czwartek, 29 października 2015

Rozdział X


Już od dłuższego czasu leżałam na plecach, oglądając popękany sufit. Obudził mnie ponury poranek. Niebo spowiło się szarymi chmurzyskami. Niewątpliwym było, że spadnie deszcz.
Jak na zawołanie nieboskłon przeszył świetlisty zygzak. Jednak ani on, ani następujący po nim grzmot nie obudził moich towarzyszy. W sumie, nie dziwiłam im się. Dla każdego z nas wczorajszy dzień był ciężki, ale wysiłek się opłacił. Na swojej szyi czułam ciężar lodowatego kamienia, jakbym przed chwilą go założyła. Moje ciało go nie ogrzało, za to perła była wręcz gorąca. Miałam dziwne wrażenie, jakby ona żyła, ale kryształ już nie. Westchnęłam ciężko nic nie rozumiejąc. Odsunęłam na bok natrętne myśli i przekręciłam się na bok. Moje oczy rozszerzyły się nieznacznie, gdy zobaczyłam śpiącą postać po drugiej stronie łóżka. Kolejna błyskawica oświetliła sylwetkę Sasuke.
Najpierw pomyślałam, że znów chciał mi zrobić psikusa, ale ta myśl została bardzo szybko wyparta. Na twarzy bruneta odciskało się napięcie. Usta zaciskał w wąską linię, a brwi parły na siebie pod wpływem ściągniętych mięśni. Trzymał się za zraniony bok. Domyśliłam się, że to Lore kazała się mu tutaj położyć w trosce o jego zdrowie. Wątpliwym było, żeby popełnił drugi raz ten sam błąd.
Po raz tysięczny zalały mnie wyrzuty sumienia. Sasuke uratował mi wczoraj życie, a przez to sam mógł umrzeć. Ocalił moją marną egzystencję dwa razy, a ja jeszcze śmiałam mu to wypomnieć, jako coś złego, choć tak naprawdę sama nie wiedziałam, co mówię. Paplałam, co mi ślina na język przyniosła, byleby Sasuke nie zasnął. A potem jeszcze ta sytuacja skoro świt.
Była trzecia, a może nawet druga nad ranem, a on pomimo zmęczenia i bólu wstał i przyszedł do mnie, żeby zobaczyć, czy nic mi nie jest. Nawet nie wiedział, jak bardzo jego obecność mi pomogła. Może na początku miałam mu za złe, że zobaczył mnie w takim stanie, ale doceniam to, że się przełamał. No i ulżyło mi.
Spojrzałam na jego twarz wykrzywioną bólem. Miałam raniącą, dławiącą świadomość, że to nie miało być tak. Ten ból powinnam odczuwać ja, a nie on, a to wszystko z mojej winy. To był mój głupi błąd i to ja powinnam za niego zapłacić. Nie powinnam była się tak dekoncentrować. Nie powinnam była w ogóle wplątywać się w tę walkę. Ja, kobieta, niedoświadczona w walce, o wiele słabsza od Naruto i Sasuke zarówno pod względem umiejętności jak i siły fizycznej. Jedyny plus tego wszystkiego był taki, że odciągnęłam uwagę tropiciela od reszty moich towarzyszy.
Odetchnęłam głęboko, a moje ciało oswobodziło się z napięcia. Teraz wreszcie, gdy patrzyłam na bruneta, nie czułam irytacji, czy gniewu. W moim sercu rozlewała się ogromna wdzięczność i cóż… szacunek. Wiedziałam, że od tej pory nie będę w stanie traktować Sasuke tak, jak to robiłam do tej pory. Wcześniej miałam go za niewychowanego, bezuczuciowego chama, który nie dba o nic oprócz własnego tyłka. Za samotnika. Czasem miałam wrażenie, że przeszkadza mu nawet obecność Naruto, który cierpliwie znosił jego humory. O swoim towarzystwie lepiej nie wspomnę. Na mnie Sasuke reagował wręcz alergicznie.
Zawsze siadał jak najdalej ode mnie. Nie zdarzyło mu się znaleźć bliżej niż na odległość trzech metrów, jakbym była trędowata. Odzywał się do mnie tylko w ostateczności, dogryzając mi przy tym. Zawsze mówił wtedy tak lodowatym głosem, że przechodziły mnie ciarki. Przez większość czasu traktował mnie jak powietrze. Kompletnie ignorował. Kiedy popełniałam błąd, albo robiłam jakieś głupstwo, patrzył na mnie z kpiną i pogardą. W jego obecności czułam się jak nic nie warty śmieć. Z resztą, kto wie, może właśnie nim byłam.
Moje myśli pognały w całkiem innym kierunku. Zastanawiałam się, w jaki sposób mogę w końcu stać się przydatna. Na razie byłam tylko zbędnym balastem, kulą u nogi. W trakcie miesiąca spędzonego na obozowaniu pod gołym niebem nauczyłam się tylko podstaw. Sasuke często mi wypominał, że atlantydzkie dziecko potrafi więcej niż ja. Oczywiście wściekałam się wtedy na niego, ale wiedziałam, że ma rację. Musiałam jak najszybciej wziąć się za siebie. Po tym jak znajdziemy artefakty czeka nas jeszcze powrót na wyspę i pokonanie Madary.
Na tę myśl automatycznie się wzdrygnęłam i zacisnęłam powieki. Nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Mogłam zobaczyć obrazy związane ze zdobywaniem artefaktów, ale nie te, na których mielibyśmy pokonać niebezpiecznego Uchihę. Bezwiednie przysunęłam się bliżej źródła ciepła po drugiej stronie łóżka.
Sasuke był rozpalony. Pot wręcz parował. Przestraszyłam się nieco. Poderwałam się z łóżka i poszłam do łazienki po miednicę z zimną wodą. Krótką chwilę zabrało mi znalezienie jakiegoś kawałka materiału. Namoczyłam prowizoryczną ściereczkę w wodzie, wycisnęłam nadmiar i przetarłam twarz oraz szyję Sasuke. Ochłodziłam też jego ramiona, po czym położyłam kompres na jego czoło. Powtórzyłam tę czynność jeszcze kilka razy aż policzki bruneta przybrały naturalnego bladego koloru. Wylałam brudną wodę i położyłam się z powrotem do łóżka.
Wątpiłam, żeby kiedyś miał mi za to podziękować. Po prostu chciałam mu się jakoś odwdzięczyć.
***
Poczułem jak coś wilgotnego i ciepłego dotyka wnętrza mojej dłoni. Wpierw pomyślałem, że jestem zbyt zmęczony, żeby otworzyć oczy i sprawdzić, co wybudziło mnie ze snu, ale chwilę później uświadomiłem sobie, że to może być wróg i poderwałem się do pozycji siedzącej. Od razu pożałowałem swojej gwałtownej reakcji. Świat zawirował mi przed oczami i na chwilę mnie zamroczyło. Kiedy sprzed oczu zniknęły czarne plamy, miałem wreszcie okazję ocenić sytuację.
Siedziałem na łóżku w pokoju hotelowym. Za oknem panowała szaruga. Ciężkie chmury odcinały promieniom słonecznym drogę do ziemi. Zalany deszczem świat oświetlały tylko, od czasu do czasu, błyskawice. Sprawczynią mojej pobudki była Lorelei. Wilczyca spoglądała na mnie nieco zbita z tropu. Pozycja jej ciała uświadomiła mnie, że w każdej chwili jest gotowa odskoczyć do tyłu.
Odetchnąłem spokojniej. Napięcie opuściło moje ciało i dopiero wtedy poczułem kłujący ból w zranionym boku.
- Jak się dziś czujesz? - zapytała Lore. W jej głosie nie wyczuwałem już troski, tylko chłodną kalkulację.
- Nienajgorzej.
- Boli cię.
- Troszkę.
Wilczyca zmarszczyła nos i trąciła nim mój bok.
Skrzywiłem się mimo woli.
- Kto by pomyślał, że jesteś taki delikatny. - Złote ślepia rozbłysły rozbawieniem, gdy dostrzegła mój gniew. - Nie denerwuj się Sasuke. To niewskazane przy twoim stanie. Żadnych gwałtownych ruchów. Nie powinieneś nawet podnosić broni. Musisz się dobrze zregenerować inaczej rana się odnowi. - Z nieco oklapniętymi uszami, obeszła łóżko i stanęła przy śpiącej Sakurze.
- Em… Lore? - Nieśmiało zwróciłem na siebie jej uwagę. Chyba pierwszy powiedziałem do niej po imieniu. - Dziękuję za wyleczenie i opiekę. - Delikatnie schyliłem głowę, przyciągając zaciśniętą dłoń do serca w pradawnym geście wdzięczności.
Jej oczy całkowicie wyzbyły się wesołości. Widziałem w nich tylko powagę.
- Nie Sasuke. To ja ci dziękuję za uratowanie życia ergelinie. - Spojrzała ze smutkiem na śpiącą dziewczynę. - Pomogłeś jej, a przez to sam mogłeś zginąć. Moim obowiązkiem było ci pomóc.
Zaskoczony przyglądałem się jak składa skrzydła i nisko pochyla swój łeb. Nie przypuszczałem, że to kiedykolwiek się wydarzy. Nie wierzyłem, że uda mi się kiedykolwiek zdobyć czyjś szacunek, że ktoś pokłoni mi się nie z obowiązku, ale z wdzięczności. Wreszcie przyszło do mnie zrozumienie. Dotarło do mnie, że nie zdobędę uznania od tak. Na wielkość w czyichś oczach trzeba sobie zasłużyć. Mój ojciec był wspaniałym władcą, o którym wszyscy mięli dobre zdanie, ponieważ rządził sprawiedliwie. Ja swoim wczorajszym czynem sprawiłem, że Lore zmieniła do mnie nastawienie. Moją zmarzniętą duszę wypełniło ciepłe uczucie, którego dotąd nie znałem.
Moje spojrzenie padło na Sakurę śpiącą po drugiej stronie łóżka. Była istotą, którą bezinteresownie ocaliłem. Przyjąłem jej cios, nie oczekując niczego w zamian, a zyskałem coś tak cennego. Zrozumiałem wreszcie dlaczego ta niepozorna dziewczyna potrafi zjednać sobie wszystkich wokół. Umie pociągnąć za sobą ludzi, którzy praktycznie jej nie znają, jak na przykład ta właścicielka sklepu zoologicznego. Doszedłem też nareszcie, o co chodziło w ukrytych słowach księgi, które ukazały się Sakurze.
„ Zmysły są niczym w porównaniu z wrażliwością serca. Miej otwarte jego bramy, a odnajdziesz to, co ukrywamy.”
Zdolności, które posiadamy razem z Naruto są tylko parszywym dodatkiem. Nie tworzą tego, kim jesteśmy. To co mamy w sercu; nasze wartości, poczucie moralności, sumienie, uczucia, to jest najważniejsze i to właśnie tym powinniśmy się kierować przy poszukiwaniu artefaktów. Nawet nie wiem, kiedy to wszystko straciłem. Kiedy stałem się tak mało wrażliwy. W którym momencie zacząłem być bezuczuciową maszyną.
Lore powróciła do Sakury. Zbadała ją podobnie jak mnie, sprawdzając węchem i słuchem jej stan, po czym trąciła nosem jej policzek. Powieki dziewczyny zadrgały i ukazały imponująco zielone tęczówki. Miała nieco zdezorientowany wyraz twarzy. Przetarła zmęczone oczy i przeczesała dłonią włosy. Kiedy zobaczyła, że nie śpię, obdarowała mnie zaspanym uśmiechem. Wyskoczyła z pościeli i przytuliła się do wilczycy.
- Dziękuję Ci Lore.
Tak, dziękowała, ale nie za uratowanie siebie lecz mnie. Bardzo mnie tym zaskoczyła, po raz kolejny z resztą. Nareszcie zacząłem ją doceniać.
***
Czarne futro Lore pachniało jeszcze kurzem i krwią, ale nie przejmowałam się tym. Czułam ciepło jej ciała, bicie jej potężnego serca i byłam wdzięczna Matce Naturze, że obdarowała mnie kimś tak wspaniałym. Rozkoszowałam się bliskością przyjaciółki, kiedy nagle przywiało do mnie jedną myśl. Pod jej wpływem zbladłam. Oderwałam się od wilczycy i spojrzałam w jej płynne oczy.
- A co z twoimi ranami?
Pierś Lore zafalowała od śmiechu.
- Dziecko, uleczyłam się od razu, gdy odeszliśmy z tamtego miejsca. Tylko kość jeszcze się regeneruje. Jej przednia, prawa łapa drgnęła.
Jej wesołość mnie nie uspokoiła. Wręcz przeciwnie, wiedziałam, że ukrywa przede mną prawdziwe odczucia, byleby mnie nie martwić.
- W takim razie, ty zostajesz dzisiaj w łóżku. Ja czuję się dobrze, więc mogę iść po coś do jedzenia do miasta.
Wilczyca bez protestów ułożyła się w swoim kącie, jednak nie zamknęła oczu. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie wszystko jest z nią w porządku.
Niechętnie wyjrzałam za okno. Lało jak z cebra. Jednakże musiałam wypełnić powiedziane słowa. Sięgnęłam po swoją torbę i wyjęłam czyste ubrania, ale na raz w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Dotknęłam tkaniny, którą miałam na sobie. Nie była to z pewnością pocięta, brudna, zakrwawiona, bawełniana koszulka. Na szczęście wciąż miałam na sobie bieliznę włożoną dzień wcześniej.
- Lore… - zaczęłam twardo - czy to ty mnie przebierałaś? - Spojrzałam na nią. - To byłaś ty, prawda?
Wilczyca tylko błysnęła zębiskami, ziewając i zamknęła oczy. Wywinęła się od odpowiedzi, ale ja już wiedziałam. Oczywistym było, że Lore nie dałaby rady samodzielnie mnie przebrać. Potrzebowała do tego czyjejś pomocy.
Popatrzyłam z nadzieją na śpiącego Naruto, ale później moje spojrzenie padło na siedzącego na łóżku Sasuke i od razu wyzbyłam się wszelkich złudzeń.
Przymknęłam powieki, zanim dotarł do mnie w pełni sens diabelskiego błysku w czarnych oczach. Brunet bardzo liczył na mój wybuch złości.
- Jeśli chcesz wiedzieć, to… - przerwałam gwałtownie kąśliwą, prowokującą wypowiedź Sasuke.
- Dobra. Nie chcę tego wiedzieć. - Uniosłam ręce w obronnym geście, po czym chwyciłam przygotowane ubrania i weszłam do łazienki.
***
Przedzieraliśmy się we dwoje przed mokre ulice. Panowała cisza, przerywana tylko, od czasu do czasu, grzmotem.
Sakura chciała iść do miasta sama, ale się nie zgodziłem. W jej posiadaniu znajdowały się dwa artefakty. Poza tym byłem pewny, że Madara już wie o śmierci swoich sługusów i wysłał w zastępstwie następnych. Mieliśmy może jeszcze dzień zanim się zjawią, ale mimo wszystko wolałem nie ryzykować.
Oczywiście nie obyło się bez protestów ze strony Sakury, ale w końcu udało mi się postawić na swoim. Szła w odległości pół metra ode mnie, ale dotrzymywała mi kroku. Kaptur workowatej bluzy zasłaniał jej twarz. Widziałem tylko mokre od deszczu, różowe włosy spływające jej do pasa po klatce piersiowej. Głowę miała spuszczoną, a dłonie wciśnięte głęboko w kieszenie. Było jej zimno, ale szła dzielnie dalej.
Westchnąłem zrezygnowany. Zacisnąłem palce na jej przedramieniu i pociągnąłem pod zadaszenie. Popatrzyła na mnie zdezorientowana automatycznie szukając rozbieganymi oczami zagrożenia, ale po chwili uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Dziękuję. - Oparła się plecami o ścianę budynku i wpatrzyła się w przecinającą niebo błyskawicę. Jej oczy przez chwilę zamigotały.
Też opadłem na ścianę. Nie wiedziałem, co mogę powiedzieć, więc trwaliśmy w milczeniu. Kątem oka dostrzegłem, że zaczerpnęła głęboko powietrza, żeby coś powiedzieć i tak jeszcze dwa razy, aż w końcu padło pytanie.
- Nauczysz mnie walczyć?
Moje oczy rozszerzyły się mimowolnie.
- Czemu prosisz o to akurat mnie? - Zapytałem po chwili, gdy już stwierdziłem, że mój głos mnie nie zdradzi.
Wiedziałem, że prędzej, czy później o to poprosi, ale nie sądziłem, że mnie.
Wzruszyła ramionami nie odrywając wzroku od nieba.
- A czemu nie?
- Przecież to Naruto wczoraj bardziej się popisał. Ja odpadłem po kilku minutach pojedynku. - Zaskoczyła mnie rozbawiona nuta w moim głosie.
Sakura zwiesiła ramiona i głowę.
- Być może, ale z mojej winy. - Podniosła dłoń i przetarła sobie nią oczy. - Przepraszam za to. Zdaję sobie sprawę, że zachowałam się jak idiotka, nie słuchając Naruto.
Zmarszczyłem brwi. Skrucha nie była w jej stylu.
- Tak, rzucenie się w wir walki w twoim przypadku było chybionym pomysłem. - Nie mogłem się powstrzymać od zgryźliwej uwagi. Karcące słowa wypadły po prostu z moich ust, mimo iż wcale nie chciałem robić jej wyrzutów. Było minęło. Czasu nie da się cofnąć.
Spuściła głowę jeszcze niżej.
Staliśmy dalej w ciszy, wpatrując się w ścianę deszczu. Moją uwagę zwróciło dopiero siorpnięcie nosem. Nie mogłem uwierzyć, że tymi kilkoma słowami wywołałem u tak twardej dziewczyny łzy.
Zgarbiłem się pod wpływem wyrzutów sumienia. Coś pchało mnie, żeby coś zrobić, powiedzieć, ale nigdy nie byłem dobry w pocieszaniu.
Nie wiedzieć kiedy moja ręka wyswobodziła się z kieszeni i swobodnie uderzyła (a raczej trąciła) ramię Sakury. Nastroszyła się, ale nie podniosła głowy.
- Teraz jesteśmy kwita - powiedziałem luzacko.
Nie wytrzymała. Jej ciałem targnął spazm, a po nim nastąpiła wdzięczna salwa śmiechu. Dopiero kiedy Sakura przestała się trząść, zdałem sobie sprawę, że moje policzki są napięte, a usta wygięły się w łuk. Pokręciłem karcąco głową i przywołałem się do porządku, zanim dziewczyna na mnie spojrzała.
- Dziękuję.
***
Obserwowałam dokładnie jak jego spojrzenie zmienia się pod wpływem szoku i czegoś jeszcze… niedowierzania, gdy mu podziękowałam. Szczerze mi ulżyło. Zrozumiałam, że tak naprawdę nie ma mi już tego za złe.
Odepchnęłam się od ściany i stanęłam obok Sasuke.
- Prędzej zdechniemy z głodu, niż ta ulewa się skończy.
Przytaknął mi i ruszyliśmy powrotem na poszukiwanie sklepu. Brunet przyglądał się z zainteresowaniem, jak robię zakupy. Dla Lore kupiłam dwa kilo surowego mięcha, a nam drożdżówki, zapas chińskich zupek i owoce. Zmartwiona płaciłam za produkty. Kończyły mi się pieniądze, a jeść coś musieliśmy. Kiedy obozowaliśmy w lesie, to chłopaki zazwyczaj po prostu na coś polowali. Zające, ryby, sarny, ptaki. Naruto szukał grzybów, ziół i borówek, więc nie było problemu, a teraz byliśmy w miejskiej dziczy, która rządzi się swoimi prawami. Brunet wziął ode mnie część siatek, chociaż protestowałam. Lorelei zabroniła mu się przemęczać.
- Sasuke, nie odpowiadam, jeśli coś sobie zrobisz. - Powiedziałam hardo rozeźlona.
- Błagam, ja miałbym sobie coś zrobić? - zapytał swoim kpiącym, przemądrzałym tonem. - Prędzej ty sobie coś zrobisz. Na przykład się potkniesz.
Myślałam, że szlag mnie trafi, kiedy chwilę później zahaczyłam stopą o nierówność chodnika i tylko refleks i silny uścisk dłoni Sasuke na ramieniu uchroniły mnie od upadku.
Zabrakło mi słów, żeby odpowiedzieć drwiące uwagi, które nastąpiły po owym zdarzeniu. Po prostu mroziłam bruneta wzrokiem, chociaż to nie wywierało na mim większego wrażenia. Kiedy w końcu dotarliśmy do hotelu, żałowałam, że byłam mu za cokolwiek wdzięczna.
Naruto i Lore jeszcze spali, więc poszłam pożyczyć elektryczny czajnik od recepcjonisty i przygotowałam sobie i Sasuke posiłek. Zjedliśmy w ciszy. Posprzątałam w pokoju i usiadłam na łóżku. Nie mając nic do roboty sięgnęłam po księgę Atlantydy i moją kolekcję półszlachetnych kamieni.
Różowy kryształ górski odbił wiązkę światła i zamigotał przez moment, gdy rozwiązałam woreczek.
Czułam na sobie zaintrygowane spojrzenie bruneta, ale nic sobie z niego nie robiłam.
Wzięłam kamień do ręki i poczułam jak pulsuje pod wpływem wypełniającej go energii. Sasuke usiadł bliżej mnie, jednak zachowując tradycyjny dystans.
- Czy ty wiesz, że ten kamień pulsuje twoją Reiki? - zapytał zdumiony.
Zmarszczyłam czoło. Nie robiłam nic specjalnego, żeby napełnić kamień.
- Mówi się, że kamienie szlachetne i półszlachetne przechwytują i magazynują energię właściciela. Dzięki temu można swobodnie rzucać na nie zaklęcia fortuny lub uroki, które działają aż do wyczerpania się mocy.
Uśmiechnęłam się zadziornie, patrząc Sasuke wyzywająco w oczy.
- Wiem o tym nie od dziś.
Tak jak się tego spodziewałam drgnął ledwo zauważalnie z zaskoczenia. Coraz gorzej szło mu ukrywanie przede mną swoich emocji. A może po prostu to ja poznawałam go coraz lepiej? Cóż, kto wie.
- Skąd..? - Wydawał się być w pełni opanowany, ale wiedziałam, że zżera go ciekawość.
- Kiedyś wpadła w moje ręce pewna książka o medytacji. Było tam opisane między innymi, jak wykorzystuje się do tego kamienie. Jak je oczyścić - zamknęłam na chwile oczy wyobrażając sobie wśród płynnej pozytywnej Reiki smugi cienia. Przepędziłam je dwoma dmuchnięciami. Kamień niemal świecił. - Jak napełnić je energią… Dobrą. - Wyjęłam spory malachit. - Albo złą. - Ostrożnie włożyłam rękę do woreczka z kolekcją i wyjęłam czarny agat z dwoma białymi pasami.
- Spójrz na ten.
Sasuke pokiwał z zamyśleniem głową.
- Złe emocje.
- Owszem - potwierdziłam. - Wściekłość, nienawiść. Czasem miałam ochotę go komuś podrzucić. - Obróciłam agat w ręku i schowałam z powrotem.
Sasuke patrzył tępo w saszetkę.
- Zdarzało się, że kamienie pękały od nadmiaru nagromadzonego zła. - Westchnęłam smutno. - I już nie dawały się napełnić ponownie.
- Próbowałaś już użyć któregoś z artefaktów? - Zamarłam. Włoski na moim ciele stanęły dęba. Zapytał o to tak prosto z mostu, że potrzebowałam chwili, żeby dojść do siebie i odpowiedzieć.
- Nie. - Moja pięść automatycznie zacisnęła się na artefaktach, które trzymałam pod bluzką. - Odwróciłam głowę w bok, żeby nie patrzeć na bruneta. - Obawiam się ich. To potężne przedmioty magiczne. Mogę nie dać sobie rady i nad nimi nie zapanować. - Podobnie jak nie panowałam nad własnym wstydem, gdy przyznawałam się do porażki.
***
Rozumiałem jej obawy. Gorzej. Podzielałem je. Bo tak naprawdę nie mieliśmy pojęcia na jakich zasadach działają artefakty.
Co jeśli wskrzeszona dusza nie będzie posłuszna? W jakiej formie się ukarze? Kim będzie? Jakie będzie mieć nastawienie? Co będzie w stanie zrobić?
- Niemniej kiedyś będzie trzeba spróbować. - Niechcący wymówiłem na głos swoje myśli.
Skarciłem się za to. Coraz mniej się pilnowałem.
- Tak. - Przymknęła na chwile powieki. Jej rysy wygięły się pod wpływem ciężkich myśli. Jednakże kiedy otworzyła oczy, płonęły one determinacją. - Kiedy Lore i Naruto się obudzą.
Chciałem zaprotestować… Nie. Chciałem… Tak właściwie, to nie wiem, co chciałem zrobić. Jedyne, na co było mnie stać, to skinięcie głową.
***
Na moje nieszczęście nie musieliśmy długo czekać. Lore otworzyła oczy zaraz po tym, jak moja rozmowa z Sasuke dobiegła końca. Przeciągnęła się, rozprostowując zesztywniałe kości i z wdzięcznością przyjęła posiłek. Natomiast Naruto obudził się, jak tylko usłyszał mlaskanie i kłapanie wielkich zębisk.
Pierwszy raz widziałam, jak przyjaciel zrywa się na równe nogi od razu po przebudzeniu. Mało tego, chwycił za broń i stanął w pozycji obronnej gotowy odparować atak. Dopiero kiedy rozejrzał się po pokoju i rozpoznał nasze twarze, uśmiechnął się szeroko.
- Jedzonko. - Jego oczy zabłysły. Usłyszałam też burczenie w brzuchu.
Zaśmiałam się i podałam mu jego porcję. Niemal rzucił się na jedzenie. Obdarowałam go ciepłym uśmiechem, gdy w końcu skończył napełniać swój żołądek, chociaż mój skręcał się ze zdenerwowania.
- Naruto. - Od razu zwrócił wzrok w moją stronę. - Myślę… - Tak strasznie ciężko było mi wypowiedzieć te słowa. - Sadzę… - To po prostu nie chciało mu przejść przez gardło.
- Czas użyć artefaktów. - Sasuke w końcu dokończył za mnie.
Westchnęłam z rezygnacją i przytaknęłam.
Mina Naruto zrzedła, ale grał z nami w ukrywanie prawdziwych emocji.
- To od którego zaczynamy? - Fałszywy entuzjazm nie miał szans mnie zwieść. Blondyn bał się podobnie jak ja.
- Może od kryształu. Widzieliśmy już, jak ktoś go używał - wtrąciła się Lore.
Od niechcenia wyciągnęłam rękę po księgę Atlantydy. Złote litery jakoś dodawały mi pewności siebie. Zaczerpnęłam powietrza i zdjęłam przez głowę jeden z łańcuszków, na którym zawieszony był kryształ. Fasetki zamigotały pochmurnie odbijając szarość nieba. Ostrożnie, jakby mógł się zaraz stłuc, chwyciłam kamyczek w dłoń. Kryształ nieustępliwie pozostawał zimny, mimo iż moja skóra chciała mu przekazać trochę ciepła. Znów miałam wrażenie, jakby kamień był martwy.
Sasuke poruszył się niespokojnie na widok przedmiotu, ale na szczęście nie zareagował tak gwałtownie jak wcześniej.
Tak, jak przy nastrajaniu kamieni półszlachetnych, dmuchnęłam w kryształ kilka razy aż miałam pewność, że zmazałam z niego ślad brutalności, z którą został odebrany. W końcu wyciszyłam myśli i skupiłam się tylko i wyłącznie na artefakcie. Z głośno bijącym sercem poprosiłam nie wypowiadając na głos słów:
- Krysztale proszę, ukryj mnie przed wzrokiem innych.
Przez moment nic się nie działo. Zawiedziona, już miałam otworzyć usta, żeby zakomunikować reszcie, że kamień nie słucha, gdy nagle magiczny przedmiot ożył.
W jednej sekundzie rozgrzał się do czerwoności, parząc dotkliwie wnętrze mojej dłoni. Odruchowo wypuściłam sprawcę bólu z ręki. Zza moich zaciśniętych zębów wydobył się cichy jęk. W oczach stanęły mi łzy. Trzy centymetry pod środkowym palcem, ziało krwawe wgłębienie w kształcie kamienia.
W tym samym momencie, gdy kryształ wraz z łańcuszkiem przetoczył się przez pokój i znalazł u stóp zdezorientowanego Naruto, księga na moich kolanach zadrżała. Jej strony przewróciły się z dzikim furkotem, otwierając się na fragmencie poświęconym artefaktom. Litery zalśniły, jakby zapłonęły żywym ogniem. Układały się w kolejną „przepowiednię”…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz