czwartek, 27 lutego 2014

Cukierek albo śmierć



Śmierć. Czym tak naprawdę jest? Czy to koniec, a może początek? Której religii w tej kwestii wierzyć? Tej, która mówi, że człowiek po śmierci trafia do nieba, piekła, albo czyśćca czy może tej, która mówi o ponownym odrodzeniu po pewnym okresie czasu? Jeśli ktoś umiera, mamy się smucić czy może wręcz przeciwnie? Śmierć to w końcu naturalna kolej rzeczy. Na każdego przychodzi czas. Ale kto o tym decyduje? Kto zaplanował kto ma się dzisiaj narodzić, a kto umrzeć? Tyle nurtujących pytań pozostawionych bez odpowiedzi…
Z westchnieniem bezsilności zamknęłam na klucz drzwi od pustego mieszkania. Odwieczny strach, który towarzyszył mi każdego dnia, przyprawił moje serce o szybszy rytm, a dłonie o drżenie. Zawsze boję się, że gdy wyjdę do ludzi, to zobaczę „ich”. Co z tego, że to przypadkowo spotkane na ulicy osoby? Czuję żal i ogromne poczucie winy, gdy widzę te wielkie dziecięce oczy, jedwabne włoski, małe zawieszone smutno skrzydełka i blady uśmiech. „Kosiarze”, „Aniołowie Śmierci” - tak ich nazywam w myślach.
Stawiałam krok za krokiem. Szłam powoli, cierpliwie znosząc ciekawskie spojrzenia przechodniów. Ich wzrok przyciągał mój nietypowy kolor włosów. Jestem chyba jedyną istotą na ziemi obdarowaną od natury ich różową barwą. Jednakże, mimo kłopotów, które przysparzały mi w przeszłości i przysparzają dziś, lubię je i zapuszczam. Staram się doceniać to, co otrzymałam. Może nie jestem idealna, ale ten bliski kontakt ze śmiercią sprawia, że staram się cieszyć każdym drobiazgiem.
Idąc, usiłowałam nie rozglądać się na około. Wpatrywałam się w zieleń drzew i piękno przebijającego przez liście światła słonecznego, wsłuchiwałam się w łagodny śpiew ptaków. Bałam się, że jeśli spojrzę przed siebie, to zobaczę „ich”. Ktoś zapyta: kogo takiego nie chcesz widzieć? Ale ja właściwie sama nie do końca wiem. Nie rozumiem też, dlaczego akurat mnie zostały podarowane wyjątkowe zdolności. Wydaje mi się, że wszystko zapoczątkowało pewne wydarzenie, ale mogę się mylić.
Miałam wtedy dziewięć lat. Mieszkałam ze swoimi rodzicami i babcią na obrzeżach miasta. Mama i tata nigdy nie mieli dla mnie czasu, oboje wiecznie zajęci zostawiali mnie pod opieką babci. To głównie ona mnie wychowała i wszystkiego nauczyła. Opowiadała mi różne, piękne historie mówiące, między wierszami, o prawdziwych wartościach i życiowych problemach. Uwielbiałam ich słuchać. Babcia pokazywała mi przez te, wypełnione mądrością, bajki, jak doceniać życie i to, co w nim otrzymałam.
- „Życie, Sakuro, jest najcenniejszą rzeczą, jaką posiadasz. Być może drugiego nie dostaniesz. Powinnaś się nim cieszyć i żyć dobrze, żeby w razie sądu nad twoją duszą, zapadł łaskawy wyrok.”
Warunki, w których się wychowywałam, sprawiły, że dojrzewałam szybciej niż moi rówieśnicy. Babcia uczyła mnie nie tylko jakim być człowiekiem, ale też tego, jak poradzić sobie w dorosłym życiu. Jakby wiedziała, że te zdolności bardzo mi się przydadzą. Jakby wiedziała, że nikt inny mnie tego nie nauczy. W wieku dziewięciu lat potrafiłam już prać, sprzątać, gotować prostsze potrawy, dbać o dom i ogród. Co prawda byłam wtedy tylko dzieckiem, ale z babcią zawsze świetnie się bawiłam i chętnie jej pomagałam, słuchając przy okazji jej wskazówek.
Byłyśmy jak dwie najlepsze przyjaciółki. Cały swój wolny czas poza przedszkolem i szkołą spędzałam właśnie z nią. Nawet spałyśmy w jednym pokoju. Nasza więź była tak głęboka i niepowtarzalna, że nie przeszkadzał mi brak kolegów z podwórka. Łagodne spojrzenie babci i dotyk jej szorstkich, pomarszczonych dłoni wynagradzały mi wszystkie braki. Babcia stała się dla mnie ważniejsza niż wszyscy inni, ważniejsza nawet od moich zapracowanych rodziców. Była moją boginią, aniołem, który obdarzył mnie bezgraniczną miłością i nie oczekiwał niczego w zamian. Mama mówiła, że babcia jest jak dziecko, ale ja znałam jej prawdziwe oblicze. Zdarzało się, że w jej oczach widziałam tę powagę, ciężar życiowych doświadczeń i cały ból, którego doznała. Odkrywała tę nieznaną innym twarz tylko w mojej obecności, gdy opowiadała mi bajki, albo kiedy wracała od lekarza. Nie robiła tego przy nikim innym. Dzięki temu wiedziałam, że jestem dla niej naprawdę wyjątkowa.
Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, że moje szczęśliwe życie z babcią dobiega końca. Najukochańsza dla mnie osoba umierała na moich oczach. Nigdy nie pozwalała mi patrzeć, jak cierpi. Zawsze po jakimś ataku kaszlu uśmiechała się dobrotliwie, jak to miała w zwyczaju i brała mnie na kolana zagadując o błahostki. O tym, że miała raka dowiedziałam się dopiero rok po jej śmierci.
Pewnej nocy, gdy spałyśmy razem w pokoju, obudziło mnie złe przeczucie. Czułam niepokój, jednak jeden rzut oka na pogrążoną we śnie, spokojną twarz babci pozwolił mi się uspokoić. Przekonana, że nie ma się czym martwić, chciałam znów zasnąć, ale wtedy zobaczyłam „jego”. Przy łóżku babci, po drugiej stronie pokoju stał mały aniołek. Najprawdziwszy aniołek z białymi, upierzonymi skrzydłami zwisającymi smętnie na plecach. Wyglądał jak chłopiec w wieku sześciu, góra dziesięciu lat. Jego duże, dziecięce oczka wypełnione były łzami, które błyszczały magicznie w srebrnym świetle księżyca i ulicznych lamp. Aniołek patrzył na babcię ze smutkiem. Cała jego drobna postać emanowała tym uczuciem.
Zafascynowana wstałam z łóżka i podeszłam do chłopca. Byłam tylko dzieckiem i bajki babci sprawiały, że zawsze pragnęłam spotkać, którąś z magicznych postaci. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę, jednak mój zachwyt szybko zmienił się we współczucie.
-„ Aniołku…” - szepnęłam łagodnie. - „Czemu płaczesz?” - Łzy, które wcześniej zebrały się w jego oczach, teraz wypłynęły powoli na alabastrowe policzki i skapywały na podłogę, na której, o dziwo, nie zostawały żadne ślady.
Zaskoczony chłopiec wpatrywał się we mnie przez dłuższą chwilę, zanim w końcu się odezwał.
- „Jestem smutny, bo już więcej nie usłyszę pięknych opowieści tej kobiety.”
Kompletnie go wtedy nie rozumiałam, ale ogarnięta współczuciem wypytywałam dalej.
- „Dlaczego nie usłyszysz? Przecież możesz przychodzić słuchać ich tu codziennie.”
Chłopiec pokręcił głową, a jego kasztanowe loczki zatańczyły wokół jego delikatnej twarzyczki.
- „Nie mogę.”
- „Dlaczego? Ktoś ci nie pozwala?”
Ponownie pokręcił głową.
- „Nie. Nie usłyszę jej opowieści, bo będę musiał ją przeprowadzić.”
- „Przeprowadzić? Gdzie? Dlaczego? - Chociaż nie zdawałam sobie z tego do końca sprawy, mój głos zabarwił się strachem.”
Chłopiec zmarszczył brwi, zastanawiając się przez chwilę.
- „Przeprowadzić przez most, do miejsca, gdzie trafiają same piękne dusze.”
Byłam zaskoczona i zmęczona, a aniołek odpowiadał mi tak zagadkowo, że nie byłam w stanie pojąć prawdziwego sensu wszystkich jego słów.
- „Ale jak już przeprowadzisz babcię przez ten most, to przecież będziesz mógł tu wrócić i słuchać dalej jej historii.”
Aniołek i tym razem pokręcił głową z pobłażliwym uśmiechem.
- „Nie rozumiesz, mała dziewczynko… Stamtąd, gdzie ją zaprowadzę, nie ma powrotu.”
Dopiero te słowa mną wstrząsnęły. Opadła mgiełka dziecięcego zachwytu. Zdenerwowałam się i przestraszyłam nie na żarty. Nikt nie miał prawa odbierać mi mojej babci. Nic dziwnego, że od razu zmieniłam swoją postawę. Nie miałam już ani grama współczucia dla smutnej postaci.
- „Wiesz, powinieneś już iść, bo jak cię rodzice zobaczą, to będą źli.”
Chłopiec pokiwał głową z nieco rozbawioną miną i rozpłynął się w powietrzu, a ja wróciłam do łóżka.
Rano nie byłam pewna, czy owe zdarzenie było rzeczywistością, czy może snem. Babcia zareagowała dziwnie, gdy jej o tym opowiedziałam. Patrzyła na mnie z powagą graniczącą ze smutkiem, wierząc w każde moje słowo. Nigdy przedtem nie widziałam u niej takiego wyrazu twarzy. Powiedziała mi wtedy słowa, których nie zapomnę do końca życia.
- „Jesteś moim złotkiem, Sakurciu. Dzięki tobie wiem, że osiągnęłam w życiu wszystko, o czym marzyłam. Mogę ze spokojem przejść przez ten most. Kocham cię, moja maleńka. Jesteś moją największą pociechą. Zawsze będę z tobą, w twoim serduszku. Będę patrzeć, jak wyrastasz na wspaniałą kobietę. Obiecaj mi, że nie zapomnisz moich opowieści. Postępuj, jak te dobre postacie, dobrze? Obiecaj mi.”
Przyrzekłam. Słowa dotrzymuję i dotrzymywać będę.
Dwie noce później znów obudziłam się objęta tym dławiącym uczuciem niepokoju. Znów zobaczyłam tego samego, płaczącego aniołka, stojącego przy łóżku babci. Byłam przepełniona wobec niego nieufnością, ale coś w jego wyrazie twarzy zmartwiło mnie bardziej. Czułam, że to dziś. Teraz ją zabierze.
- „Proszę, nie odbieraj mi jej” - błagałam, ale na próżno.
Uskrzydlony chłopiec o smutnym spojrzeniu, zwiastun mojej straty i bólu, pokręcił przecząco głową.
- „Jej droga dobiegła końca. Moim obowiązkiem jest ją przeprowadzić. Jeśli tego nie zrobię, to może się zgubić i zostanie na tym świecie jako zatracona dusza. Wy nazywacie je duchami, zjawami.”
- „A dokąd ty ją zaprowadzisz?” - zapytałam ze łzami w oczach. Chciałam, żeby babcia ze mną została, ale jeszcze bardziej pragnęłam jej dobra.
- „Do nieba oczywiście.” - Tym razem na jego ustach zawitał uśmiech.
Ulżyło mi trochę. Jeżeli niebo, w które babcia tak mocno wierzyła, miało być pocieszeniem, to czułam, że mogłabym z tym żyć. Zrozumiałam, że w tej sytuacji nie powinnam się wtrącać. Nie było już odwrotu. Spotkałam się z siłą przeznaczenia, która była silniejsza ode mnie.
Podeszłam do śpiącej babci i pogłaskałam ją po pomarszczonym policzku. Jej skóra była jedwabiście gładka, ale delikatna i krucha jak papier. Po tym krótkim pożegnaniu wróciłam do swojego łóżka.
Patrzyłam z drugiego końca pokoju, jak anioł dotyka dłonią czoła babci. Wyglądało to, jakby oddzielił ją prawdziwą od pełnego słabości, ludzkiego ciała.
Świetlista babcia z ciepłym uśmiechem wzięła aniołka za rękę, pomachała mi na pożegnanie i rozproszyła się razem z nim w mroku nocy. Kiedy blask babcinej duszy znikł, w pokoju zrobiło się zimno, a ja zalałam się łzami. Nie pamiętam, ile tak siedziałam wpatrując się w miejsce, gdzie widziałam ją po raz ostatni, ale ocknęłam się dopiero, gdy zaczęło świtać.
Rano rodzice byli tak zabiegani, że nawet nie mięli czasu zajrzeć do naszego pokoju. Otrzeźwił ich dopiero widok płaczącej mnie, stojącej u progu kuchennych drzwi.
- „Mamo, mamo… aniołek zabrał babcię… Ona poszła do nieba… On powiedział, że ją tam zabierze…” - Mój monolog ciągnął się bez końca. Tuliłam się do mamy, wciąż powtarzając te słowa, podczas gdy tata wzywał karetkę…
Ach… Nagle poczułam, jak ktoś przez mocne szturchnięcie w ramię, wyrywa mnie ze świata wspomnień. Ciężar sprawił, że upadłam na chodnik obijając sobie kość ogonową i zdzierając naskórek z nóg. Syknęłam z bólu i złości. Ale to w końcu moja wina. To ja szłam z głową w chmurach.
- Przepraszam - wybąkałam lakonicznie i bez zaangażowania, wycierając sobie słone krople z kącików oczu. Podniosłam głowę i zobaczyłam parę brązowych, zmartwionych tęczówek.
- Nie, to ja.. powinienem był bardziej uważać. - Niesamowicie piękna, męska barwa głosu sprawiła, że przyjrzałam się dokładniej właścicielowi tych nietypowych oczu. Był to chłopak kilka lat starszy ode mnie. Piękne rysy twarzy, pełne usta, brązowe, długie włosy i oczy oraz dość arystokratyczna postawa sprawiały, że był naprawdę przystojny. Jednak najbardziej interesowały mnie oczy. Gdy chłopak zorientował się, że się im przyglądam, podał mi rękę i pomógł się pozbierać.
- Wybacz, ale muszę lecieć. - Pomachał mi na pożegnanie i zniknął za rogiem. Widać bardzo mu się spieszyło.
Nie wiedzieć czemu zaczęłam się śmiać.
- Sakura, ty idiotko - wyszeptałam do siebie zdławiona własną głupotą. - Taki chłopak. - Pokręciłam głową z dezaprobatą. Nie ma szans, żebyśmy się znów spotkali.
Chcąc nie chcąc wróciłam do własnych rozmyślań. To właśnie był pierwszy anioł śmierci, którego spotkałam. Pierwszy, ale niestety nie ostatni. Wtedy sądziłam, że więcej mi się to nie przytrafi. W końcu babcia była dla mnie najważniejsza. Jednak kilka dni później do naszego domu przyszła koleżanka mamy wraz z córką w moim wieku. Dziewczynka miała na imię Ino i była absolutnie urocza, mądra i ładna. Była dzieckiem idealnym, którym na pewno się chwalono. Blond włoski, błękitne oczka, rumiane policzki i kolorowa sukienka nadawały jej wygląd cherubinka. Miałyśmy szansę zostać naprawdę dobrymi przyjaciółkami, gdyby nie pewien drobny szczegół. Wraz z kobietami do naszego domu przyszedł również Kosiarz, o którym nie omieszkałam wspomnieć Ino. Kiedy tylko usłyszała, że jej mama wkrótce umrze, pokłóciłyśmy się. Nie odezwała się do mnie już do końca wieczoru.
Podzielenie się z kimś moim sekretem nie było dobrym pomysłem. Ponownie spotkałam się z Ino jakiś miesiąc później, już na pogrzebie jej mamy. Jej oczy nie były już tak radosne. Błękit wyglądał jak tafla jeziora skutego lodem. Teraz wyglądem przypominała bardziej anioła śmierci, niż miłości.
- „Nie wybaczę ci! To ty! To przez ciebie moja mama umarła! Ty to powiedziałaś! To twoja wina! Nienawidzę cię!” - Jej oskarżenia pozostaną ze mną na zawsze.
I co z tego, że nie miałam na to żadnego wpływu? Co z tego, że nie mogłam powstrzymać anioła? Co z tego, że nie moją winą było to, że go zobaczyłam? Wszystko spadło na mnie, a poczucie winy ciąży mi mocniej z każdym napotkanym Kosiarzem.
Pech chciał, że trafiłam do tej samej szkoły, co Ino. Nie była to grzeczna dziewczynka, która wybacza. O ile coś takiego można wybaczyć. Przecież w jej przekonaniu byłam winna śmierci jej matki. Wcale więc się nie zdziwiłam, gdy zapragnęła zemsty. Robiła wszystko, żebym była samotna i świetnie jej się to udawało. Już sam fakt, że miałam różowe włosy był aż nadto dziwny, a by prowokować przykre komentarze, nie potrzeba wiele więcej. Dopiero w gimnazjum udało mi się z kimś zaprzyjaźnić.
Hinata była śliczna, promienna i trochę nieśmiała, i, mimo że Ino zaprosiła ją do swojego grona, ona wybrała mnie. Była ze mną zawsze i wszędzie. Zawsze mnie wspierając i dodając otuchy. Obdarzyła mnie bezgranicznym zaufaniem i piękną przyjaźnią, o jakiej niewielu ma pojęcie. Ta więź sprawiała, że mówiłam jej o wszystkim. Powiedziałam jej o mojej tajemnicy, z którą kryłam się przed światem do tego stopnia, że nawet moi rodzice i opiekunowie nie wiedzieli. Na początku nie do końca mi dowierzała, ale nie zraziła się. Zawsze mówiłam jej, kiedy widziałam jakiegoś Anioła Śmierci, a ona słuchała uważnie i gdy w drugiej klasie gimnazjum zginął nasz kolega z klasy, uwierzyła. Mało tego, nie była w szoku ani zła, jak się tego spodziewałam, ale rozumiała i współczuła mi.
- „To straszne wiedzieć, że ktoś umrze. Jak… jak ty sobie z tym radzisz?”
Jak? Po prostu staram się nie przejmować mijanymi na ulicach ludźmi, idącymi ramię w ramię z Aniołami. Udaję, że nie zauważam tych niepozornych istot. Zawsze chciałam być normalna i poniekąd udawanie takiej dobrze mi szło. Stałam się perfekcjonistką. W liceum, jak tylko okazało się, że jestem solidna i dobrze się uczę, wybrano mnie na przewodniczącą szkolnego samorządu. Zasłużyłam tym samym na szacunek szkolnej społeczności. Zaczęto mi ufać i zgłaszać się do mnie z problemami. Postanowiłam również założyć dość nietypowy szkolny klub.
Zerknęłam na zegarek i westchnęłam ciężko, widząc, że zaraz spóźnię się na ceremonię powitalną. Przyspieszyłam kroku.
Podobnie, jak na zakończenie roku, wygłosiłam swoje przemówienie z fałszywie optymistycznym uśmiechem. Nie lubiłam publicznych wystąpień. Zawsze musiałam wtedy udawać bardziej niż zwykle. Byłam tak bardzo spięta, bo bałam się, że gdzieś wśród tłumu kręci się jakiś Kosiarz. Na moje nieszczęście obawy się potwierdziły. Gdy tylko dostrzegłam niepozorne dziecko ze smutnie zwieszonymi skrzydełkami, mój sfingowany uśmiech zgasł. Poczułam nieprzyjemne ukłucie w piersi.
Uczeń. Pierwszoklasista. Śmierć.
Bałam się, że zacznę mówić chodzące mi po głowie, ostre jak sztylety słowa.
- A teraz zapraszam was do swoich sal na spotkanie z klasami i wychowawcami. - Ucięłam resztę kwestii do minimum i zeszłam z podestu. Kiedy pokonałam ostatni schodek, spotkała mnie miła niespodzianka, która rozpędziła ponure myśli.
Hinata podbiegła do mnie, zamykając mnie w mocnym uścisku. Pierwszy raz od zakończenia roku szkolnego znów poczułam ten znajomy zapach i miękkość długich włosów.
- Hinata! - W moim głosie było słychać entuzjazm, jaki nie gościł w nim od dawna. Przyjaciółka wyjechała z rodzicami na wakacje, przez co nie mogłyśmy się widywać.
- Sakura! - Czułam, że ona też odetchnęła z ulgą, mogąc wreszcie trzymać mnie w ramionach. W jej oczach iskrzyły się łzy. - Tak strasznie tęskniłam.
- Głuptasie, nie płacz. - Otarłam jej łzy z uśmiechem i objęłam ją ramieniem. Martwiła się. Znałam jej strach o mnie. Bała się, że przez to, iż widzę Anioły Śmierci, sama mogę być w niebezpieczeństwie. Oczywiście, jej niepokój był bezpodstawny. Pierwsza wiedziałabym jeśli miałabym umrzeć.
Odetchnęła głęboko i też się uśmiechnęła.
- Gotowa na spotkanie z Cruellą i jej świtą? - Miała oczywiście na myśli Ino.
- Ja zawsze jestem przygotowana na wszelkie ewentualności - chciałam uspokoić Hinatę, ale tak na prawdę, gdy tylko widzę Ino targa mną poczucie winy. To chyba nigdy się nie zmieni.
Zaśmiałyśmy się, pełne ekscytacji, że znów jesteśmy blisko siebie. Jednak była ona szyta grubymi nićmi. Bałam się, że zobaczę kolejnego Kosiarza, ale tym razem w mojej własnej klasie. Oni mogli pojawić się w każdej chwili. Nawet jeśli na sali gimnastycznej wypatrzyłam tylko jednego, to zawsze istniało ryzyko.
Tym razem jednak, gdy przekroczyłyśmy próg, odetchnęłam z ulgą.
- Żadnego - szepnęłam Hinacie, a ta uśmiechnęła się promiennie.
Zajęłyśmy miejsca w ławce. Kilka osób machało do nas i uśmiechało się.
Kiedy do sali weszła ostatnia osoba, nauczyciel zabrał głos.
- Witajcie moi drodzy. Zaczyna się kolejny rok nauki. Życzę wszystkim owocnej pracy. - Nasz wychowawca nie był zbyt gadatliwy, dlatego zdziwiłam się, gdy kontynuował. - Chciałbym wam przedstawić nowego ucznia. Proszę, wyjdź na środek i przedstaw się.
Nowa osoba? Przez to całe wypatrywanie Kosiarzy przegapiłam coś tak istotnego. Przetarłam oczy dłońmi. Powinnam przestać o tym myśleć.
Podniosłam wzrok, żeby zobaczyć, kogo licho sprowadziło do naszej klasy. Nie dowierzałam własnym oczom. Oto przed moim nosem stał chłopak jeszcze bardziej przystojny, od tego, który potrącił mnie na chodniku. Miał piękne, hebanowe włosy oraz posągowe rysy twarzy. Zauważyłam też, że nie zdjął okularów przeciwsłonecznych. Stał wyprostowany i w ogóle nieskrępowany.
- Nazywam się Sasuke Uchiha. Niedawno się tu przeprowadziłem. Proszę, przyjmijcie mnie życzliwie. - Uśmiechnął się niby zawstydzony. Od razu rozpoznałam w jego postawie pewną nutę samouwielbienia. Zapewne wszędzie gdzie się pojawiał, od razu otaczało go grono jego wielbicielek.
Prychnęłam. W to nie wątpiłam. Z taką urodą i nonszalancją, mało kto mógł go traktować nieżyczliwie.
- Dziękujemy za tę krótką prezentację panie Uchiha. Wolałbym jednak, żeby nie nosił pan w szkole okularów. Nie ma tu słońca. - Głos nauczyciela był wciąż łagodny, ale wyczuwałam w nim groźbę. Nasz wychowawca nie lubił, gdy ktoś łamał szkolne zasady.
- Przewodnicząco Haruno! Zajmiesz się nowym członkiem naszej klasy i oprowadzisz go po szkole.
Przytaknęłam ze znudzeniem głową. To był jeden z obowiązków gospodarza klasy… moich obowiązków. Nauczyciel rozdał wszystkim plany i pożegnał nas.
Zaczęliśmy podnosić się z miejsc i zagadywać innych o wakacje. Czułam, że tylko ja się nudziłam w czasie tych dwóch słonecznych miesięcy.
Kątem oka obserwowałam nowego ucznia. Od razu obskoczył go wianuszek dziewcząt oraz Ino. Rozśmieszyło mnie, gdy na jej widok skrzywił się lekko. No cóż, blondynka zdecydowanie należała do dziewczyn, które mają wszystko, co chcą i zmieniają chłopaków jak rękawiczki. Zgadywałam, że Sasuke również znalazł się na jej liście pod tytułem „rozkochaj i rzuć”.
Odwróciłam spojrzenie od razu, gdy usłyszałam wesoły głos naszego przyjaciela. Blond włosy Naruto o zawsze pogodnym spojrzeniu rzucił się w naszą stronę i zaczął nas mocno ściskać. Zaśmiałam się z czerwonej twarzy Hinaty. Przyjaciółka już dawno wpadła w sidła tego rozrabiaki i, mimo iż od pół roku są parą, to dziewczyna zawsze reaguje na niego dosyć osobliwie - dorodnymi wypiekami na twarzy. Naruto jest całkiem inteligentny, ale kompletnie niedoświadczony w sprawach damsko-męskich i dużo czasu zajęło mu zrozumienie uczuć swoich oraz Hinaty. Oczywiście nie obyło się bez małej pomocy z mojej strony. W końcu od czego ma się przyjaciół?
Ucieszyłam się z tego powitania. Przez wakacje wyprzystojniał. W jego rysach widziałam jakąś hardość, której nie było wcześniej. Naruto jest jedną z niewielu osób, które znają mój sekret. Należy do mojego specjalnie dobranego szkolnego klubu. Razem z Hinatą, Gaarą i Temari. Gaara to również nasz przyjaciel, choć bardziej przyjaźni się z Naruto niż z nami. Dosyć mroczna z niego postać. Cicha, inteligentna i zamknięta w sobie, za to Temari, jego siostra, jest jego całkowitym przeciwieństwem. W gorącej wodzie kąpana, wszędzie jest jej pełno. Niestety, chodzą do innej klasy i spotkam się z nimi najprawdopodobniej dopiero jutro.
Oto grono osób, którym ufam.
Po tym, jak wymieniliśmy się przeżyciami z wakacji, poprosiłam Naruto, żeby odprowadził Hinatę do domu.
- Sakura, jesteś pewna? Możemy poczekać.
- Nie, idźcie. Muszę jeszcze oprowadzić nowego i zajrzeć do biura samorządu.
- Na pewno?
- Tak, idźcie już. - Mrugnęłam porozumiewawczo do Hinaty, gdy Naruto obrócił się na pięcie. Chciałam dać im trochę czasu sam na sam.
Pomachałam przyjaciołom na pożegnanie, a sama usiadłam na brzegu ławki, czekając cierpliwie, aż Sasuke opędzi się od dziewcząt.
Kiedy już w końcu Ino rzuciła mi na pożegnanie nienawistne spojrzenie i poszła z całą resztą swojej gromadki, mogłam zająć się swoim zadaniem.
- Jestem Sakura. - Podeszłam do niego i wyciągnęłam rękę.
Uścisnął ją niepewnie.
Coś bardzo minie irytowało, gdy na niego patrzyłam. Wydawał mi się jakiś taki nieszczery. Nic dziwnego, że przywitałam się dosyć nieuprzejmym tonem.
- Bardzo mi miło. - Mimo iż jego głos był przyjemny, to brakowało mu ciepła. Czułam za tą fasadą jakąś obcość. Był uprzejmy, ale zmuszał się do tego. Zdenerwowałam się. Nie chciałam marnować czasu na fałszywą osobę.
- Nie musisz się tak starać grać miłego - powiedziałam ostro, tonem, przez który wielu przeszły ciarki, jednak przede mną stał twardy zawodnik, który nie dał się przestraszyć tak łatwo.
Mimo wszystko posłuchał mnie i zaśmiał się ponuro. Nawet zdjął swoje okulary, dzięki czemu miałam świetny widok na jego hipnotyzujące, czarne oczy.
- Rozgryzłaś mnie szybciej niż się tego mogłem spodziewać.
Zesztywniałam, gdy usłyszałam prawdziwy ton. Był oschły, lodowaty, każde słowo brzmiało, jakby chciał mnie nim zranić.
Uśmiechnęłam się.
- Tak lepiej. - W jego oczach dostrzegłam błysk zaintrygowania moimi słowami. - Chodź, pokażę ci szkołę. - Lekko spuściłam z tonu, jednak nie traciłam powagi.
Nic nie odpowiedział, po prostu ruszył za mną.
- Dawno się przeprowadziłeś? - Postanowiłam go o coś zagadnąć i przerwać te niewygodne milczenie.
- W czasie wakacji. - Całkowicie porzucił swój fałszywie optymistyczny ton. Szedł nieco z tyłu. Miałam wrażenie, że nie chciał, żebym go wypytywała. Czułam na karku jego spojrzenie.
Podejrzewałam, że jego oczy podobnie jak moje, widzą więcej, niż oczy zwykłych ludzi. Już sama ich barwa mnie zaalarmowała. No i to jak szybko wyczuł Ino i moją złość. Niestety, niczego nie mogłam być pewna na sto procent. Wiedziałam, że muszę po prostu trochę go poobserwować.
- Mamy w szkole dwa piętra. Na parterze i w piwnicy są dwie sale gimnastyczne. Jutro po prostu chodź za resztą klasy i miej ze sobą plan. - Zerknęłam na niego udając, że się zastanawiam. - Mam wrażenie… choć to może tylko wrażenie, że jesteś inteligentny. Wierzę, że się nie zgubisz.
Chłopak uśmiechną się rozbawiony.
Sprowadziłam go na parter i pokazałam dojście do klas.
- Tam jest stołówka, sekretariat, biblioteka i dwie pracownie komputerowe. - Wskazywałam po kolei ręką na drzwi prowadzące do kolejnych pomieszczeń.
Zatrzymałam się w połowie korytarza. Chłopak również.
- Chyba tyle. Przepraszam cię, ale muszę iść. Mam spotkanie samorządu.
Sasuke się nie odezwał. Skinął tylko głową. Nie był zbyt rozmowny, a ja też nie chciałam o nic pytać, bo mogłam niechcący nadepnąć na jakiś niewygodny temat.
Odwróciłam się na pięcie chcąc odejść, ale zatrzymały mnie jego słowa.
- Jesteś dziwna. Nie rozumiem… - Nagle urwał, jakby ugryzł się w język.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Nie masz pojęcia jak dziwna jestem - mruknęłam i wspięłam się po schodach na piętro.
Szczerze mówiąc, to nie wiedziałam, co o tym myśleć. Słowa i zachowanie Sasuke zrobiły mi mętlik w głowie. Zastanawiałam się skąd u niego takie zgorzknienie, jednak czekały na mnie inne sprawy i nie miałam zamiaru się tym zajmować.
Tak, jak podejrzewałam. Chłopak stał się bardzo popularny wśród dziewcząt, nie tylko tych w klasie, ale też w całej szkole. Dla każdego był fałszywie miły, jednak wciąż cichy i nieufny. Widziałam po wyrazie jego twarzy, że nie lubi, kiedy rozpiszczane dziewczyny go zagadują. Do towarzystwa chłopaków też jakoś szczególnie się nie garnął. Czyżby samotnik?
Tydzień po rozpoczęciu roku zorganizowałam pierwsze w tym semestrze spotkanie mojego klubu. Miałam do omówienia z członkami kilka spraw. Wspięłam się na piętro. Mieliśmy tu wydzieloną małą salkę, która była miejscem naszych spotkań. Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam czerwoną czuprynę i senne oczy Gaary oraz kitki Temari. Wszyscy pojawili się w komplecie. Pewnie wielu się zastanawia, po co nam ten nasz klub. Oficjalnie nazywa się Klubem Badającym Zjawiska Nadprzyrodzone. O dziwo, społeczność szkolna bez żadnych sprzeciwów przyjęła, że dziwna przewodnicząca zajmuje się czymś takim. Potraktowano to jako moją pasję i dano temu spokój. Całe szczęście, bo ten klub nie istnieje ot, tak sobie. Niewielu wie, co tak naprawdę się tu dzieje. Właściwie wiedzą o tym tylko członkowie. Wyjątkowi członkowie, bo każdy z nas został tak samo obdarowany nietypowymi oczami. No, prawie wszyscy. Hinata jest tylko naszym wsparciem. To na prawdę ciepła dziewczyna, która zawsze podnosi nas na duchu. Ale zacznijmy od początku. Naruto jest chyba najmniej dotknięty przez z nas wszystkich. Wie, kiedy ktoś kłamie i oszukuje. Ponoć widzi wtedy czerwoną poświatę wokół danej osoby. Gaara dostrzega zbłąkane dusze zmarłych, innymi słowy duchy. Myślę, że są to dusze tych osób, które nie zostały przeprowadzone na drugą stronę mostu przez Anioły Śmierci. Głównie dlatego chodzi zawsze taki niewyspany. Prawie w ogóle nie sypia. Szczerze współczuję mu z całego serca. Duchy, które dostrzegą, że Gaara je widzi, chcą od niego odkupienia. Chcą, żeby im pomógł przejść na drugą stronę i nie dają mu spokoju. Temari wyczuwa natomiast talenty jakie posiada wybrana osoba. Nie wiem w jaki sposób, bo nigdy nie potrafiła nam tego dobrze wytłumaczyć, ale wystarczy jej jedno spojrzenie, żeby wiedzieć, co komu najlepiej wychodzi.
Postawiłam swoją torbę obok mojego stolika i usiadłam na krześle. Westchnęłam przeciągle.
- Nie będę was dzisiaj długo trzymać. Chciałam z wami skonsultować jedną sprawę.
- Jaką sprawę? - zdziwiła się Hinata.
- Chodzi mi o tego nowego ucznia z naszej klasy.
- Sasuke Uchiha? - Zdziwiłam się, że Gaara zabrał głos. Rzadko to robił, a zaskoczyło mnie jeszcze bardziej, że wie o kogo chodzi. - Słyszałem od jednego ducha o jego rodzinie. Właściwie ten duch to jej dawny członek.
- Co takiego słyszałeś? - Chcąc nie chcąc wcięłam mu się w wypowiedź. Gaara czasem całkiem zbaczał z tematu.
- Że w jego rodzinie przekazywane są z pokolenia na pokolenie pewne umiejętności. Nie powiedział jednak jakie. Od niedawna podejrzewam, że wszystkie nasze talenty są dziedziczone pokoleniowo.
Zmarszczyłam brwi. Czyli jednak się nie myliłam. Z drugiej strony Gaara zaintrygował mnie tą teorią.
- Może jest w tym nieco prawdy, ale w mojej rodzinie nikt nie miał takiego daru jak ja. - A przynajmniej nie było mi o tym wiadomo.
- Ale spójrz na mnie i Temari. Nie wątpię w zdolności moich rodziców. Matka wciąż chodzi niewyspana. Tak, jak ja. Oczywiście nikt się nie przyzna, że ma takie oczy. Ludzie boją się, że stracą szacunek innych, a nawet będzie im grozić niebezpieczeństwo. No bo, spójrzmy na to racjonalnie. W dzisiejszych czasach takich jak my zamyka się w wariatkowie. Kiedyś był stos, a teraz pokój bez klamek.
Znów musiałam przyznać mu rację.
- A co z tobą Naruto?
Blondyn podrapał się po brodzie w zastanowieniu.
- Wiesz, moje oczy nie mają aż tak „dokuczliwych” właściwości jak wasze. Tak właściwie, to dostrzeżenie tej poświaty wcale nie jest łatwe, trzeba się wysilić i to w sobie wytrenować. Nawet jeśli któryś z moich rodziców posiada tę zdolność, to być może jej nie zauważa, ale zapytam.
Skinęłam głową wielce ciekawa.
- My też zapytamy. - Obserwowałam jak wdzięczne ręce Temari rysują coś w szkicowniku. To był jej talent.
Uśmiechnęłam się smutno.
- Żałuję, że ja nie mogę zapytać - wyszeptałam, ale zanim smutek zdążył mnie pochłonąć, coś zwróciło moją uwagę.
Budynek szkoły miał kształt litery „L” i jeśli siedziało się w sali na piętrze, to można było dostrzec jedną z części dachu. Mój wzrok padł właśnie w miejsce, gdzie za barierką stał chłopak. Jego ubrania powiewały na wietrze, a on patrzył ze strachem w dół. Był to ten sam pierwszoklasista, którego widziałam pierwszego dnia w towarzystwie Anioła Śmierci. Tym razem również dostrzegłam uskrzydlone, smutne dziecko. Moje oczy otworzyły się szeroko. Wiedziałam. On skoczy. Umrze na moich oczach. W chwili, gdy to zrozumiałam, poczułam, że nie mogę do tego dopuścić.
Nogi same mnie poniosły. Z hukiem odrzuciłam krzesło i wybiegłam z sali. Słyszałam wołające mnie, zaskoczone głosy przyjaciół, ale nie zwracałam na nie uwagi. Nie mogłam się teraz zatrzymać. Nie chciałam dopuścić do tego, żeby ktoś zginął na moich oczach. Co z tego, że najprawdopodobniej moje starania są bez znaczenia. Musiałam się przekonać, czy na pewno nie można tego powstrzymać. Zdałam sobie sprawę, że nigdy nie próbowałam temu zapobiec. Przekonana o tym, że to nieuniknione nie starałam się powstrzymywać Kosiarzy ze strachu o dusze tych osób.
W uszach dudniły mi moje donośne kroki i przyspieszone bicie serca. Wbiegłam po schodach na dach i zatrzymałam się raptownie widząc, że ktoś mnie uprzedził. Stałam zaszokowana w drzwiach. To Sasuke mówił coś do chłopaka, który kurczowo trzymał się barierki. Nie słyszałam dokładnie wszystkich słów, ale jego ton był niezwykle spokojny, poważny i łagodny. Na twarzy niedoszłego samobójcy widziałam coraz większe zwątpienie w słuszność swojej decyzji. W końcu, z pomocą bruneta, chłopak bezpiecznie wrócił na dach.
Odetchnęłam głęboko, czując rosnące niedowierzanie i szczęście.
Nie możliwe. Udało się. Nie umarł.
Jednakże moja radość została szybko zgaszona, gdy tylko dostrzegłam Kosiarza. Dziecko o orzechowych oczach i czarnych włosach trwało niewzruszone i cierpliwe na swoim miejscu.
W moich oczach stanęły łzy bezsilności. Już wiedziałam. Zrozumiałam.
Chłopczyk spojrzał na mnie ze smutnym półuśmiechem. Wiedział, że go widzę i słyszę.
- Nie można powstrzymać tego, co nieuniknione. Nie ważne jak długo będzie się to odwlekać. To i tak się wydarzy.
Pierwszoklasista wybiegł z dachu. Nawet mnie nie zauważył. Jego oczy wypełniały łzy i pewnie nie pozwalały mu normalnie widzieć. A Anioł… poszedł za nim. Stałam dalej sparaliżowana, niczym przyklejona do ściany.
Sasuke zaśmiał się. Widocznie szczęśliwy z odniesionego sukcesu. Usiadł na podłodze i spojrzał w niebo.
Nogi znów same mnie poniosły. Szłam tak ostrożnie, że Sasuke nie mógł mnie usłyszeć. Stanęłam za nim i rozkoszowałam się wiatrem szarpiącym moimi włosami. Chciałam się przygotować na to, co miałam mu do powiedzenia. Wzięłam głęboki oddech. I jeszcze jeden… i jeszcze, aż myślałam, że to napięcie rozsadzi mi klatkę piersiową.
- On i tak umrze. - Mój głos zabrzmiał jak głos wyroczni. Sama się tego nie spodziewałam. Sasuke podskoczył jak oparzony. W mgnieniu oka wstał i stanął ze mną twarzą w twarz. Kiedy zobaczył, że to ja, nieco się uspokoił, ale zaraz przypomniał sobie moje słowa.
- C… co takiego? - wykrztusił z szeroko otwartymi oczami.
- Tego nie da się powstrzymać. - Chwilę później poczułam jak moje nogi i ręce opuszczają siły. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Chyba za dużo zrobiłam tych wdechów…
Ostatnie, co zobaczyłam zanim zapadła ciemność, to czarne spojrzenie pełne bólu.
Obudziłam się dopiero w skrzydle szpitalnym. Patrzyłam na biały sufit i chodzącą po nim muchę. Zabrało mi pełną minutę, żeby przypomnieć sobie, co zaszło. Gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej. Obok mnie nikogo nie było. Schowałam twarz w dłoniach. Zadręczałam się ową sytuacją. Wyrzucałam sobie, jak mogłam coś takiego powiedzieć. Ujawniłam tym swój sekret. Mało tego powiedziałam Sasuke, że to co zrobił tak naprawdę nie miało sensu. Znów przeklinałam swoje oczy. Swój dar, którego tak bardzo nienawidziłam.
Powoli opuściłam bose nogi na zimną posadzkę. Nałożyłam buty i założyłam torbę na ramię.
Gdybym tylko mogła być normalna…
Musiałam spać dosyć długo, bo niebo zrobiło się czerwono-pomarańczowe od zachodu słońca. Przed wyjściem zaczepiła mnie jeszcze na chwilę pielęgniarka, żeby dowiedzieć się jak się czuję. Kiedy w końcu skończyła mnie przesłuchiwać, wyszłam ze szkoły. Troszkę dziwiło mnie, że nikogo przy mnie nie było, gdy się obudziłam. Rozumiałam Sasuke. W końcu, co ja go obchodzę, ale Hinata, Naruto, Gaara, Temari? Głowę wciąż miałam ciężką, a spojrzenie mgliste. Postanowiłam się pospieszyć, żeby być w mieszkaniu, zanim znów zemdleję.
Następnego dnia wciąż byłam rozstrojona. Słyszałam, że ludzie coś do mnie mówią i odpowiadałam im jak zawsze, ale głowę miałam pełną chaotycznych myśli.
Przed wejściem do szkoły zaczepiła mnie Hinata.
- I co? Odprowadził cię?
- Kto taki? - Kompletnie zbiła mnie tym pytaniem z tropu.
- Jak to kto? - oburzyła się. - Sasuke. Powiedział, że zostanie z tobą, dopóki się nie obudzisz.
- Najwidoczniej znudziło mu się czekanie - odpowiedziałam lekko zirytowana. Zaskoczył mnie mój chłodny i ostry ton. Przecież tak naprawdę nie miałam mu tego za złe.
Hinata spojrzała na mnie współczująco.
- Po tym jak wybiegłaś z sali pobiegliśmy za tobą, ale nie mogliśmy cię znaleźć. Dopiero Gaara nam pomógł. Nawet nie wiesz jak bardzo zaszokowani byliśmy, kiedy zobaczyliśmy cię nieprzytomną w ramionach tego przystojniaka. - Mrugnęła do mnie porozumiewawczo. - Był bardzo miły. Rozmawialiśmy trochę. Cały czas dziwnie nam się przyglądał, a może nie… - Zmarszczyła brwi. - No nie wiem, te jego oczy są takie… - Słyszałam w jej głosie podekscytowanie, tylko nie bardzo wiedziałam skąd się ono bierze. - No i dziwię się, że go przy tobie nie było - zamyśliła się. - Odniosłam wrażenie, że bardzo mu zależy, aby być koło ciebie, kiedy się obudzisz.
Spojrzałam na Hinatę podejrzliwie. Przyjaciółka rzadko była tak żywa i czułam, że od czegoś się powstrzymuje. W tej chwili przestało mnie odchodzić, dlaczego ten ignorant mnie zostawił.
- Hinata, powiedz mi o co chodzi. - Przyjaciółka najpierw otworzyła usta, żeby zaprzeczyć, ale po chwili zmieniła zdanie.
- Naruto mnie pocałował! - Niemal to wykrzyczała.
Mimowolnie uśmiechnęłam się szeroko.
- To wspaniale. - Uścisnęłam Hinatę.
Przedtem szczerze martwiłam się o związek przyjaciółki. Naruto był tak dziecinny i niedoświadczony w tych sprawach, że bałam się, że prędzej się pokłócą niż on weźmie ją za rękę. Mimo iż chodzili ze sobą już od pół roku, to ich związek opierał się raczej na przyjacielskich stosunkach, a nieśmiałość Hinaty i wybuchowy charakter Naruto wszystko utrudniały. Jednakże Naruto dojrzał przez te wakacje. To właśnie widziałam w jego oczach pierwszego dnia w szkole.
Weszłyśmy do budynku wciąż o tym rozmawiając. Jednak uśmiech od razu zszedł mi z twarzy, gdy zobaczyłam tablicę ogłoszeń, a na niej wiszącą klepsydrę. Moje oczy otwierały się szerzej i szerzej, a krew szumiała głośno w uszach. To nazwisko. Izachaia Chuizawa, klasa pierwsza, oddział „c”. Chłopak z dachu.
Czułam, że Hinata również wpatruje się w to samo miejsce, co ja.
Przyjaciółka położyła mi dłonie na ramionach przejęta i wyraźnie smutna.
- Chodź - szepnęła mi do ucha i zaprowadziła do sali.
Przed oczami wciąż miałam twarz tego dzieciaka i tę klepsydrę. Czarne literki układały się w logiczną całość, ale ich sens nie chciał do mnie dotrzeć.
Z g i n ą  w  w y p a d k u.  P o k ó j  j e g o  d u s z y.
Pokój duszy…
Moje ręce zaczęły drżeć, jak zawsze gdy miałam bezpośredni kontakt z człowiekiem i jego Kosiarzem.
Hinata zamknęła moje leżące na ławce, podrygujące dłonie w swoich. Nikt nie powinien widzieć mnie w takim stanie.
Naruto, który nas zauważył od razu skojarzył, co się dzieje. Pocałował Hinatę w policzek, a ta spłonęła rumieńcem. Usiadł w ławce przed nami i przekręcił krzesło w naszą stronę. Pogłaskał mnie lekko po głowie. Obecność przyjaciół dodała mi otuchy. Wiedziałam, że minie trochę czasu zanim się otrząsnę, ale świadomość, że oni są ze mną, dawała mi siłę, żeby się nie poddawać. Opanowałam drżące dłonie i posłałam uspokajający uśmiech przyjaciołom, który natychmiast zgasł na widok Sasuke. Chłopak był niesamowicie smutny i tak zamyślony, że aż nieobecny duchem. Spojrzał w moją stronę, a w jego oczach widziałam niedowierzanie i nieufność. Brunet odwrócił wzrok i już więcej na mnie nie spojrzał.
Lekcje przeleciały mi spokojnie. Przyjaciele, żeby mnie pocieszyć zorganizowali kolejne w tym tygodniu spotkanie klubu. Hinata wiedziała, że żeby zapomnieć muszę się czymś zająć.
Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością, gdy postawiła przede mną filiżankę gorącej herbaty.
- Kochani, ostatnim razem nie skończyliśmy omawiać pewnej kwestii… - zaczęłam ochryple, ale Temari mi przerwała. Oderwała się na moment od swojego szkicownika, żeby zabrać głos.
- Ty może nie omówiłaś, ale my… - Spojrzała na każdego z osobna. - Postanowiliśmy, że należy go zaprosić do naszego klubu. No wiesz… w końcu to zagubiona owieczka. Taka, jak my. - W jej brązowych oczach zabłysło lekkie rozbawienie.
- Nie powinien być sam - wtrącił Gaara. - Pamiętam, jak samotny byłem bez waszego grona. Cały świat wydawał mi się wrogi. - Spojrzałam na niego ze zrozumieniem.
Mieli racje, wszyscy jechaliśmy na tym samym wózku, ale mimo wszystko decyzja o wysłaniu zaproszenia należała teraz wyłącznie do mnie i nie mogła być zbyt pochopna. Sasuke musiał okazać się godny zaufania, bo, kiedy zaprosimy go do klubu, nie będziemy mieć przed nim żadnych tajemnic. Wtedy nie będzie mieć znaczenia, że ma te same oczy co my, skoro będzie mógł nas wydać.
Resztę popołudnia spędziliśmy mówiąc raczej o trywialnych rzeczach i rozwiewając mój smutek.
Cały tydzień minął mi w obojętności ze strony Sasuke. Brunet całkowicie mnie ignorował. Nawet na mnie nie patrzył. Udawał, że dobrze się bawi w towarzystwie Ino i tym samym dawał jej nadzieję na osiągnięcie celu. Obserwowałam jego tajemniczą postać z daleka. Cień śmierci tamtego pierwszoklasisty powoli znikał. Zapominałam. Jeszcze dręczyło mnie we śnie spojrzenie dużych dziecięcych oczu, ale na co dzień o tym nie myślałam. Sasuke najwidoczniej też, bo przestał mnie ignorować i zaczął zachowywać się jak on.
Tydzień później, kiedy szłam przez miasto wracając z zakupów, jedna z witryn sklepowych przykuła mój wzrok. Była to wystawka sklepu muzycznego, a głównym jej eksponatem - dobrze mi znany model elektrycznej gitary. Czarny lakier lśnił, przywołując wspomnienia grającego ojca. W jego dłoniach gitara przestawała być przedmiotem, a stawała się żywą istotą. Nie mogłam się powstrzymać i weszłam, żeby zapytać o cenę. Była na prawdę wygórowana. Kiedy już miałam odejść, zatrzymał mnie znajomy głos. W jednej z alejek stał Sasuke kłócąc się ze sprzedawcą o struny do gitary.
W pierwszym odruchu chciałam wziąć nogi za pas, ale kiedy głębiej się nad tym zastanowiłam zmieniłam zdanie. Skierowałam swoje kroki prosto w kierunku wykłócającego się ostrym, lodowatym tonem Sasuke. Najwidoczniej zielony sprzedawca nie wiedział, co podać klientowi. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Przepraszam, proszę mi powiedzieć, czego szuka ten pan. - Zapytałam uprzejmie słodkim głosem.
Sprzedawca uśmiechnął się lekko i powiedział mi dokładnie jakiej struny szuka Sasuke. Brunet patrzył na tę scenę oniemiały. Rozejrzałam się po stojaku z wiszącymi, szczelnie zapakowanymi strunami. Uśmiechnęłam się dostrzegając swój cel. Zdjęłam opakowanie z wieszaczka i wręczyłam je Sasuke. Sprzedawca spojrzał na mnie z wdzięcznością i szybko się ulotnił.
- Proszę bardzo i po kłopocie. - Odwróciłam się na pięcie z zamiarem wyjścia ze sklepu, ale chłopak mnie zatrzymał.
- Sakura, poczekaj. - Zaskoczona zatrzymałam się. Sasuke zapłacił za struny i wrócił do mnie.
- Poszłabyś ze mną wymienić strunę? - Jego głos nie był tak milusiński, jak ten fałszywy, ale już nie tak ostry jak na początku naszej znajomości. Wyczuwałam też niepewność i ostrożność, a nawet leciutką nutkę lęku.
- Jasne, czemu nie. - Obdarowałam go nieco nieśmiałym, pełnym obaw spojrzeniem i wyszliśmy ze sklepu.
- Grasz na gitarze? - zapytałam szczerze zaciekawiona. W gruncie rzeczy, to tak naprawdę nic nie wiedziałam o Sasuke, a teraz wreszcie miałam szansę dowiedzieć się czegoś więcej.
- Tak. Przygrywam też czasem na fortepianie, a ty?
Westchnęłam słysząc tę suchą odpowiedź.
- Nie, ja nie gram. Chociaż chciałabym.
- To skąd wiedziałaś, jakiej struny potrzebuję? - Był kompletnie zbity z tropu.
Przymknęłam powieki zastanawiając się, czy podejmuję słuszną decyzję. Musiałam obdarzyć Sasuke zaufaniem, jeśli chciałam, żeby i on mi zaufał.
- Mój tata czasem grał. - Mój głos stał się nieco ochrypły. Odchrząknęłam odganiając smutek.
- Przykro mi. - Spojrzał mi smutno w oczy. - A mama? - Czułam, że całkiem zmiękł.
- Oboje… - Bardzo chciałam dokończyć, ale słowa po prostu utknęły mi w gardle kalecząc je boleśnie. Czułam niebezpieczeństwo potoku łez. Przełknęłam wielką kluchę, która mnie blokowała. - Wypadek… No wiesz. - Pociągnęłam nosem tamując łzy. Mimo iż minęło już tyle czasu, to wciąż czuję ten żal.
Sasuke zatrzymał się zaskakując mnie ponownie. Patrzył na mnie z powagą. Wiedział, podobnie jak ja, że żadne słowa nie oddadzą tego smutku, a zwykłe „naprawdę bardzo mi przykro” zabrzmiałoby w moich uszach sztucznie.
Brunet zabrał z moich rąk zakupy i ruszył dalej.
- Moja mama też umarła. - Wbił wzrok w horyzont i na mnie nie spoglądał.
Uśmiechnęłam się smutno. Już wiedziałam, skąd to zrozumienie i zgorzknienie. No i nareszcie zyskałam pewność, że Sasuke zasługuje na zaproszenie do klubu.
Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu. Jednak cisza nam nie ciążyła. Oboje jej potrzebowaliśmy i dopiero ja przerwałam ten stan, gdy stanęliśmy przed bramą do posiadłości Uchiha.
- Mój Boże, ty tu mieszkasz? - Przystanęłam wpatrując się w zasypany jesiennymi liśćmi ogród i piękny dom.
Sasuke prychnął pod nosem i otworzył przede mną furtkę.
- Chodź. - Jak prawdziwy dżentelmen (co teraz jest niebywałe) przepuścił mnie w drzwiach.
Nieco skrępowana zdjęłam płaszcz i buty i odwiesiłam je na wieszak. Moje mieszkanie nie stanowiło nawet połowy wielkiego budynku. Czułam się jak szara myszka w obecności błyszczącej podłogi i pięknych ornamentów na ścianach.
- Mieszkasz tu z tatą?
- I z bratem. - Sasuke odłożył moje zakupy do przedsionka i sam rozebrał się z kurtki i butów.
Poszłam w ślad za Sasuke. Dalej, w głąb domu. Na parterze dominował ogromny salon, w którym błyszczał pięćdziesięciocalowy telewizor, kino domowe i stylowe meble. Przez salon wchodziło się do kuchni, a także schodami na piętro. Na drugiej kondygnacji było kilka sypialni. Podejrzewałam po ilości drzwi, że są tam też pokoje gościnne. Sasuke pchnął ostatnie z nich, te na samym końcu korytarza. Moim oczom ukazał się niezwykle słoneczny i schludny pokój. Z dwóch wielkich okien był piękny widok na ogród, który płonął ciepłymi barwami jesieni i ciemną czerwienią późnych róż. W pokoju nie było zbyt wiele mebli. Łóżko, szafa, biurko, półka na książki i regał z płytami CD. Jednakże mój wzrok najbardziej przyciągała ściana nad łóżkiem, która była pokryta finezyjnym graffiti. Tańcząca kobieta idealnie komponowała się z grającym w tle zespołem rockowym i przypadkowymi mazajami. Jeden rzut oka nie wystarczał, żeby zapoznać się z malunkiem. Potrzebowałam przynajmniej minuty, żeby zrozumieć pulsującą od niego energię.
- Wspaniałe. - Wskazałam na ścianę. Sasuke skinął głową. - Twój brat jest starszy?
- Tak. Itachi pracuje razem z ojcem w firmie. Oboje są dziś w pracy. - Uśmiechnęłam się na widok zdjęcia w ramce. Mały Sasuke ze skrzywioną miną stał obok brata, który obejmował go ramieniem. W tym momencie żałowałam, że nie mam rodzeństwa.
Usiadłam na łóżku, a Sasuke zaraz obok i wyjął gitarę z pokrowca. Różniła się od tej taty kolorem, ale i tak patrzyłam na instrument z zachwytem. Obserwowałam jak długie palce Sasuke zręcznie zdejmują pękniętą strunę i zakładają nową.
- No i proszę. Nie byłam ci aż tak potrzebna. - Uśmiechnęłam się zadziornie.
- Nie. - Jego sucha odpowiedź od razu zgasiła mój entuzjazm. - Nie po to zaprosiłem cię do mojego domu. - Odłożył instrument i podniósł na mnie swój chłodny wzrok.
- Mam do ciebie kilka pytań.
Poczułam, jak z moich palców odpływa ciepło, a w klatce piersiowej narasta zdenerwowanie. Zdałam sobie sprawę, że nie powinnam być aż tak przerażona. Wiedziałam, że prędzej, czy później zapyta o to, co się stało na dachu. Byłam mu winna te wyjaśnienia.
- Nie dziwię ci się - powiedziałam unikając patrzenia na bruneta. Zdecydowanie chciałam mieć to już za sobą. Nie mogłam przewidzieć jak oboje zareagujemy. Znałam swoje ciało i wiedziałam, że wbrew wszelkiemu rozsądkowi odpowiada mi zawsze bardzo nerwowo.
- Dlaczego… - Skrzywił się i pokręcił głową. - Skąd wiedziałaś, że ten chłopak… - Czułam, że męczy go ta sprawa równie mocno, jak mnie. Jego głos był całkowicie wyzbyty pozytywnych emocji.
- Bo widzę więcej niż inni… - mruknęłam wymijająco, wciąż na niego nie patrząc.
Słyszałam jak chłopak bierze głęboki wdech i wypuszcza głośno powietrze jak przed jakimś stresującym maratonem.
- Mówisz, że mamy podobne oczy?
Przełknęłam ślinę i zacisnęłam dłonie na kolanach.
- Tak.
Sasuke skinął głową, kiedy popatrzyłam na niego kątem oka.
- Tak podejrzewałem. Kiedy zobaczyłem cię w klasie, twoje oczy wydały mi się nienaturalnie zielone. No i twoje włosy.
Przymknęłam powieki modląc się, żeby z tego nie było kłopotów.
- Ja też wtedy zdała sobie z tego sprawę. Czy ktoś z twojej rodziny też ma dar?
- Itachi wie, kiedy komuś kończy się energia życiowa. Na przykład widzi ciemną mgłę wokół kogoś, kto popada w depresję, albo ma jakieś poważniejsze problemy. Widzi też ją wokół starszych albo ciężko chorych osób. A moja mama… - Jego głos zginął w ciszy. - Nawet nie wiem dokładnie, co widziała. Popełniła samobójstwo przez to przekleństwo. Tata unika tematu.
Dopatrzyłam się w jego czarnych oczach ogromnego oceanu bólu podobnego do mojego.
Przez chwilę milczałam zamyślona. To by wskazywało na to, że nasze oczy są dziedziczne. - Zmarszczyłam brwi zdając sobie sprawę, że nie zapytałam go o najważniejsze.
- Czy powiesz mi, co takiego widzisz?
Wzruszył ramionami.
- Widzę ludzkie aury.
Odetchnęłam głośno i przez chwilę wpatrywałam się w Sasuke pustym wzrokiem. Spodziewałam się jakiegoś zadającego psychiczny ból daru, a tu takie coś. Roześmiałam się gorzko. Brunet patrzył na mnie, nie mogąc mnie zrozumieć.
- Naprawdę tylko tyle? Nawet nie masz pojęcia, jakie masz szczęście.
Obserwowałam, jak szczęki Sasuke zaciskają się z irytacji, a jego oczy płoną urazą. Oczekiwał zrozumienia, którym w tym przypadku nie mogłam do obdarzyć.
- Ja naprawdę rozumiem. Ciężko jest być innym, ukrywać się ze swoim darem i walczyć z niepożądanymi skutkami, ale twój bardziej ułatwia ci życie, niż utrudnia.
- Nie masz o niczym pojęcia - warknął ostro.
Nie wiedzieć czemu i ja wybuchłam gniewem. W tej chwili postrzegałam Sasuke jako osobę, która ma wszystko i nie potrafi tego docenić. Gwałtownie poderwałam się na nogi.
- Nie?! Myślisz, że nie mam?! Przecież przeżyłam dokładnie to samo co ty, a nawet jeszcze więcej! Spróbuj postawić się w mojej sytuacji! Wiesz, jakie mam poczucie winy, kiedy ktoś umiera, a ja wiem, że to się stanie i nie mogę nic na to poradzić?! Wiesz jak Ino mnie nienawidzi?! A wiesz czemu?! - Mój głos z pełnego sarkazmu uniesionego tonu zmienił się w krzyk. - Obwinia mnie o śmierć swojej matki, bo powiedziałam jej, że ona umrze! Rozumiesz, co czuję, kiedy widzę ją każdego dnia w klasie?! Kiedy rzuca mi te lodowate spojrzenia?! - zawołałam rozjuszona. - I co z tego, że nie miałam na to wpływu! W jej oczach to ja jestem winna! I przez to faktycznie czuję, że jestem! Zdajesz sobie sprawę, jak to jest żegnać się z rodzicami i mieć świadomość, że już nie wrócą?! - powoli opadałam z sił. - Każdego dnia przeklinam ten cholerny dar i zastanawiam się, za jakie grzechy go mam. Po co mi on, skoro nie mogę nawet pomóc! - wściekła pokręciłam głową. - Ty o niczym nie masz pojęcia! - krzyknęłam.
Spojrzenie Sasuke zelżało. Widziałam, że żałuje tego oskarżenia, które skierował w moją stronę, ale mimo to nie odpuściłam. Wyjęłam z kieszeni bluzy zaproszenie do klubu i rzuciłam mu kopertę pod nogi.
- Będziesz chciał to przyjdziesz, a jeśli nie, to nie będzie mi żal. Jesteś cholernym bachorem! - Po tych słowach wybiegłam z jego pokoju i zbiegłam po schodach. Narzuciłam na siebie w pośpiechu płaszcz i buty. Zabrałam zakupy. Nie chciałam zostać w tym domu nawet chwili dłużej. Na pożegnanie trzasnęłam drzwiami wejściowymi. Kiedy byłam już parę kroków od furtki, pozwoliłam łzom płynąć.
„ Ludzkie łzy to z jednej strony wyraz ogromu cierpienia, lecz z drugiej także ulga. Razem ze łzami wypływa cierpienie, by zrobić miejsce na nową, kolejną falę bólu. Inaczej ból przestałby się mieścić.”*
W poniedziałek w szkole kompletnie ignorowałam Sasuke. Poinformowałam przyjaciół o cotygodniowym, wtorkowym spotkaniu. Wszyscy mieli prawo wiedzieć co potrafi nowy. Nie mieliśmy przed sobą żadnych tajemnic związanych z naszymi umiejętnościami. Jednakże nie zamierzałam mówić nic o naszej kłótni. Powiedziałam tylko Hinacie, która okazała się wyrozumiała jak zawsze, ale tym razem nie dla mnie.
- Myślę, że ty też nie do końca miałaś rację. Pomyśl o jego matce i bracie. Jemu też musi być ciężko. Jego problemy to też problemy i chociaż nie są takie same jak twoje, to wciąż nimi pozostają. Nie powinnaś była się śmiać.
Pokornie przyjęłam jej reprymendę, chociaż muszę przyznać, że trochę ukuło mnie w piersi. Ale miała rację. Wtedy nie myślałam o tym, co on czuje. Zachowałam się strasznie egoistycznie. Tak naprawdę zaczęłam żałować swoich słów już w domu, kiedy opadły emocje, jednak nie do końca chciałam przyjąć to do świadomości. Sasuke również zachował się źle, ale to nie było usprawiedliwieniem. Postanowiłam, że go przeproszę. Jeśli nie pojawiłby się w klubie, to miałam zrobić to następnego dnia, ale okazja nadarzyła się już na naszym wtorkowym spotkaniu. Sasuke zdecydował się jednak przyjść. Z resztą, nie dziwiłam mu się.  Zaproszenie zostało wypisane specjalnie dla niego i pod typową, klubową treścią znajdowało się małe post scriptum.
„Takich jak ty jest więcej. Nie jesteś sam.”
Jak zwykle zajęłam miejsce za biurkiem nauczyciela w udostępnionej nam klasie. Mimo iż tego nie chciałam zostałam przewodniczącą klubu. Co z tego, że założyłam klub? Nie chciałam, żeby ktokolwiek się tu wywyższał, ale zostałam przegłosowana i ustanowiona dobrze zorganizowanym generałem.
Nie wiedzieć czemu, widząc znajome twarze przyjaciół czułam zawód i poczucie winy. Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło od poprzedniego spotkania, ale czegoś tu brakowało. Z początku próbowałam przekonać samą siebie, że wszystko jest na swoim miejscu, ale ulgę odczułam dopiero, gdy w drzwiach sali zobaczyłam znajomą, czarną czuprynę. Uśmiechnęłam się pod nosem ignorując własne rozterki.
W sali od razu zapadła cisza. Temari przestała wykłócać się z Naruto i oboje wpatrywali się w przybyłego z psotnymi uśmieszkami.
Wiedziałam, co im chodzi po głowach, bo powiedzieli mi o swoim pomyśle wcześniej, ale przemówienie im do rozsądku nie wchodziło w grę. W takich sytuacjach na Naruto i Temari nie było rady.
Obydwoje przybrali identycznie poważne miny. Hinata i Gaara poszli za ich przykładem. Chcąc nie chcąc zostali w to wciągnięci i tylko ja wciąż siedziałam spokojnie przeglądając dokumenty samorządu szkolnego. Pierwszy podszedł do zaskoczonego Sasuke, Naruto. Przypatrywał się przez chwilę brunetowi z otwartymi oczami, a potem huknął na cały głos.
- Oj… prawdomówny z ciebie człek! - Sasuke aż się wzdrygnął. Nie był pewien, co powinien zrobić. Sądząc po jego minie poważnie rozważał ucieczkę, póki jeszcze może.
Ledwo opanowałam wybuch śmiechu.
Kolejny odezwał się Gaara. Przeszywał Sasuke hipnotyzującym wzrokiem z miną niemal umysłowo chorego. W przeciwieństwie do Naruto sprawił, że chłopakowi włoski na rekach stanęły dęba. Cichy szept wydawał się być niczym syk węża,
- Oj… duchy szepcą. Oj… obmawiają. Dużo wiedzą. Lubią plotkować.
Sasuke wyraźnie odetchnął, gdy ten usiadł z powrotem do swojej ławki i zajął się mamrotaniem do siebie.
Temari, niczym wyrocznia albo jakaś prorokini, wygłosiła swoją kwestię i obdarowała skonsternowanego bruneta mrocznym uśmiechem.
- Kryje się w tobie wiele nieodkrytych talentów. Kłębią się i pulsują próbując uwolnić z łańcuchów twoich oporów.
Tem podobnie jak Gaara usiadła na swoje krzesło i zaczęła sobie nucić jakąś melodię, jakby nigdy nic.
Zanim Sasuke zdążył zareagować, Hinata włączyła się do akcji. Lekko się jąkając wtrąciła nieśmiało kilka poplątanych słów.
- Bo… ten tego… ooooni… Gaara… Ttttemarrri… Nnaruto… onni chcieli się tylko pprzywittać…
W tym momencie nie wytrzymałam. Takiego szoku na twarzy Sasuke jeszcze nie widziałam. Biedny chłopak. Czuł się osaczonyi nie wiedział, co ze sobą zrobić, a jego mina mówiła „to banda popaprańców”. Wywołało to u mnie niepohamowany atak wesołości. Ryknęłam śmiechem niszcząc całą mistyfikację. Wszyscy spojrzeli na mnie z wyrzutem, a Tem i Naruto jęknęli. Opadła mroczna atmosfera.
- Sakura!
- Jak mogłaś?!
- I wszystko szlag trafił!
Nie przejęłam się tym za bardzo. Jeszcze dwa razy zaniosłam się chichotem i otarłam łzy z kącików oczu.
- Wybaczcie. Po prostu nie mogłam się powstrzymać.
Naruto odwrócił się do Sasuke i uścisnął mu dłoń ze swoim klasycznym, szerokim uśmiechem.
- Jestem Naruto. Sorki za tamto. Chcieliśmy zobaczyć jaką zrobisz minę.
Sasuke potarł sobie nasadę nosa i też lekko się uśmiechną.
- Założę się, że musiała być zabawna.
- Była całkiem niezła. - Tem również podeszła, żeby się przywitać. - Jestem Temari. Wykrywacz talentów. Tamta nieśmiała niewiasta to Hinata.
Przyjaciółka pomachała Sasuke i przysunęła się do Naruto, który objął ją ramieniem, na co ona oczywiście spłonęła rumieńcem.
- Ten niewyspany to mój brat, Gaara.
- Tem. - Gaara rzucił siostrze karcące spojrzenie.
- Duchy mocno dają mu w kość - wyszeptała, ale na tyle głośno, że chłopina zesztywniał. Nie lubił, gdy mówiło się o jego oczach.
- A tam w kącie nasza przewodnicząca i założycielka klubu, ale ją już znasz.
Sasuke spojrzał na mnie niepewnie, ale ja posłałam mu ciepły uśmiech, zaskakując go tym samym.
- Mam wrażenie, że wcale nie muszę się przedstawiać - westchnął z uniesionymi brwiami.
Temari pokręciła głową.
- My wiemy wszystko - mruknęłam zagadkowo znad sterty swoich papierów.
- Czyli to jest klub Badający Zjawiska Nadprzyrodzone?
- Nie do końca. - Z cichym westchnieniem oderwałam się od swoich spraw. Wstałam od biurka i podeszłam do Sasuke. - Tak właściwie, to my jesteśmy przedmiotem naszych badań. - Obserwowałam, jak Sasuke nerwowo przełyka ślinę.
- Czyli wszyscy macie „te” oczy? - Zmarszczyłam lekko czoło zastanawiając się jak na to zareaguje.
- Prawie wszyscy.
- Ja nie. - Hinata wychyliła się lekko spod ramienia blondyna.
- Ale spokojnie. Możesz jej ufać. Jeszcze żadnego z nas nie wydała. - Puściłam Hinacie oczko. - To taka nasza maskotka klubowa.
Sasuke skinął głową zamyślony.
- Skoro wiecie „wszystko”, to na pewno też wiecie co widzę.
- Owszem, ale Sakura nie chciała nam powiedzieć nic więcej oprócz tego, że widzisz aury. - Rzuciła Temari z lekkim wyrzutem, zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć. Spuściłam głowę lekko zakłopotana. - A maglowałam ją całkiem długo. - Tem zmrużyła podejrzliwie oczy.
- Tak… Temari chciała powiedzieć, że nie mamy tu przed sobą żadnych tajemnic, ale też wszystko zostaje między nami. - Nagle mój głos zyskał na twardości. - Jeśli któreś puści farbę, to jesteśmy w stanie szybko zgnieść plotkę i tego, kto wydał. - Spojrzałam mu groźnie prosto w oczy.
Chyba zrozumiał przekaz. Naruto skinął mi głową na potwierdzenie, że Sasuke nie zamierza nas oszukiwać.
- Ale nie jesteśmy tu od straszenia - kontynuowałam niemal luzacko. - Jesteśmy sobie przyjaciółmi. Zwierzamy się sobie z problemów, nie tylko tych związanych z darem, i próbujemy coś zaradzić wspólnymi siłami. Staramy się też dowiedzieć jak najwięcej o tym, dlaczego różnimy się od reszty ludzi. Każdy prowadzi poszukiwania we własnym zakresie i potem przedstawia wyniki na naszych klubowych spotkaniach.
- Ale nie oczekuj cudów. To jak szukanie wiatru w polu. Nie zawsze przynosi efekty. Właściwie, to wiemy bardzo mało. - Wtrącił się Naruto poważnym tonem. Rzadko zdarzało mu się być aż tak zmartwionym i smutnym.
- Zaraz… zaraz. - Uderzyłam się z otwartej dłoni w czoło. - Przecież my nie powiedzieliśmy ci nic o sobie.
Naruto i Gaara zsunęli po środku sali cztery stoliki i dostawili sześć krzeseł.
Naruto usiadł obok Hinaty, a Gaara obok swojej siostry po bokach stołu. Ja natomiast zajęłam miejsce tam, gdzie zazwyczaj zasiadała głowa rodziny, zaś Sasuke znalazł się po przeciwnej stronie.
- Naruto, zaczniesz? - poprosiłam, a przyjaciel skinął głową.
- Nazywam się Naruto Uzumaki. Poznałem Sakurę i Hinatę w gimnazjum. Od tamtej pory trzymamy się razem. Widzę, kiedy ktoś kłamie, oszukuje, albo jest nieszczery. Chyba u każdego z nas ten dar funkcjonuje inaczej. Ja rozpoznaje oszustwo po czerwonej poświacie wokół ludzi. Myślę, że to coś związanego z aurą - zakończył.
- Nazywam się Temari… Razem z Gaarą poznaliśmy Sakurę, Naruto i Hinatę w pierwszej liceum. Dzięki swoim oczom dowiedziałam się, że również posiadają dar nadprzyrodzonego widzenia. Razem postanowiliśmy założyć klub. Widzę talenty, jakie posiada dana osoba. Co jest jej mocną stroną, a co jej piętą achillesową. Postrzegam to jako obrazy, kiedy kogoś dotknę. Czasem muszę się domyślać. Nie wszystkie znaki łatwo rozszyfrować. - Blondynka lekko szturchnęła swojego brata w ramię.
- Nazywam się Gaara. Ta rozkrzyczana dziewczyna obok to moja siostra. Chociaż nie mam pojęcia jak to się stało. - Uśmiechnął się lekko widząc poczerwieniałą twarz Temari. - Widzę duchy. Dusze osób, które nie odnalazły spokoju po śmierci, lub jak twierdzi Sakura, nie przeszły na drugą stronę, czymkolwiek ona jest. Tak, jak wspominała Tem, to trochę męczące. Oprócz tego, że widzę te irytujące zjawy, to jeszcze muszę wysłuchiwać ich jęków dwadzieścia cztery godziny na dobę. - Nagle chłopak skrzywił się i zasłonił ręką prawe ucho. - Teraz na przykład jakaś starucha drze mi się do ucha, żebym powiedział jej dzieciom o jakimś liście.
Spojrzałam na Gaarę współczująco.
- Jeżeli musisz wyjść, to nie krępuj się - zwróciłam się do niego z troską.
- To nic nie da, one pójdą za mną wszędzie. Najlepszą metodą jest ich nie słuchać i ignorować. Gdybym zaczął spełniać ich prośby, to zleciałyby się całe tłumy, a tak jest ich tylko kilka. - Chłopak znów skrzywił się z obrzydzenia, ale tym razem poderwał gwałtownie z krzesła, przewracając je.
- Zostaw. Wynocha - warknął wściekły, ale widząc nasze miny, opanował się. - Zazwyczaj tylko jęczą, ale ta tu właśnie ośmieliła się mnie dotknąć. - Znów się wzdrygnął. - To jak lodowata galareta.
Sasuke patrzył na to oniemiały. W jego oczach dostrzegłam zrozumienie, które powoli przeradzało się w powagę. Wreszcie miał szansę docenić moc moich słów z tamtego dnia w jego domu.
- Nazywam się Sakura Haruno - podjęłam przerwany temat. - Postanowiłam założyć ten klub, bo zobaczyłam, że nie siedzę sama w tym bagnie i są też inni podobni do mnie, którzy nie powinni być z tym sami. Moje oczy są podobne do oczu Gaary. Podobnie jak on widzę coś związanego bezpośrednio ze śmiercią. Widzę Anioły Śmierci… Kosiarzy, nazwij ich jak chcesz. To Anioły w postaci smutnych dzieci. Widzę je, słyszę i mogę z nimi rozmawiać. Pojawiają się kilka dni przed śmiercią jakiejś osoby i zabierają jej duszę na „drugą stronę”, cokolwiek nią jest. Dlatego wtedy na dachu wiedziałam, że nie możesz pomóc. Temu dzieciakowi była pisana śmierć w tym wieku i nic nie mogło tego zmienić. Rozmawiałam chwilę z jego Kosiarzem, a właściwie on mi po prostu powiedział, że nie można zmienić tego, co zostało zaplanowane. Zresztą usłyszałam to już od innego Kosiarza. - Przymknęłam na moment powieki, wspominając anioła babci. Odgoniłam smutek i uśmiechnęłam się pokrzepiająco. - Teraz twoje kolej.
Sasuke odetchnął głęboko.
- Nazywam się Sasuke Uchiha. Przeniosłem się do tej szkoły z wiadomych powodów. Po prostu ktoś dowiedział się, że jestem inny i wykorzystał to przeciwko mnie. Widzę ludzkie aury. Odciska się w nich stan zdrowotny i emocjonalny oraz charakter człowieka. Wiem również, kiedy ktoś jest nieszczery i masz rację Naruto, to widać właśnie w aurze jako czerwoną poświatę. Jednak u mnie czerwony nie zawsze oznacza kłamstwo. Aury składają się jakby z trzech segmentów… warstw. Stany chwilowe, jak emocjonalny, odciskają się w trzeciej warstwie. Tej, która jest najdalej od ciała. Ty Naruto zapewne dostrzegasz tylko czerwony, bo to najintensywniejsza barwa w tej sferze, ale jeśli chcesz to nauczę cię widzieć więcej. - Naruto uśmiechnął się z wdzięcznością. - W drugiej warstwie odciska się stan zdrowotny, a w pierwszej cechy charakteru. Każda cecha, każdy stan ma inną barwę. Minęło ładnych parę lat, zanim nauczyłem się je rozpoznawać i utożsamiać z odpowiednimi emocjami. Mam brata, który też ma dar. Dostrzega coś, co ja teoretycznie również powinienem. Widzi ślad śmierci, choroby oraz wyczuwa zły stan fizyczny i emocjonalny u otaczających go ludzi.
Wszystkich zainteresowała kwestia brata Sasuke. Szczególnie, że Gaara miał okazję potwierdzić swoją teorię. Zagłębili się więc w rozmowie, wciągając w nią Sasuke, który trochę się ożywił. Ja natomiast wróciłam do samorządowych wniosków i propozycji.
Kiedy minęło przydzielone klubowi półtorej godziny, wstałam od biurka i klasnęłam w dłonie.
- Moi drodzy. Czas się zbierać. - Wszyscy podnieśli się z siedzeń z lekkim zawodem. - Mniemam, że teoria o dziedziczności została potwierdzona. Brawo Gaara. - Uśmiechnęłam się do chłopaka, a ten skinął głową. - Kolejne spotkanie klubu odbędzie się w następny wtorek o tej samej porze.
Chłopcy doprowadzili salę do pierwotnego stanu, a ja zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Nie wychylając się znad sterty papierów odkrzyknęłam „cześć” Hinacie i Naruto oraz Temari i Gaarze. Z westchnieniem bezradności założyłam ciężką torbę na ramię i chwyciłam płaszcz w dłonie. Chciałam ruszyć zamaszystym krokiem przed siebie, ale zamiast tego nogi wrosły mi w ziemię. Krzyknęłam krótko i upuściłam swoje rzeczy. Moja torba rozpięła się, a wszystkie papiery które były w środku wypadły.
W ciemnym kącie stała męska postać przywodząca na myśl ducha. Odetchnęłam, gdy intruz zrobił dwa kroki w przód odsłaniając tym samym twarz. Sasuke podbiegł do mnie, żeby pomóc zbierać mi dokumenty. Byłam pewna, że wyszedł razem z innymi, więc nie spodziewałam się towarzystwa. Myślałam, że ktoś zakradł się tutaj niepostrzeżenie i miał wobec mnie złe zamiary. Adrenalina intensywnie pulsowała w moich żyłach przyspieszając bicie serca. Chwilę trwało, nim doszłam do siebie. Sasuke uśmiechnął się zadziornie, gdy do niego dołączyłam.
- Myślałam, że poszedłeś razem z innymi? - Byłam tak rozstrojona, że moja wypowiedź uciekła w pytanie.
- Nie. Zostałem, bo ostatnim razem nie miałem okazji, żeby cię odprowadzić. - Jego ton był wciąż suchy, ale o wiele bardziej uprzejmy. Wyczuwałam, że Sasuke nabrał dla mnie szacunku.
- Ostatnim razem? - Kompletnie zbił mnie z pantałyku przerywając gwałtowną reakcję ciała.
- No tak. Wtedy, gdy wylądowałaś u pielęgniarki po tej sytuacji na dachu.
- Ach tak - mruknęłam z kwaśną miną. Wciąż miałam mu za złe tę ignorancję.
- Hej, to nie tak, że cię olałem. - Pokręcił bezradnie głową, gdy zobaczył, że moje spojrzenie nie złagodniało. - Nie miałem okazji tego zrobić, bo wyszedłem, żeby kupić sobie napój w automacie, a jak wróciłem, to ciebie już nie było.
Jego wyjaśnienia skwitowałam milczeniem. Byłam skłonna mu uwierzyć. Wydawał się mówić szczerze.
- Przepraszam - powiedziałam nagle.
- Za co? - zdziwił się.
- Za ten wybuch u ciebie w domu. Nie powinnam była… To było bardzo egoistyczne z mojej strony. - Moje policzki płonęły z zawstydzenia.
- Nie musisz przepraszać. - Sasuke podał mi zebrane dokumenty, a ja włożyłam je do torby.
- Dziękuję.
- To moja wina. Mogłem dać znak, że jestem w sali - wyjaśnił na widok mojego zdezorientowanego spojrzenia.
Machnęłam ręką.
- Chodź. - Wyszliśmy z klasy, a potem ze szkoły.
Gdy tylko znaleźliśmy się na zewnątrz zatrzymałam się zachwycona. Oniemiała wpatrywałam się w piękne, płonące od zachodu słońca niebo.
Sasuke zatrzymał się obok mnie.
- Lubisz zachody słońca?
Skinęłam nieśmiało głową.
Nagle Sasuke złapał mnie za rękę zaskakując nie tylko mnie, ale i siebie samego.
- Chodź, zabiorę cię gdzieś. - Jego oczy błyszczały dziwną, nieznaną mi energią, która kusiła. Dlaczego miałabym się nie zgodzić? W pół sekundy pokonałam swoje opory, a to, że Sasuke trzyma mnie za rękę, ciągnąc za sobą, jakoś mi nie przeszkadzało. Wydawało mi się to naturalne, ba czułam się dobrze. Moje troski, cały strach przed śmiercią, zniknęły. Mogłam przez moment stać na moście, pod sobą mając wolno płynącą rzeczkę, w której odbijało się piękne niebo i czuć się jak normalna osoba, a nie jak przeklęta na wieki.
- To jak podwójny zachód słońca, nie uważasz?
Jedyne co mogłam w tamtej chwili zrobić, to przytaknąć. Nie chciałam psuć tego błogiego stanu słowami.
Widok był magiczny. Kojąca cisza i szum wody pozwalały odpocząć moim zmaltretowanym uszom.
Oparłam się o barierkę, rozkoszując tą chwilą i chłodnym wiatrem muskającym moją skórę. Sasuke zrobił to samo. Patrzył zamyślonymi oczami w iskrzącą się wodę. Spoglądałam na niego ukradkiem i zastanawiałam się, o czym myśli. Czym jest ta jego ostrożność? Dlaczego jest taki suchy i zamknięty w sobie? To wszystko uwierało mnie gdzieś w środku od samego początku. W końcu Sasuke był w jakiś sposób podobny do mnie. Miał w sobie podobny ból. Nasze życia zostały napiętnowane niemal tym samym. Może nieco w innym stopniu, ale to zawsze coś. Przez to czułam, że jesteśmy w jakiś sposób sobie bliscy. Między nami miała szansę narodzić się więź.
Staliśmy na moście rozmawiając na lekkie tematy. Mówiliśmy o klubie. Sasuke opowiadał mi o swoim tacie, bracie i narzeczonej Itachi’ego. Czuliśmy się w swoim towarzystwie swobodnie. Nie ograniczały nas żadne spory, czy tajemnice. Dopiero, kiedy niebo pokryło się gwiazdami, Sasuke zaproponował, że odprowadzi mnie do domu.
Pożegnaliśmy się krótkim uściskiem. Mimo iż była to tylko chwila, to poczułam przyjemne dreszcze. Sasuke pachniał bardzo męsko, był ciepły. Kiedy znalazłam się w domu jeszcze przez dłuższą chwilę byłam w dobrym humorze. Jednakże pustka i mrok mojego mieszkania wszystko zmieniły. Zdusiły moją radość i sprawiły, że z moich oczu popłynęły gorzkie łzy.
Zakopałam się w pościeli i łkałam cicho w poduszkę. Wróciły wszystkie moje obawy, cały ból, którego na moment się pozbyłam. Samotność uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą. Tęsknota ogarnęła całą moją zmęczoną duszę.
Co z tego, że spędziłam miłe popołudnie z przystojnym chłopakiem. Co z tego, że otaczają mnie przyjaciele, skoro nie ma przy mnie moich rodziców. Mamy i taty, którzy byliby szczęśliwi razem ze mną. Łzy płynęły, aż w końcu usnęłam.
Po tych burzliwych dniach moje życie wróciło do normy. Poznawaliśmy się z Sasuke coraz lepiej. Przyjaciółka była wniebowzięta, kiedy domyśliła się, że z każdym dniem darzę bruneta cieplejszymi uczuciami. Ja sama czułam, że wchodzę w to znacznie głębiej. Z każdym dniem Sasuke przestawał być chłodny. Bardziej mi ufał, a po miesiącu opowiedział mi o swojej mamie.
Szliśmy właśnie do domu. Sasuke mieszkał w tym samym kierunku, więc często mnie odprowadzał.
- Miałem sześć lat, kiedy umarła. Łyknęła pudełko tabletek nasennych, a żeby mieć pewność, że jej nie odratują, podcięła sobie żyły. - Z głosu Sasuke całkowicie zniknęło ciepło. W takich chwilach był lodowaty i niedostępny. Patrzył się przed siebie. Wiedziałam, że wciąż przez to cierpi. Odruchowo złapałam go za rękę. Spojrzał na mnie łagodnie.
- Dziękuję, że słuchasz. - Uśmiechnęłam się ciepło, ale po chwili mój uśmiech zgasł. - A co dokładnie stało się z twoimi rodzicami?
Zaskoczona szybko wyswobodziłam rękę z uścisku i schowałam ją zaciśniętą do kieszeni.
Nie byłam gotowa. Z pewnością to jeszcze nie był ten czas.
- Proszę, nie pytaj o to więcej. - Mój szept był pełen bólu.
Sasuke nieco zmarkotniał, ale zaraz poprowadził rozmowę na inne tory.
- Widziałaś dzisiaj minę Ino, gdy z tobą rozmawiałem? - Prychnął z rozbawieniem. - Żebyś widziała jej brudnozieloną aurę. Była zazdrosna i wściekła.
- O tak. Już ostrzy na mnie swoje tipsy - zażartowałam, dając się odciągnąć od wcześniejszej rozmowy.
I tak właśnie rozmawialiśmy. Wszystko wydawało się iść ku lepszemu. Anioły Śmierci wciąż mi towarzyszyły, ale akurat nie w szkole. Nadchodziła zima, a pierwszy śnieg oczyścił mnie ze zmartwień. Od dawna nie czułam się tak dobrze, jednakże wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Od tej zasady nie ma wyjątków.
Moją sielankę przerwał pewien grudniowy dzień. Zbliżały się święta, a ludzi ogarnął szał zakupów. szłam do szkoły. Moje buty ślizgały się po oblodzonym chodniku, co sprawiało, że droga była bardzo męcząca. Dłonie miałam wciśnięte głęboko w kieszenie kurtki i byłam maksymalnie skupiona na tym, żeby się nie przewrócić. Jednakże nagle coś kazało mi podnieść wzrok. Dobrze mi znane, złe przeczucie przeszywało moje zmarznięte ciało, ubezwłasnowolniając je. Chcąc nie chcąc spojrzałam.
Przy przejściu stała kobieta z dwu letnim dzieckiem na rękach, które gaworzyło wesoło i pochłaniało całą uwagę matki. Obok nich stało jeszcze jedno dziecko, odrobinę starsze. Tyle że to nie było zwyczajne dziecko. Ubrane w skąpą, białą sukienkę, zwieszające smutno ramiona i… parę małych skrzydełek. Z dużych oczu chłopca lały się łzy. Mógłby wzbudzić we mnie współczucie, gdybym nie wiedziała czym jest. Zdziwiłam się nieco, bo tylko raz widziałam płaczącego Kosiarza.
Chciałam odwrócić głowę i odejść, ale w chwili, gdy miałam to zrobić coś rzuciło mi się w oczy. Na raz zapaliło się na opustoszałym przejściu zielone światło i kobieta ruszyła przed siebie zamaszystym krokiem. W tym samym momencie zza zakrętu wyjechało rozpędzone, srebrne auto. Mężczyzna za kierownicą rozmawiał przez telefon. Nie było szans, żeby w porę zobaczył kobietę z dzieckiem i zdążył nacisnąć hamulec. Do tego droga była śliska.
Chciałam krzyknąć, zrobić coś. Pobiec, wypchnąć tę kobietę spod kół samochodu, ostrzec ją, ale zanim zdążyłam choćby pisnąć usłyszałam dźwięk uderzenia, łamanych kości, wyginanej blachy i zobaczyłam, jak kobieta wbija się prawym bokiem w zderzak pojazdu. Samochód zatrzymał się dopiero metr dalej. Gaworzenie dziecka ucichło, zamarł każdy dźwięk i ruch wokół mnie.
Wydawało mi się, jakbym wrosła w ziemię. Oczy miałam szeroko otwarte z szoku i przerażenia, aż czułam, jak pękają mi w nich naczynka. Dłonie i nogi zaczęły mi drżeć. Upadłam na kolana, podpierając się rękami, zanurzając je w śniegu. Oddychałam spazmatycznie.
Wiedziałam, że kobiecie i jej dziecku nie można już pomóc. Ktoś wezwał karetkę, ale to było na nic. Obserwowałam jak sanitariusze wyskakują z pojazdu i kręcą głowami przy badaniu tętna.
Z moich oczu wypłynęły łzy. Anioł zniknął zabierając ze sobą dwie dusze, a ja nie mogłam uwierzyć w ten dramat, który rozegrał się na moich oczach. Patrzyłam na brudne, sponiewierane zwłoki kobiety, kiedy zebrało mi się na wymioty.
Czułam, że ktoś mną potrząsa, krzyczy mi coś do ucha, ale nie byłam w stanie odpowiedzieć. Moje ciało było jak sparaliżowane. Dopiero znajomy głos Hinaty trochę mnie ocucił.
- Sakura… matko Sakura, nic ci nie jest? Nie mów… że widziałaś. - Jej głos przeszedł w przerażony szept.
Widziałam. Widziałam wszystko, jakby to nie była krótka chwila, a pełna napięcia godzina. Przed oczami miałam przerażonego kierowcę, który wciskał hamulec i tę kobietę. Wyraz jej twarzy, wymalowany na niej szok i strach, nie tyle o swoje życie, co o życie dziecka, które miała w ramionach.
To było tylko tyle, nic więcej, a serce tłukło się szaleńczo w mojej piersi. Nie mogłam w to uwierzyć. Nie chciałam w to uwierzyć. Chciałam, żeby ta chwila została wyrzucona z mojej głowy.
Wtuliłam się w pierś Hinaty i szlochałam. Miałam pustkę w głowie.
- Nie miałaś na to wpływu, to nie twoja wina.
Nie? - zaświtało w mojej głowie. - To nie jest moja wina? W takim razie czyja? Po co to widziałam, skoro nie mogłam pomóc? Po raz kolejny z resztą.
Kiedy minęła fala szoku i przerażenia, powoli na jej miejsce wlała się nowa, zatapiając mnie żalem, rozgoryczeniem i poczuciem winy.
Policja, która została wezwana na miejsce wypadku, przesłuchała mnie w dziesięć minut. O ile moje jęki przerywane szlochem dały się zrozumieć.
Hinata zaoferowała, że zabierze mnie do najbliższego punktu medycznego, który znajdował się w naszej szkole. Pielęgniarka była wstrząśnięta, gdy usłyszała, co się stało. Od razu pobiegła zwolnić mnie z lekcji.
Leżałam na leżance i patrzyłam w sufit. Słuchałam rytmicznego poruszania się wskazówek zegara.
Cyk, cyk, cyk, cyk.., pum, pum, pum, krzyk.
Zatkałam dłońmi uszy, ale wciąż słyszałam urywany krzyk kobiety i pisk hamulców. Myślałam, że oszaleję. Przed oczami miałam zapłakaną twarz Kosiarza.
Żeby choć na chwilę oderwać się myślami od wypadku, zaczęłam głębiej zastanawiać się nad Aniołem Śmierci. Dlaczego płakał? Czy powód był podobny, jak w przypadku Anioła mojej babci?
Mój organizm powoli się wyciszał. Gwałtowna reakcja minęła. Drżały już tylko moje dłonie.
Hinata jak zwykle w takich sytuacjach zorganizowała spotkanie klubowe. Ja jednak nie byłam pewna czy tego chcę. Czy chcę widzieć smutne twarze przyjaciół. Czy chcę czuć tę niezręczność co zawsze.
Chcąc nie chcąc usiadłam na swoim miejscu w sali spotkań. Patrzyłam za okno, podziwiając niebo. Po chwili usłyszałam kroki Naruto, Gaary, Temari i Sasuke, którzy również usiedli przy naszym prowizorycznym stole.
Zapadła cisza przerywana tylko naszymi oddechami i poruszaniem się wskazówek zegara. Minęła minuta, dwie… trzy… Wszystkie oczy utkwione był we mnie. Przełknęłam ślinę, zdobywając się na odwagę, żeby wydać z siebie głos, a trzeba zaznaczyć, że nie zrobiłam tego od składania zeznań.
- Idźcie do domów - mówiłam cicho i ochryple i trudno było mnie zrozumieć. Powtórzyłam więc głośniej i wyraźniej.
- Proszę, idźcie do domów. - Schowałam twarz w dłoniach, bo pod koniec mój głos się załamał, a z oczu pociekły łzy.
Usłyszałam gwałtowne szuranie krzeseł o podłogę i poczułam ruch powietrza. Po chwili pięć dłoni moich przyjaciół spoczęło na moich ramionach, plecach i głowie. Ich bliskość ogrzała nieco przestrzeń wokół mnie. Otarłam oczy i wstałam, a potem przytuliłam każdego z osobna.
- Nic mi nie będzie - szepnęłam patrząc im w oczy. - To nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz. Niemniej… dziękuję wam. A teraz idźcie do domów.
Przyjaciele niechętnie skinęli głowami. Gaara zabrał Temari, a Naruto Hinatę. Słyszałam jeszcze tylko jak przyjaciółka prosi Sasuke, by ten mnie odprowadził.
Nie było mi to na rękę. Chciałam zostać sama. Potrzebowałam spokoju i samotności, żeby móc to wszystko przemyśleć. Żeby ukryć wspomnienie w najciemniejszych zakamarkach pamięci i zapomnieć, chociaż wydawało się to być niewykonalne.
Sięgnęłam po torbę, ale zanim zdążyłam ją chwycić, ktoś mnie uprzedził. Sasuke założył ją sobie na ramię i pomógł mi założyć płaszcz.
Od czasu do czasu zerkałam na jego smutne, piękne oczy. Nie było w nich błysku, który odbijał się w źrenicach jeszcze wczoraj. I pomyśleć, że to moja wina.
W ciszy wyszliśmy ze szkoły. Stawiałam drobne kroki nie chcąc wywrócić się na oblodzonej drodze. Sasuke szedł cierpliwie obok mnie, milcząc. Odprowadził mnie pod samą klatkę bloku.
- Jesteś pewna, że mam zostawić cię samą? - Jego głos był pełen troski i obaw.
Przytaknęłam.
- Uwierz, tak będzie najlepiej.
Sasuke posłuchał, ale niechętnie. Założył mi torbę na ramię i patrzył dopóki nie zniknęłam za drzwiami.
Miałam wyrzuty sumienia, że wszyscy tak się o mnie martwią. Nie chciałam, żeby moje problemy ich dotykały. To ja musiałam sobie z nimi poradzić, a nie oni.
Kiedy przekroczyłam próg mieszkania, z moich oczu wypłynęły łzy, które do tej pory powstrzymywałam. Wiedziałam, że nie zapomnę o tym zbyt szybko. Nigdy wcześniej nie widziałam tak okropnej śmierci. Wcześniej na moich oczach umarła babcia, ale to nie było tak drastyczne.
Skuliłam się w kącie pokoju i dusiłam krzyk. Nie mogłam zrozumieć dlaczego dwie niewinne istoty tak nagle zakończyły swoje życie. Przecież miały jeszcze tyle przed sobą. Szczególnie to dziecko. To były osoby z krwi i kości, które na pewno ktoś kochał. Nie pojmowałam również dlaczego i po co widzę Aniołów Śmierci. Przecież i tak nie mogę pomóc.
Zaśmiałam się gorzko, gdy w mojej głowie pojawiła się pewna refleksja.
To na pewno po to, żebym szybko sfiksowała i też umarła.
Bardzo źle przeżyłam to wydarzenie. Z dnia na dzień popadałam w coraz większą depresję, a moją głowę zaśmiecały coraz to nowsze, mroczniejsze myśli. Stałam się cicha, nie uśmiechałam się, nie śmiałam. W oczach przyjaciół widziałam coraz większe zaniepokojenie moim stanem. Szczególnie martwili się Hinata i Sasuke. Przyjaciółka pilnowała, żebym nie zostawała sama. Próbowała wciągać mnie do rozmów, ale rzadko jej się to udawało. Sasuke również starał się dotrzymywać mi towarzystwa i bezustannie wpatrywał się w powietrze wokół mnie - w moją aurę. Każdego dnia, gdy kończył swoją inspekcję, jego mina stawała się jeszcze bardziej smutna, zimna i obca. Jego rysy tężały, ukrywając zmartwienie.
Zgadywałam, że nie jest ze mną zbyt dobrze. Jednakże to był dopiero początek moich problemów.
Święta spędziłam z ciocią, która przyleciała specjalnie dla mnie z drugiego końca kraju. Po śmierci rodziców Tsunade - siostra mamy - została moim prawnym opiekunem. Uregulowała za mnie wszystkie formalności i zakupiła mieszkanie, w którym zamieszkałam mając piętnaście lat.
Opowiadania przyjaciół i innych osób w szkole o świętach, które spędzili z rodzicami, doprowadzały mnie do szewskiej pasji. Tylko Sasuke widział, co się ze mną dzieje i powstrzymywał się od radosnych wspomnień. Miałam przez to niemałe wyrzuty sumienia.
Pomimo tego wszystkiego w końcu zaczęło mi przechodzić. Pod koniec stycznia czułam się już całkiem dobrze. Wciąż jeszcze byłam ponura i cicha, ale pozbyłam się mrocznych myśli. Trzymałam się tego stanu najmocniej jak umiałam. Przekonałam samą siebie, że będzie lepiej, jeśli przestanę się obwiniać. Przestałam odpychać ludzi swoim wyglądem i zachowaniem. Przestałam być depresyjnym zombie. Więcej bodźców zaczęło do mnie docierać.
Obserwowałam moją przyjaciółkę. Widziałam jak szczęśliwa jest u boku Naruto. Wydawało się, że nie ma żadnych problemów. W końcu nie borykała się z tym, co ja. Przyznam, że zaczęłam jej zazdrościć. Czułam jak bardzo mnie tego brakuje. Potrzebowałam takiego wsparcia, jakie Hinata otrzymywała od swojego chłopaka. To sprawiło, że zaczęłam zbliżać się jeszcze bardziej do Sasuke. W końcu pociągał mnie zarówno swoim wyglądem jak i tajemniczym wnętrzem. No i świadomość, że nosimy podobne brzemię, pozwalała z nim swobodnie rozmawiać bez konieczności ważenia słów.
Brunet coraz częściej szczerze się przy mnie uśmiechał i tracił maskę chłodu i obojętności. Nawet nie przeszkadzały mi nasze splecione dłonie podczas wspólnej drogi do i ze szkoły. Przez ten symbol więzi między nami czułam się lżej. Obecność Sasuke dodawała mi sił. Czułam, że nie jestem sama. On zresztą też cenił sobie nasze wspólne chwile. Nawet bardziej niż mogłabym się tego spodziewać. Moją nieświadomość zakończyło dopiero pewne zimowe popołudnie.
Wracaliśmy nieco zmęczeni dniem w szkole i klubowym spotkaniem, które się rozsypało. Okazało się, że Hinata jest chora, a Naruto chciał być przy niej jak najszybciej, więc nie przyszedł. Temari zaangażowała się w jakieś przedstawienie z koła teatralnego. Zostaliśmy we trójkę: ja, Gaara i Sasuke. Posiedzieliśmy pół godziny i rozeszliśmy się do domów.
Byłam szczerze zaniepokojona o stan przyjaciółki, ale ufałam Naruto, który powiedział, że to zwykłe przeziębienie. Nie mniej i tak miałam zamiar zadzwonić, jak tylko dopadnę do telefonu.
Sasuke jak zwykle odprowadzał mnie do domu. Szliśmy w ciszy. Moje policzki były czerwone od siarczystego mrozu. Nasze splecione ręce Sasuke schował w głąb swojej ciepłej kieszeni, przez co szliśmy jeszcze bliżej siebie niż zwykle. Jednakże ani mnie, ani jemu to nie przeszkadzało. Wręcz widziałam na jego ustach rozciągający się uśmiech zadowolenia. Sama byłam z tego powodu szczęśliwa, a ten wyraz twarzy wprawiał mnie w szampański nastrój. Oczywiście wiedziałam, że Sasuke widzi moją aurę i wszystkie odczucia, więc  starałam się to wszystko tłumić, ale marnie mi szło. Im mniej się pilnowałam, tym zadowolenie bruneta rosło aż zaczęłam się rumienić. Kiedy byliśmy już pod klatką zobaczyłam w czarnych oczach dziwny, zastanawiający błysk, który nieco zbił mnie z tropu.
- Dziękuję, że mnie odprowadziłeś. - Z lekkim żalem wyjęłam nasze ręce z kieszeni jego kurtki i chciałam wyswobodzić swoją dłoń z jego uścisku, ale Sasuke mi na to nie pozwolił.
Zerknęłam na niego pytająco. Wyglądał jakby nad czymś mocno się zastanawiał. Nagle zrobił coś, czego zupełnie bym się nie spodziewała.
Mocnym pociągnięciem przysunął mnie do siebie. Czułam, że moje serce zaczyna bić jak szalone, a w piersi narasta ciepło.
Saskue złapał moje nieśmiałe spojrzenie i położył mi ciepłą dłoń na policzku. Wyczuwał moje rosnące zdenerwowanie, jednak nie wahał się. Był pewny moich uczuć. W końcu widział je jak na dłoni. Jego gorące, czułe usta roznieciły we mnie podniecenie i radość. Ciepły oddech drażnił moje lodowate policzki, w brzuchu rozpętała się burza. Nie mogłam uwierzyć. Czy to te słynne motylki?
W końcu brunet był zmuszony przerwać tę intymną chwilę. Oderwał swoją dłoń od mojego policzka. Popatrzył na mnie krótko błyszczącymi oczami i odszedł powolnym krokiem w kierunku swojego domu.
Stałam jeszcze przez chwilę w tym samym miejscu, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Mróz wciąż szczypał, ale już nie od środka. Sasuke rozpalił w moim wnętrzu ognisko, które niewiele rzeczy mogło teraz ugasić.
Wbiegłam po stopniach klatki schodowej na swoje piętro jak na skrzydłach. Dawno nie byłam tak szczęśliwa. Nie dokuczał mi nawet chłód własnego mieszkania.
Minęło pół godziny zanim oprzytomniałam i przypomniałam sobie, że miałam zadzwonić do Hinaty.
Jej głos przez słuchawkę brzmiał nieswojo. Był mocno zachrypnięty i słaby.
- Oj… moja mała. Brzmisz koszmarnie - odpowiedziałam nieco żartobliwie na jej „cześć”.
Roześmiała się ochryple.
- Za to ty dla odmiany brzmisz bardzo dobrze… za dobrze - mruknęła podejrzliwie, ale radośnie. Cieszyła ją poprawa mojego stanu.
- O tym za chwilę. -  Nie miałam pojęcia, jak udało mi się powstrzymać od wykrzyczenia przyjaciółce relacji ze swoich przeżyć. - Co ci jest? Jak się czujesz?
- Czuję się okropnie. Smarkam, kicham, kaszlę, boli mnie gardło. Ogólnie grypa.
- Uuu… - Przechodzenie grypy z pewnością nie należało do przyjemnych. - Przyjdę jutro cię odwiedzić. Pewnie musisz się strasznie nudzić…
- Kategorycznie ci zabraniam - przezwała mi ostrym, matczynym tonem. - Dzisiaj wpuściłam Naruto tylko dlatego, że jeszcze chwila, a zacząłby ubliżać mojej mamie. Jednakże tobie odmawiam i nie będę słuchać sprzeciwów. Nie chcę, żebyście się wszyscy pozarażali tym cholerstwem.
Niechętnie przyznałam jej rację. Nie mogłam zarazić się od Hinaty. Mną nie miałby się kto zaopiekować.
- Skoro już skończyłyśmy omawiać tę kwestię to może powiesz mi, co wprawiło cię w tak świetny humor? Czyżby Sasuke?
Jak zwykle świetnie potrafiła się wszystkiego domyślić. Kiedy powiedziałam jej, co się stało, mimo bolącego gardła zaczęła wykrzykiwać mi do słuchawki gratulacje i inne radosne wiązanki.
Następnego ranka szczęście wręcz mnie rozsadzało. Nie mogłam się doczekać, kiedy znów zobaczę Sasuke, kiedy znów go dotknę. Z każdą chwilą rosła we mnie tęsknota za nim, a przecież nie widzieliśmy się zaledwie kilka godzin.
Moje serce drgnęło radośnie, gdy zobaczyłam go na chodniku. Obawiałam się lekko tego, co zrobi, ale okazało się, że zupełnie niepotrzebnie.
Brunet z szerokim uśmiechem wyciągnął do mnie dłoń, którą chwyciłam bez zastanowienia. Podobnie jak poprzedniego dnia przyciągną mnie do siebie i pocałował. Nie potrzebne nam były słowa. Spojrzenia i gesty mówiły wszystko.
W szkole Naruto powitał nasze splecione dłonie swoim klasycznym, wielkim uśmiechem od ucha do ucha. Widziałam nawet, jak na przerwie blondyn poklepuje Sasuke po plecach. Rozmawiali, ale nie było mi dane usłyszeć o czym.
Większość osób zaakceptowała nas jako parę bez mrugnięcia okiem. Większość, ale nie wszyscy.
Na lekcji wychowania fizycznego, gdzie byliśmy podzieleni chłopcy - dziewczyny i nie było Sasuke, zaatakowała mnie Ino. Biegłam sobie spokojnie rozgrzewkowe kółka, kiedy ktoś nagle popchnął mnie tak, że upadłam. Z resztą, nie trudno było się domyślić kto. Blondynka pochylała się nade mną z szyderczym uśmiechem.
- Może i złapałaś go na te swoje sztuczki, ale on i tak będzie mój. Jeszcze zobaczysz. - I pobiegła dalej. Jej wypowiedź i poważna mina wydawały mi się śmiesznie ze sobą kontrastować. Podniosłam się szybko, otrzepałam i z uśmiechem kontynuowałam bieg. W tamtej chwili nie obchodziło mnie jej widzimisię. Byłam zbyt szczęśliwa, żeby się nią przejmować.
Dwa tygodnie spędziłam poznając Sasuke coraz lepiej. Dużo rozmawialiśmy. Sama byłam zaskoczona jak wiele mamy wspólnych tematów. Zazwyczaj żegnaliśmy się dopiero, gdy zapadał zmrok. Sasuke zabrał mnie nawet do swojej posiadłości, żeby jego brat mógł mnie poznać. Trudno mi było ukryć przed Sasuke, że zżerają mnie nerwy. Jednak jego obecność dawała mi odwagę, żeby przejść przez drzwi i nie dać drapaka. Jak zwykle okazało się, że nie miałam się czym przejmować. Brat Sasuke - Itachi okazał się naprawdę wspaniałą, uprzejmą i mądrą osobą. Uderzyło mnie podobieństwo w wyglądzie braci. Obydwoje byli podobnie zbudowani i mieli te same szlachetne rysy twarzy. Jedynymi różnicami były długie włosy Itachi’ego zebrane w kitkę i to, że był on trochę niższy od Sasuke. Wiedziałam, że mnie polubił, z czego byłam bardzo zadowolona.
Wydawało mi się, że to najlepszy okres w moim życiu. Odzyskałam coś, co straciłam dawno temu - miłość.
Kolejnego dnia humor dopisywał mi podwójnie. Po pierwsze dlatego, że Hinata wracała do szkoły i wreszcie miałam ją zobaczyć, a po drugie dlatego, że Sasuke zaprosił mnie na randkę.
Jak zwykle czekał już na mnie pod klatką. Zbiegłam po schodach z prędkością światła, a gdy tylko go zobaczyłam moje serce mocniej zabiło. Rzuciłam mu się w objęcia, a on się roześmiał.
- Hinata wraca… - W moich oczach odbijała się radość.
- Wiem. - Uśmiechnął się i pocałował mnie. Jednakże nie tak, jak się tego spodziewałam. Wrzała w nim namiętność. Przebił się przez barierę moich zębów i porwał mój język w zmysłowy taniec pełen niebiańskich doznań. W mojej piersi rozlało się ciepło, a kiedy się od siebie oderwaliśmy, chciałam jeszcze.
Spojrzałam na Sasuke zaskoczona.
- Czy to jakaś okazja?
- Hmm… - Zamyślił się. - Można tak powiedzieć.
Zmarszczyłam brwi.
- Nie rozumiem
Wzruszył ramionami.
- Ja też nie do końca. Może to twoja aura tak na mnie zadziałała. - Mrugnął do mnie zadziornie. - Taka różowo, czerwono, żółta.
Prychnęłam nieco rozdrażniona. Doskonale wiedział, że nie wiem, o czym mówi. Nie znałam znaczenia kolorów aury.
- Chcesz, żebym ci powiedział? - Szepcząc mi do ucha, musnął lekko jego płatek. Po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz.
- Chcę. - Patrzyłam mu prosto w oczy, nieco wyzywająco.
Sasuke położył mi dłonie na policzkach i zaczął pieścić moje uszy diabelskim głosem amanta.
- Żółty wskazuje na szczęście, optymizm. Masz wybitnie dobry humor. - Uśmiechnęłam się na potwierdzenie jego słów. - Różowy na… miłość. Stan zakochania. - Moje policzki spłonęły rumieńcem. Zawstydzona opuściłam powieki. - Hej, nie ma się czego wstydzić. Moja aura też jest od jakiegoś czasu różowa, nawet bardziej od twojej. - Moje serce zabiło dwa razy szybciej. Słyszałam, jak krew szumi mi w uszach. Zawstydzenie zniknęło całkowicie.
Korzystając z tego, że nasze twarze dzieliły zaledwie centymetry, złożyłam na miękkich ustach Sasuke słodki pocałunek. Jego oczy zaiskrzyły radością, ale zaraz spoważniał.
- Jeszcze nie skończyłem. - Przejechał swoją dłonią na moją szyję, w miejsce, gdzie dobrze było czuć puls. - Czerwona aura w twoim przypadku oznacza siłę do działania, namiętność i pożądanie. - Tym razem zapłonęły nie tylko moje policzki, ale też szyja. Tętno gwałtownie przyspieszyło i zrobiło mi się gorąco.
Sasuke widocznie spodziewał się mojej reakcji, bo trzymał moje spojrzenie mimo iż próbowałam uciec nim w bok. Po chwili odpuścił i przycisnął mnie do swojej piersi.
- Nawet nie masz pojęcia, jak się cieszę, że cię spotkałem. Jesteś taka wrażliwa i delikatna. - Nagle odsunął mnie od siebie i przytrzymał za brodę, żebym patrzyła mu w oczy. - Gdyby coś ci się stało, gdybym cię stracił, to nie wybaczyłbym sobie tego. - W jego oczach dostrzegłam ten sam ból, co wtedy, gdy mówił o śmierci swojej matki.
Nie ukrywam, że się przestraszyłam.
- Hej… - Tym razem to ja przytrzymałam go za policzki. - Nie stracisz mnie, nie pozwolę na to.
- Rozprostował palcami zmarszczki na moim czole.
- Nie martw się, to moja sprawa. A teraz… - Mrugnął i w jego oczach znów pojawił się radosny błysk. - musimy iść, bo spóźnimy się na lekcje.
Wtedy zrozumiałam, że jestem dla Sasuke ważniejsza, niż sądziłam. Z pewnością czuł do mnie coś, co wykraczało poza zwykłe, nastoletnie zauroczenie, skoro myślał o mnie w ten sposób. Bał się mnie stracić. Nie zdając sobie nawet z tego sprawy, ja również, wypełniłam pustkę w jego wnętrzu. On też odzyskał tę cząstkę siebie, którą stracił po śmierci mamy.
Cieszyłam się jak głupia. Jeszcze chwila i znów zobaczę przyjaciółkę. Tak bardzo mi jej brakowało. Mimo, że dzwoniłyśmy do siebie codziennie, to nie to samo, co móc ją zobaczyć na własne oczy. Jeszcze tylko chwila. Niemal podrygiwałam niecierpliwie.
Jest. Weszła przez drzwi do klasy razem z Naruto. Jednakże coś było z nią nie tak. Mój entuzjazm został brutalnie stłamszony. Hinata była zmizerowana i zmęczona. Schudła, była blada, a pod jej oczami zalegały ponure sińce. Kiedy ją zobaczyłam zachciało mi się płakać i krzyczeć na nią jednocześnie. „To tylko grypa.” Coś mi się wydawało, że wcale nie, a ja głupia dałam się jej oszukać. Moje szczęście, związek z Sasuke, zasłonił mi cały świat i sprawił, że nie dostrzegłam prawdy.
Czułam się przez to okropnie. Oszukana, niedoceniona, odrzucona, a poczucie winy zżerało mnie od środka. Jednakże nie to było najgorsze. Jedna mała rzecz sprawiła, że poczułam rozpacz, która przelała się przeze mnie z siłą fali tsunami i obróciła w pył wszystko to, co dotychczas nazywałam słowem „ja”.
Zaraz za Hinatą powolnym krokiem szła mała dziewczynka. Miała różowe włosy i zielone oczy a u jej pleców zwieszały się małe, opierzone na biało skrzydełka…
Moje oczy zaszkliły się od łez, które powoli wypłynęły, wyznaczając na moich policzkach wilgotną ścieżkę. Wszystko we mnie krzyczało, rozdzierało się i tłukło, jakbym była ze szkła.
Nie! NIE! NIENIENIE!!!
Krzyk rozpaczy wypełnił szczelnie mój umysł. Nie było mowy o pomyłce. Niesamowicie podobne do mnie z wyglądu dziecko było Aniołem Śmierci Hinaty.
Szok tak bardzo mnie zablokował, że przez chwilę nie mogłam złapać oddechu. Moje ciało było odrętwiałe, ale myśli pędziły w szaleńczym tempie. Nie mogłam dać po sobie czegokolwiek poznać. Hinata nie mogła się dowiedzieć. W końcu jak mogłam powiedzieć najlepszej przyjaciółce, że niedługo… umrze? Dziękowałam za to, że w pobliżu nie było Sasuke, bo poszedł na chwilę do sklepiku i nie miał szans zobaczyć mojej aury.
Czym prędzej rzuciłam się przyjaciółce w ramiona, tym samym ukrywając w jej włosach przerażony wyraz twarzy. Przyjaciele mieli pomyśleć, że to tylko ze wzruszenia.
- Nie płacz głuptasie. - Powtórzyła ze śmiechem moją własną kwestie z początku roku. Odsunęła mnie od siebie na wyciągnięcie ramion i uśmiechnęła się ciepło jak zwykle.
Czułam, że dłużej nie wytrzymam i ból zedrze mi resztkę opanowania.
- Idę… do… łazienki… - wydukałam niemal niezrozumiale.
Hinata pokiwała wyrozumiale głową i poklepała mnie po plecach.
- Naprawdę nic mi nie jest. Jestem tu.
Słowa, które wypowiedziała, gdy odchodziłam, sprawiły, że nogi wrosły mi w ziemię. Jednak nie odwróciłam się. Miałam wrażenie, jakby owe zdania wżerały mi się w czaszkę paląc ją powolną torturą.
„Jestem tu” Jeszcze.
Niemal wybiegłam z sali. Przedzierałam się przez zatłoczony korytarz, nie zważając na otoczenie i to, że potrącam idących uczniów. Wpadłam do łazienki i zamknęłam się w jednej z kabin. Zwymiotowałam do muszli klozetowej, a kiedy pozbyłam się z żołądka śniadania, zaniosłam się głośnym szlochem. Miałam gdzieś, że ktoś może podsłuchać. Opuściłam deskę i opadłam na twarde siedzenie. Zakryłam twarz dłońmi. Wreszcie mogłam sobie pozwolić na rozpacz. Pytałam samą siebie: „jak to możliwe”, ale odpowiedź jakoś do mnie nie przychodziła. Zawsze istniało ryzyko, że zobaczę Kosiarza przy którymś z moich przyjaciół. Jednak Hinata była dla mnie tak ważna, że nie przyjmowałam do świadomości, iż przytrafi się to właśnie jej. Podobnie jak w przypadku babci wierzyłam, pełna dziecięcej naiwności, że Hinata nigdy mnie nie zostawi. Nie miała prawa tego zrobić! Nikt i nic nie miało prawa mi jej odbierać!
- Cholera! - wrzasnęłam i uderzyłam pięścią w ścianę kabiny. Z moich oczu nieprzerwanie ciekł strumień gorzkich łez.
Usłyszałam, że zadzwonił dzwonek na przerwę, ale nawet nie drgnęłam. Wiedziałam, że przyjaciele będą na mnie czekać i niepokoić się, ale nie mogłam im się teraz pokazać na oczy. Nie zniosłabym ich pytających spojrzeń. Jak nic wybuchłabym płaczem, a poza tym Sasuke miał wgląd w moją aurę i nie maiłam pojęcia, czy takie rzeczy mógł zobaczyć. Nie zamierzałam ryzykować.
Cała się trzęsłam. Nie mogłam opanować rąk i nóg. Moje myśli były zszargane, a dusza wydawała się drżeć razem z ciałem. Płacz przybrał na sile, gdy tylko przypomniałam sobie jak bardzo podobny do mnie był Anioł Śmierci przyjaciółki. Te różowe włosy i zielone oczy sprawiły wrażenie, że to nie on ma ją uśmiercić, a ja.
Właśnie!
Nagle przyszło zrozumienie raniąc mnie jeszcze bardziej. Może ten anioł wygląda jak ja, ponieważ to wszystko moja wina? Że też wcześniej nie przyszło mi to do głowy! To ja przyciągam śmierć jak magnes. W końcu wszystkie biskie mi osoby zginą, Z przerażeniem pomyślałam o Sasuke, Temari, Garze, Naruto.
Nie!
Nie mogłam na to pozwolić. Zdecydowanie nie! Mój ból przyćmiła na chwilę dzika determinacja, by chronić cennych dla mnie ludzi. Nasuwało mi się tylko jedno logiczne rozwiązanie.
Nie mogę więcej utrzymywać z nimi bliższych kontaktów.
Sięgnęłam po papier toaletowy, po czym wytarłam w niego oczy i nos. Powoli podniosłam się z miejsca. Miałam wrażenie, jakby moje ciało ważyło tonę. Każdy kolejny krok wykonywałam z trudem. Szybko obmyśliłam plan, jak udać się do domu i nie wzbudzić tym podejrzeń.
Poszłam do pielęgniarki, a gdy ta mnie zobaczyła, przeraziła się nie na żarty i zwolniła mnie z lekcji. Wyszłam ze szkoły powolnym krokiem. W uszach dźwięczało mi ponure krakanie wron, które przyglądały mi się z ogołoconych z liści drzew.
Słońce powoli zaczynało rozgrzewać ziemię i śnieg zaczął się rozpuszczać. Obserwowałam dzieci, które biegły do szkoły. Na ich twarzach świecił radosny, beztroski uśmiech, chociaż zapewne byli już spóźnieni. Po raz tysięczny zastanawiałam się: dlaczego, do jasnej, bitej cholery nie mogę być tak normalna jak te dzieci.
Moja dusza rozpadała się na kawałki pod wpływem oceanu bólu, który mi towarzyszył. Może Hinata jeszcze nie umarła, ale odczuwałam, jakby to już się stało.
Kiedy dotarłam do domu, zdjęłam z siebie ubranie i weszłam do łóżka zagrzebując się w pościeli.
Płakałam i płakałam. Rozpacz mnie nie opuszczała. Nie spałam, nie piłam, nie jadłam. Następnego ranka zadzwoniłam do ciotki i powiedziałam jej, że źle się czuję. Poprosiłam, by ta z kolei zawiadomiła szkołę, że nie pojawię się na lekcjach z powodu złego samopoczucia. Powiedziałam jej, że dostałam grypy żołądkowej. Skontaktowałam się też z Sasuke.
- Cześć - powiedziałam ochryple do słuchawki.
- Matko, Sakura! - zawołał. - Nawet nie wiesz jak się wszyscy denerwowaliśmy, kiedy wczoraj tak nagle zniknęłaś. Co się w ogóle stało?
- Dostałam grypy żołądkowej. Kiedy poszłam do łazienki, zwymiotowałam. - Mój głos faktycznie brzmiał słabo. W końcu dzisiaj jeszcze nic nie piłam ani nie jadłam. Nienawidziłam kłamać, a w szczególności Sasuke.
- Uhh… niedobrze. Przyjdę do ciebie po lekcjach. Wszyscy przyj…
- Nie, nie mam mowy - zaprotestowałam. - Jeszcze się pozarażacie. Błagam - jęknęłam. - Dam sobie radę - mój głos niemal się załamał, ale trzymałam się dzielnie. - A teraz wybacz, ale chyba zaraz rzygnę - znów skłamałam, ale miałam już dość tej rozmowy Chciałam być sama. Całkiem sama.
- Okej. - Jego głos był pełen troski i współczucia. Przechodzenie grypy żołądkowej nie należało wcale do przyjemnych.
Rozłączyłam się i łkając z powrotem opadłam na łóżko. Nie maiłam nawet siły, żeby przynieść sobie wodę.
Byłam już tak zmęczona, że po godzinie zasnęłam, jednakże sen wcale nie przyniósł mi ukojenia jak się tego spodziewałam. Dręczyły mnie koszmary i realistyczne wizje. Jedna, między innymi, dotyczyła pogrzebu Hinaty.
Gdy się obudziłam zapadał już zmrok. Pragnienie zmusiło mnie do podniesienia się z łóżka, ale nie byłam w stanie przełknąć więcej jak kilka łyków wody. Potem wróciłam pod kołdrę i rozmyślałam. Nim się obejrzałam, znów płakałam jak dziecko.
Następnego dnia o tej samej porze udało mi się w końcu coś zjeść. Wmusiłam w siebie kanapki i herbatę. Wzięłam też kąpiel. Wyszorowałam się porządnie, jakby to miało zmyć ze mnie ślady grzechów. Zmieniłam też mokrą od łez i potu pościel.
Wiedziałam, że nie będę mogła ciągnąć tego stanu wiecznie. W końcu ile może trwać grypa żołądkowa? Przez godzinę siedziałam na podłodze z telefonem w dłoni. Miałam zadzwonić do ciotki, gdy już „poczuję się lepiej”, ale na samą myśl o tym, że mam wrócić do szkoły drżałam.
Nie chciałam oglądać Kosiarza Hinaty. Mała dziewczynka przerażała mnie tym niesamowitym, fizycznym podobieństwem między nami. Byłam pewna, że to coś oznacza.
Zanim w końcu zdecydowałam się zatelefonować do ciotki, pokręciłam się jeszcze po domu, by posprzątać i zebrać myśli. Musiałam przygotować się na granie w potworną grę zwaną udawaniem. To pozwoliło mi się skupić. Znalazłam cel. Niestety, teraz pozostawała mi jedynie realizacja postanowień.
Z ciotką udało mi się porozmawiać bez emocji, ale jak się miało ich nieokazywanie do stanu faktycznego? Nie najlepiej. Jak długo miałam wytrzymać? Wiedziałam, że Sasuke rozszyfruje mnie jako pierwszy, no ale co dalej? Jak mogłam komukolwiek o tym powiedzieć?
Nagle w mojej głowie zapaliło się światło ukazując ciemny, pełen zdradzieckich występów tunel, na który bałam się choćby spojrzeć, a co dopiero nim kroczyć. Ale co, jeśli to było najlepsze wyjście?
Nazajutrz drżącymi dłońmi ubrałam mundurek. Czułam jedynie strach. Nie wiedziałam, jak sobie z tym poradzę. Jak zareaguję? Co zrobię? Co powiem? Przyświecał mi tylko jeden cel: nie mówić nikomu. To miała być tylko moja tragedia. Od tej pory każdą chwilę miałam czuć boleśniej i boleśniej, bo każda zbliżała do nieuchronnego końca...
Na twarz przybrałam maskę twardego opanowania. Każdy krok okraszałam wahaniem i paniką, jednak wciąż szłam naprzód. Nie mogłam zawrócić wpół drogi, prawda? Nie wolno mi było od tego uciec.
Za minutę miał zabrzmieć dzwonek. Zobaczyłam ich, przekraczając próg sali. Naruto, Hinatę i Sasuke pogrążonych w cichej rozmowie oraz jego…
Moje serce ścisnęło się z bólu, aż niemal zakwiliłam. Przystając, tamowałam krzyki i łzy.
Siedział na parapecie, a jego patykowate nóżki śmigały w tę i z powrotem. Zwróciłam na niego swój wzrok w tym samym momencie, w którym on uczynił to samo. Małe brewki uniosły się pytająco. Ludzie zazwyczaj ich nie widzieli. Anioł babci też był zdziwiony, ale słyszałam kiedyś opinię mówiącą, iż dzieci widzą więcej.
Odwróciłam wzrok w samą porę, gdyż przywdzianą maskę opanowania zaczynało kruszyć cierpienie. Aniołek wyglądał dokładnie tak, jak kilkuletnia wersja mnie samej.
Przyjaciele jakby wyczuli moją obecność, bo odwrócili głowy w moją stronę i obdarzyli mnie serdecznymi, ciepłymi uśmiechami, na widok których zazwyczaj rosło we mnie serce. Dziś te gesty wywoływały tylko poczucie winy. Odwzajemniłam je jednak, choć z mniejszym entuzjazmem. Wiedziałam, że muszę zacząć wcielać w życie swój plan, ale tak, żeby nie zauważyli zmian. Za bardzo ich wszystkich kochałam…
Pierwszy dobiegł do mnie Naruto i zamknął w gorących objęciach. Wywołało to we mnie sprzeczne uczucia. Chciałam odpowiedzieć przyjacielowi w ten sam sposób, w jaki byłam do tego przyzwyczajona, ale jednocześnie nie mogłam sobie na to pozwolić. Musiałam to wyłączyć.
Jak automat uścisnęłam Sasuke, a potem Hinatę. Od słodkiego zapachu przyjaciółki zachciało mi się płakać, ale nie pozwoliłam sobie na taką słabość.
Usiadłam w ławce jak gdyby nigdy nic. Sasuke patrzył na mnie z zamyśloną miną. Wiedziałam, że analizował moją aurę i w ostatecznym rozrachunku coś mu nie pasowało. Moje serce wyrywało się do niego tęsknie czując, że to też spisałam na straty. Nie mogłam po sobie niczego pokazać. Dlatego wyciszyłam się. Oparłam się na stosowanej przeze mnie wcześniej technice, którą wypracowałam jeszcze w podstawówce. Nie zwracać na nic uwagi. Nie myśleć. Nie rozpraszać się. Nie czuć.
Jednak było mi trudno. Przyjaciele jak zwykle radośni wymieniali między sobą uwagi, a ja siedziałam cicho jak mysz pod miotłą i zakazałam sobie się odzywać, kiedy mój umysł uznawał to za coś nienaturalnego. W końcu ja należałam do nich, a oni do mnie…
Na szczęście nie wychwycili zmian w moim zachowaniu. Starałam się nie zerkać na Anioła Hinaty, ale brakowało mi silnej woli i raz po raz sprawdzałam czy wciąż tu jest. Niestety, trwał na swoim posterunku i też lustrował mnie ciekawsko.
Najbardziej bałam się powrotu do domu z Sasuke. Lekko trzymałam go za rękę, podczas gdy serce w mojej piersi ciążyło mi niczym głaz. Wiedziałam, co muszę zrobić i powiedzieć, ale byłam na to jeszcze zbyt słaba. Nie odzywaliśmy się, ale to nie odbiegało zbytnio od normy. Jeśli nie mieliśmy o czym, nie rozmawialiśmy. Pożegnał mnie krótkim, spontanicznym pocałunkiem sprawiając, że na moment się zapomniałam. Gdy odchodził, czułam ile tracę.
Mieszkanie tym razem przyniosło ukojenie. Mogłam afiszować się w nim swoim cierpieniem. Wszystkie meble patrzyły jak płaczę. Każdy ciemny kąt łkał razem ze mną, dzielił mój ból. Och… jak bardzo żałośnie się prezentowałam. Byłam słaba. Tak niesamowicie słaba. Nie mogłam pomóc choćby sobie.
Z dnia na dzień oddalałam się od moich przyjaciół coraz bardziej, co utwierdzało mnie w przekonaniu, że plan działa. Dla postronnego obserwatora zmiana była nie do wychwycenia, ale tak, jak podejrzewałam, ktoś zaczął orientować się, że coś jest nie tak. Moje zachowanie znacznie odbiegało od normy. Długie przerwy spędzałam z dala od ludzi, zaszywając się na dachu, ale tak, by nikt nie zauważył. Nie odzywałam się, nie śmiałam. Czasami tylko pozwalałam moim wargom wygiąć się w imitacji starego uśmiechu. Tym kimś był Sasuke. A któżby inny? W końcu byliśmy ze sobą związani w taki, a nie inny sposób. Jak dwie połówki tego samego owocu. Niby dwoje, a jednak jedność. Idealnie dopasowani.
Jak zwykle siedziałam na dachu patrząc w chmury. Wiosna rozgrzewała ziemię ciepłym podmuchem, a po błękitnym niebie przepływały pierzaste obłoki. Kochałam tę porę roku. Czas, gdy życie znów się odradzało po tak długim stanie hibernacji, a wszystko wokół nabierało kolorów. Jednak teraz nic mnie nie cieszyło. Nawet śpiew ptaków i taniec motyli.
Nagle kątem oka wychwyciłam obok siebie ruch. Mała postać zakradła się do mnie bezszelestnie. Udawałam, że jej nie widzę. Nie miałam ochoty z nią rozmawiać. Była przyczyną mojego rozbicia, mojego cierpienia i mojej zagłady.
Stanęła naprzeciw mnie i pomachała mi przed oczami swoją małą dłonią. Zacisnęłam szczęki.
- Wiem, że mnie widzisz. - Cichutki, delikatny głosik przeciął ciszę, przyprawiając mnie o dreszcze nienawiści.
Chciałam wrzasnąć. Tak, widzę cię, cholera jasna! Jednak powstrzymałam agresję.
Spojrzałam w zielone oczy, niczym w odbicie moich własnych i uśmiechnęłam się chłodno.
- Owszem.
Nie przejmowałam się tym, że ktoś nakryje mnie na rozmowie z… powietrzem. Nikogo obok mnie nie było.
- Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. - Zirytowała mnie ta zagubiona minka.
- O ironio! A mnie, owszem. - Nie udało mi się do końca pohamować żalu.
Szmaragdowe oczęta otworzyły się szeroko, ale dziewczynka nie wyczuła negatywnych emocji w moim głosie.
- Naprawdę? Ja widuję swoich braci i siostry raz na jakiś czas i tylko wtedy, gdy nie dostaję żadnego zadania.
Przecząc swoim wcześniejszym intencjom zaangażowałam się w rozmowę. To, co mówiła dziewczynka było co najmniej intrygujące.
- Ja widuję takich jak ty prawie dzień w dzień. Zawsze przychodzicie, by zabierać dusze. Mam tak, odkąd byłam mała. Nie łudź się, że ktokolwiek inny cię dostrzeże. To tylko moje przekleństwo.
Małe brewki powędrowały ku sobie w zamyśleniu.
- Niektórzy opowiadają, że widzą nas małe dzieci. One odbierają świat inaczej… ale nigdy dorośli…
- Nie jestem dorosła - zaoponowałam, a Anioł kiwnął głową.
- Tak, wiem. Masz siedemnaście lat. Nie jesteś dorosła, ale nie jesteś już dzieckiem.
- A ty ile masz lat? - zapytałam dociekliwie.
Kosiarz spojrzał na mnie zdziwiony.
- Ja? Nie wiem. Narodziłam się na początku.
- Bóg was stworzył? - Nie wierzyłam w Boga.
- Nie. Powstaliśmy razem z tym światem z energii dobra.
Nie podobała mi się taka zawiła odpowiedź. Nie obchodziły mnie kwestie religijne.
- Istniejecie tylko po to, by przeprowadzać dusze?
Małe skrzydełka zadrgały.
- Tak.
Moja ostatnia nadzieja runęła w gruzach. Niby już o tym wiedziałam, ale łudziłam się, że może wysnułam błędne wnioski. Nigdy po śmierci babci nie próbowałam rozmawiać z Aniołami Śmierci. Za bardzo się bałam.
Z moich oczu wypłynęły łzy i potoczyły się ciężko po policzkach.
Zaskoczony Anioł popatrzył po mnie zagubiony, gdy zawyłam w głos. Nie wiedział czemu tak nagle pogrążyłam się w rozpaczy. A ja już po prostu nie mogłam. Brakło mi sił na to wszystko. Patrzyłam pretensjonalnie w niebo i płakałam.
- Dlaczego? - jęknęłam. - Dlaczego po nią przyszłaś? - wyszlochałam.
-  Mówisz o swojej przyjaciółce? - zapytał Kosiarz. - Przyszłam zabrać jej duszę i bezpiecznie przeprowadzić ją na drugą stronę.
Wtem ogarnęła mnie wściekłość. Na to dziecko, na ten świat i na samą siebie. Miałam ochotę rozerwać sobie pierś gołymi rękami, byle tylko wyjąć źródło bólu, byle już tak nie paliło powolną torturą, byle już mnie nie zabijało. Żeby ten koszmar już się skończył.
- W takim razie po co cię widzę?! Dlaczego?! Po jaką pieprzoną cholerę?! Powiedz mi, bo ja już nie wiem! - wykrzyczałam dziecku prosto w twarz, czując do siebie obrzydzenie. - Dlaczego ja, nikt inny?! Nikt nie musi się tym zadręczać! Tylko ja! Ja musze patrzeć jak przychodzicie! Raz po raz zabieracie wszystko co dla mnie cenne! Dlaczego?!
Kosiarza przestraszył mój wybuch. Mała postać skuliła się i patrzyła na mnie ze strachem. W jej wielkich oczach widziałam własne szaleństwo.
- Ja… ja naprawdę nie wiem - wyszeptał Anioł i zniknął mi z oczu.
Zostałam sama. Zalana łzami, zrozpaczona i rozbita.
Zalewały mnie coraz to nowsze fale myśli dołączając do wcześniejszych. Czułam jak się zapadam, jak ciemność mnie pochłania. Zabiera kolejną cząstkę mojej zmęczonej, połatanej duszy. Miałam dość. Już dość. Chciałam, żeby to wreszcie się skończyło. Przynosiłam tylko cierpienie i śmierć. Czym było wobec tego moje życie? Jaki miało cel? Nie wolno mi kochać, jestem skazana na ból, więc… jaki to ma sens?
Jak w transie podeszłam do barierki. Dyrekcja szkoły sądziła, że żaden z uczniów nie dostanie się na dach, więc teraz od krawędzi spadku dzieliła mnie jedynie zespawana poręcz. Wystarczyło, bym przełożyła za nią nogi, nic więcej. Z wahaniem usiadłam na metalowej rurce.
Czy miałam w sobie dość odwagi? Wiedziałam, że nie ma przy mnie mojego Anioła Śmierci. Czyżbym miała w ten sposób skazać swoją duszę na tułaczkę? Może odwiedzałabym Gaarę od czasu do czasu. Czy to byłoby takie złe? Życie bez bólu… bez niczego… tylko bezsensowna wędrówka.
Ziemia wydawała się być tak daleko… Szkoła miała tylko dwa pietra, ale dla mojego kruchego, ludzkiego ciała taka odległość okazałaby się śmiertelna. Wystarczyłoby, żebym się puściła.
Palce jednak odruchowo zaciskały się kurczowo na zimnej barierce. Instynkty przetrwania brały górę. Nie sądziłam, że stoczę ze sobą taką walkę. Z moich oczu nieustannie płynęły łzy, a ja, palec za palcem, pozbawiałam swojego ciała oparcia.  
Czy lot będzie długi? Przyjemny? Poczuję uderzenie? Będzie bolało? Będzie dużo krwi, jak w tych wszystkich śmiechu wartych horrorach? Czy może…
Ostatniej destrukcyjnej myśli nie dane było mi dokończyć. Usłyszałam za sobą gwałtowne otwarcie drzwi, a potem poczułam, jak silne ręce obejmują mnie i ściągają z balustrady. Naraz zostałam otulona przez znajomy zapach i ciepło. Przerażony Sasuke nie mógł wydobyć z siebie słowa. Oddychał spazmatycznie, tuląc mnie do siebie. Usiadł na ziemi i posadził na swoich kolanach. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Moje własne wciąż były załzawione, a gdy usłyszałam szaleńczą gonitwę serca w jego piersi, dopadły mnie wyrzuty sumienia i ból powrócił. Załkałam żałośnie szukając pocieszenia. Głupia! A miałam się od niego odsuwać! Kołysał nami w panice, nie do końca świadomy tego, co robi. Ściskał mnie nad wyraz mocno.
Moczyłam jego bluzkę słonymi łzami i karmiłam swoje sponiewierane serce odrobiną tego, co było dlań lekarstwem. Jego obecność łagodziła cierpienie. Dotyk goił rany. Dźwięki oddechu i bicia w piersi uspokajały, ale ja wciąż szlochałam i jęczałam jakieś niezrozumiałe słowa. Co chciałam tym osiągnąć?
- Sakura… dlaczego…? - Jego pełen rozpaczy głos łamał się nie pozwalając mu dokończyć myśli, ale ja wiedziałam, o co pyta. Tylko czy wolno mi złamać obietnicę? Wykazać się skrajnym wręcz egoizmem?
- Ona umrze - wyszlochałam, zaciskając dłoń na jego bluzce. - Tak jak wszyscy, których kocham.
Sasuke zamarł, łącząc powoli fakty.
- Hinata - wyszeptał, a ja jęknęłam z rozpaczy.
Chłopak głaskał mnie po włosach i plecach, a ja czułam się tak podle, jak jeszcze nigdy wcześniej. Jestem egoistką.
- Co ty na to, żebyśmy zrobili sobie małe wagary? - To chyba było pytanie retoryczne, bo przewiesił sobie moją torbę przez ramię, otarł mi łzy i musnął miękkimi wargami czubek mojego nosa.
Zostawił mnie na sekundę, żeby zabrać swój plecak, po czym wziął mnie za rękę. Potrzebowałam tego jak powietrza. Dodawał mi otuchy. Karmił miłością, ale wciąż spoglądał ze strachem.
Wyraz jego oczu przypomniał mi słowa, które kiedyś wypowiedział. Mówił wtedy, co by zrobił, gdyby mnie stracił.
Miałam wrażenie jakby ktoś wymierzył mi siarczysty policzek. Jak mogłam mu to zrobić?
Wciąż trzymając swoje dłonie przeszliśmy przez prób mojego mieszkania, a następnie weszliśmy do sypialni.
- Przepraszam - powiedziałam szczerze skruszona, patrząc w dwa czarne onyksy. Błyszczała w nich uraza i gniew.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej?
Czułam, że tłumi w sobie uczucia, byle tylko nie podnieść na mnie głosu, ale zasłużyłam na wszelkie wrzaski i obelgi.
- Co by to zmieniło? Nie chciałam, żeby Hinata się dowiedziała, żeby cierpieli. A Naruto… - pokręciłam bezradnie głową, a z oczu znów popłynął potok łez.
- Rozumiem jemu, jej. Ale mnie? Sakura, przecież wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Nie ważne, co by się działo. Cholera. - Szarpnął swoje czarne włosy i przetarł twarz dłońmi. - Aż tak mi nie ufasz? - Jego twarz wyrażała cierpienie.
Zaprzeczyłam gwałtownie.
- Oczywiście, że ci ufam. Jesteś dla mnie ważny. Jesteś… częścią mnie. Drugą połową mojej duszy… ale co, jeśli na ciebie też ściągnę Kosiarza? Popatrz! Z każdej strony otacza mnie śmierć. Zabrała mi babcię, rodziców, a teraz zrobi to samo z Hinatą. Co, jeśli tobie też coś się stanie? Nie! Nie wybaczyłabym sobie tego - opadłam na łóżko i skuliłam się z bólu. Nie przeżyłabym, gdyby Sasuke umarł.
Chłopak przysiadł się obok i objął mnie ramionami.
- Nie zostawię cię. Nigdy! - zapewnił z mocą i pewnością, której ja nie posiadałam.
- Skąd wiesz? - wyszeptałam przestraszona, spoglądając na niego z trwogą. - Nie możesz wiedzieć.
Ucałował moje czoło, powieki, nos, załzawione policzki, brodę i w końcu usta, a ja nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że muskają mnie skrzydła motyla. Oparł policzek o mój i odsunął się, żeby patrzeć mi prosto w oczy.
- Bo cię kocham. Jesteś moja, a ja jestem twój. Tak długo, póki oboje będziemy istnieć - żarliwe słowa pobudziły moje serce do wzmożonego wysiłku. Przez cały ten beznadziejny ocean bólu i cierpienia, którym się otaczałam, gwałtownie przebiła się smuga szczęścia. Tak niesamowicie kontrastująca z moim dotychczasowym stanem jak pierwszy kwiat wśród śniegów, jak pierwsza gwiazda na bezkresnym firmamencie, jak światło wśród mroku, jak życie wśród śmierci.
Tym razem płakałam ze wzruszenia.
- Ja też cię kocham - wyszeptałam, bojąc się, że te słowa mu zaszkodzą i staną się przyczyną jego zguby. Ale byłam taką egoistką…
Nasz następny pocałunek nie miał w sobie nic ze wcześniejszej delikatności. Ciepłe wargi zachłannie parły na moje, a ja oddawałam się tej pieszczocie bez końca. Głaskałam jego kark, mierzwiłam cudownie miękkie, hebanowe włosy i w ogniu zapamiętania błądziłam dłońmi po jego ciele.
W końcu oderwaliśmy się od siebie łapczywie łapiąc oddechy.
Musnął moje usta jeszcze raz. Tym razem słodko, ulotnie.
Moje zmarznięte serce płonęło i byłam Sasuke szczerze wdzięczna.
Położyłam dłoń na jego policzku i przytknęłam ucho do miejsca nad sercem, by słuchać głuchego dudnienia.
Sasuke został ze mną aż do rana. Spaliśmy w swoich objęciach chłonąc tę bliskość. Gdy z pierwszymi promieniami słońca, ujrzałam jego spokojną, pogrążoną we śnie twarz, zrozumiałam, że kocham go do szaleństwa. Zrobiłabym dla niego wszystko. Nawet oddała zań własne życie. Był taki piękny. Złote smugi świtu wtulały się miękko w jego rysy twarzy, uwydatniając każdym cieniem zgrabny nos, pełne usta i kwadrat szczęki z delikatnym zarostem. Duże dłonie obejmowały mnie czule, przyciskając do szerokiej piersi.
Jednak fizyczność pozostawała jedynie fizycznością. Jego osobowość sprawiała, że chciałam przy nim trwać i dla niego brać kolejny oddech. To wszystko co dla mnie robił, i co był gotowy uczynić. To jak wytrwale za mną podążał i podnosił, gdy upadałam. Czułam się przy nim kochana i bezpieczna.
Przebudził się i dostrzegł, że mu się przyglądam. Powiódł kciukiem po mojej skroni, policzku i żuchwie. Tym gestem udowodnił mi jak strasznie jestem krucha i bezbronna.
- Dzień dobry - przywitał się ochryple, a moje serce wywinęło salto, kiedy ucho wychwyciło czułość, z którą się do mnie zwrócił.
- Cześć.
Zjedliśmy śniadanie i umyliśmy się.
- Twój tata i brat nie będą się o ciebie martwili? - Znów siedzieliśmy na moim łóżku, a Sasuke delikatnie rozczesywał moje wilgotne po kąpieli włosy.
- Nie sądzę, żeby zauważyli moją nieobecność. Któryś by zadzwonił, a poza tym czasami pracują w firmie do późna, a nieraz nawet w niej nocują. - Chciał mnie uspokoić, ale wiedziałam, jak bardzo musi czuć się samotny. - No i dzisiaj sobota, a wtedy mają najwięcej roboty.
Ścisnęłam jego dłoń splątując nasze palce.
- Sakura… - odwrócił mnie w swoją stronę, a w jego oczach odmalowało się zacięcie - Cokolwiek postanowisz w sprawie Hinaty będę cię wspierał. Pamiętaj o tym.
I w ten właśnie sposób zakończyła się era mojego altruizmu. Chciałam zachować się szlachetnie, ale nie wystarczyło mi silnej woli. W ostateczności, czy można mnie za to winić?
Po południu tego samego dnia Sasuke wrócił do domu, aby przynieść ze sobą czyste rzeczy i spędzić ze mną również niedzielę. To dodało mi sił do kolejnej konfrontacji z Aniołem Śmierci Hinaty.
Znalazłam go jak zawsze na posterunku. Popatrzył na mnie z przestrachem, ale ja skinęłam na niego ręką i sama udałam się na dach. Tym razem towarzyszył mi Sasuke.
Mała dziewczynka spojrzała na mnie nieufnie i z ewidentnie obrażoną miną.
- Przepraszam - powiedziałam szczerze skruszona patrząc jej w oczy. - To, co się wtedy stało… nie miałam nad tym kontroli.
Anioł zrobił dwa kroki swoimi porcelanowymi nóżkami, tym samy zbliżając się nieco. Wyraz jego twarzy ze zdziwionego przeszedł w radosny.
- Wiem, że wy, ludzie, różnie reagujecie. Jesteście nieprzewidywalni i wybuchowi. Obserwowałam was przez wieki. Ja także mam uczucia. Zazwyczaj jeśli zabieramy bardzo wartościową duszę, do której się przywiążemy, czujemy głęboki smutek, ale nie na długo. Dusze przechodzą, by móc się odrodzić lub zamieszkać w Raju. To wy ludzie niepotrzebnie wylewacie łzy i złościcie się. Śmierć waszych ciał nie jest końcem, tylko początkiem. W większości nie potraficie wykorzystywać ofiarowanego wam czasu i szans, ale tylko dlatego, ze nie jesteście idealni. Gdyby tak było, nie można by nazywać was ludźmi.
Starałam zachować spokój i nie zareagować emocjonalnie na wypowiadane mądrości, ale i tak pod moimi powiekami wezbrały łzy.
Przysiadłam na chłodnym betonie.
Czułam na sobie zaniepokojony wzrok Sasuke stojącego dwa kroki dalej. Nie słyszał tego, co ja.
- Ja bardzo kocham Hinatę - powiedziałam łagodnie, jakbym faktycznie zwracała się do dziecka.
Dziewczynka podeszła bliżej, aż nasze oczy znalazły się naprzeciwko siebie.
Zaskoczona przypatrywałam się wędrującej powoli w stronę mojej twarzy, małej białej rączce. Jej dotyk był jak ciepło miłości w czystej postaci. Nie mogłam powiedzieć, że jej skóra miała fakturę, ale odniosłam wrażenie, że ten gest sięga poza barierę fizyczności i styka się z moim jestestwem. Pogłaskała mnie po włosach i policzku, a ja nie byłam już w stanie dłużej powstrzymywać łez, które ponownie naznaczyły moją twarz, będącą bez wyrazu, jakichkolwiek emocji. Ten krótki kontakt z anielską dłonią zostawił mnie przyjemnie pustą.
Ostrożnie wyciągnęłam ramiona. Jakby nie patrzeć wiekowa istota miała postać dziecka wzbudzającego matczyne uczucia. Odniosłam wrażenie, że przytulam do siebie pulsujące ciepło.
- Jestem Sakura - powiedziałam, gdy udało mi się zebrać myśli.
- A ja Aruka.
Usłyszałam, jak w szkole rozbrzmiewa dzwonek na lekcje.
Odsunęłam się od dziewczynki i chwyciłam torbę. Anioł uśmiechał się błogo.
- Masz dobre serce - oznajmiła, a to o czymś mi przypomniało. Nie byłam tylko pewna czy to nie zostanie źle odebrane.
Idąc do szkoły zatrzymałam się w cukierni, by móc poczęstować przyjaciół czymś słodkim. Wyjęłam z torby czekoladowe serduszko i wetknęłam je w małe ręce.
Zielone oczęta otworzyły się szeroko i pojawiło się w nich wzruszenie.
- Dziękuję - szepnął Anioł i schował cukierka do kieszeni swojej sukienki. - Nie wolno nam brać rzeczy ze świata ludzi, które nie należą do nas, ale skoro mi to podarowałaś…
- To się je - uśmiechnęłam się zadowolona z jej zadziwionej miny.
Wyjęła prezent z kieszeni i obróciła go w palcach. Znikając za drzwiami kątem oka zobaczyłam, jak odwija papierek.
Chwyciłam dłoń Sasuke i uścisnęłam ją uspokajająco. Nie wiedziałam ile wywnioskował z naszej rozmowy, skoro w większości jej nie słyszał. Wyglądał, jakby głęboko się nad czymś zastanawiał.
- Kiedy go do siebie przytuliłaś… twoja aura stała się złota. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie widziałem. Wiesz, że nie bez przyczyny przedstawia się chrześcijańskich świętych ze złotą aureolą?
Moje brwi powędrowały wysoko, gdy spojrzałam we wciąż zamyślone, czarne oczy.
Nie dyskutowaliśmy więcej na ten temat. Po lekcjach opowiedziałam Sasuke, o czym mówiłyśmy z Aruką. Odprowadził mnie do domu i pożegnaliśmy się pod moim mieszkaniem.
We własnych czterech ścianach do moich myśli wróciła kwestia śmierci Hinaty. To, co powiedział mi Kosiarz miało być jakimś pocieszeniem, ale wciąż traciłam najlepszą przyjaciółkę. Czy mogłam zrobić cokolwiek poza bezczynnym czekaniem na ocean bólu, który ta śmierć ze sobą niosła?
Podeszłam do kuchenki, nalałam do czajnika wody i postawiłam go na gazie, a z szafki wyjęłam kubek oraz torebkę herbaty. Odwróciłam się z zamiarem wyjścia do pokoju i aż podskoczyłam ze strachu.
Przy stole, na jednym z krzeseł siedział Anioł Hinaty. Jego nóżki śmigały w tę i z powrotem, zawieszone kilka centymetrów nad podłogą Para zielonych oczu wpatrywała się we mnie intensywnie.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam, uspokajając oddech i odejmując rękę od piersi, w której dygotało zatrwożone serce.
Mała twarzyczka rozpromieniła się w figlarnym uśmiechu.
- Nie obawiaj się. Nie przyszłam po ciebie, tylko do ciebie.
Spojrzałam na nią skonfundowana.
- Byłaś dla mnie niespodziewanie miła. Chcę ci się odwdzięczyć.
To zaskoczyło mnie jeszcze bardziej, niż jej niepokojąca obecność w mojej kuchni.
Sięgnęłam po herbatniki, wyłożyłam je na talerz i postawiłam przed nosem Aruki, gestem zapraszając, by się poczęstowała.
Zaintrygowane dziecko wzięło do ręki ciastko, a ja sama poszłam jego śladem, podgryzając jedno.
- O co chodzi? - zapytałam w końcu dociekliwie.
- O mnie i twoją przyjaciółkę.
Obserwowałam dokładnie jak ciastko znika w ustach dziewczynki.
- A dokładniej? - Cierpliwość zaczynała mi się kończyć.
- Powiedziałam ci, że zawsze przychodzimy odebrać duszę. To nasze jedyne zadanie. Bezpieczne przeprowadzenie ich na drugą stronę. Przychodzimy, gdy pojawia się ryzyko śmierci waszego ciała. Pilnujemy, by dusza trafiła we właściwe miejsce i nie zgubiła drogi. Czasami nie możemy pomóc. Na przykład, kiedy ludzie popełniają samobójstwo. Nie jesteśmy wtedy w stanie zapewnić ochrony. Odebranie sobie życia pozostaje w takim przypadku waszą decyzją. Nie pojawia się ryzyko śmierci z zewnątrz.. Nie ma ostrzeżenia. Błąkacie się wtedy bez celu po tej ziemi, aż po kilku wiekach zajmuje się wami Czyściciel. Czasami zdarza się tak, że zostaniemy zaalarmowani, ale nie umieracie.
Przy ostatnim zdaniu omal się nie zakrztusiłam kawałkiem herbatnika. Wybałuszyłam oczy.
- Jak to? - zdziwiłam się. - Ostatnio jeden z was powiedział mi, że nie można sprzeciwiać się temu, co jest nieuniknione.
- W niektórych przypadkach to nie możliwe - zgodziła się Aruka. - Czasami ludziom pisana jest śmierć w danym momencie i nic nie może mieć na to wpływu. - Wzruszyła obojętnie ramionami, jakbyśmy rozmawiały o pogodzie.
- Czy ty… - zabrakło mi słów.
- Hinata może umrzeć, ale nie musi.
Jej słowa dźwięczały mi w uszach, wywołując lawinę emocji: radość, niedowierzanie, ulgę i strach. Dłuższą chwilę zajęło mi przetrawienie tego wszystkiego.
- Błagam cię… - Moje oczy zaświeciły niezdrowym blaskiem. - Zrobię wszystko, żeby ją uratować. Powiedz mi, co muszę zrobić.
- Właściwie postawionym pytaniem w tej sytuacji byłoby: „Co jej jest, że umiera?” Ludzkie ciało jest bardzo kruche. Łapiecie różne choroby…
Te słowa sprawiły, że zaświtało mi w głowie. Kiedy po raz pierwszy ujrzałam Arukę?
- Hinata miała grypę - wydedukowałam na głos.
Dziewczynka pokręciła przecząco głową.
- W tych czasach ludzie nie umierają na grypę. - Zdałam sobie sprawę, że istota ma racje. - Musisz z nią porozmawiać. Nakłonić, żeby poszła do lekarza, by wyleczyli jej ciało.
- I wtedy odejdziesz? - Palnęłam trochę bezmyślnie. Nie chciałam urazić Anioła.
Wzruszył ramionami.
- Nie będę miała już na co czekać. Wrócę u schyłku jej życia.
Tej ulgi, która mnie zlała, nie mogę wyrazić słowami. Całe dotychczasowe napięcie opadło i zastąpiło je coś innego. Determinacja.
Dobiegłam do telefonu.
- Hinata? - zapytałam gorączkowo, a gdy uzyskałam potwierdzenie, kontynuowałam - Spotkaj się ze mną.

Wystukiwałam nerwowy rytm na blacie stołu w pokoju przyjaciółki. W końcu weszła do środka, zamykając za sobą drzwi. Uśmiechnęła się do mnie promiennie, a ja, nie chcąc budzić w niej obaw, zrobiłam to samo. Nadal nie chciałam mówić o tym wprost, chociaż pewnie sama miała się domyślić. Zlustrowała mnie przeszywającym spojrzeniem.
- Ostatnio jesteś nieswoja - skomentowała, wciąż mi się przypatrując.
Przytaknęłam niechętnie.
- Można tak powiedzieć. - Chyba wyczuła, że nic więcej na ten temat nie powiem, więc przeszła do innego.
- Dlaczego tak nagle chciałaś się ze mną zobaczyć? - zapytała, popijając sok.
Wciąż kombinowałam w myślach, ale nic lepszego nie przychodziło mi do głowy.
- Ufasz mi Hinata? - zapytałam patrząc jej natarczywie w oczy.
- Ależ oczywiście! - zapewniła mnie gorąco.
Nie mogłam się nie uśmiechnąć.
- Zrobisz coś dla mnie? - upewniłam się.
- Oczywiście! Powiedz tylko, o co chodzi.
Cała Hinata. Wiedziałam, że uczyni wszystko, o co ją poproszę.
Spojrzałam ukradkiem na Arukę, która potaknęła głową, zachęcając mnie tym samym.
Sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam z niej złożoną kartkę.
- To jest numer telefonu i adres kliniki. Umówiłam cię już na wizytę. Chcę, żebyś na nią poszła.
Hinata przyjęła kartonik, marszcząc brwi. Usłyszałam w jej głowie ciche kliknięcie, gdy w końcu zrozumiała. Rozchyliła lekko usta, a jej oczy otworzyły się szeroko.
Spojrzała na mnie ze zrozumieniem, a ja resztkami sił powstrzymywałam się od błagalnego jęku. O nic nie pytała. Położyła kartkę na stole i przytuliła mnie.
- Będzie dobrze - wyszeptała mi na ucho.
W to nie wątpiłam.
***
Przejrzałam się w lustrze i poprawiłam kołnierzyk białej koszuli. Przeczesałam jeszcze swoje długie, różowe włosy i niemal w podskokach opuściłam mieszkanie. Przed wejściem do bloku wpadłam na nieziemsko przystojnego faceta. Otaksował mnie swoim magnetycznym spojrzeniem, pochwycił w locie i zniewolił moje usta swoimi. Dacie wiarę, że kocham go do szaleństwa i, co strasznie dziwne, on mnie również? Nie ma co jestem farciarą.
Podarowałam mu uśmiech przeznaczony tylko dla jego osoby.
- Masz dzisiaj wybitnie dobry humor. - Jego spojrzenie przeszyło powietrze wokół mnie.
- Kolorowa? - zapytałam zaczepnie, łapiąc go za rękę.
- Hmm… Taka czerwono-różowo-żółta.
Zaśmiałam się.
- Zgaduję, że twoja również.
Puścił mi perskie oko i pociągnął w kierunku szkoły. To był nasz ostatni dzień w liceum. Zakończenie roku. Rozdanie świadectw. Za kilka miesięcy miałam rozpocząć studia medyczne, a Sasuke zarządzanie.
Jeszcze przed głównym wejściem wypatrzyłam grupę moich przyjaciół. Naruto, Hinatę, Temari i Gaarę. Wszyscy wyglądali promiennie… nawet Gaara.
Klub Badający Zjawiska Nadprzyrodzone miał przestać istnieć, ale wiedziałam, że my zawsze będziemy się przyjaźnić.
Hinata poszła za moją radą i lekarzom udało się ją wyleczyć. Mała Aruka pożegnała się ze mną, a ja po raz pierwszy poczułam żal po rozstaniu z Aniołem Śmierci. Od tamtej chwili dużo się w moim życiu zmieniło. Zaczęłam lepiej rozumieć Kosiarzy i powód ich istnienia. Pozwoliło mi to pogodzić się z moim darem. Zrozumiałam, że nie wszystkim zawsze mogę pomóc. Przestałam odbierać każdą śmierć tak bardzo osobiście. Nie obwiniałam się już więcej. Nauczyłam się wybaczać i mierzyć ze swoimi lękami.
Co się tyczy samych Aniołów… wciąż ich widuję, ale często z nimi rozmawiam, jeśli tylko mam okazję, no i przesyłam pozdrowienia Aruce. To, czego się od niej dowiedziałam, pomogło nam wszystkim lepiej zrozumieć świat, rządzące nim prawa i swoje umiejętności…
- Co powiecie na pamiątkowe zdjęcie? - zakrzyknęła Temari.
- Jestem za.
- Ja też.
- Nie musisz się tak drzeć, idiotko - odparował Gaara, a Tem pokazała bratu język.
Cieszyłam się tym dniem, jak każdym poprzednim i następnym. Zaczęłam naprawdę doceniać życie i chwytać wszystkie okazje, które przynosił mi los. Nie wiedziałam, kiedy przyjdzie po mnie mój Anioł Śmierci, ale chcę być wtedy równie gotowa, co moja babcia, by móc bez obawy wziąć go za rękę i odejść jak z dobrym przyjacielem. Nauczyłam się jeszcze czegoś. Życie jest darem, a my otrzymaliśmy je po to, aby żyć, a nie umierać.

****
*Cytat z książki pt. „Tam, gdzie spadają anioły” Doroty Terakowskiej


No i proszę. Skończony! Może nie wszyscy wiedzą, ale kawałek tego projektu doczekał się publikacji jeszcze na moim onetowskim blogu. Dedykuję go .romantyczce, która odwaliła kawał dobrej roboty przy korekcie, ponadto natchnęła mnie, by jednak doń wrócić. Mam nadzieję, że przesłanie jest już dla Ciebie oczywiste, kochana.

Pozdrawiam wszystkich czytających.

9 komentarzy:

  1. Błędów Ci nie wypiszę, bo sama dokonywałam korekty tego opowiadania i na bieżąco komentowałam i poprawiałam wszystkie niedociągnięcia od strony gramatycznej. Jednakże nie myśl, że wszystko będzie miodem i mlekiem płynące.


    Ino. Zaznaczyłaś nam ją bardzo wyraźnie, mimo iż nie wspominałaś o niej za często. Przełomowa sytuacja między nimi nastąpiła na wychowaniu fizycznym, gdy blondynka popchnęła Sakurę, a następnie wypowiedziała do niej groźbę pełną realizacji i zawiści. Roznieciłaś konflikt, a potem go porzuciłaś, gdzie z Yamanaki zrobiłaś ważne ogniwo. Wyhodowałaś czystą nienawiść, a następnie zostawiłaś ją, kłębiącą się i rzucającą, na pastwę losu. To mnie uwierało, bo do końca czytania zastanawiałam się, co się z nią stanie. Ani nawet wspomnienia, że się pogodziły, tolerowały lub wciąż kroczyły wojenną ścieżką.


    Tutaj już ich nie ma, ale nie podobały mi się zdrobnienia. Jak już mówiłam - to zabierało tej historii powagi i animuszu, zdziecinniały ją, a to było niewybaczalne. Kiedy jednak zastanawiałam się nad ich celem, myślę, że chciałaś po prostu rozczulić. To Cię usprawiedliwia w pewnej części. Ale na przyszłość - wystrzegaj się. Pozwalaj sobie tylko w tych przypadkach, które Ci wyszczególniłam.


    Podobało mi się za to, jak powoli i spokojnie wprowadziłaś Sasuke i Sakurę w związek i wzajemną akceptację. Niby nie opisywałaś tych etapów dialogami i sytuacjami, a jedynie krótkimi wspomnieniami, jednak były one wystarczające i pełne, sycące wyobraźnię i ciekawość czytelnika.


    Pobocznych bohaterów wykreowałaś spokojnie, bez wyskoków, od razu przedstawiając nam wybuchową Temari, zdystansowanego Gaarę, ciepłą Hinatę i otwartego Naruto. Nie kazałaś nam się domyślać, tylko podałaś nam ich na tacy. To wyjątkowo dobrze, bo opowieść obfitowała w inne opisy i stawiała przed nami zadania, do których musieliśmy dojść sami. Te równie ważne rzeczy, jednak wciąż niżej w hierarchii, przedstawiłaś nam, szczędząc zagubienia i konsternacji.


    Pomysł był ponadprzeciętny. Mimo iż w Internecie jest na pęczki Aniołów Śmierci i Kosiarzy, to nikt nigdzie nie zastosował podobnej analogii, co Ty. Chylę czoła, bo wciąż mnie zaskakujesz. Sprawiasz, że nie wiem, czego jeszcze mogę się po Tobie spodziewać. Doskonale wiesz, co czułam po przeczytaniu tej historii. Targały mną emocje od skrajnego smutku, żalu, goryczy, przez namiętność, pasję, miłość, aż po radość i akceptację. I tutaj moje wyznanie - również płakałam, gdy Sakura próbowała popełnić samobójstwo. Drugi raz w ciągu miesiąca ktoś doprowadził mnie na skraj wytrzymałości emocjonalnej.


    A gdy pojawił się Anioł Śmierci Hinaty? Omal nie padłam. Od uszu, przez policzki, kark i plecy, aż po lędźwie miałam dreszcze. Nawet teraz, jak to piszę, wciąż przebiegają tam i z powrotem. Zaskakiwałaś mnie na każdym kroku. Ale już Ty dobrze o tym wiesz. Wzruszyłaś mnie, a ja mam wrażenie, że za bardzo zmiękłam. Jednak ciężko nie czuć nic przy czytaniu tak dobrego kawałka tekstu.


    Na sam koniec dziękuję. Dziękuję za wszystko. Nie chcę pisać publicznie, za co dokładnie jestem Ci wdzięczna, ale jedno wykrzyczę całemu światu - ZA TO, ŻE JESTEŚ! Za to, że mnie wspierasz w każdy z możliwych sposobów. Za to, że w przeciągu tak krótkiego czasu dałaś mi więcej ciepła, niż niektórzy mi bliscy. Arigato.

    P.S. No, już. Koniec. Zaraz znowu się popłaczę :) Dziękuję za dedykację. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do Ino... zdaję sobie z tego sprawę i domyślałam się, że się jej czepisz. W moim początkowym zamyślę ta dziewoja grała bardzo istotną rolę, ale że koncepcja nieco uległa zmianie i zatarciu, nie wiedziałam co z bidulką zrobić.

      Co do zdrobnień. Chciałam pokazać, że nie taki diabeł straszny jak go malują, a na początku historii pokazać kontrast między niepozornością Aniołów Śmierci, a ich funkcją. Może faktycznie wyszła mi przez to groteska.

      Nie masz mi za co dziękować. Taak... a zaraz powiesz, ze ja nie mam za co dziękować Tobie, więc wejdźmy w układ i nie dziękujmy sobie na wzajem :P Nie no żartuję oczywiście.

      Cieszę się, że Cię poruszyłam. Trochę bałam się, że przesadziłam, że to, co zrobiłam Ci się nie spodoba. Nie zdziwiłabym się, gdybyś mi nawrzucała... Wciąż się obawiam, że gdzieś po cichu czujesz do mnie urazę...

      Nie, nie zmiękłaś. To ja zhardziałam. Równowaga w świecie musi być, a w przyrodzie nic nie ginie. ;)

      Usuń
  2. Bardzo się cieszę, że dokończyłaś to opowiadanie :D Do tej pory czułam niedosyt z powodu tego, że nie wiedziałam jak to się zakończy ;) O ile dobrze pamiętam na twoim poprzednim blogu opowiadanie to zatrzymało się na powrocie Hinaty do szkoły i ukazaniu się jej anioła Sakurze. Popraw mnie jeśli się mylę :) Cieszę się, że mam możliwość poznać dalsze losy bohaterów tej historii :D Mimo wszystko opowiadanie zakończyło się szczęśliwie co tylko poprawiło mi humor :D

    Z niecierpliwością czekam na kolejne historie ;)
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się cieszę. Nie lubię zostawiać niedokończonych spraw. Miedzy innymi, dlatego wróciłam do pisania blogów.
      Tak, skończyłam w tym momencie, o którym mówisz. To zadziwiające, ale dopisałam tylko jakieś 15 stron. Najwyraźniej, to opowiadanie naprawdę potrzebowało czasu, żeby dojrzeć, a raczej, ja go potrzebowałam.
      Zaintrygowało mnie, że pamiętasz mnie jeszcze z Onetu, ale jak teraz się głębiej zastanowię, to faktycznie miałam tak jakąś czytelniczkę o podobnym nicku, jeśli oczywiście posługiwałaś się wtedy takowym.

      Dziękuję Ci serdecznie i pozdrawiam
      Ikula

      Usuń
  3. Warto było czekać.
    Tak wyglądałby mój komentarz, gdybym miała w naturze pisania jednego lub dwóch zdań. Jednak znasz mnie. Jak już pisać to długo i treściwie.
    Przyznam rację .romantyczce w kwestii Ino, jednak z nieco innej perspektywy. Poza samym faktem, że nie wiem co się stało z tą dziewczyną, liczyłam na jej nieco większy udział w całej historii. Niby hardo zaznaczyła, że zdobędzie Sasuke, a jednak od tamtej chwili zniknęła w eterze, jakby nigdy nie istniała. Nie przewijała się nawet w dialogach. Trochę szkoda, bo znając Ciebie, dałabyś radę stworzyć nieco poboczny wątek ubarwiający całość. Jednak patrząc przez pryzmat powagi? Widzę, że był to temat-bagno, który umiałby szybko wyrwać się spod kontroli i zniszczyć taką... mistyfikację tego opowiadania. Wciągnąć dobre chęci i zostawić po tym pustkę.
    Oprócz tego znalazłam chyba dwa błędy czysto kosmetyczne. Mała literka na początku zdania i przecinek przed "i". Ciężko mi teraz stwierdzić gdzie... wybacz. Za bardzo mnie wciągnęło.
    Dalej. Moment, który był dla mnie nowy, ponieważ początek (czy raczej połowę) tej jednopartówki przeczytałam na onecie. Samobójstwo Sakury. Przeraziłaś mnie nie na żarty. Już samo zachowanie tej biednej dziewczyny utwierdzało mnie w fakcie, co takiego chce zrobić, chociaż nie mówiła o tym wprost. Udało Ci się stworzyć napięcie, a także scenę tak bardzo romantyczną, że mój komputer dostał zawiechy ze wzruszenia. Czekałam tylko, aż będę musiała zbierać wodę, która nagle zacznie wylewać się litrami z mojego monitora.
    Skoro już o romantyźmie mowa... Sasuke. Jak wspomniałam, znasz mnie, a więc i moje podejście do tej postaci. Uwielbiam go w takiej wersji, jaką przedstawiłaś i nie mam obiekcji. Poza tym, spodobał mi się sam pomysł na jego oczy. Mistrz kamuflarzu emocjonalnego widzi cudze aury. Genialne. ^^
    Potrafisz poruszać tematy, na które większość ludzi nawet by nie spojrzała. To wspaniałe. Stworzyłaś istną bombę uczuć. Dramat, który zakończył się szczęśliwie. Romans, przy którym (tak, przyznam się...) wylałam kilka łez. Fantasy, które... mogłoby nim nie być, kto wie? Jednak przede wszystkim, wyciągnęłaś z tego wszystkiego esencję życia i pomimo ogólnego, ponurego wydźwięku, zaraziłaś mnie optymizmem. Potrzebowałam tego. Takiego optymistycznego podejścia do życia.
    Szczególnie zapadło mi w pamięć kilka słów...
    "Życie jest darem, a my otrzymaliśmy je po to, aby żyć, nie umierać."
    Mogę w końcu przyznać sama przed sobą, że z takim nastawieniem warto kroczyć przez życie. Będę to robić. Bo moje serce nie bije tylko dla mnie. ^^
    Dziękuję Ci za to wspaniałe przeżycie, za emocje, za łzy... za to, że jesteś i dzielisz się z nami swoim wnętrzem.
    Dziękuję za wszystko i obyś nigdy nie straciła wiary w siebie.
    Matane! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I obyś ty też jej nie straciła, maleńka. ^^

      Usuń
  4. To był piękne opowiadanie, rozryczałam się... Wszystkie Twoje opowiadania wdzierają się do mojego serca i robi bałagan, przeżywam wszystko co napiszesz jak najświętszą prawdę. Mam nadzieję, że nigdy powtarzam -NIGDY!! nie przestaniesz pisać. Dla mnie Twoje opowiadania są jak najciekawsze książki ... wywołują mase emocji. Mam tak, że jak przeczytam coś co wywoła we mnie tyle uczuć nie mogę normalnie funkcjonować przeżywam każdą linijkę danego tekstu. Może to dziwne i uznasz mnie za osobę mało normalną, ale właśnie tak miałam z niektórymi -wyjątkowymi książkami - i z Twoimi opowiadaniami.
    Czytałam tą notkę na twoim onetowskim blogu i byłam zrozpaczona jak zostawiłaś ją taką niedokończoną, byłam przepełniona smutkiem... Aż tu nagle bam!!! Zupełnie przypadkiem natknęłam się na tego bloga i ujrzałam TO opowiadanie mało tego było ono dokończone. W jednej chwili poczułam jak moje serce fika koziołka mialam ochotę piszczeć i skakać jak mała dziewczynka, zaczęłam czytać, ręce mi się trzęsły i byłam taka szczęśliwa...
    Dziękuję, dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję za to, że jesteś i piszesz, za to, że dokończyłaś TO opowiadanie naprawdę DZIĘKUJĘ!!!
    Co do samego opowiadania wybrałaś świetny temat i wspaniale wszystko opisałaś jestem z Ciebie dumna. Wszystko tu była bardzo ciekawie opisane, a ja sama ani razu się nie nudziłam. To z zobaczeniem Anioła Śmierci Hinaty był genialny pomysł!! Normalnie myślałam, że zemdleje jak przeczytałam, że Hinata może umrzeć, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Było mi szkoda Saki w końcu ona tyle przeszła, a śmierć przyjaciółki była by jej gwoździem do trumny. Wstrząsnęła mną wściekłość jak czytałam fragment o próbie samobójczej Saki w myślach krzyczałam -NIE!!- w rzeczywistości - zaniemówiłam- na szczęście Sasek ją uratował. Byłam zdziwiona, że jej nie opieprzył * mogę tak się wyrazić??*.
    Jak skończyłam czytać ogarnął mnie błogi spokój i szczęście.
    Mam nadzieję, że nigdy nie porzucisz pisania i niebawem pojawi się nowa notka, którą z uwielbieniem przeczytam. Od teraz gdy Cię znalazłam będę stałym czytelnikiem. Życze Ci wszystkiego co najlepsze i oczywiście pokłady weny twórczej oraz czasu na pisanie.
    Pozdrawiam Paulina. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jacie w życiu jeszcze nie napisałam tak długiego komentarza. Co ty ze mną robisz?? A z resztą należy Ci się. :D

      Usuń
    2. Jestem szczerze zaskoczona i poprawił mi się humor. To niesamowite, ze pomimo prawie rocznej przerwy, którą sobie zafundowałam, a także usunięcia blogów, wciąż o mnie pamiętasz. Tak... kojarzę Cię. Zostawiałaś komentarze już pod moimi pierwszymi notkami na PŻ. O rajciu...
      Jestem szczerze wzruszona. Dziękuję Ci za Twój komentarz. Cieszę się, że istnieją gdzieś ludzie, którzy czytali i czytają mnie dla przyjemności, a nie dla handlu wymiennego. Mam nadzieję, że zajrzysz tu od czasu do czasu. Notki pojawiają się w terminach ustalonych przeze mnie wcześniej.

      Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam ciepło ;)
      Ikula

      Usuń