środa, 11 lutego 2015

Rozdział V

„Ze wszystkich stworzeń, tylko człowiek
pije, choć czuje pragnienia,
je, choć nie jest głodny, mówi,
choć nie ma nic do powiedzenia”
~John Steinbeck~

Walcząc z zawrotami głowy i mdłościami, starając się nie stracić równowagi chwiejnie dźwignęłam się na nogi i podeszłam do wielkiego wilka. Już nie czułam strachu. Po tym jak spojrzałam mu w oczy, wszystko się zmieniło. Złączyła nas niebywała, dziwna więź. Przypominało to sytuację z Sashą, tylko tym razem to wrażenie było silniejsze. Przez moment magia wręcz wirowała w powietrzu. Podejrzewałam, że to dzięki naszemu wspólnemu pochodzeniu. Zarówno ja jak i stworzenie zostaliśmy stworzeni z magii Matki Natury.
Oparłam się o jego prawy bok całym ciężarem ciała. Pod palcami poczułam miękkie, czarne futro. Dopiero teraz miałam okazję ocenić prawdziwe gabaryty stworzenia. Wysokością w kłębie dorównywało moim 167 centymetrom wzrostu. Nachyliłam się i szepnęłam prosto w duże, wrażliwe ucho.
- Oni nie chcą zrobić mi nic złego. Nie skrzywdzą mnie.
W odpowiedzi dostałam niski, groźny, gardłowy pomruk, od którego zawibrowało wielkie cielsko. No tak, jak mogłam powiedzieć coś takiego, skoro przed chwilą jeden z nich mnie zranił.
- To przyjaciele. Chcą mi pomóc. Zobacz, jestem ranna.
Istota była o wiele mądrzejsza niż sądziłam na początku. Nie kierowała się jedynie instynktami - wykształconymi ewolucyjnie zachowaniami ziemskich zwierząt. Rozumiała każde moje słowo.
Spojrzała na mnie swoimi złotymi, mądrymi oczami. Miałam wrażenie, że mam przed sobą stworzenie tysiąc razy bardziej doświadczone niż ja sama. Pochłonięta tym odkryciem, nie zdążyłam zareagować na nagły ruch. Wilk przycisnął do mojego ramienia wielki, gorący, różowy jęzor.
Zaskoczona odskoczyłam i potykając się o własne stopy, wylądowałam na trawie. Z szeroko otwartymi oczami patrzyłam jak głęboka bruzda zasklepia się naczynie po naczyniu, włókno po włóknie, aż w końcu nie został nawet ślad. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Moje serce wybijało dziki rytm z nadmiaru emocji i wrażeń. Na polanie zapadła głucha cisza przerywana tylko naszymi niespokojnymi oddechami.
- Co jest? - Udało mi się wyjąkać przez ściśnięte i wyschnięte gardło.
Pełną napięcia ciszę przerwał Naruto, który nagle zaczął się śmiać. Zapewne z mojej głupiej miny. Ja nie widziałam w tej sytuacji żadnego zabawnego aspektu. W myślach oskarżyłam blondyna o kompletny brak taktu.
- Ślina skrzystych wilków zawiera substancje leczące. To magiczne stworzenia. Są na Atlantydzie czymś w rodzaju psa. Większość z nich zadomowiła się w domach elfów i czarodziejów - wyjaśnił łaskawie Sasuke.
Spojrzałam na imponujące rozmiary stworzenia, ostre jak sztylety pazury i zęby. - Ładny mi pies, pomyślałam
- Nie obrażaj mnie! - Usłyszałam silny, kobiecy głos zabarwiony groźbą. Przez chwilę szukałam wzrokiem jego źródła, aż zdałam sobie sprawę, że wydobył się z gardła wilka albo raczej wilczycy…
Po raz kolejny zachłysnęłam się z szoku.
- Ty mówisz - wychrypiałam żałośnie. Nigdy w życiu nie spotkałam się z podobnymi cudami. To przechodziło ludzkie pojęcie. Rewelacja goniła rewelację!
W odpowiedzi dostałam serię krótkich, wysokich szczeków. Zrozumiałam, że ona najnormalniej w świecie się ze mnie śmieje. Intrygowało mnie jej złote spojrzenie, pełne tajemniczych błysków
- O tak. Nie jestem, jak te denerwujące, puste stworzenia - prychnęła z pogardą wciąż nieco rozbawiona i rzuciła Uchiha groźne spojrzenie.
- Wybacz mu, proszę. Po prostu od dwóch lat nie widzieliśmy żadnego skrzystego. - Naruto opanował wesołość i przemówił z zaskakująca powagą.
Wilczyca skinęła mu swoim wielkim łbem i odwróciła sie w moją stronę.
- Dziękuję ci za uratowanie życia piękna, czysta ergelino. - W jej tonie dźwięczał szacunek i niewysłowiona ulga.
- Erge… co? - Czyżby kolejna nowość?
- Na Atlantydzie "ergel" to określenie dla pół elfów, pół czarodziejów - pospieszył z wyjaśnieniami Naruto, by nie dać ku temu okazji Sasuke. Wilczyca zdawała się go nie słyszeć. Wciąż koncentrowała uwagę na mnie.
- Twoja odwaga jest godna podziwu, a tak dobrego serca nie spotkałam od bardzo dawna - dodała z uznaniem.
- Dziękuję ci - przezwyciężyłam szok i zmusiłam język do złożenia poprawnego zdania - ale nie jestem pewna, czy twoja pochwała ma pokrycie w faktach. Nie sadzę, żebym na nią zasługiwała - mruknęłam.
- Samo to, że tak uważasz, utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że mam rację. - W jej oczach było coś takiego… budzącego respekt. - Powiedz mi, jak masz na imię piękna ergelino.
- Sakura.
- Ach… - Wyczułam w tym tęsknym westchnieniu szczere zdumienie. - Zaginiony kwiat wiśni Atlantydy. Zaskoczyła mnie jej reakcją i określenie, którego użyła.
- Kwiat wiśni? - zapytałam.
- Tak nazywa się kobiety z klanu twojej matki. - Odpowiedź zaintrygowała mnie bardziej, niż poprzednia informacja.
- Skąd o tym wiesz? - zapytałam pełna dziwnego entuzjazmu.
- Moje dziecko, wszystkie istoty na Atlantydzie znają główne klany, a o twoim było szczególnie głośno w swoim czasie. - Zawahała się, kończąc zdanie i odwróciła wzrok.
„ W swoim czasie” czyli, kiedy ich powybijano.
- A jak ty masz na imię wilczyco?
- Lorelei. Możesz mówić mi Lore. - Ze spokojem przyjęłam jej pokręcone imię. Sam wygląd istoty oraz to, że potrafiła mówić i leczyć było aż nadto dziwne.
- Lore, skąd się tutaj wzięłaś? Co robiłaś w naszym obozie? Dlaczego przyszłaś?
- Zostałam wysłana… - Kątem oka zauważyłam jak moi towarzysze się nastroszyli. - przez ludzi działających z ramienia Madary i śledzą poczynania prawowitego króla. Byłam zmuszona do posłuszeństwa przez zaklęcie. Prawie wszystkie stworzenia na Atlantydzie są zniewolone. Wyjątki się ukrywają. - Zauważyłam, jak się wzdryga i obnaża zęby. - To jak kajdany. Masz własny umysł, ale ciało już nie. Mimo iż całą siłą woli się opierasz, to twoje ciało robi to, co mu każą. Nie ma ucieczki. Nie ma buntów. Jesteś ubezwłasnowolniony. - Nagle zaczęła mówić zupełnie innym tonem pełnym wdzięczności. - Twoja dobroć mnie uwolniła Sakuro. Och... jestem taka szczęśliwa. Gdyby nie to, że uporczywie trzymam się resztek zdrowego rozsądku i dojrzałości, to z chęcią zaczęłabym się tarzać po ziemi jak szczeniak. Po tylu latach nareszcie czuję się wolna.
- Czy oni są z tobą? - zadał pytanie wyraźnie zdenerwowany i spięty Naruto.
- Nie. Wysłali tylko mnie, bo jestem szybka i mam czuły węch. Oni zostali w mieście. Jeśli nie wrócę za dwa dni, ruszą w pościg.
Blondyn przeklął siarczyście. Rzucił się w kierunku obozowiska i razem z Sasuke zaczęli wszystko składać. Najwyraźniej moi towarzysze stwierdzili, że Lorelei nie jest już dłużej zagrożeniem.
Po cichu omawiali plan dalszej ucieczki. Zamierzali ukraść kolejne auto.
- Co teraz z tobą będzie? - zapytałam wilczycę.
- Myślę, młoda ergelino, że to do ciebie należy decyzja. Jestem winna ci przysługę. W moim sercu czuję, że nie powinnam cię opuszczać. Masz specyficzny dar, który posiadały kobiety klanu Haruno. Ja też mu się nie oparłam. Jeśli ty i twoi towarzysze się zgodzicie, to chciałabym iść z wami.
Zagryzłam dolną wargę. Nie miałam pojęcia, jak poprosić o taką rzecz Sasuke i Naruto. Czułam się, tak jak w tych wszystkich głupkowatych serialach, gdzie dziecko pyta się rodzica o to, czy może zatrzymać zwierzątko. Co więcej wiedziałam, że Sasuke będzie miał obiekcje.
Zerknęłam sceptycznym wzrokiem na Lore.
Wilk to nie jakieś tam zwierzątko. Jego obecność może być równie pożyteczna, co kłopotliwa. Kolejny niepewny towarzysz. Sasuke nigdy na to nie pójdzie.
- Naruto?
Chłopak obejrzał się w naszą stronę, jednocześnie pakując do buta naszą torbę podróżną. Miał strapioną minę. Domyślił się, o co chcę zapytać.
-Sasuke? Będzie dobrze, jeśli weźmiemy wilczycę ze sobą. Przyda nam się jej obecność.
Brunet rzucił nam ponure, obojętne spojrzenie.
- Róbcie, co chcecie. Nie jestem waszym władcą, żebyście musieli w każdej sprawie pytać mnie o pozwolenie. Zastanawiało mnie jawne okazanie przez niego rozgoryczenia. Jego ton głosu nie odbiegał od normy, ale nie pasował do treści wypowiedzi. Najwyraźniej trafiła do niego sytuacja z Lore.
I dobrze.
Złożyliśmy obóz do końca, a Lore pomagała zatrzeć ślady po ognisku rozcierając popiół łapami i starając się go rozproszyć, energicznie machając przy tym skrzydłami.
Jak zaczarowana przyglądałam się jej lśniącym piórom, pokrywającym olbrzymią powierzchnię skrzydeł. Z zaskoczeniem dojrzałam pomiędzy kolejnymi ruchami białą plamę futra. Wcześniej jej nie dojrzałam, bo na tym miejscu opierały się złożone skrzydła Lore.
Naruto również przypatrywał się jej staraniom, które nie wiele dawały. Wkrótce przyszedł jej z pomocą. Zwiększył siłę podmuchu i wspólnymi siłami udało im się rozdmuchać popiół. Jednakże w miejscu, gdzie poprzedniego wieczora paliło się ognisko, na gołej ziemi pozostał czarny ślad doskonale zauważalny i dający naszym przeciwnikom informację o tym, gdzie przebywaliśmy. Blondyn westchnął z rezygnacją.
- Przydałby nam się użytkownik żywiołu ziemi. - W tym samym momencie Naruto, Sasuke i Lore spojrzeli w moją stronę. Błękitne oczy uśmiechnęły się do mnie zachęcająco. Wzięłam głęboki wdech i podeszłam do wypalonego miejsca.
- No, Sakura. Chyba czas zacząć naukę.
Popatrzyłam na Naruto, jak na idiotę. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Nie spodziewałam się, że moja nauka będzie wyglądać w ten sposób. Zero teorii. Po prostu praktyka. Od razu rzut na głęboką wodę.
- Kiedyś przyglądałem się, jak zielarki pomagają roślinom rosnąć. - Naruto wskazał ręką na glebę. - Chodź, powiem ci, o co w tym chodzi.
Odetchnęłam głęboko. Może nie będzie tak źle?
Uklęknęłam obok niego.
- Przyłóż ręce do ziemi. - Posłusznie wykonałam polecenie. - Musisz poczuć życie tych organizmów, które tu są: trawy, chwastów, drobnych robaczków i innych żyjątek. Wszystkie są zbudowane z ciepłej, pulsującej energii. Tej samej, która tworzy cały ten świat. Co prawda jest ona inna niż ludzka, ale to wciąż materia.
Dla lepszej koncentracji przymknęłam oczy. Próbowałam zrobić to samo, co w momentach, gdy wyczuwałam ludzką aurę. Tylko, że energia to nie to samo, co emocje. Starałam się i pociłam, ale wszystko na darmo.
- On ci to źle tłumaczy - wtrąciła się Lore. Wciąż traktowała Naruto z dystansem, choć chłopak zdawał się akceptować jej obecność ze zwyczajną sobie otwartością. Natomiast Sasuke jakby dla niej nie istniał. W ogóle nie zwracała na niego uwagi tylko od czasu do czasu prześlizgiwała się po nim, przeszywającymi, złotymi oczami. - Musisz to poczuć i na moment po prostu złączyć się ziemią. Zwierzęta i ludzie, to nie to samo, co rośliny. Wciąż są żywe, ale powolniejsze. Nie mają własnego toku myślenia. Są nastawione na przetrwanie oraz rozmnażanie gatunku. Zrozum naturę trawy, tego, po co została stworzona. Pomyśl o tym, jak kiełkuje i wzbija się w kierunku słońca. Poczuj orzeźwiający chłód porannej rosy niczym na własnej skórze. Osiągnij jedność z ziemią, a stanie się tobie posłuszna.
Kiedy Lore do mnie mówiła, w końcu coś zaskoczyło. Krótki przebłysk. Dotknęłam swoim umysłem małych, uśpionych w głębi ziemi nasionek. Poczułam umysłem ich energię. Oczekiwały na odpowiednie warunki, by wzrosnąć. Było to doznanie tak piękne i intensywne, że z wrażenia wypuściłam z dłoni umysłu słabiutką nitkę porozumienia. Udało mi się jedynie je rozbudzić. Nic poza tym.
Otworzyłam oczy, patrząc na niepozorne życie z zachwytem. Trawa. Nigdy jej nie doceniałam, nie zastanawiałam się nad jej istnieniem. Po prostu przyjmowałam, jako zwyczajny element rzeczywistości. Jednak teraz postrzegłam zieleń z innej strony. Nie zdawałam sobie sprawy, że daje ona życie większości stworzeń na tej Ziemi. Jest jednym z najważniejszych ogniw w łańcuchu pokarmowym. Dzięki hojności ziemi od tysiącleci istniały te niezachwiane prawa natury. Cykl życia wciąż istnieje, a żal śmierci tuszuje przez radość kolejnych narodzin.
Ponownie sięgnęłam ku obcej energii tak niesamowicie czystej, że mimowolnie zachłysnęłam się powietrzem z ekscytacji. Udało mi połączyć się z kawałkiem ziemi. Niestety czułam, jak ta jedność mi się wymyka, pomimo całego skupienia. Nie miałam pojęcia, jak sprawić, żeby nasiona zaczęły kiełkować. Usilnie próbowałam wydać im polecenie, albo przesłać obraz tego, co chciałam, żeby uczyniły, ale moje starania nie przyniosły efektów.
W końcu poddałam się. Zanim zerwałam połączenie, przesłałam do nie rozumnych żyjątek swój zachwyt nimi, szacunek i miłość do natury.
- Niesamowite. Czułam je. Naprawdę. - Podekscytowana zwróciłam się do towarzyszy i posłałam wilczycy uśmiech. - To cudowne, ale niestety nie udało mi się ich skłonić do wzrostu. - Ziemia, na której trzymałam dłonie wciąż była goła i smutna.
- Nie oczekiwałam, że ci się uda. Zielarstwo, to trudna sztuka, a ziemia jest najtrudniejszym do opanowania żywiołem. Ogień, wiatr i woda, to nie myśląca i nie żyjąca, chodź wciąż ciepła materia. I tak dużo osiągnęłaś jak na pierwszy raz. - Wilczyca wiedziała o mnie już co nieco, udało mi się opowiedzieć jej trochę w czasie, kiedy Naruto i Sasuke składali obóz.
Skinęłam głową. Mimo wszystko byłam zawiedziona niepowodzeniem. Nie sądziłam, że czarować jest aż tak ciężko.
- Nie martw się. - Naruto najwyraźniej utrzymywał stały kontakt z naszymi myślami. Cieszyłam się, bo to zapewniało nam bezpieczeństwo, ale z drugiej strony było strasznie niewygodne i niekomfortowe. - Popracujemy nad tym i wkrótce ci się uda. - Podniósł się z ziemi i otrzepał. - A teraz czas ruszać w drogę.
Ukradzione auto zostawiliśmy we wsi, która była najbliżej miasta. Przedtem jednak zniszczyliśmy tablice rejestracyjne językami ognia i osmalone wrzuciliśmy do strumyka.
Ukryci pod osłoną niewidzialności weszliśmy do zatłoczonej mieściny. W jednej ze spokojnych, odosobnionych uliczek pozbawiliśmy kogoś samochodu. Źle się z tym czułam, ale nie mięliśmy innego wyjścia. Chcieliśmy jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od ludzi Madary, a nasi prześladowcy mogli już poznać numery rejestracyjne poprzedniego rzęcha.
Mężczyzna, który właśnie wsiadał do auta został „namówiony” przez Naruto do zostawienia kluczyków w stacyjce i pójścia w głąb miasta. Dzięki temu obyło się bez stłuczonej szyby i zabawy kabelkami.
Biedna Lore została wsadzona na tylną kanapę razem z blondynem. Wilczyca miała tak wielkie gabaryty, że musiała się skulić, a przednie łapy i łeb położyć na kolanach towarzysza.
Nie była z tego specjalnie zadowolona i nie obyło się bez sprzeczki, ale w końcu udało mi się zaproponować możliwie najlepsze dla wszystkich rozwiązanie. Teraz ja i Sasuke siedzieliśmy z przodu a oni z tyłu.
Tak, jak podczas poprzedniej podróży panowała cisza przerywana tylko sapaniem Lore.
Milczenie pozwoliło mi skoncentrować się na moich myślach.
Wcześniej przez tą całą ucieczkę nie zastanawiałam się nad niczym, ale teraz, gdy na większość z najważniejszych pytań uzyskałam odpowiedź, do głosu doszły inne. Nie wiedziałam, co będzie dalej. Jak długą i ciężką drogę mamy do przebycia. Jeszcze dwa dni temu wszystko było dla mnie jasne. Śmiało patrzyłam w przyszłość i nie bałam się jej. Planowałam skończyć liceum, iść na studia, znaleźć sobie dobrą pracę. Potem znaleźć męża, mieć dzieci i po prostu cieszyć się życiem. A teraz? Nie mam żadnych perspektyw. Co będzie, kiedy skończy się nasza misja ratowania Atlantydy? Pozwolą mi tam zostać? A jeśli nie będę potrafiła się dostosować? Na niczym się przecież nie znam. Nie pamiętam nawet okresu nauki i dzieciństwa, które przeżyłam w tamtym miejscu. Moje umiejętności związane z tym magicznym światem są znikome.
Miałam dość żądlących problemów. Przegoniłam wszystkich natrętów z głowy jednym prostym stwierdzeniem.
Pewnie i tak nie przeżyję tej przygody do końca. Nie mam więc o co się martwić.
Nie wiem dlaczego, ale dzięki temu uspokoiłam się. Burza w mojej głowie została skutecznie uciszona. Pozostał tylko nieprzyjemny uścisk w brzuchu.
Skupiłam się na drodze.
Po jakiejś godzinie jazdy zaproponowałam, żebyśmy kupili coś do jedzenia. Naruto zareagował z entuzjazmem - podejrzewałam, że był tak samo głodny jak ja - Sasuke natomiast nie odezwał się nawet słowem. Zatrzymałam się przy stacji benzynowej z barem. Chciałam zostawić towarzyszy w aucie, ale Naruto ostro zaprotestował.
- Pod żadnym wypadkiem nie powinnaś chodzić gdziekolwiek sama. Jesteś teraz bezbronna. - Spojrzałam mu z powagą w oczy. Rozumiałam jego obawę. Nie byłam aż taka głupia. Zależało im, żeby chronić perłę.
Blondyn próbował się wyswobodzić spod ciężaru Lore, ale ta była zbyt ciężka i miała ograniczone pole ruchów. Mimo iż leżała na kanapie tylnego siedzenia, to sięgała głową sufitu, a jej skrzydła wypełniały szczelnie całą wolną przestrzeń.
Chłopak z rezygnacją ogłosił kapitulację.
- Sasuke?
Brunet obrócił się w stronę przyjaciela. Sądząc po jego skupionej minie próbował się nie uśmiechnąć.
Naruto cały poczerwieniał na twarzy. Nagrzane cielsko Lore dawało tyle ciepła, co grzejnik odkręcony do oporu, a wrześniowe dni były jeszcze bardzo ciepłe. Do tego blondyn cały spocony z wysiłku i starał się trzymać głowę jak najdalej od uzbrojonej w zęby paszczy wilczycy.
- Mógłbyś z nią pójść?
Uchiha nic nie odpowiedział, po prostu wysiadł z samochodu.
Lekko skrępowana jego obecnością zamówiłam dwie pizze, dwu litrową butelkę wody i trzy kawy. Długo kombinowałam jakby tu nakarmić wilczycę, ale w końcu stwierdziłam, że sama upoluje sobie posiłek, kiedy już się zatrzymamy.
Zapłaciłam za zamówienie. Poprzedniego wieczoru przełożyłam część pieniędzy do kieszeni dżinsów.
Sasuke przyglądał się moim poczynaniom bez emocji. Kątem oka lustrował pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy. Wypatrywał niebezpieczeństw i potencjalnych wrogów.
Kobieta za ladą patrzyła na chłopaka zaintrygowana. Z jednej strony jakby zaintrygowana, a z drugiej po prostu się go bała.
Posłałam jej blady uśmiech i wyszliśmy. Byłam ciekawa, co sobie pomyślała.
Naruto i Lore siedzieli tak, jak ich zostawiliśmy. Obawiałam się, że podczas mojej nieobecności może wybuchnąć jakiś spór i zaatakują się nawzajem. Nie potrzebowaliśmy teraz dodatkowych problemów. Wilczyca wciąż nie darzyła moich towarzyszy zaufaniem.
Lore ze spokojem przyjęła moje wytłumaczenie i przeprosiny. Powiedziała, że nie gniewa się. Skrzyste wilki mogły nie jeść przez dwa tygodnie i być w pełni sił.
- Zapoluję, gdy znajdziemy się w lesie.
Uczciwie podzieliliśmy się jedzeniem między sobą. Naruto spojrzał na posiłek z wdzięcznością.
Mimo iż byłam piekielnie głodna, to nie mogłam wmusić w siebie więcej niż trzy kawałki. Z ciągłego napięcia i zdenerwowania miałam zaciśnięte gardło i nie byłam pewna, czy nie zwrócę, tego, co zjadłam.
Po kolejnej godzinie w końcu dojechaliśmy do celu. Znów wjechaliśmy jak najgłębiej w chaszcze, żeby nie napotkać żadnych ludzi.
Naruto i Lore mięli zdecydowanie dosyć swojego towarzystwa i niewygodnych pozycji. W rezultacie próbowali wydostać się z samochodu jak najszybciej. Nie obyło się bez kilku sińców i zadrapań. Pierwsza wypadła Lore. Wylądowała zwinnie na czterech łapach. Zaczęła się otrzepywać i przeciągać zesztywniałe kości.
Ponownie rozbiliśmy obóz, a Lore poszła zapolować. Miałam szczerą nadzieję, że jej posiłkiem nie będzie ludzkie mięso. Wzdrygałam się na samą myśl o tym.
Na szczęście wróciła zanim zaczęłam się niepokoić. Przytaszczyła ze sobą resztki dorosłego jelenia. Usilnie nie patrzyłam w stronę drzewa, pod którym leżało rozkrwawione truchło.
Wilczyca starannie wyczyściła swój pysk o trawę i ułożyła obok mojego śpiwora, który wyniosłam z namiotu.
- Polowałaś kiedyś na ludzi? - wyszeptałam z lekkim przestrachem. Niby istniała nasza więź, ale kto wie. Musiałam znać odpowiedź na to nurtujące mnie pytanie.
- Nie Sakuro. Niektórzy z nas to robią, ale ja się od tego wzdrygam. Nie potrafiłabym zjeść którejś z tych istot pamiętając o tym, że kiedyś wychowałam się wśród nich.
Odetchnęłam z ulgą.
- Zaraz. Masz na myśli to, że byłaś jednym z tych stworzeń, które mieszkały z Atlantyńczykami?
- Tak - mruknęła ponuro, blask jej oczu przygasł.
- Zostali zwerbowani?
- Nie, zabici.
Zamilkłam. Historia każdego z nas naznaczona została krwawym żniwem śmierci.
- To była para elfów z rodu Karimi. Obydwoje byli zielarzami. - Teraz wiedziałam skąd Lore tyle wie o uprawianiu roślin. - Magicznych ludzi nie da się zniewolić tak, jak inne stworzenia. Albo się przyłączali, albo ginęli. Mnie oszczędzono, bo mogłam być przydatna i ubezwłasnowolniona. Mam czuły węch, silne mięśnie no i skrzydła.
Ponure milczenie, które nagle ogarnęło obóz przerwał Naruto.
- Chodź Sakura. Nie będziemy tak tu bezczynnie siedzieć. Chyba chciałaś zacząć naukę.
Posłusznie poderwałam się z miejsca idąc w ślad za Naruto. Byłam diabelnie ciekawa tego, co chłopak chce mi pokazać i powiedzieć.

4 komentarze:

  1. Super rozdział! Nie mogę się doczekać kolejnego!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana, tak póki co jedna uwaga - jak masz cytat, to "choć", nie "chodź" ;)
    A zaraz zabiorę się za resztę.
    Przepraszam, wczoraj nie zdążyłam :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    droga autorko dopiero tutaj trafiłam, przeczytałam zaledwie fragment, ale już wiem, że zostaję na dłużej... jak na razie nie mam jak przysiąść i przeczytać ale postaram się szybko nadrobić te zaległości....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń