłam z powagą głową i ruszyłam w kierunku wskazanych mi osób. Miałam niewygodne wrażenie, że policja nie przypadkiem znalazła się w tym samym miejscu, co my. Z każdym krokiem ogarniał mnie większy niepokój. Zmroziło mnie, gdy podeszłam na tyle blisko, żeby zrozumieć rozmowę.
- Czy widział pan tę osobę?
Zrobiło mi się niedobrze. Wyglądający na trzydzieści lat, wąsaty funkcjonariusz wyjął z kieszeni zdjęcie. Była to moja fotografia, zrobiona przez rodziców zastępczych z okazji ukończenia gimnazjum.
Starszy, posiwiały recepcjonista z piwnym brzuchem był najwyraźniej nieufny w stosunku do przedstawicieli władz, bo udzielał ostrożnych, szczątkowych odpowiedzi.
- Nie.
- Jest pan pewien? - Podejście mężczyzny wzbudziło większą podejrzliwość policjanta.
- Oh… niech mi pan wierzy, że zapamiętałbym kogoś o takiej urodzie. Tych różowych włosów z pewnością nie da się od tak przegapić. - Najwyraźniej czyste spojrzenie recepcjonisty osłabiło zapał przesłuchującego.
Cholera jasna! Zdałam sobie sprawę, że moje włosy faktycznie za bardzo rzucają się w oczy. Potrzebna mi była peruka, albo farba. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam?!
- No dobrze. - Funkcjonariusz zrezygnował z dalszych pytań.
- A mogę wiedzieć, czemu jej szukacie?
- Ta dziewczyna uciekła od swojej rodziny zastępczej, która zgłosiła jej zaginięcie. Podróżuje z kimś po całym kraju, zostawiając za sobą sznur kradzionych samochodów, a ostatnio też trzy martwe osoby. Widziano ją wcześniej w motelu kilkaset kilometrów stąd z jakimś blond włosym chłopakiem. Teraz jedno z aut znaleziono niedaleko stąd, a przy nim dwóch rozciętych mężczyzn i jedna przebitą Indiankę w jej wieku.
Na czole posiwiałego mężczyzny pojawiły się kropelki potu, a w jego oczach dostrzegłam strach, jednak był on niczym w porównaniu z moim.
Od tych wyjaśnień zakręciło mi się w głowie, a umyśle wybuchł istny harmider. Myśli przekrzykiwały się nawzajem.
- Zgłoszę się, jeśli ją zauważę.
Byłam po prostu dogłębnie wstrząśnięta. Oni myślą, że to my zabiliśmy Ijanę! Nie mogłam w to uwierzyć. W oczach stanęły mi łzy na wspomnienie śmierci Indianki, ale powstrzymałam je zaciskając mocno powieki. Stałam, jakby nogi wrosły mi w ziemię i nie drgnęłam nawet wtedy, gdy osoby, które stanowiły temat mojego zainteresowania odeszły. Dopiero czyjś dotyk na ramieniu mnie ocucił. Zesztywniałam, ale zaraz wyczułam aurę Sasuke. Miał strasznie strapiony wyraz twarzy.
- Słyszałeś? - szepnęłam, chociaż wątpiłam, żeby ktoś mógł nas usłyszeć.
- Tak, myślę, że dość się nasłuchałem. - Skrzywił się nieznacznie. - Chodź, idziemy.
Nie lubiłam, kiedy używał wobec mnie rozkazującego tonu. Nie miałam jednak siły, żeby się o to awanturować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz