Śmierć. Czym tak naprawdę jest? Czy to koniec, a może początek? Której
religii w tej kwestii wierzyć? Tej, która mówi, że człowiek po śmierci trafia
do nieba, piekła, albo czyśćca czy może tej, która mówi o ponownym odrodzeniu
po pewnym okresie czasu? Jeśli ktoś umiera, mamy się smucić czy może wręcz
przeciwnie? Śmierć to w końcu naturalna kolej rzeczy. Na każdego przychodzi
czas. Ale kto o tym decyduje? Kto zaplanował kto ma się dzisiaj narodzić, a kto
umrzeć? Tyle nurtujących pytań pozostawionych bez odpowiedzi…
Z westchnieniem bezsilności zamknęłam na klucz drzwi
od pustego mieszkania. Odwieczny strach, który towarzyszył mi każdego dnia,
przyprawił moje serce o szybszy rytm, a dłonie o drżenie. Zawsze boję się, że
gdy wyjdę do ludzi, to zobaczę „ich”. Co z tego, że to przypadkowo spotkane na
ulicy osoby? Czuję żal i ogromne poczucie winy, gdy widzę te wielkie dziecięce
oczy, jedwabne włoski, małe zawieszone smutno skrzydełka i blady uśmiech.
„Kosiarze”, „Aniołowie Śmierci” - tak ich nazywam w myślach.
Stawiałam krok za krokiem. Szłam powoli, cierpliwie
znosząc ciekawskie spojrzenia przechodniów. Ich wzrok przyciągał mój nietypowy
kolor włosów. Jestem chyba jedyną istotą na ziemi obdarowaną od natury ich
różową barwą. Jednakże, mimo kłopotów, które przysparzały mi w przeszłości i
przysparzają dziś, lubię je i zapuszczam. Staram się doceniać to, co
otrzymałam. Może nie jestem idealna, ale ten bliski kontakt ze śmiercią
sprawia, że staram się cieszyć każdym drobiazgiem.
Idąc, usiłowałam nie rozglądać się na około.
Wpatrywałam się w zieleń drzew i piękno przebijającego przez liście światła słonecznego,
wsłuchiwałam się w łagodny śpiew ptaków. Bałam się, że jeśli spojrzę przed
siebie, to zobaczę „ich”. Ktoś zapyta: kogo takiego nie chcesz widzieć? Ale ja
właściwie sama nie do końca wiem. Nie rozumiem też, dlaczego akurat mnie
zostały podarowane wyjątkowe zdolności. Wydaje mi się, że wszystko zapoczątkowało
pewne wydarzenie, ale mogę się mylić.
Miałam wtedy dziewięć lat. Mieszkałam ze swoimi rodzicami
i babcią na obrzeżach miasta. Mama i tata nigdy nie mieli dla mnie czasu, oboje
wiecznie zajęci zostawiali mnie pod opieką babci. To głównie ona mnie wychowała
i wszystkiego nauczyła. Opowiadała mi różne, piękne historie mówiące, między
wierszami, o prawdziwych wartościach i życiowych problemach. Uwielbiałam ich
słuchać. Babcia pokazywała mi przez te, wypełnione mądrością, bajki, jak
doceniać życie i to, co w nim otrzymałam.
- „Życie, Sakuro, jest najcenniejszą rzeczą, jaką
posiadasz. Być może drugiego nie dostaniesz. Powinnaś się nim cieszyć i żyć
dobrze, żeby w razie sądu nad twoją duszą, zapadł łaskawy wyrok.”
Warunki, w których się wychowywałam, sprawiły, że
dojrzewałam szybciej niż moi rówieśnicy. Babcia uczyła mnie nie tylko jakim być
człowiekiem, ale też tego, jak poradzić sobie w dorosłym życiu. Jakby
wiedziała, że te zdolności bardzo mi się przydadzą. Jakby wiedziała, że nikt
inny mnie tego nie nauczy. W wieku dziewięciu lat potrafiłam już prać,
sprzątać, gotować prostsze potrawy, dbać o dom i ogród. Co prawda byłam wtedy
tylko dzieckiem, ale z babcią zawsze świetnie się bawiłam i chętnie jej
pomagałam, słuchając przy okazji jej wskazówek.
Byłyśmy jak dwie najlepsze przyjaciółki. Cały swój
wolny czas poza przedszkolem i szkołą spędzałam właśnie z nią. Nawet spałyśmy w
jednym pokoju. Nasza więź była tak głęboka i niepowtarzalna, że nie
przeszkadzał mi brak kolegów z podwórka. Łagodne spojrzenie babci i dotyk jej
szorstkich, pomarszczonych dłoni wynagradzały mi wszystkie braki. Babcia stała
się dla mnie ważniejsza niż wszyscy inni, ważniejsza nawet od moich
zapracowanych rodziców. Była moją boginią, aniołem, który obdarzył mnie
bezgraniczną miłością i nie oczekiwał niczego w zamian. Mama mówiła, że babcia
jest jak dziecko, ale ja znałam jej prawdziwe oblicze. Zdarzało się, że w jej
oczach widziałam tę powagę, ciężar życiowych doświadczeń i cały ból, którego doznała.
Odkrywała tę nieznaną innym twarz tylko w mojej obecności, gdy opowiadała mi
bajki, albo kiedy wracała od lekarza. Nie robiła tego przy nikim innym. Dzięki
temu wiedziałam, że jestem dla niej naprawdę wyjątkowa.
Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, że moje
szczęśliwe życie z babcią dobiega końca. Najukochańsza dla mnie osoba umierała
na moich oczach. Nigdy nie pozwalała mi patrzeć, jak cierpi. Zawsze po jakimś
ataku kaszlu uśmiechała się dobrotliwie, jak to miała w zwyczaju i brała mnie
na kolana zagadując o błahostki. O tym, że miała raka dowiedziałam się dopiero
rok po jej śmierci.
Pewnej nocy,
gdy spałyśmy razem w pokoju, obudziło mnie złe przeczucie. Czułam niepokój,
jednak jeden rzut oka na pogrążoną we śnie, spokojną twarz babci pozwolił mi
się uspokoić. Przekonana, że nie ma się czym martwić, chciałam znów zasnąć, ale
wtedy zobaczyłam „jego”. Przy łóżku babci, po drugiej stronie pokoju stał mały
aniołek. Najprawdziwszy aniołek z białymi, upierzonymi skrzydłami zwisającymi
smętnie na plecach. Wyglądał jak chłopiec w wieku sześciu, góra dziesięciu lat.
Jego duże, dziecięce oczka wypełnione były łzami, które błyszczały magicznie w srebrnym
świetle księżyca i ulicznych lamp. Aniołek patrzył na babcię ze smutkiem. Cała
jego drobna postać emanowała tym uczuciem.
Zafascynowana
wstałam z łóżka i podeszłam do chłopca. Byłam tylko dzieckiem i bajki babci
sprawiały, że zawsze pragnęłam spotkać, którąś z magicznych postaci. Nie mogłam
uwierzyć w to, co widzę, jednak mój zachwyt szybko zmienił się we współczucie.
-„ Aniołku…” -
szepnęłam łagodnie. - „Czemu płaczesz?” - Łzy, które wcześniej zebrały się w
jego oczach, teraz wypłynęły powoli na alabastrowe policzki i skapywały na
podłogę, na której, o dziwo, nie zostawały żadne ślady.
Zaskoczony
chłopiec wpatrywał się we mnie przez dłuższą chwilę, zanim w końcu się odezwał.
- „Jestem
smutny, bo już więcej nie usłyszę pięknych opowieści tej kobiety.”
Kompletnie go
wtedy nie rozumiałam, ale ogarnięta współczuciem wypytywałam dalej.
- „Dlaczego
nie usłyszysz? Przecież możesz przychodzić słuchać ich tu codziennie.”
Chłopiec
pokręcił głową, a jego kasztanowe loczki zatańczyły wokół jego delikatnej
twarzyczki.
- „Nie mogę.”
- „Dlaczego?
Ktoś ci nie pozwala?”
Ponownie
pokręcił głową.
- „Nie. Nie
usłyszę jej opowieści, bo będę musiał ją przeprowadzić.”
-
„Przeprowadzić? Gdzie? Dlaczego? - Chociaż nie zdawałam sobie z tego do końca
sprawy, mój głos zabarwił się strachem.”
Chłopiec
zmarszczył brwi, zastanawiając się przez chwilę.
-
„Przeprowadzić przez most, do miejsca, gdzie trafiają same piękne dusze.”
Byłam
zaskoczona i zmęczona, a aniołek odpowiadał mi tak zagadkowo, że nie byłam w
stanie pojąć prawdziwego sensu wszystkich jego słów.
- „Ale jak już
przeprowadzisz babcię przez ten most, to przecież będziesz mógł tu wrócić i
słuchać dalej jej historii.”
Aniołek i tym
razem pokręcił głową z pobłażliwym uśmiechem.
- „Nie
rozumiesz, mała dziewczynko… Stamtąd, gdzie ją zaprowadzę, nie ma powrotu.”
Dopiero te
słowa mną wstrząsnęły. Opadła mgiełka dziecięcego zachwytu. Zdenerwowałam się i
przestraszyłam nie na żarty. Nikt nie miał prawa odbierać mi mojej babci. Nic
dziwnego, że od razu zmieniłam swoją postawę. Nie miałam już ani grama
współczucia dla smutnej postaci.
- „Wiesz,
powinieneś już iść, bo jak cię rodzice zobaczą, to będą źli.”
Chłopiec
pokiwał głową z nieco rozbawioną miną i rozpłynął się w powietrzu, a ja
wróciłam do łóżka.
Rano nie byłam pewna, czy owe zdarzenie było
rzeczywistością, czy może snem. Babcia zareagowała dziwnie, gdy jej o tym
opowiedziałam. Patrzyła na mnie z powagą graniczącą ze smutkiem, wierząc w
każde moje słowo. Nigdy przedtem nie widziałam u niej takiego wyrazu twarzy.
Powiedziała mi wtedy słowa, których nie zapomnę do końca życia.
- „Jesteś moim
złotkiem, Sakurciu. Dzięki tobie wiem, że osiągnęłam w życiu wszystko, o czym
marzyłam. Mogę ze spokojem przejść przez ten most. Kocham cię, moja maleńka.
Jesteś moją największą pociechą. Zawsze będę z tobą, w twoim serduszku. Będę
patrzeć, jak wyrastasz na wspaniałą kobietę. Obiecaj mi, że nie zapomnisz moich
opowieści. Postępuj, jak te dobre postacie, dobrze? Obiecaj mi.”
Przyrzekłam. Słowa dotrzymuję i dotrzymywać będę.
Dwie noce
później znów obudziłam się objęta tym dławiącym uczuciem niepokoju. Znów
zobaczyłam tego samego, płaczącego aniołka, stojącego przy łóżku babci. Byłam
przepełniona wobec niego nieufnością, ale coś w jego wyrazie twarzy zmartwiło
mnie bardziej. Czułam, że to dziś. Teraz ją zabierze.
- „Proszę, nie
odbieraj mi jej” - błagałam, ale na próżno.
Uskrzydlony
chłopiec o smutnym spojrzeniu, zwiastun mojej straty i bólu, pokręcił przecząco
głową.
- „Jej droga
dobiegła końca. Moim obowiązkiem jest ją przeprowadzić. Jeśli tego nie zrobię,
to może się zgubić i zostanie na tym świecie jako zatracona dusza. Wy nazywacie
je duchami, zjawami.”
- „A dokąd ty
ją zaprowadzisz?” - zapytałam ze łzami w oczach. Chciałam, żeby babcia ze mną
została, ale jeszcze bardziej pragnęłam jej dobra.
- „Do nieba
oczywiście.” - Tym razem na jego ustach zawitał uśmiech.
Ulżyło mi
trochę. Jeżeli niebo, w które babcia tak mocno wierzyła, miało być
pocieszeniem, to czułam, że mogłabym z tym żyć. Zrozumiałam, że w tej sytuacji
nie powinnam się wtrącać. Nie było już odwrotu. Spotkałam się z siłą
przeznaczenia, która była silniejsza ode mnie.
Podeszłam do
śpiącej babci i pogłaskałam ją po pomarszczonym policzku. Jej skóra była
jedwabiście gładka, ale delikatna i krucha jak papier. Po tym krótkim
pożegnaniu wróciłam do swojego łóżka.
Patrzyłam z
drugiego końca pokoju, jak anioł dotyka dłonią czoła babci. Wyglądało to, jakby
oddzielił ją prawdziwą od pełnego słabości, ludzkiego ciała.
Świetlista
babcia z ciepłym uśmiechem wzięła aniołka za rękę, pomachała mi na pożegnanie i
rozproszyła się razem z nim w mroku nocy. Kiedy blask babcinej duszy znikł, w
pokoju zrobiło się zimno, a ja zalałam się łzami. Nie pamiętam, ile tak
siedziałam wpatrując się w miejsce, gdzie widziałam ją po raz ostatni, ale
ocknęłam się dopiero, gdy zaczęło świtać.
Rano rodzice
byli tak zabiegani, że nawet nie mięli czasu zajrzeć do naszego pokoju.
Otrzeźwił ich dopiero widok płaczącej mnie, stojącej u progu kuchennych drzwi.
- „Mamo, mamo…
aniołek zabrał babcię… Ona poszła do nieba… On powiedział, że ją tam zabierze…”
- Mój monolog ciągnął się bez końca. Tuliłam się do mamy, wciąż powtarzając te
słowa, podczas gdy tata wzywał karetkę…
Ach… Nagle poczułam, jak ktoś przez mocne
szturchnięcie w ramię, wyrywa mnie ze świata wspomnień. Ciężar sprawił, że
upadłam na chodnik obijając sobie kość ogonową i zdzierając naskórek z nóg.
Syknęłam z bólu i złości. Ale to w końcu moja wina. To ja szłam z głową w
chmurach.
- Przepraszam - wybąkałam lakonicznie i bez
zaangażowania, wycierając sobie słone krople z kącików oczu. Podniosłam głowę i
zobaczyłam parę brązowych, zmartwionych tęczówek.
- Nie, to ja.. powinienem był bardziej uważać. -
Niesamowicie piękna, męska barwa głosu sprawiła, że przyjrzałam się dokładniej
właścicielowi tych nietypowych oczu. Był to chłopak kilka lat starszy ode mnie.
Piękne rysy twarzy, pełne usta, brązowe, długie włosy i oczy oraz dość
arystokratyczna postawa sprawiały, że był naprawdę przystojny. Jednak najbardziej
interesowały mnie oczy. Gdy chłopak zorientował się, że się im przyglądam,
podał mi rękę i pomógł się pozbierać.
- Wybacz, ale muszę lecieć. - Pomachał mi na pożegnanie
i zniknął za rogiem. Widać bardzo mu się spieszyło.
Nie wiedzieć czemu zaczęłam się śmiać.
- Sakura, ty idiotko - wyszeptałam do siebie
zdławiona własną głupotą. - Taki chłopak. - Pokręciłam głową z dezaprobatą. Nie
ma szans, żebyśmy się znów spotkali.
Chcąc nie chcąc wróciłam do własnych rozmyślań. To
właśnie był pierwszy anioł śmierci, którego spotkałam. Pierwszy, ale niestety
nie ostatni. Wtedy sądziłam, że więcej mi się to nie przytrafi. W końcu babcia
była dla mnie najważniejsza. Jednak kilka dni później do naszego domu przyszła
koleżanka mamy wraz z córką w moim wieku. Dziewczynka miała na imię Ino i była
absolutnie urocza, mądra i ładna. Była dzieckiem idealnym, którym na pewno się
chwalono. Blond włoski, błękitne oczka, rumiane policzki i kolorowa sukienka
nadawały jej wygląd cherubinka. Miałyśmy szansę zostać naprawdę dobrymi
przyjaciółkami, gdyby nie pewien drobny szczegół. Wraz z kobietami do naszego domu
przyszedł również Kosiarz, o którym nie omieszkałam wspomnieć Ino. Kiedy tylko
usłyszała, że jej mama wkrótce umrze, pokłóciłyśmy się. Nie odezwała się do
mnie już do końca wieczoru.
Podzielenie się z kimś moim sekretem nie było dobrym
pomysłem. Ponownie spotkałam się z Ino jakiś miesiąc później, już na pogrzebie
jej mamy. Jej oczy nie były już tak radosne. Błękit wyglądał jak tafla jeziora
skutego lodem. Teraz wyglądem przypominała bardziej anioła śmierci, niż
miłości.
- „Nie wybaczę
ci! To ty! To przez ciebie moja mama umarła! Ty to powiedziałaś! To twoja wina!
Nienawidzę cię!” - Jej oskarżenia pozostaną ze mną na zawsze.
I co z tego, że nie miałam na to żadnego wpływu? Co
z tego, że nie mogłam powstrzymać anioła? Co z tego, że nie moją winą było to,
że go zobaczyłam? Wszystko spadło na mnie, a poczucie winy ciąży mi mocniej z
każdym napotkanym Kosiarzem.
Pech chciał, że trafiłam do tej samej szkoły, co
Ino. Nie była to grzeczna dziewczynka, która wybacza. O ile coś takiego można
wybaczyć. Przecież w jej przekonaniu byłam winna śmierci jej matki. Wcale więc
się nie zdziwiłam, gdy zapragnęła zemsty. Robiła wszystko, żebym była samotna i
świetnie jej się to udawało. Już sam fakt, że miałam różowe włosy był aż nadto
dziwny, a by prowokować przykre komentarze, nie potrzeba wiele więcej. Dopiero
w gimnazjum udało mi się z kimś zaprzyjaźnić.
Hinata była śliczna, promienna i trochę nieśmiała, i,
mimo że Ino zaprosiła ją do swojego grona, ona wybrała mnie. Była ze mną zawsze
i wszędzie. Zawsze mnie wspierając i dodając otuchy. Obdarzyła mnie
bezgranicznym zaufaniem i piękną przyjaźnią, o jakiej niewielu ma pojęcie. Ta
więź sprawiała, że mówiłam jej o wszystkim. Powiedziałam jej o mojej tajemnicy,
z którą kryłam się przed światem do tego stopnia, że nawet moi rodzice i
opiekunowie nie wiedzieli. Na początku nie do końca mi dowierzała, ale nie
zraziła się. Zawsze mówiłam jej, kiedy widziałam jakiegoś Anioła Śmierci, a ona
słuchała uważnie i gdy w drugiej klasie gimnazjum zginął nasz kolega z klasy,
uwierzyła. Mało tego, nie była w szoku ani zła, jak się tego spodziewałam, ale
rozumiała i współczuła mi.
- „To straszne
wiedzieć, że ktoś umrze. Jak… jak ty sobie z tym radzisz?”
Jak? Po prostu staram się nie przejmować mijanymi na
ulicach ludźmi, idącymi ramię w ramię z Aniołami. Udaję, że nie zauważam tych
niepozornych istot. Zawsze chciałam być normalna i poniekąd udawanie takiej
dobrze mi szło. Stałam się perfekcjonistką. W liceum, jak tylko okazało się, że
jestem solidna i dobrze się uczę, wybrano mnie na przewodniczącą szkolnego
samorządu. Zasłużyłam tym samym na szacunek szkolnej społeczności. Zaczęto mi
ufać i zgłaszać się do mnie z problemami. Postanowiłam również założyć dość
nietypowy szkolny klub.
Zerknęłam na zegarek i westchnęłam ciężko, widząc,
że zaraz spóźnię się na ceremonię powitalną. Przyspieszyłam kroku.
Podobnie, jak na zakończenie roku, wygłosiłam swoje
przemówienie z fałszywie optymistycznym uśmiechem. Nie lubiłam publicznych
wystąpień. Zawsze musiałam wtedy udawać bardziej niż zwykle. Byłam tak bardzo
spięta, bo bałam się, że gdzieś wśród tłumu kręci się jakiś Kosiarz. Na moje
nieszczęście obawy się potwierdziły. Gdy tylko dostrzegłam niepozorne dziecko
ze smutnie zwieszonymi skrzydełkami, mój sfingowany uśmiech zgasł. Poczułam
nieprzyjemne ukłucie w piersi.
Uczeń.
Pierwszoklasista. Śmierć.
Bałam się, że zacznę mówić chodzące mi po głowie,
ostre jak sztylety słowa.
- A teraz zapraszam was do swoich sal na spotkanie z
klasami i wychowawcami. - Ucięłam resztę kwestii do minimum i zeszłam z
podestu. Kiedy pokonałam ostatni schodek, spotkała mnie miła niespodzianka,
która rozpędziła ponure myśli.
Hinata podbiegła do mnie, zamykając mnie w mocnym
uścisku. Pierwszy raz od zakończenia roku szkolnego znów poczułam ten znajomy
zapach i miękkość długich włosów.
- Hinata! - W moim głosie było słychać entuzjazm,
jaki nie gościł w nim od dawna. Przyjaciółka wyjechała z rodzicami na wakacje,
przez co nie mogłyśmy się widywać.
- Sakura! - Czułam, że ona też odetchnęła z ulgą,
mogąc wreszcie trzymać mnie w ramionach. W jej oczach iskrzyły się łzy. - Tak
strasznie tęskniłam.
- Głuptasie, nie płacz. - Otarłam jej łzy z
uśmiechem i objęłam ją ramieniem. Martwiła się. Znałam jej strach o mnie. Bała
się, że przez to, iż widzę Anioły Śmierci, sama mogę być w niebezpieczeństwie.
Oczywiście, jej niepokój był bezpodstawny. Pierwsza wiedziałabym jeśli miałabym
umrzeć.
Odetchnęła głęboko i też się uśmiechnęła.
- Gotowa na spotkanie z Cruellą i jej świtą? - Miała
oczywiście na myśli Ino.
- Ja zawsze jestem przygotowana na wszelkie ewentualności
- chciałam uspokoić Hinatę, ale tak na prawdę, gdy tylko widzę Ino targa mną
poczucie winy. To chyba nigdy się nie zmieni.
Zaśmiałyśmy się, pełne ekscytacji, że znów jesteśmy
blisko siebie. Jednak była ona szyta grubymi nićmi. Bałam się, że zobaczę
kolejnego Kosiarza, ale tym razem w mojej własnej klasie. Oni mogli pojawić się
w każdej chwili. Nawet jeśli na sali gimnastycznej wypatrzyłam tylko jednego,
to zawsze istniało ryzyko.
Tym razem jednak, gdy przekroczyłyśmy próg,
odetchnęłam z ulgą.
- Żadnego - szepnęłam Hinacie, a ta uśmiechnęła się
promiennie.
Zajęłyśmy miejsca w ławce. Kilka osób machało do nas
i uśmiechało się.
Kiedy do sali weszła ostatnia osoba, nauczyciel
zabrał głos.
- Witajcie moi drodzy. Zaczyna się kolejny rok
nauki. Życzę wszystkim owocnej pracy. - Nasz wychowawca nie był zbyt gadatliwy,
dlatego zdziwiłam się, gdy kontynuował. - Chciałbym wam przedstawić nowego
ucznia. Proszę, wyjdź na środek i przedstaw się.
Nowa osoba? Przez to całe wypatrywanie Kosiarzy
przegapiłam coś tak istotnego. Przetarłam oczy dłońmi. Powinnam przestać o tym
myśleć.
Podniosłam wzrok, żeby zobaczyć, kogo licho
sprowadziło do naszej klasy. Nie dowierzałam własnym oczom. Oto przed moim
nosem stał chłopak jeszcze bardziej przystojny, od tego, który potrącił mnie na
chodniku. Miał piękne, hebanowe włosy oraz posągowe rysy twarzy. Zauważyłam
też, że nie zdjął okularów przeciwsłonecznych. Stał wyprostowany i w ogóle nieskrępowany.
- Nazywam się Sasuke Uchiha. Niedawno się tu
przeprowadziłem. Proszę, przyjmijcie mnie życzliwie. - Uśmiechnął się niby
zawstydzony. Od razu rozpoznałam w jego postawie pewną nutę samouwielbienia. Zapewne
wszędzie gdzie się pojawiał, od razu otaczało go grono jego wielbicielek.
Prychnęłam. W to nie wątpiłam. Z taką urodą i nonszalancją,
mało kto mógł go traktować nieżyczliwie.
- Dziękujemy za tę krótką prezentację panie Uchiha. Wolałbym
jednak, żeby nie nosił pan w szkole okularów. Nie ma tu słońca. - Głos
nauczyciela był wciąż łagodny, ale wyczuwałam w nim groźbę. Nasz wychowawca nie
lubił, gdy ktoś łamał szkolne zasady.
- Przewodnicząco Haruno! Zajmiesz się nowym
członkiem naszej klasy i oprowadzisz go po szkole.
Przytaknęłam ze znudzeniem głową. To był jeden z
obowiązków gospodarza klasy… moich obowiązków. Nauczyciel rozdał wszystkim
plany i pożegnał nas.
Zaczęliśmy podnosić się z miejsc i zagadywać innych
o wakacje. Czułam, że tylko ja się nudziłam w czasie tych dwóch słonecznych
miesięcy.
Kątem oka obserwowałam nowego ucznia. Od razu
obskoczył go wianuszek dziewcząt oraz Ino. Rozśmieszyło mnie, gdy na jej widok
skrzywił się lekko. No cóż, blondynka zdecydowanie należała do dziewczyn, które
mają wszystko, co chcą i zmieniają chłopaków jak rękawiczki. Zgadywałam, że
Sasuke również znalazł się na jej liście pod tytułem „rozkochaj i rzuć”.
Odwróciłam spojrzenie od razu, gdy usłyszałam wesoły
głos naszego przyjaciela. Blond włosy Naruto o zawsze pogodnym spojrzeniu
rzucił się w naszą stronę i zaczął nas mocno ściskać. Zaśmiałam się z czerwonej
twarzy Hinaty. Przyjaciółka już dawno wpadła w sidła tego rozrabiaki i, mimo iż
od pół roku są parą, to dziewczyna zawsze reaguje na niego dosyć osobliwie -
dorodnymi wypiekami na twarzy. Naruto jest całkiem inteligentny, ale kompletnie
niedoświadczony w sprawach damsko-męskich i dużo czasu zajęło mu zrozumienie uczuć
swoich oraz Hinaty. Oczywiście nie obyło się bez małej pomocy z mojej strony. W
końcu od czego ma się przyjaciół?
Ucieszyłam się z tego powitania. Przez wakacje
wyprzystojniał. W jego rysach widziałam jakąś hardość, której nie było
wcześniej. Naruto jest jedną z niewielu osób, które znają mój sekret. Należy do
mojego specjalnie dobranego szkolnego klubu. Razem z Hinatą, Gaarą i Temari.
Gaara to również nasz przyjaciel, choć bardziej przyjaźni się z Naruto niż z
nami. Dosyć mroczna z niego postać. Cicha, inteligentna i zamknięta w sobie, za
to Temari, jego siostra, jest jego całkowitym przeciwieństwem. W gorącej wodzie
kąpana, wszędzie jest jej pełno. Niestety, chodzą do innej klasy i spotkam się
z nimi najprawdopodobniej dopiero jutro.
Oto grono osób, którym ufam.
Po tym, jak wymieniliśmy się przeżyciami z wakacji,
poprosiłam Naruto, żeby odprowadził Hinatę do domu.
- Sakura, jesteś pewna? Możemy poczekać.
- Nie, idźcie. Muszę jeszcze oprowadzić nowego i
zajrzeć do biura samorządu.
- Na pewno?
- Tak, idźcie już. - Mrugnęłam porozumiewawczo do
Hinaty, gdy Naruto obrócił się na pięcie. Chciałam dać im trochę czasu sam na
sam.
Pomachałam przyjaciołom na pożegnanie, a sama
usiadłam na brzegu ławki, czekając cierpliwie, aż Sasuke opędzi się od
dziewcząt.
Kiedy już w końcu Ino rzuciła mi na pożegnanie
nienawistne spojrzenie i poszła z całą resztą swojej gromadki, mogłam zająć się
swoim zadaniem.
- Jestem Sakura. - Podeszłam do niego i wyciągnęłam
rękę.
Uścisnął ją niepewnie.
Coś bardzo minie irytowało, gdy na niego patrzyłam.
Wydawał mi się jakiś taki nieszczery. Nic dziwnego, że przywitałam się dosyć
nieuprzejmym tonem.
- Bardzo mi miło. - Mimo iż jego głos był przyjemny,
to brakowało mu ciepła. Czułam za tą fasadą jakąś obcość. Był uprzejmy, ale zmuszał
się do tego. Zdenerwowałam się. Nie chciałam marnować czasu na fałszywą osobę.
- Nie musisz się tak starać grać miłego -
powiedziałam ostro, tonem, przez który wielu przeszły ciarki, jednak przede mną
stał twardy zawodnik, który nie dał się przestraszyć tak łatwo.
Mimo wszystko posłuchał mnie i zaśmiał się ponuro.
Nawet zdjął swoje okulary, dzięki czemu miałam świetny widok na jego
hipnotyzujące, czarne oczy.
- Rozgryzłaś mnie szybciej niż się tego mogłem
spodziewać.
Zesztywniałam, gdy usłyszałam prawdziwy ton. Był
oschły, lodowaty, każde słowo brzmiało, jakby chciał mnie nim zranić.
Uśmiechnęłam się.
- Tak lepiej. - W jego oczach dostrzegłam błysk
zaintrygowania moimi słowami. - Chodź, pokażę ci szkołę. - Lekko spuściłam z
tonu, jednak nie traciłam powagi.
Nic nie odpowiedział, po prostu ruszył za mną.
- Dawno się przeprowadziłeś? - Postanowiłam go o coś
zagadnąć i przerwać te niewygodne milczenie.
- W czasie wakacji. - Całkowicie porzucił swój
fałszywie optymistyczny ton. Szedł nieco z tyłu. Miałam wrażenie, że nie
chciał, żebym go wypytywała. Czułam na karku jego spojrzenie.
Podejrzewałam, że jego oczy podobnie jak moje, widzą
więcej, niż oczy zwykłych ludzi. Już sama ich barwa mnie zaalarmowała. No i to
jak szybko wyczuł Ino i moją złość. Niestety, niczego nie mogłam być pewna na
sto procent. Wiedziałam, że muszę po prostu trochę go poobserwować.
- Mamy w szkole dwa piętra. Na parterze i w piwnicy
są dwie sale gimnastyczne. Jutro po prostu chodź za resztą klasy i miej ze sobą
plan. - Zerknęłam na niego udając, że się zastanawiam. - Mam wrażenie… choć to
może tylko wrażenie, że jesteś inteligentny. Wierzę, że się nie zgubisz.
Chłopak uśmiechną się rozbawiony.
Sprowadziłam go na parter i pokazałam dojście do
klas.
- Tam jest stołówka, sekretariat, biblioteka i dwie
pracownie komputerowe. - Wskazywałam po kolei ręką na drzwi prowadzące do
kolejnych pomieszczeń.
Zatrzymałam się w połowie korytarza. Chłopak
również.
- Chyba tyle. Przepraszam cię, ale muszę iść. Mam
spotkanie samorządu.
Sasuke się nie odezwał. Skinął tylko głową. Nie był
zbyt rozmowny, a ja też nie chciałam o nic pytać, bo mogłam niechcący nadepnąć
na jakiś niewygodny temat.
Odwróciłam się na pięcie chcąc odejść, ale
zatrzymały mnie jego słowa.
- Jesteś dziwna. Nie rozumiem… - Nagle urwał, jakby
ugryzł się w język.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Nie masz pojęcia jak dziwna jestem - mruknęłam i
wspięłam się po schodach na piętro.
Szczerze mówiąc, to nie wiedziałam, co o tym myśleć.
Słowa i zachowanie Sasuke zrobiły mi mętlik w głowie. Zastanawiałam się skąd u
niego takie zgorzknienie, jednak czekały na mnie inne sprawy i nie miałam
zamiaru się tym zajmować.
Tak, jak podejrzewałam. Chłopak stał się bardzo
popularny wśród dziewcząt, nie tylko tych w klasie, ale też w całej szkole. Dla
każdego był fałszywie miły, jednak wciąż cichy i nieufny. Widziałam po wyrazie
jego twarzy, że nie lubi, kiedy rozpiszczane dziewczyny go zagadują. Do
towarzystwa chłopaków też jakoś szczególnie się nie garnął. Czyżby samotnik?
Tydzień po rozpoczęciu roku zorganizowałam pierwsze
w tym semestrze spotkanie mojego klubu. Miałam do omówienia z członkami kilka
spraw. Wspięłam się na piętro. Mieliśmy tu wydzieloną małą salkę, która była
miejscem naszych spotkań. Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam czerwoną czuprynę i
senne oczy Gaary oraz kitki Temari. Wszyscy pojawili się w komplecie. Pewnie
wielu się zastanawia, po co nam ten nasz klub. Oficjalnie nazywa się Klubem
Badającym Zjawiska Nadprzyrodzone. O dziwo, społeczność szkolna bez żadnych
sprzeciwów przyjęła, że dziwna przewodnicząca zajmuje się czymś takim.
Potraktowano to jako moją pasję i dano temu spokój. Całe szczęście, bo ten klub
nie istnieje ot, tak sobie. Niewielu wie, co tak naprawdę się tu dzieje.
Właściwie wiedzą o tym tylko członkowie. Wyjątkowi członkowie, bo każdy z nas
został tak samo obdarowany nietypowymi oczami. No, prawie wszyscy. Hinata jest
tylko naszym wsparciem. To na prawdę ciepła dziewczyna, która zawsze podnosi
nas na duchu. Ale zacznijmy od początku. Naruto jest chyba najmniej dotknięty
przez z nas wszystkich. Wie, kiedy ktoś kłamie i oszukuje. Ponoć widzi wtedy
czerwoną poświatę wokół danej osoby. Gaara dostrzega zbłąkane dusze zmarłych,
innymi słowy duchy. Myślę, że są to dusze tych osób, które nie zostały
przeprowadzone na drugą stronę mostu przez Anioły Śmierci. Głównie dlatego
chodzi zawsze taki niewyspany. Prawie w ogóle nie sypia. Szczerze współczuję mu
z całego serca. Duchy, które dostrzegą, że Gaara je widzi, chcą od niego
odkupienia. Chcą, żeby im pomógł przejść na drugą stronę i nie dają mu spokoju.
Temari wyczuwa natomiast talenty jakie posiada wybrana osoba. Nie wiem w jaki
sposób, bo nigdy nie potrafiła nam tego dobrze wytłumaczyć, ale wystarczy jej
jedno spojrzenie, żeby wiedzieć, co komu najlepiej wychodzi.
Postawiłam swoją torbę obok mojego stolika i
usiadłam na krześle. Westchnęłam przeciągle.
- Nie będę was dzisiaj długo trzymać. Chciałam z
wami skonsultować jedną sprawę.
- Jaką sprawę? - zdziwiła się Hinata.
- Chodzi mi o tego nowego ucznia z naszej klasy.
- Sasuke Uchiha? - Zdziwiłam się, że Gaara zabrał
głos. Rzadko to robił, a zaskoczyło mnie jeszcze bardziej, że wie o kogo
chodzi. - Słyszałem od jednego ducha o jego rodzinie. Właściwie ten duch to jej
dawny członek.
- Co takiego słyszałeś? - Chcąc nie chcąc wcięłam mu
się w wypowiedź. Gaara czasem całkiem zbaczał z tematu.
- Że w jego rodzinie przekazywane są z pokolenia na
pokolenie pewne umiejętności. Nie powiedział jednak jakie. Od niedawna
podejrzewam, że wszystkie nasze talenty są dziedziczone pokoleniowo.
Zmarszczyłam brwi. Czyli jednak się nie myliłam. Z
drugiej strony Gaara zaintrygował mnie tą teorią.
- Może jest w tym nieco prawdy, ale w mojej rodzinie
nikt nie miał takiego daru jak ja. - A przynajmniej nie było mi o tym wiadomo.
- Ale spójrz na mnie i Temari. Nie wątpię w
zdolności moich rodziców. Matka wciąż chodzi niewyspana. Tak, jak ja.
Oczywiście nikt się nie przyzna, że ma takie oczy. Ludzie boją się, że stracą
szacunek innych, a nawet będzie im grozić niebezpieczeństwo. No bo, spójrzmy na
to racjonalnie. W dzisiejszych czasach takich jak my zamyka się w wariatkowie.
Kiedyś był stos, a teraz pokój bez klamek.
Znów musiałam przyznać mu rację.
- A co z tobą Naruto?
Blondyn podrapał się po brodzie w zastanowieniu.
- Wiesz, moje oczy nie mają aż tak „dokuczliwych”
właściwości jak wasze. Tak właściwie, to dostrzeżenie tej poświaty wcale nie
jest łatwe, trzeba się wysilić i to w sobie wytrenować. Nawet jeśli któryś z
moich rodziców posiada tę zdolność, to być może jej nie zauważa, ale zapytam.
Skinęłam głową wielce ciekawa.
- My też zapytamy. - Obserwowałam jak wdzięczne ręce
Temari rysują coś w szkicowniku. To był jej talent.
Uśmiechnęłam się smutno.
- Żałuję, że ja nie mogę zapytać - wyszeptałam, ale
zanim smutek zdążył mnie pochłonąć, coś zwróciło moją uwagę.
Budynek szkoły miał kształt litery „L” i jeśli
siedziało się w sali na piętrze, to można było dostrzec jedną z części dachu.
Mój wzrok padł właśnie w miejsce, gdzie za barierką stał chłopak. Jego ubrania
powiewały na wietrze, a on patrzył ze strachem w dół. Był to ten sam
pierwszoklasista, którego widziałam pierwszego dnia w towarzystwie Anioła Śmierci.
Tym razem również dostrzegłam uskrzydlone, smutne dziecko. Moje oczy otworzyły
się szeroko. Wiedziałam. On skoczy. Umrze na moich oczach. W chwili, gdy to zrozumiałam,
poczułam, że nie mogę do tego dopuścić.
Nogi same mnie poniosły. Z hukiem odrzuciłam krzesło
i wybiegłam z sali. Słyszałam wołające mnie, zaskoczone głosy przyjaciół, ale
nie zwracałam na nie uwagi. Nie mogłam się teraz zatrzymać. Nie chciałam dopuścić
do tego, żeby ktoś zginął na moich oczach. Co z tego, że najprawdopodobniej
moje starania są bez znaczenia. Musiałam się przekonać, czy na pewno nie można
tego powstrzymać. Zdałam sobie sprawę, że nigdy nie próbowałam temu zapobiec.
Przekonana o tym, że to nieuniknione nie starałam się powstrzymywać Kosiarzy ze
strachu o dusze tych osób.
W uszach dudniły mi moje donośne kroki i
przyspieszone bicie serca. Wbiegłam po schodach na dach i zatrzymałam się
raptownie widząc, że ktoś mnie uprzedził. Stałam zaszokowana w drzwiach. To
Sasuke mówił coś do chłopaka, który kurczowo trzymał się barierki. Nie
słyszałam dokładnie wszystkich słów, ale jego ton był niezwykle spokojny,
poważny i łagodny. Na twarzy niedoszłego samobójcy widziałam coraz większe
zwątpienie w słuszność swojej decyzji. W końcu, z pomocą bruneta, chłopak
bezpiecznie wrócił na dach.
Odetchnęłam głęboko, czując rosnące niedowierzanie i
szczęście.
Nie możliwe. Udało się. Nie umarł.
Jednakże moja radość została szybko zgaszona, gdy
tylko dostrzegłam Kosiarza. Dziecko o orzechowych oczach i czarnych włosach
trwało niewzruszone i cierpliwe na swoim miejscu.
W moich oczach stanęły łzy bezsilności. Już
wiedziałam. Zrozumiałam.
Chłopczyk spojrzał na mnie ze smutnym półuśmiechem.
Wiedział, że go widzę i słyszę.
- Nie można powstrzymać tego, co nieuniknione. Nie
ważne jak długo będzie się to odwlekać. To i tak się wydarzy.
Pierwszoklasista wybiegł z dachu. Nawet mnie nie
zauważył. Jego oczy wypełniały łzy i pewnie nie pozwalały mu normalnie widzieć.
A Anioł… poszedł za nim. Stałam dalej sparaliżowana, niczym przyklejona do
ściany.
Sasuke zaśmiał się. Widocznie szczęśliwy z
odniesionego sukcesu. Usiadł na podłodze i spojrzał w niebo.
Nogi znów same mnie poniosły. Szłam tak ostrożnie,
że Sasuke nie mógł mnie usłyszeć. Stanęłam za nim i rozkoszowałam się wiatrem
szarpiącym moimi włosami. Chciałam się przygotować na to, co miałam mu do
powiedzenia. Wzięłam głęboki oddech. I jeszcze jeden… i jeszcze, aż myślałam,
że to napięcie rozsadzi mi klatkę piersiową.
- On i tak umrze. - Mój głos zabrzmiał jak głos
wyroczni. Sama się tego nie spodziewałam. Sasuke podskoczył jak oparzony. W
mgnieniu oka wstał i stanął ze mną twarzą w twarz. Kiedy zobaczył, że to ja,
nieco się uspokoił, ale zaraz przypomniał sobie moje słowa.
- C… co takiego? - wykrztusił z szeroko otwartymi
oczami.
- Tego nie da się powstrzymać. - Chwilę później
poczułam jak moje nogi i ręce opuszczają siły. Zaczęło mi się kręcić w głowie.
Chyba za dużo zrobiłam tych wdechów…
Ostatnie, co zobaczyłam zanim zapadła ciemność, to
czarne spojrzenie pełne bólu.
Obudziłam się dopiero w skrzydle szpitalnym.
Patrzyłam na biały sufit i chodzącą po nim muchę. Zabrało mi pełną minutę, żeby
przypomnieć sobie, co zaszło. Gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej.
Obok mnie nikogo nie było. Schowałam twarz w dłoniach. Zadręczałam się ową
sytuacją. Wyrzucałam sobie, jak mogłam coś takiego powiedzieć. Ujawniłam tym
swój sekret. Mało tego powiedziałam Sasuke, że to co zrobił tak naprawdę nie
miało sensu. Znów przeklinałam swoje oczy. Swój dar, którego tak bardzo
nienawidziłam.
Powoli opuściłam bose nogi na zimną posadzkę.
Nałożyłam buty i założyłam torbę na ramię.
Gdybym tylko mogła być normalna…
Musiałam spać dosyć długo, bo niebo zrobiło się
czerwono-pomarańczowe od zachodu słońca. Przed wyjściem zaczepiła mnie jeszcze
na chwilę pielęgniarka, żeby dowiedzieć się jak się czuję. Kiedy w końcu
skończyła mnie przesłuchiwać, wyszłam ze szkoły. Troszkę dziwiło mnie, że
nikogo przy mnie nie było, gdy się obudziłam. Rozumiałam Sasuke. W końcu, co ja
go obchodzę, ale Hinata, Naruto, Gaara, Temari? Głowę wciąż miałam ciężką, a
spojrzenie mgliste. Postanowiłam się pospieszyć, żeby być w mieszkaniu, zanim
znów zemdleję.
Następnego dnia wciąż byłam rozstrojona. Słyszałam,
że ludzie coś do mnie mówią i odpowiadałam im jak zawsze, ale głowę miałam
pełną chaotycznych myśli.
Przed wejściem do szkoły zaczepiła mnie Hinata.
- I co? Odprowadził cię?
- Kto taki? - Kompletnie zbiła mnie tym pytaniem z
tropu.
- Jak to kto? - oburzyła się. - Sasuke. Powiedział,
że zostanie z tobą, dopóki się nie obudzisz.
- Najwidoczniej znudziło mu się czekanie -
odpowiedziałam lekko zirytowana. Zaskoczył mnie mój chłodny i ostry ton.
Przecież tak naprawdę nie miałam mu tego za złe.
Hinata spojrzała na mnie współczująco.
- Po tym jak wybiegłaś z sali pobiegliśmy za tobą,
ale nie mogliśmy cię znaleźć. Dopiero Gaara nam pomógł. Nawet nie wiesz jak
bardzo zaszokowani byliśmy, kiedy zobaczyliśmy cię nieprzytomną w ramionach
tego przystojniaka. - Mrugnęła do mnie porozumiewawczo. - Był bardzo miły.
Rozmawialiśmy trochę. Cały czas dziwnie nam się przyglądał, a może nie… -
Zmarszczyła brwi. - No nie wiem, te jego oczy są takie… - Słyszałam w jej
głosie podekscytowanie, tylko nie bardzo wiedziałam skąd się ono bierze. - No i
dziwię się, że go przy tobie nie było - zamyśliła się. - Odniosłam wrażenie, że
bardzo mu zależy, aby być koło ciebie, kiedy się obudzisz.
Spojrzałam na Hinatę podejrzliwie. Przyjaciółka
rzadko była tak żywa i czułam, że od czegoś się powstrzymuje. W tej chwili
przestało mnie odchodzić, dlaczego ten ignorant mnie zostawił.
- Hinata, powiedz mi o co chodzi. - Przyjaciółka
najpierw otworzyła usta, żeby zaprzeczyć, ale po chwili zmieniła zdanie.
- Naruto mnie pocałował! - Niemal to wykrzyczała.
Mimowolnie uśmiechnęłam się szeroko.
- To wspaniale. - Uścisnęłam Hinatę.
Przedtem szczerze martwiłam się o związek
przyjaciółki. Naruto był tak dziecinny i niedoświadczony w tych sprawach, że
bałam się, że prędzej się pokłócą niż on weźmie ją za rękę. Mimo iż chodzili ze
sobą już od pół roku, to ich związek opierał się raczej na przyjacielskich
stosunkach, a nieśmiałość Hinaty i wybuchowy charakter Naruto wszystko
utrudniały. Jednakże Naruto dojrzał przez te wakacje. To właśnie widziałam w
jego oczach pierwszego dnia w szkole.
Weszłyśmy do budynku wciąż o tym rozmawiając. Jednak
uśmiech od razu zszedł mi z twarzy, gdy zobaczyłam tablicę ogłoszeń, a na niej
wiszącą klepsydrę. Moje oczy otwierały się szerzej i szerzej, a krew szumiała
głośno w uszach. To nazwisko. Izachaia Chuizawa, klasa pierwsza, oddział „c”.
Chłopak z dachu.
Czułam, że Hinata również wpatruje się w to samo
miejsce, co ja.
Przyjaciółka położyła mi dłonie na ramionach
przejęta i wyraźnie smutna.
- Chodź - szepnęła mi do ucha i zaprowadziła do
sali.
Przed oczami wciąż miałam twarz tego dzieciaka i tę
klepsydrę. Czarne literki układały się w logiczną całość, ale ich sens nie
chciał do mnie dotrzeć.
Z g i n
ą w
w y p a d k u. P o k ó j j e g o
d u s z y.
Pokój duszy…
Moje ręce zaczęły drżeć, jak zawsze gdy miałam
bezpośredni kontakt z człowiekiem i jego Kosiarzem.
Hinata zamknęła moje leżące na ławce, podrygujące
dłonie w swoich. Nikt nie powinien widzieć mnie w takim stanie.
Naruto, który nas zauważył od razu skojarzył, co się
dzieje. Pocałował Hinatę w policzek, a ta spłonęła rumieńcem. Usiadł w ławce
przed nami i przekręcił krzesło w naszą stronę. Pogłaskał mnie lekko po głowie.
Obecność przyjaciół dodała mi otuchy. Wiedziałam, że minie trochę czasu zanim
się otrząsnę, ale świadomość, że oni są ze mną, dawała mi siłę, żeby się nie
poddawać. Opanowałam drżące dłonie i posłałam uspokajający uśmiech
przyjaciołom, który natychmiast zgasł na widok Sasuke. Chłopak był niesamowicie
smutny i tak zamyślony, że aż nieobecny duchem. Spojrzał w moją stronę, a w jego
oczach widziałam niedowierzanie i nieufność. Brunet odwrócił wzrok i już więcej
na mnie nie spojrzał.
Lekcje przeleciały mi spokojnie. Przyjaciele, żeby
mnie pocieszyć zorganizowali kolejne w tym tygodniu spotkanie klubu. Hinata
wiedziała, że żeby zapomnieć muszę się czymś zająć.
Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością, gdy
postawiła przede mną filiżankę gorącej herbaty.
- Kochani, ostatnim razem nie skończyliśmy omawiać
pewnej kwestii… - zaczęłam ochryple, ale Temari mi przerwała. Oderwała się na
moment od swojego szkicownika, żeby zabrać głos.
- Ty może nie omówiłaś, ale my… - Spojrzała na
każdego z osobna. - Postanowiliśmy, że należy go zaprosić do naszego klubu. No
wiesz… w końcu to zagubiona owieczka. Taka, jak my. - W jej brązowych oczach
zabłysło lekkie rozbawienie.
- Nie powinien być sam - wtrącił Gaara. - Pamiętam,
jak samotny byłem bez waszego grona. Cały świat wydawał mi się wrogi. -
Spojrzałam na niego ze zrozumieniem.
Mieli racje, wszyscy jechaliśmy na tym samym wózku,
ale mimo wszystko decyzja o wysłaniu zaproszenia należała teraz wyłącznie do
mnie i nie mogła być zbyt pochopna. Sasuke musiał okazać się godny zaufania, bo,
kiedy zaprosimy go do klubu, nie będziemy mieć przed nim żadnych tajemnic.
Wtedy nie będzie mieć znaczenia, że ma te same oczy co my, skoro będzie mógł
nas wydać.
Resztę popołudnia spędziliśmy mówiąc raczej o
trywialnych rzeczach i rozwiewając mój smutek.
Cały tydzień minął mi w obojętności ze strony
Sasuke. Brunet całkowicie mnie ignorował. Nawet na mnie nie patrzył. Udawał, że
dobrze się bawi w towarzystwie Ino i tym samym dawał jej nadzieję na
osiągnięcie celu. Obserwowałam jego tajemniczą postać z daleka. Cień śmierci
tamtego pierwszoklasisty powoli znikał. Zapominałam. Jeszcze dręczyło mnie we
śnie spojrzenie dużych dziecięcych oczu, ale na co dzień o tym nie myślałam.
Sasuke najwidoczniej też, bo przestał mnie ignorować i zaczął zachowywać się
jak on.
Tydzień później, kiedy szłam przez miasto wracając z
zakupów, jedna z witryn sklepowych przykuła mój wzrok. Była to wystawka sklepu
muzycznego, a głównym jej eksponatem - dobrze mi znany model elektrycznej
gitary. Czarny lakier lśnił, przywołując wspomnienia grającego ojca. W jego
dłoniach gitara przestawała być przedmiotem, a stawała się żywą istotą. Nie
mogłam się powstrzymać i weszłam, żeby zapytać o cenę. Była na prawdę
wygórowana. Kiedy już miałam odejść, zatrzymał mnie znajomy głos. W jednej z
alejek stał Sasuke kłócąc się ze sprzedawcą o struny do gitary.
W pierwszym odruchu chciałam wziąć nogi za pas, ale
kiedy głębiej się nad tym zastanowiłam zmieniłam zdanie. Skierowałam swoje
kroki prosto w kierunku wykłócającego się ostrym, lodowatym tonem Sasuke.
Najwidoczniej zielony sprzedawca nie wiedział, co podać klientowi. Uśmiechnęłam
się pod nosem.
- Przepraszam, proszę mi powiedzieć, czego szuka ten
pan. - Zapytałam uprzejmie słodkim głosem.
Sprzedawca uśmiechnął się lekko i powiedział mi
dokładnie jakiej struny szuka Sasuke. Brunet patrzył na tę scenę oniemiały.
Rozejrzałam się po stojaku z wiszącymi, szczelnie zapakowanymi strunami.
Uśmiechnęłam się dostrzegając swój cel. Zdjęłam opakowanie z wieszaczka i
wręczyłam je Sasuke. Sprzedawca spojrzał na mnie z wdzięcznością i szybko się
ulotnił.
- Proszę bardzo i po kłopocie. - Odwróciłam się na
pięcie z zamiarem wyjścia ze sklepu, ale chłopak mnie zatrzymał.
- Sakura, poczekaj. - Zaskoczona zatrzymałam się.
Sasuke zapłacił za struny i wrócił do mnie.
- Poszłabyś ze mną wymienić strunę? - Jego głos nie
był tak milusiński, jak ten fałszywy, ale już nie tak ostry jak na początku
naszej znajomości. Wyczuwałam też niepewność i ostrożność, a nawet leciutką
nutkę lęku.
- Jasne, czemu nie. - Obdarowałam go nieco
nieśmiałym, pełnym obaw spojrzeniem i wyszliśmy ze sklepu.
- Grasz na gitarze? - zapytałam szczerze
zaciekawiona. W gruncie rzeczy, to tak naprawdę nic nie wiedziałam o Sasuke, a
teraz wreszcie miałam szansę dowiedzieć się czegoś więcej.
- Tak. Przygrywam też czasem na fortepianie, a ty?
Westchnęłam słysząc tę suchą odpowiedź.
- Nie, ja nie gram. Chociaż chciałabym.
- To skąd wiedziałaś, jakiej struny potrzebuję? -
Był kompletnie zbity z tropu.
Przymknęłam powieki zastanawiając się, czy podejmuję
słuszną decyzję. Musiałam obdarzyć Sasuke zaufaniem, jeśli chciałam, żeby i on
mi zaufał.
- Mój tata czasem grał. - Mój głos stał się nieco
ochrypły. Odchrząknęłam odganiając smutek.
- Przykro mi. - Spojrzał mi smutno w oczy. - A mama?
- Czułam, że całkiem zmiękł.
- Oboje… - Bardzo chciałam dokończyć, ale słowa po
prostu utknęły mi w gardle kalecząc je boleśnie. Czułam niebezpieczeństwo
potoku łez. Przełknęłam wielką kluchę, która mnie blokowała. - Wypadek… No
wiesz. - Pociągnęłam nosem tamując łzy. Mimo iż minęło już tyle czasu, to wciąż
czuję ten żal.
Sasuke zatrzymał się zaskakując mnie ponownie.
Patrzył na mnie z powagą. Wiedział, podobnie jak ja, że żadne słowa nie oddadzą
tego smutku, a zwykłe „naprawdę bardzo mi przykro” zabrzmiałoby w moich uszach
sztucznie.
Brunet zabrał z moich rąk zakupy i ruszył dalej.
- Moja mama też umarła. - Wbił wzrok w horyzont i na
mnie nie spoglądał.
Uśmiechnęłam się smutno. Już wiedziałam, skąd to
zrozumienie i zgorzknienie. No i nareszcie zyskałam pewność, że Sasuke
zasługuje na zaproszenie do klubu.
Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu. Jednak cisza
nam nie ciążyła. Oboje jej potrzebowaliśmy i dopiero ja przerwałam ten stan,
gdy stanęliśmy przed bramą do posiadłości Uchiha.
- Mój Boże, ty tu mieszkasz? - Przystanęłam
wpatrując się w zasypany jesiennymi liśćmi ogród i piękny dom.
Sasuke prychnął pod nosem i otworzył przede mną
furtkę.
- Chodź. - Jak prawdziwy dżentelmen (co teraz jest
niebywałe) przepuścił mnie w drzwiach.
Nieco skrępowana zdjęłam płaszcz i buty i odwiesiłam
je na wieszak. Moje mieszkanie nie stanowiło nawet połowy wielkiego budynku.
Czułam się jak szara myszka w obecności błyszczącej podłogi i pięknych
ornamentów na ścianach.
- Mieszkasz tu z tatą?
- I z bratem. - Sasuke odłożył moje zakupy do
przedsionka i sam rozebrał się z kurtki i butów.
Poszłam w ślad za Sasuke. Dalej, w głąb domu. Na
parterze dominował ogromny salon, w którym błyszczał pięćdziesięciocalowy
telewizor, kino domowe i stylowe meble. Przez salon wchodziło się do kuchni, a
także schodami na piętro. Na drugiej kondygnacji było kilka sypialni.
Podejrzewałam po ilości drzwi, że są tam też pokoje gościnne. Sasuke pchnął
ostatnie z nich, te na samym końcu korytarza. Moim oczom ukazał się niezwykle
słoneczny i schludny pokój. Z dwóch wielkich okien był piękny widok na ogród,
który płonął ciepłymi barwami jesieni i ciemną czerwienią późnych róż. W pokoju
nie było zbyt wiele mebli. Łóżko, szafa, biurko, półka na książki i regał z
płytami CD. Jednakże mój wzrok najbardziej przyciągała ściana nad łóżkiem,
która była pokryta finezyjnym graffiti. Tańcząca kobieta idealnie komponowała
się z grającym w tle zespołem rockowym i przypadkowymi mazajami. Jeden rzut oka
nie wystarczał, żeby zapoznać się z malunkiem. Potrzebowałam przynajmniej
minuty, żeby zrozumieć pulsującą od niego energię.
- Wspaniałe. - Wskazałam na ścianę. Sasuke skinął
głową. - Twój brat jest starszy?
- Tak. Itachi pracuje razem z ojcem w firmie. Oboje
są dziś w pracy. - Uśmiechnęłam się na widok zdjęcia w ramce. Mały Sasuke ze
skrzywioną miną stał obok brata, który obejmował go ramieniem. W tym momencie
żałowałam, że nie mam rodzeństwa.
Usiadłam na łóżku, a Sasuke zaraz obok i wyjął
gitarę z pokrowca. Różniła się od tej taty kolorem, ale i tak patrzyłam na
instrument z zachwytem. Obserwowałam jak długie palce Sasuke zręcznie zdejmują
pękniętą strunę i zakładają nową.
- No i proszę. Nie byłam ci aż tak potrzebna. -
Uśmiechnęłam się zadziornie.
- Nie. - Jego sucha odpowiedź od razu zgasiła mój
entuzjazm. - Nie po to zaprosiłem cię do mojego domu. - Odłożył instrument i
podniósł na mnie swój chłodny wzrok.
- Mam do ciebie kilka pytań.
Poczułam, jak z moich palców odpływa ciepło, a w
klatce piersiowej narasta zdenerwowanie. Zdałam sobie sprawę, że nie powinnam
być aż tak przerażona. Wiedziałam, że prędzej, czy później zapyta o to, co się
stało na dachu. Byłam mu winna te wyjaśnienia.
- Nie dziwię ci się - powiedziałam unikając patrzenia
na bruneta. Zdecydowanie chciałam mieć to już za sobą. Nie mogłam przewidzieć
jak oboje zareagujemy. Znałam swoje ciało i wiedziałam, że wbrew wszelkiemu
rozsądkowi odpowiada mi zawsze bardzo nerwowo.
- Dlaczego… - Skrzywił się i pokręcił głową. - Skąd
wiedziałaś, że ten chłopak… - Czułam, że męczy go ta sprawa równie mocno, jak
mnie. Jego głos był całkowicie wyzbyty pozytywnych emocji.
- Bo widzę więcej niż inni… - mruknęłam wymijająco,
wciąż na niego nie patrząc.
Słyszałam jak chłopak bierze głęboki wdech i
wypuszcza głośno powietrze jak przed jakimś stresującym maratonem.
- Mówisz, że mamy podobne oczy?
Przełknęłam ślinę i zacisnęłam dłonie na kolanach.
- Tak.
Sasuke skinął głową, kiedy popatrzyłam na niego
kątem oka.
- Tak podejrzewałem. Kiedy zobaczyłem cię w klasie,
twoje oczy wydały mi się nienaturalnie zielone. No i twoje włosy.
Przymknęłam powieki modląc się, żeby z tego nie było
kłopotów.
- Ja też wtedy zdała sobie z tego sprawę. Czy ktoś z
twojej rodziny też ma dar?
- Itachi wie, kiedy komuś kończy się energia
życiowa. Na przykład widzi ciemną mgłę wokół kogoś, kto popada w depresję, albo
ma jakieś poważniejsze problemy. Widzi też ją wokół starszych albo ciężko
chorych osób. A moja mama… - Jego głos zginął w ciszy. - Nawet nie wiem
dokładnie, co widziała. Popełniła samobójstwo przez to przekleństwo. Tata unika
tematu.
Dopatrzyłam się w jego czarnych oczach ogromnego
oceanu bólu podobnego do mojego.
Przez chwilę milczałam zamyślona. To by wskazywało
na to, że nasze oczy są dziedziczne. - Zmarszczyłam brwi zdając sobie sprawę,
że nie zapytałam go o najważniejsze.
- Czy powiesz mi, co takiego widzisz?
Wzruszył ramionami.
- Widzę ludzkie aury.
Odetchnęłam głośno i przez chwilę wpatrywałam się w
Sasuke pustym wzrokiem. Spodziewałam się jakiegoś zadającego psychiczny ból
daru, a tu takie coś. Roześmiałam się gorzko. Brunet patrzył na mnie, nie mogąc
mnie zrozumieć.
- Naprawdę tylko tyle? Nawet nie masz pojęcia, jakie
masz szczęście.
Obserwowałam, jak szczęki Sasuke zaciskają się z
irytacji, a jego oczy płoną urazą. Oczekiwał zrozumienia, którym w tym
przypadku nie mogłam do obdarzyć.
- Ja naprawdę rozumiem. Ciężko jest być innym,
ukrywać się ze swoim darem i walczyć z niepożądanymi skutkami, ale twój
bardziej ułatwia ci życie, niż utrudnia.
- Nie masz o niczym pojęcia - warknął ostro.
Nie wiedzieć czemu i ja wybuchłam gniewem. W tej
chwili postrzegałam Sasuke jako osobę, która ma wszystko i nie potrafi tego
docenić. Gwałtownie poderwałam się na nogi.
- Nie?! Myślisz, że nie mam?! Przecież przeżyłam dokładnie
to samo co ty, a nawet jeszcze więcej! Spróbuj postawić się w mojej sytuacji!
Wiesz, jakie mam poczucie winy, kiedy ktoś umiera, a ja wiem, że to się stanie
i nie mogę nic na to poradzić?! Wiesz jak Ino mnie nienawidzi?! A wiesz czemu?!
- Mój głos z pełnego sarkazmu uniesionego tonu zmienił się w krzyk. - Obwinia
mnie o śmierć swojej matki, bo powiedziałam jej, że ona umrze! Rozumiesz, co
czuję, kiedy widzę ją każdego dnia w klasie?! Kiedy rzuca mi te lodowate
spojrzenia?! - zawołałam rozjuszona. - I co z tego, że nie miałam na to wpływu!
W jej oczach to ja jestem winna! I przez to faktycznie czuję, że jestem!
Zdajesz sobie sprawę, jak to jest żegnać się z rodzicami i mieć świadomość, że
już nie wrócą?! - powoli opadałam z sił. - Każdego dnia przeklinam ten cholerny
dar i zastanawiam się, za jakie grzechy go mam. Po co mi on, skoro nie mogę
nawet pomóc! - wściekła pokręciłam głową. - Ty o niczym nie masz pojęcia! -
krzyknęłam.
Spojrzenie Sasuke zelżało. Widziałam, że żałuje tego
oskarżenia, które skierował w moją stronę, ale mimo to nie odpuściłam. Wyjęłam
z kieszeni bluzy zaproszenie do klubu i rzuciłam mu kopertę pod nogi.
- Będziesz chciał to przyjdziesz, a jeśli nie, to
nie będzie mi żal. Jesteś cholernym bachorem! - Po tych słowach wybiegłam z jego
pokoju i zbiegłam po schodach. Narzuciłam na siebie w pośpiechu płaszcz i buty.
Zabrałam zakupy. Nie chciałam zostać w tym domu nawet chwili dłużej. Na
pożegnanie trzasnęłam drzwiami wejściowymi. Kiedy byłam już parę kroków od
furtki, pozwoliłam łzom płynąć.
„ Ludzkie łzy to z jednej strony wyraz ogromu
cierpienia, lecz z drugiej także ulga. Razem ze łzami wypływa cierpienie, by
zrobić miejsce na nową, kolejną falę bólu. Inaczej ból przestałby się mieścić.”*
W poniedziałek w szkole kompletnie ignorowałam
Sasuke. Poinformowałam przyjaciół o cotygodniowym, wtorkowym spotkaniu. Wszyscy
mieli prawo wiedzieć co potrafi nowy. Nie mieliśmy przed sobą żadnych tajemnic
związanych z naszymi umiejętnościami. Jednakże nie zamierzałam mówić nic o
naszej kłótni. Powiedziałam tylko Hinacie, która okazała się wyrozumiała jak
zawsze, ale tym razem nie dla mnie.
- Myślę, że ty też nie do końca miałaś rację. Pomyśl
o jego matce i bracie. Jemu też musi być ciężko. Jego problemy to też problemy
i chociaż nie są takie same jak twoje, to wciąż nimi pozostają. Nie powinnaś
była się śmiać.
Pokornie przyjęłam jej reprymendę, chociaż muszę
przyznać, że trochę ukuło mnie w piersi. Ale miała rację. Wtedy nie myślałam o
tym, co on czuje. Zachowałam się strasznie egoistycznie. Tak naprawdę zaczęłam
żałować swoich słów już w domu, kiedy opadły emocje, jednak nie do końca
chciałam przyjąć to do świadomości. Sasuke również zachował się źle, ale to nie
było usprawiedliwieniem. Postanowiłam, że go przeproszę. Jeśli nie pojawiłby
się w klubie, to miałam zrobić to następnego dnia, ale okazja nadarzyła się już
na naszym wtorkowym spotkaniu. Sasuke zdecydował się jednak przyjść. Z resztą,
nie dziwiłam mu się. Zaproszenie zostało
wypisane specjalnie dla niego i pod typową, klubową treścią znajdowało się małe
post scriptum.
„Takich jak ty jest więcej. Nie jesteś sam.”
Jak zwykle zajęłam miejsce za biurkiem nauczyciela w
udostępnionej nam klasie. Mimo iż tego nie chciałam zostałam przewodniczącą
klubu. Co z tego, że założyłam klub? Nie chciałam, żeby ktokolwiek się tu
wywyższał, ale zostałam przegłosowana i ustanowiona dobrze zorganizowanym
generałem.
Nie wiedzieć czemu, widząc znajome twarze przyjaciół
czułam zawód i poczucie winy. Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło od
poprzedniego spotkania, ale czegoś tu brakowało. Z początku próbowałam
przekonać samą siebie, że wszystko jest na swoim miejscu, ale ulgę odczułam
dopiero, gdy w drzwiach sali zobaczyłam znajomą, czarną czuprynę. Uśmiechnęłam
się pod nosem ignorując własne rozterki.
W sali od razu zapadła cisza. Temari przestała
wykłócać się z Naruto i oboje wpatrywali się w przybyłego z psotnymi
uśmieszkami.
Wiedziałam, co im chodzi po głowach, bo powiedzieli
mi o swoim pomyśle wcześniej, ale przemówienie im do rozsądku nie wchodziło w
grę. W takich sytuacjach na Naruto i Temari nie było rady.
Obydwoje przybrali identycznie poważne miny. Hinata
i Gaara poszli za ich przykładem. Chcąc nie chcąc zostali w to wciągnięci i
tylko ja wciąż siedziałam spokojnie przeglądając dokumenty samorządu szkolnego.
Pierwszy podszedł do zaskoczonego Sasuke, Naruto. Przypatrywał się przez chwilę
brunetowi z otwartymi oczami, a potem huknął na cały głos.
- Oj… prawdomówny z ciebie człek! - Sasuke aż się
wzdrygnął. Nie był pewien, co powinien zrobić. Sądząc po jego minie poważnie
rozważał ucieczkę, póki jeszcze może.
Ledwo opanowałam wybuch śmiechu.
Kolejny odezwał się Gaara. Przeszywał Sasuke
hipnotyzującym wzrokiem z miną niemal umysłowo chorego. W przeciwieństwie do
Naruto sprawił, że chłopakowi włoski na rekach stanęły dęba. Cichy szept
wydawał się być niczym syk węża,
- Oj… duchy szepcą. Oj… obmawiają. Dużo wiedzą.
Lubią plotkować.
Sasuke wyraźnie odetchnął, gdy ten usiadł z powrotem
do swojej ławki i zajął się mamrotaniem do siebie.
Temari, niczym wyrocznia albo jakaś prorokini,
wygłosiła swoją kwestię i obdarowała skonsternowanego bruneta mrocznym
uśmiechem.
- Kryje się w tobie wiele nieodkrytych talentów.
Kłębią się i pulsują próbując uwolnić z łańcuchów twoich oporów.
Tem podobnie jak Gaara usiadła na swoje krzesło i
zaczęła sobie nucić jakąś melodię, jakby nigdy nic.
Zanim Sasuke zdążył zareagować, Hinata włączyła się
do akcji. Lekko się jąkając wtrąciła nieśmiało kilka poplątanych słów.
- Bo… ten tego… ooooni… Gaara… Ttttemarrri… Nnaruto…
onni chcieli się tylko pprzywittać…
W tym momencie nie wytrzymałam. Takiego szoku na
twarzy Sasuke jeszcze nie widziałam. Biedny chłopak. Czuł się osaczonyi nie
wiedział, co ze sobą zrobić, a jego mina mówiła „to banda popaprańców”.
Wywołało to u mnie niepohamowany atak wesołości. Ryknęłam śmiechem niszcząc
całą mistyfikację. Wszyscy spojrzeli na mnie z wyrzutem, a Tem i Naruto
jęknęli. Opadła mroczna atmosfera.
- Sakura!
- Jak mogłaś?!
- I wszystko szlag trafił!
Nie przejęłam się tym za bardzo. Jeszcze dwa razy
zaniosłam się chichotem i otarłam łzy z kącików oczu.
- Wybaczcie. Po prostu nie mogłam się powstrzymać.
Naruto odwrócił się do Sasuke i uścisnął mu dłoń ze
swoim klasycznym, szerokim uśmiechem.
- Jestem Naruto. Sorki za tamto. Chcieliśmy zobaczyć
jaką zrobisz minę.
Sasuke potarł sobie nasadę nosa i też lekko się
uśmiechną.
- Założę się, że musiała być zabawna.
- Była całkiem niezła. - Tem również podeszła, żeby
się przywitać. - Jestem Temari. Wykrywacz talentów. Tamta nieśmiała niewiasta
to Hinata.
Przyjaciółka pomachała Sasuke i przysunęła się do
Naruto, który objął ją ramieniem, na co ona oczywiście spłonęła rumieńcem.
- Ten niewyspany to mój brat, Gaara.
- Tem. - Gaara rzucił siostrze karcące spojrzenie.
- Duchy mocno dają mu w kość - wyszeptała, ale na
tyle głośno, że chłopina zesztywniał. Nie lubił, gdy mówiło się o jego oczach.
- A tam w kącie nasza przewodnicząca i założycielka
klubu, ale ją już znasz.
Sasuke spojrzał na mnie niepewnie, ale ja posłałam
mu ciepły uśmiech, zaskakując go tym samym.
- Mam wrażenie, że wcale nie muszę się przedstawiać
- westchnął z uniesionymi brwiami.
Temari pokręciła głową.
- My wiemy wszystko - mruknęłam zagadkowo znad
sterty swoich papierów.
- Czyli to jest klub Badający Zjawiska Nadprzyrodzone?
- Nie do końca. - Z cichym westchnieniem oderwałam
się od swoich spraw. Wstałam od biurka i podeszłam do Sasuke. - Tak właściwie,
to my jesteśmy przedmiotem naszych badań. - Obserwowałam, jak Sasuke nerwowo
przełyka ślinę.
- Czyli wszyscy macie „te” oczy? - Zmarszczyłam
lekko czoło zastanawiając się jak na to zareaguje.
- Prawie wszyscy.
- Ja nie. - Hinata wychyliła się lekko spod ramienia
blondyna.
- Ale spokojnie. Możesz jej ufać. Jeszcze żadnego z
nas nie wydała. - Puściłam Hinacie oczko. - To taka nasza maskotka klubowa.
Sasuke skinął głową zamyślony.
- Skoro wiecie „wszystko”, to na pewno też wiecie co
widzę.
- Owszem, ale Sakura nie chciała nam powiedzieć nic
więcej oprócz tego, że widzisz aury. - Rzuciła Temari z lekkim wyrzutem, zanim
zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć. Spuściłam głowę lekko zakłopotana. - A
maglowałam ją całkiem długo. - Tem zmrużyła podejrzliwie oczy.
- Tak… Temari chciała powiedzieć, że nie mamy tu
przed sobą żadnych tajemnic, ale też wszystko zostaje między nami. - Nagle mój
głos zyskał na twardości. - Jeśli któreś puści farbę, to jesteśmy w stanie
szybko zgnieść plotkę i tego, kto wydał. - Spojrzałam mu groźnie prosto w oczy.
Chyba zrozumiał przekaz. Naruto skinął mi głową na
potwierdzenie, że Sasuke nie zamierza nas oszukiwać.
- Ale nie jesteśmy tu od straszenia - kontynuowałam
niemal luzacko. - Jesteśmy sobie przyjaciółmi. Zwierzamy się sobie z problemów,
nie tylko tych związanych z darem, i próbujemy coś zaradzić wspólnymi siłami.
Staramy się też dowiedzieć jak najwięcej o tym, dlaczego różnimy się od reszty
ludzi. Każdy prowadzi poszukiwania we własnym zakresie i potem przedstawia
wyniki na naszych klubowych spotkaniach.
- Ale nie oczekuj cudów. To jak szukanie wiatru w
polu. Nie zawsze przynosi efekty. Właściwie, to wiemy bardzo mało. - Wtrącił
się Naruto poważnym tonem. Rzadko zdarzało mu się być aż tak zmartwionym i smutnym.
- Zaraz… zaraz. - Uderzyłam się z otwartej dłoni w
czoło. - Przecież my nie powiedzieliśmy ci nic o sobie.
Naruto i Gaara zsunęli po środku sali cztery stoliki
i dostawili sześć krzeseł.
Naruto usiadł obok Hinaty, a Gaara obok swojej
siostry po bokach stołu. Ja natomiast zajęłam miejsce tam, gdzie zazwyczaj
zasiadała głowa rodziny, zaś Sasuke znalazł się po przeciwnej stronie.
- Naruto, zaczniesz? - poprosiłam, a przyjaciel
skinął głową.
- Nazywam się Naruto Uzumaki. Poznałem Sakurę i
Hinatę w gimnazjum. Od tamtej pory trzymamy się razem. Widzę, kiedy ktoś
kłamie, oszukuje, albo jest nieszczery. Chyba u każdego z nas ten dar
funkcjonuje inaczej. Ja rozpoznaje oszustwo po czerwonej poświacie wokół ludzi.
Myślę, że to coś związanego z aurą - zakończył.
- Nazywam się Temari… Razem z Gaarą poznaliśmy
Sakurę, Naruto i Hinatę w pierwszej liceum. Dzięki swoim oczom dowiedziałam
się, że również posiadają dar nadprzyrodzonego widzenia. Razem postanowiliśmy założyć
klub. Widzę talenty, jakie posiada dana osoba. Co jest jej mocną stroną, a co
jej piętą achillesową. Postrzegam to jako obrazy, kiedy kogoś dotknę. Czasem
muszę się domyślać. Nie wszystkie znaki łatwo rozszyfrować. - Blondynka lekko
szturchnęła swojego brata w ramię.
- Nazywam się Gaara. Ta rozkrzyczana dziewczyna obok
to moja siostra. Chociaż nie mam pojęcia jak to się stało. - Uśmiechnął się
lekko widząc poczerwieniałą twarz Temari. - Widzę duchy. Dusze osób, które nie
odnalazły spokoju po śmierci, lub jak twierdzi Sakura, nie przeszły na drugą
stronę, czymkolwiek ona jest. Tak, jak wspominała Tem, to trochę męczące.
Oprócz tego, że widzę te irytujące zjawy, to jeszcze muszę wysłuchiwać ich
jęków dwadzieścia cztery godziny na dobę. - Nagle chłopak skrzywił się i
zasłonił ręką prawe ucho. - Teraz na przykład jakaś starucha drze mi się do
ucha, żebym powiedział jej dzieciom o jakimś liście.
Spojrzałam na Gaarę współczująco.
- Jeżeli musisz wyjść, to nie krępuj się - zwróciłam
się do niego z troską.
- To nic nie da, one pójdą za mną wszędzie.
Najlepszą metodą jest ich nie słuchać i ignorować. Gdybym zaczął spełniać ich
prośby, to zleciałyby się całe tłumy, a tak jest ich tylko kilka. - Chłopak
znów skrzywił się z obrzydzenia, ale tym razem poderwał gwałtownie z krzesła,
przewracając je.
- Zostaw. Wynocha - warknął wściekły, ale widząc
nasze miny, opanował się. - Zazwyczaj tylko jęczą, ale ta tu właśnie ośmieliła
się mnie dotknąć. - Znów się wzdrygnął. - To jak lodowata galareta.
Sasuke patrzył na to oniemiały. W jego oczach
dostrzegłam zrozumienie, które powoli przeradzało się w powagę. Wreszcie miał
szansę docenić moc moich słów z tamtego dnia w jego domu.
- Nazywam się Sakura Haruno - podjęłam przerwany
temat. - Postanowiłam założyć ten klub, bo zobaczyłam, że nie siedzę sama w tym
bagnie i są też inni podobni do mnie, którzy nie powinni być z tym sami. Moje
oczy są podobne do oczu Gaary. Podobnie jak on widzę coś związanego bezpośrednio
ze śmiercią. Widzę Anioły Śmierci… Kosiarzy, nazwij ich jak chcesz. To Anioły w
postaci smutnych dzieci. Widzę je, słyszę i mogę z nimi rozmawiać. Pojawiają
się kilka dni przed śmiercią jakiejś osoby i zabierają jej duszę na „drugą
stronę”, cokolwiek nią jest. Dlatego wtedy na dachu wiedziałam, że nie możesz
pomóc. Temu dzieciakowi była pisana śmierć w tym wieku i nic nie mogło tego
zmienić. Rozmawiałam chwilę z jego Kosiarzem, a właściwie on mi po prostu
powiedział, że nie można zmienić tego, co zostało zaplanowane. Zresztą
usłyszałam to już od innego Kosiarza. - Przymknęłam na moment powieki,
wspominając anioła babci. Odgoniłam smutek i uśmiechnęłam się pokrzepiająco. -
Teraz twoje kolej.
Sasuke odetchnął głęboko.
- Nazywam się Sasuke Uchiha. Przeniosłem się do tej
szkoły z wiadomych powodów. Po prostu ktoś dowiedział się, że jestem inny i
wykorzystał to przeciwko mnie. Widzę ludzkie aury. Odciska się w nich stan
zdrowotny i emocjonalny oraz charakter człowieka. Wiem również, kiedy ktoś jest
nieszczery i masz rację Naruto, to widać właśnie w aurze jako czerwoną
poświatę. Jednak u mnie czerwony nie zawsze oznacza kłamstwo. Aury składają się
jakby z trzech segmentów… warstw. Stany chwilowe, jak emocjonalny, odciskają
się w trzeciej warstwie. Tej, która jest najdalej od ciała. Ty Naruto zapewne
dostrzegasz tylko czerwony, bo to najintensywniejsza barwa w tej sferze, ale
jeśli chcesz to nauczę cię widzieć więcej. - Naruto uśmiechnął się z
wdzięcznością. - W drugiej warstwie odciska się stan zdrowotny, a w pierwszej
cechy charakteru. Każda cecha, każdy stan ma inną barwę. Minęło ładnych parę
lat, zanim nauczyłem się je rozpoznawać i utożsamiać z odpowiednimi emocjami. Mam
brata, który też ma dar. Dostrzega coś, co ja teoretycznie również powinienem.
Widzi ślad śmierci, choroby oraz wyczuwa zły stan fizyczny i emocjonalny u
otaczających go ludzi.
Wszystkich zainteresowała kwestia brata Sasuke.
Szczególnie, że Gaara miał okazję potwierdzić swoją teorię. Zagłębili się więc
w rozmowie, wciągając w nią Sasuke, który trochę się ożywił. Ja natomiast
wróciłam do samorządowych wniosków i propozycji.
Kiedy minęło przydzielone klubowi półtorej godziny,
wstałam od biurka i klasnęłam w dłonie.
- Moi drodzy. Czas się zbierać. - Wszyscy podnieśli
się z siedzeń z lekkim zawodem. - Mniemam, że teoria o dziedziczności została
potwierdzona. Brawo Gaara. - Uśmiechnęłam się do chłopaka, a ten skinął głową.
- Kolejne spotkanie klubu odbędzie się w następny wtorek o tej samej porze.
Chłopcy doprowadzili salę do pierwotnego stanu, a ja
zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Nie wychylając się znad sterty papierów odkrzyknęłam
„cześć” Hinacie i Naruto oraz Temari i Gaarze. Z westchnieniem bezradności
założyłam ciężką torbę na ramię i chwyciłam płaszcz w dłonie. Chciałam ruszyć
zamaszystym krokiem przed siebie, ale zamiast tego nogi wrosły mi w ziemię.
Krzyknęłam krótko i upuściłam swoje rzeczy. Moja torba rozpięła się, a
wszystkie papiery które były w środku wypadły.
W ciemnym kącie stała męska postać przywodząca na
myśl ducha. Odetchnęłam, gdy intruz zrobił dwa kroki w przód odsłaniając tym
samym twarz. Sasuke podbiegł do mnie, żeby pomóc zbierać mi dokumenty. Byłam
pewna, że wyszedł razem z innymi, więc nie spodziewałam się towarzystwa.
Myślałam, że ktoś zakradł się tutaj niepostrzeżenie i miał wobec mnie złe
zamiary. Adrenalina intensywnie pulsowała w moich żyłach przyspieszając bicie
serca. Chwilę trwało, nim doszłam do siebie. Sasuke uśmiechnął się zadziornie,
gdy do niego dołączyłam.
- Myślałam, że poszedłeś razem z innymi? - Byłam tak
rozstrojona, że moja wypowiedź uciekła w pytanie.
- Nie. Zostałem, bo ostatnim razem nie miałem
okazji, żeby cię odprowadzić. - Jego ton był wciąż suchy, ale o wiele bardziej
uprzejmy. Wyczuwałam, że Sasuke nabrał dla mnie szacunku.
- Ostatnim razem? - Kompletnie zbił mnie z pantałyku
przerywając gwałtowną reakcję ciała.
- No tak. Wtedy, gdy wylądowałaś u pielęgniarki po
tej sytuacji na dachu.
- Ach tak - mruknęłam z kwaśną miną. Wciąż miałam mu
za złe tę ignorancję.
- Hej, to nie tak, że cię olałem. - Pokręcił
bezradnie głową, gdy zobaczył, że moje spojrzenie nie złagodniało. - Nie miałem
okazji tego zrobić, bo wyszedłem, żeby kupić sobie napój w automacie, a jak
wróciłem, to ciebie już nie było.
Jego wyjaśnienia skwitowałam milczeniem. Byłam
skłonna mu uwierzyć. Wydawał się mówić szczerze.
- Przepraszam - powiedziałam nagle.
- Za co? - zdziwił się.
- Za ten wybuch u ciebie w domu. Nie powinnam była… To
było bardzo egoistyczne z mojej strony. - Moje policzki płonęły z zawstydzenia.
- Nie musisz przepraszać. - Sasuke podał mi zebrane
dokumenty, a ja włożyłam je do torby.
- Dziękuję.
- To moja wina. Mogłem dać znak, że jestem w sali -
wyjaśnił na widok mojego zdezorientowanego spojrzenia.
Machnęłam ręką.
- Chodź. - Wyszliśmy z klasy, a potem ze szkoły.
Gdy tylko znaleźliśmy się na zewnątrz zatrzymałam
się zachwycona. Oniemiała wpatrywałam się w piękne, płonące od zachodu słońca
niebo.
Sasuke zatrzymał się obok mnie.
- Lubisz zachody słońca?
Skinęłam nieśmiało głową.
Nagle Sasuke złapał mnie za rękę zaskakując nie
tylko mnie, ale i siebie samego.
- Chodź, zabiorę cię gdzieś. - Jego oczy błyszczały
dziwną, nieznaną mi energią, która kusiła. Dlaczego miałabym się nie zgodzić? W
pół sekundy pokonałam swoje opory, a to, że Sasuke trzyma mnie za rękę, ciągnąc
za sobą, jakoś mi nie przeszkadzało. Wydawało mi się to naturalne, ba czułam
się dobrze. Moje troski, cały strach przed śmiercią, zniknęły. Mogłam przez
moment stać na moście, pod sobą mając wolno płynącą rzeczkę, w której odbijało
się piękne niebo i czuć się jak normalna osoba, a nie jak przeklęta na wieki.
- To jak podwójny zachód słońca, nie uważasz?
Jedyne co mogłam w tamtej chwili zrobić, to
przytaknąć. Nie chciałam psuć tego błogiego stanu słowami.
Widok był magiczny. Kojąca cisza i szum wody
pozwalały odpocząć moim zmaltretowanym uszom.
Oparłam się o barierkę, rozkoszując tą chwilą i chłodnym
wiatrem muskającym moją skórę. Sasuke zrobił to samo. Patrzył zamyślonymi
oczami w iskrzącą się wodę. Spoglądałam na niego ukradkiem i zastanawiałam się,
o czym myśli. Czym jest ta jego ostrożność? Dlaczego jest taki suchy i
zamknięty w sobie? To wszystko uwierało mnie gdzieś w środku od samego
początku. W końcu Sasuke był w jakiś sposób podobny do mnie. Miał w sobie
podobny ból. Nasze życia zostały napiętnowane niemal tym samym. Może nieco w
innym stopniu, ale to zawsze coś. Przez to czułam, że jesteśmy w jakiś sposób
sobie bliscy. Między nami miała szansę narodzić się więź.
Staliśmy na moście rozmawiając na lekkie tematy.
Mówiliśmy o klubie. Sasuke opowiadał mi o swoim tacie, bracie i narzeczonej
Itachi’ego. Czuliśmy się w swoim towarzystwie swobodnie. Nie ograniczały nas
żadne spory, czy tajemnice. Dopiero, kiedy niebo pokryło się gwiazdami, Sasuke
zaproponował, że odprowadzi mnie do domu.
Pożegnaliśmy się krótkim uściskiem. Mimo iż była to
tylko chwila, to poczułam przyjemne dreszcze. Sasuke pachniał bardzo męsko, był
ciepły. Kiedy znalazłam się w domu jeszcze przez dłuższą chwilę byłam w dobrym
humorze. Jednakże pustka i mrok mojego mieszkania wszystko zmieniły. Zdusiły
moją radość i sprawiły, że z moich oczu popłynęły gorzkie łzy.
Zakopałam się w pościeli i łkałam cicho w poduszkę.
Wróciły wszystkie moje obawy, cały ból, którego na moment się pozbyłam.
Samotność uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą. Tęsknota ogarnęła całą moją
zmęczoną duszę.
Co z tego, że spędziłam miłe popołudnie z
przystojnym chłopakiem. Co z tego, że otaczają mnie przyjaciele, skoro nie ma
przy mnie moich rodziców. Mamy i taty, którzy byliby szczęśliwi razem ze mną.
Łzy płynęły, aż w końcu usnęłam.
Po tych burzliwych dniach moje życie wróciło do
normy. Poznawaliśmy się z Sasuke coraz lepiej. Przyjaciółka była wniebowzięta,
kiedy domyśliła się, że z każdym dniem darzę bruneta cieplejszymi uczuciami. Ja
sama czułam, że wchodzę w to znacznie głębiej. Z każdym dniem Sasuke przestawał
być chłodny. Bardziej mi ufał, a po miesiącu opowiedział mi o swojej mamie.
Szliśmy właśnie do domu. Sasuke mieszkał w tym samym
kierunku, więc często mnie odprowadzał.
- Miałem sześć lat, kiedy umarła. Łyknęła pudełko
tabletek nasennych, a żeby mieć pewność, że jej nie odratują, podcięła sobie
żyły. - Z głosu Sasuke całkowicie zniknęło ciepło. W takich chwilach był
lodowaty i niedostępny. Patrzył się przed siebie. Wiedziałam, że wciąż przez to
cierpi. Odruchowo złapałam go za rękę. Spojrzał na mnie łagodnie.
- Dziękuję, że słuchasz. - Uśmiechnęłam się ciepło,
ale po chwili mój uśmiech zgasł. - A co dokładnie stało się z twoimi rodzicami?
Zaskoczona szybko wyswobodziłam rękę z uścisku i
schowałam ją zaciśniętą do kieszeni.
Nie byłam gotowa. Z pewnością to jeszcze nie był ten
czas.
- Proszę, nie pytaj o to więcej. - Mój szept był
pełen bólu.
Sasuke nieco zmarkotniał, ale zaraz poprowadził
rozmowę na inne tory.
- Widziałaś dzisiaj minę Ino, gdy z tobą
rozmawiałem? - Prychnął z rozbawieniem. - Żebyś widziała jej brudnozieloną
aurę. Była zazdrosna i wściekła.
- O tak. Już ostrzy na mnie swoje tipsy -
zażartowałam, dając się odciągnąć od wcześniejszej rozmowy.
I tak właśnie rozmawialiśmy. Wszystko wydawało się
iść ku lepszemu. Anioły Śmierci wciąż mi towarzyszyły, ale akurat nie w szkole.
Nadchodziła zima, a pierwszy śnieg oczyścił mnie ze zmartwień. Od dawna nie
czułam się tak dobrze, jednakże wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Od tej
zasady nie ma wyjątków.
Moją sielankę przerwał pewien grudniowy dzień.
Zbliżały się święta, a ludzi ogarnął szał zakupów. szłam do szkoły. Moje buty
ślizgały się po oblodzonym chodniku, co sprawiało, że droga była bardzo
męcząca. Dłonie miałam wciśnięte głęboko w kieszenie kurtki i byłam maksymalnie
skupiona na tym, żeby się nie przewrócić. Jednakże nagle coś kazało mi podnieść
wzrok. Dobrze mi znane, złe przeczucie przeszywało moje zmarznięte ciało,
ubezwłasnowolniając je. Chcąc nie chcąc spojrzałam.
Przy przejściu stała kobieta z dwu letnim dzieckiem
na rękach, które gaworzyło wesoło i pochłaniało całą uwagę matki. Obok nich
stało jeszcze jedno dziecko, odrobinę starsze. Tyle że to nie było zwyczajne
dziecko. Ubrane w skąpą, białą sukienkę, zwieszające smutno ramiona i… parę
małych skrzydełek. Z dużych oczu chłopca lały się łzy. Mógłby wzbudzić we mnie
współczucie, gdybym nie wiedziała czym jest. Zdziwiłam się nieco, bo tylko raz
widziałam płaczącego Kosiarza.
Chciałam odwrócić głowę i odejść, ale w chwili, gdy
miałam to zrobić coś rzuciło mi się w oczy. Na raz zapaliło się na opustoszałym
przejściu zielone światło i kobieta ruszyła przed siebie zamaszystym krokiem. W
tym samym momencie zza zakrętu wyjechało rozpędzone, srebrne auto. Mężczyzna za
kierownicą rozmawiał przez telefon. Nie było szans, żeby w porę zobaczył
kobietę z dzieckiem i zdążył nacisnąć hamulec. Do tego droga była śliska.
Chciałam krzyknąć, zrobić coś. Pobiec, wypchnąć tę
kobietę spod kół samochodu, ostrzec ją, ale zanim zdążyłam choćby pisnąć
usłyszałam dźwięk uderzenia, łamanych kości, wyginanej blachy i zobaczyłam, jak
kobieta wbija się prawym bokiem w zderzak pojazdu. Samochód zatrzymał się
dopiero metr dalej. Gaworzenie dziecka ucichło, zamarł każdy dźwięk i ruch
wokół mnie.
Wydawało mi się, jakbym wrosła w ziemię. Oczy miałam
szeroko otwarte z szoku i przerażenia, aż czułam, jak pękają mi w nich
naczynka. Dłonie i nogi zaczęły mi drżeć. Upadłam na kolana, podpierając się
rękami, zanurzając je w śniegu. Oddychałam spazmatycznie.
Wiedziałam, że kobiecie i jej dziecku nie można już
pomóc. Ktoś wezwał karetkę, ale to było na nic. Obserwowałam jak sanitariusze
wyskakują z pojazdu i kręcą głowami przy badaniu tętna.
Z moich oczu wypłynęły łzy. Anioł zniknął zabierając
ze sobą dwie dusze, a ja nie mogłam uwierzyć w ten dramat, który rozegrał się
na moich oczach. Patrzyłam na brudne, sponiewierane zwłoki kobiety, kiedy zebrało
mi się na wymioty.
Czułam, że ktoś mną potrząsa, krzyczy mi coś do
ucha, ale nie byłam w stanie odpowiedzieć. Moje ciało było jak sparaliżowane.
Dopiero znajomy głos Hinaty trochę mnie ocucił.
- Sakura… matko Sakura, nic ci nie jest? Nie mów… że
widziałaś. - Jej głos przeszedł w przerażony szept.
Widziałam. Widziałam wszystko, jakby to nie była
krótka chwila, a pełna napięcia godzina. Przed oczami miałam przerażonego
kierowcę, który wciskał hamulec i tę kobietę. Wyraz jej twarzy, wymalowany na
niej szok i strach, nie tyle o swoje życie, co o życie dziecka, które miała w
ramionach.
To było tylko tyle, nic więcej, a serce tłukło się
szaleńczo w mojej piersi. Nie mogłam w to uwierzyć. Nie chciałam w to uwierzyć.
Chciałam, żeby ta chwila została wyrzucona z mojej głowy.
Wtuliłam się w pierś Hinaty i szlochałam. Miałam
pustkę w głowie.
- Nie miałaś na to wpływu, to nie twoja wina.
Nie? - zaświtało w mojej głowie. - To nie jest moja
wina? W takim razie czyja? Po co to widziałam, skoro nie mogłam pomóc? Po raz
kolejny z resztą.
Kiedy minęła fala szoku i przerażenia, powoli na jej
miejsce wlała się nowa, zatapiając mnie żalem, rozgoryczeniem i poczuciem winy.
Policja, która została wezwana na miejsce wypadku,
przesłuchała mnie w dziesięć minut. O ile moje jęki przerywane szlochem dały
się zrozumieć.
Hinata zaoferowała, że zabierze mnie do najbliższego
punktu medycznego, który znajdował się w naszej szkole. Pielęgniarka była
wstrząśnięta, gdy usłyszała, co się stało. Od razu pobiegła zwolnić mnie z
lekcji.
Leżałam na leżance i patrzyłam w sufit. Słuchałam
rytmicznego poruszania się wskazówek zegara.
Cyk, cyk, cyk, cyk.., pum, pum, pum, krzyk.
Zatkałam dłońmi uszy, ale wciąż słyszałam urywany
krzyk kobiety i pisk hamulców. Myślałam, że oszaleję. Przed oczami miałam
zapłakaną twarz Kosiarza.
Żeby choć na chwilę oderwać się myślami od wypadku, zaczęłam
głębiej zastanawiać się nad Aniołem Śmierci. Dlaczego płakał? Czy powód był
podobny, jak w przypadku Anioła mojej babci?
Mój organizm powoli się wyciszał. Gwałtowna reakcja
minęła. Drżały już tylko moje dłonie.
Hinata jak zwykle w takich sytuacjach zorganizowała
spotkanie klubowe. Ja jednak nie byłam pewna czy tego chcę. Czy chcę widzieć
smutne twarze przyjaciół. Czy chcę czuć tę niezręczność co zawsze.
Chcąc nie chcąc usiadłam na swoim miejscu w sali
spotkań. Patrzyłam za okno, podziwiając niebo. Po chwili usłyszałam kroki
Naruto, Gaary, Temari i Sasuke, którzy również usiedli przy naszym
prowizorycznym stole.
Zapadła cisza przerywana tylko naszymi oddechami i
poruszaniem się wskazówek zegara. Minęła minuta, dwie… trzy… Wszystkie oczy
utkwione był we mnie. Przełknęłam ślinę, zdobywając się na odwagę, żeby wydać z
siebie głos, a trzeba zaznaczyć, że nie zrobiłam tego od składania zeznań.
- Idźcie do domów - mówiłam cicho i ochryple i
trudno było mnie zrozumieć. Powtórzyłam więc głośniej i wyraźniej.
- Proszę, idźcie do domów. - Schowałam twarz w
dłoniach, bo pod koniec mój głos się załamał, a z oczu pociekły łzy.
Usłyszałam gwałtowne szuranie krzeseł o podłogę i
poczułam ruch powietrza. Po chwili pięć dłoni moich przyjaciół spoczęło na
moich ramionach, plecach i głowie. Ich bliskość ogrzała nieco przestrzeń wokół
mnie. Otarłam oczy i wstałam, a potem przytuliłam każdego z osobna.
- Nic mi nie będzie - szepnęłam patrząc im w oczy. -
To nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz. Niemniej… dziękuję wam. A teraz
idźcie do domów.
Przyjaciele niechętnie skinęli głowami. Gaara zabrał
Temari, a Naruto Hinatę. Słyszałam jeszcze tylko jak przyjaciółka prosi Sasuke,
by ten mnie odprowadził.
Nie było mi to na rękę. Chciałam zostać sama. Potrzebowałam
spokoju i samotności, żeby móc to wszystko przemyśleć. Żeby ukryć wspomnienie w
najciemniejszych zakamarkach pamięci i zapomnieć, chociaż wydawało się to być
niewykonalne.
Sięgnęłam po torbę, ale zanim zdążyłam ją chwycić,
ktoś mnie uprzedził. Sasuke założył ją sobie na ramię i pomógł mi założyć
płaszcz.
Od czasu do czasu zerkałam na jego smutne, piękne
oczy. Nie było w nich błysku, który odbijał się w źrenicach jeszcze wczoraj. I
pomyśleć, że to moja wina.
W ciszy wyszliśmy ze szkoły. Stawiałam drobne kroki
nie chcąc wywrócić się na oblodzonej drodze. Sasuke szedł cierpliwie obok mnie,
milcząc. Odprowadził mnie pod samą klatkę bloku.
- Jesteś pewna, że mam zostawić cię samą? - Jego głos
był pełen troski i obaw.
Przytaknęłam.
- Uwierz, tak będzie najlepiej.
Sasuke posłuchał, ale niechętnie. Założył mi torbę
na ramię i patrzył dopóki nie zniknęłam za drzwiami.
Miałam wyrzuty sumienia, że wszyscy tak się o mnie
martwią. Nie chciałam, żeby moje problemy ich dotykały. To ja musiałam sobie z
nimi poradzić, a nie oni.
Kiedy przekroczyłam próg mieszkania, z moich oczu
wypłynęły łzy, które do tej pory powstrzymywałam. Wiedziałam, że nie zapomnę o
tym zbyt szybko. Nigdy wcześniej nie widziałam tak okropnej śmierci. Wcześniej
na moich oczach umarła babcia, ale to nie było tak drastyczne.
Skuliłam się w kącie pokoju i dusiłam krzyk. Nie
mogłam zrozumieć dlaczego dwie niewinne istoty tak nagle zakończyły swoje życie.
Przecież miały jeszcze tyle przed sobą. Szczególnie to dziecko. To były osoby z
krwi i kości, które na pewno ktoś kochał. Nie pojmowałam również dlaczego i po
co widzę Aniołów Śmierci. Przecież i tak nie mogę pomóc.
Zaśmiałam się gorzko, gdy w mojej głowie pojawiła
się pewna refleksja.
To na pewno po
to, żebym szybko sfiksowała i też umarła.
Bardzo źle przeżyłam to wydarzenie. Z dnia na dzień
popadałam w coraz większą depresję, a moją głowę zaśmiecały coraz to nowsze,
mroczniejsze myśli. Stałam się cicha, nie uśmiechałam się, nie śmiałam. W
oczach przyjaciół widziałam coraz większe zaniepokojenie moim stanem.
Szczególnie martwili się Hinata i Sasuke. Przyjaciółka pilnowała, żebym nie
zostawała sama. Próbowała wciągać mnie do rozmów, ale rzadko jej się to
udawało. Sasuke również starał się dotrzymywać mi towarzystwa i bezustannie
wpatrywał się w powietrze wokół mnie - w moją aurę. Każdego dnia, gdy kończył
swoją inspekcję, jego mina stawała się jeszcze bardziej smutna, zimna i obca.
Jego rysy tężały, ukrywając zmartwienie.
Zgadywałam, że nie jest ze mną zbyt dobrze. Jednakże
to był dopiero początek moich problemów.
Święta spędziłam z ciocią, która przyleciała
specjalnie dla mnie z drugiego końca kraju. Po śmierci rodziców Tsunade -
siostra mamy - została moim prawnym opiekunem. Uregulowała za mnie wszystkie
formalności i zakupiła mieszkanie, w którym zamieszkałam mając piętnaście lat.
Opowiadania przyjaciół i innych osób w szkole o
świętach, które spędzili z rodzicami, doprowadzały mnie do szewskiej pasji.
Tylko Sasuke widział, co się ze mną dzieje i powstrzymywał się od radosnych wspomnień.
Miałam przez to niemałe wyrzuty sumienia.
Pomimo tego wszystkiego w końcu zaczęło mi
przechodzić. Pod koniec stycznia czułam się już całkiem dobrze. Wciąż jeszcze
byłam ponura i cicha, ale pozbyłam się mrocznych myśli. Trzymałam się tego
stanu najmocniej jak umiałam. Przekonałam samą siebie, że będzie lepiej, jeśli
przestanę się obwiniać. Przestałam odpychać ludzi swoim wyglądem i zachowaniem.
Przestałam być depresyjnym zombie. Więcej bodźców zaczęło do mnie docierać.
Obserwowałam moją przyjaciółkę. Widziałam jak
szczęśliwa jest u boku Naruto. Wydawało się, że nie ma żadnych problemów. W
końcu nie borykała się z tym, co ja. Przyznam, że zaczęłam jej zazdrościć.
Czułam jak bardzo mnie tego brakuje. Potrzebowałam takiego wsparcia, jakie
Hinata otrzymywała od swojego chłopaka. To sprawiło, że zaczęłam zbliżać się
jeszcze bardziej do Sasuke. W końcu pociągał mnie zarówno swoim wyglądem jak i
tajemniczym wnętrzem. No i świadomość, że nosimy podobne brzemię, pozwalała z
nim swobodnie rozmawiać bez konieczności ważenia słów.
Brunet coraz częściej szczerze się przy mnie uśmiechał
i tracił maskę chłodu i obojętności. Nawet nie przeszkadzały mi nasze splecione
dłonie podczas wspólnej drogi do i ze szkoły. Przez ten symbol więzi między
nami czułam się lżej. Obecność Sasuke dodawała mi sił. Czułam, że nie jestem
sama. On zresztą też cenił sobie nasze wspólne chwile. Nawet bardziej niż
mogłabym się tego spodziewać. Moją nieświadomość zakończyło dopiero pewne
zimowe popołudnie.
Wracaliśmy nieco zmęczeni dniem w szkole i klubowym
spotkaniem, które się rozsypało. Okazało się, że Hinata jest chora, a Naruto
chciał być przy niej jak najszybciej, więc nie przyszedł. Temari zaangażowała
się w jakieś przedstawienie z koła teatralnego. Zostaliśmy we trójkę: ja, Gaara
i Sasuke. Posiedzieliśmy pół godziny i rozeszliśmy się do domów.
Byłam szczerze zaniepokojona o stan przyjaciółki,
ale ufałam Naruto, który powiedział, że to zwykłe przeziębienie. Nie mniej i
tak miałam zamiar zadzwonić, jak tylko dopadnę do telefonu.
Sasuke jak zwykle odprowadzał mnie do domu. Szliśmy
w ciszy. Moje policzki były czerwone od siarczystego mrozu. Nasze splecione
ręce Sasuke schował w głąb swojej ciepłej kieszeni, przez co szliśmy jeszcze
bliżej siebie niż zwykle. Jednakże ani mnie, ani jemu to nie przeszkadzało. Wręcz
widziałam na jego ustach rozciągający się uśmiech zadowolenia. Sama byłam z
tego powodu szczęśliwa, a ten wyraz twarzy wprawiał mnie w szampański nastrój.
Oczywiście wiedziałam, że Sasuke widzi moją aurę i wszystkie odczucia, więc starałam się to wszystko tłumić, ale marnie mi
szło. Im mniej się pilnowałam, tym zadowolenie bruneta rosło aż zaczęłam się
rumienić. Kiedy byliśmy już pod klatką zobaczyłam w czarnych oczach dziwny,
zastanawiający błysk, który nieco zbił mnie z tropu.
- Dziękuję, że mnie odprowadziłeś. - Z lekkim żalem
wyjęłam nasze ręce z kieszeni jego kurtki i chciałam wyswobodzić swoją dłoń z
jego uścisku, ale Sasuke mi na to nie pozwolił.
Zerknęłam na niego pytająco. Wyglądał jakby nad
czymś mocno się zastanawiał. Nagle zrobił coś, czego zupełnie bym się nie
spodziewała.
Mocnym pociągnięciem przysunął mnie do siebie.
Czułam, że moje serce zaczyna bić jak szalone, a w piersi narasta ciepło.
Saskue złapał moje nieśmiałe spojrzenie i położył mi
ciepłą dłoń na policzku. Wyczuwał moje rosnące zdenerwowanie, jednak nie wahał
się. Był pewny moich uczuć. W końcu widział je jak na dłoni. Jego gorące, czułe
usta roznieciły we mnie podniecenie i radość. Ciepły oddech drażnił moje
lodowate policzki, w brzuchu rozpętała się burza. Nie mogłam uwierzyć. Czy to
te słynne motylki?
W końcu brunet był zmuszony przerwać tę intymną
chwilę. Oderwał swoją dłoń od mojego policzka. Popatrzył na mnie krótko
błyszczącymi oczami i odszedł powolnym krokiem w kierunku swojego domu.
Stałam jeszcze przez chwilę w tym samym miejscu, nie
wiedząc, co ze sobą zrobić. Mróz wciąż szczypał, ale już nie od środka. Sasuke
rozpalił w moim wnętrzu ognisko, które niewiele rzeczy mogło teraz ugasić.
Wbiegłam po stopniach klatki schodowej na swoje piętro
jak na skrzydłach. Dawno nie byłam tak szczęśliwa. Nie dokuczał mi nawet chłód
własnego mieszkania.
Minęło pół godziny zanim oprzytomniałam i
przypomniałam sobie, że miałam zadzwonić do Hinaty.
Jej głos przez słuchawkę brzmiał nieswojo. Był mocno
zachrypnięty i słaby.
- Oj… moja mała. Brzmisz koszmarnie - odpowiedziałam
nieco żartobliwie na jej „cześć”.
Roześmiała się ochryple.
- Za to ty dla odmiany brzmisz bardzo dobrze… za
dobrze - mruknęła podejrzliwie, ale radośnie. Cieszyła ją poprawa mojego stanu.
- O tym za chwilę. - Nie miałam pojęcia, jak udało mi się
powstrzymać od wykrzyczenia przyjaciółce relacji ze swoich przeżyć. - Co ci
jest? Jak się czujesz?
- Czuję się okropnie. Smarkam, kicham, kaszlę, boli
mnie gardło. Ogólnie grypa.
- Uuu… - Przechodzenie grypy z pewnością nie
należało do przyjemnych. - Przyjdę jutro cię odwiedzić. Pewnie musisz się
strasznie nudzić…
- Kategorycznie ci zabraniam - przezwała mi ostrym,
matczynym tonem. - Dzisiaj wpuściłam Naruto tylko dlatego, że jeszcze chwila, a
zacząłby ubliżać mojej mamie. Jednakże tobie odmawiam i nie będę słuchać
sprzeciwów. Nie chcę, żebyście się wszyscy pozarażali tym cholerstwem.
Niechętnie przyznałam jej rację. Nie mogłam zarazić
się od Hinaty. Mną nie miałby się kto zaopiekować.
- Skoro już skończyłyśmy omawiać tę kwestię to może
powiesz mi, co wprawiło cię w tak świetny humor? Czyżby Sasuke?
Jak zwykle świetnie potrafiła się wszystkiego
domyślić. Kiedy powiedziałam jej, co się stało, mimo bolącego gardła zaczęła
wykrzykiwać mi do słuchawki gratulacje i inne radosne wiązanki.
Następnego ranka szczęście wręcz mnie rozsadzało.
Nie mogłam się doczekać, kiedy znów zobaczę Sasuke, kiedy znów go dotknę. Z
każdą chwilą rosła we mnie tęsknota za nim, a przecież nie widzieliśmy się
zaledwie kilka godzin.
Moje serce drgnęło radośnie, gdy zobaczyłam go na
chodniku. Obawiałam się lekko tego, co zrobi, ale okazało się, że zupełnie
niepotrzebnie.
Brunet z szerokim uśmiechem wyciągnął do mnie dłoń,
którą chwyciłam bez zastanowienia. Podobnie jak poprzedniego dnia przyciągną
mnie do siebie i pocałował. Nie potrzebne nam były słowa. Spojrzenia i gesty
mówiły wszystko.
W szkole Naruto powitał nasze splecione dłonie swoim
klasycznym, wielkim uśmiechem od ucha do ucha. Widziałam nawet, jak na przerwie
blondyn poklepuje Sasuke po plecach. Rozmawiali, ale nie było mi dane usłyszeć
o czym.
Większość osób zaakceptowała nas jako parę bez
mrugnięcia okiem. Większość, ale nie wszyscy.
Na lekcji wychowania fizycznego, gdzie byliśmy
podzieleni chłopcy - dziewczyny i nie było Sasuke, zaatakowała mnie Ino.
Biegłam sobie spokojnie rozgrzewkowe kółka, kiedy ktoś nagle popchnął mnie tak,
że upadłam. Z resztą, nie trudno było się domyślić kto. Blondynka pochylała się
nade mną z szyderczym uśmiechem.
- Może i złapałaś go na te swoje sztuczki, ale on i
tak będzie mój. Jeszcze zobaczysz. - I pobiegła dalej. Jej wypowiedź i poważna
mina wydawały mi się śmiesznie ze sobą kontrastować. Podniosłam się szybko,
otrzepałam i z uśmiechem kontynuowałam bieg. W tamtej chwili nie obchodziło
mnie jej widzimisię. Byłam zbyt szczęśliwa, żeby się nią przejmować.
Dwa tygodnie spędziłam poznając Sasuke coraz lepiej.
Dużo rozmawialiśmy. Sama byłam zaskoczona jak wiele mamy wspólnych tematów.
Zazwyczaj żegnaliśmy się dopiero, gdy zapadał zmrok. Sasuke zabrał mnie nawet
do swojej posiadłości, żeby jego brat mógł mnie poznać. Trudno mi było ukryć
przed Sasuke, że zżerają mnie nerwy. Jednak jego obecność dawała mi odwagę,
żeby przejść przez drzwi i nie dać drapaka. Jak zwykle okazało się, że nie miałam
się czym przejmować. Brat Sasuke - Itachi okazał się naprawdę wspaniałą,
uprzejmą i mądrą osobą. Uderzyło mnie podobieństwo w wyglądzie braci. Obydwoje
byli podobnie zbudowani i mieli te same szlachetne rysy twarzy. Jedynymi
różnicami były długie włosy Itachi’ego zebrane w kitkę i to, że był on trochę
niższy od Sasuke. Wiedziałam, że mnie polubił, z czego byłam bardzo zadowolona.
Wydawało mi się, że to najlepszy okres w moim życiu.
Odzyskałam coś, co straciłam dawno temu - miłość.
Kolejnego dnia humor dopisywał mi podwójnie. Po
pierwsze dlatego, że Hinata wracała do szkoły i wreszcie miałam ją zobaczyć, a
po drugie dlatego, że Sasuke zaprosił mnie na randkę.
Jak zwykle czekał już na mnie pod klatką. Zbiegłam
po schodach z prędkością światła, a gdy tylko go zobaczyłam moje serce mocniej
zabiło. Rzuciłam mu się w objęcia, a on się roześmiał.
- Hinata wraca… - W moich oczach odbijała się
radość.
- Wiem. - Uśmiechnął się i pocałował mnie. Jednakże
nie tak, jak się tego spodziewałam. Wrzała w nim namiętność. Przebił się przez
barierę moich zębów i porwał mój język w zmysłowy taniec pełen niebiańskich
doznań. W mojej piersi rozlało się ciepło, a kiedy się od siebie oderwaliśmy,
chciałam jeszcze.
Spojrzałam na Sasuke zaskoczona.
- Czy to jakaś okazja?
- Hmm… - Zamyślił się. - Można tak powiedzieć.
Zmarszczyłam brwi.
- Nie rozumiem
Wzruszył ramionami.
- Ja też nie do końca. Może to twoja aura tak na
mnie zadziałała. - Mrugnął do mnie zadziornie. - Taka różowo, czerwono, żółta.
Prychnęłam nieco rozdrażniona. Doskonale wiedział,
że nie wiem, o czym mówi. Nie znałam znaczenia kolorów aury.
- Chcesz, żebym ci powiedział? - Szepcząc mi do
ucha, musnął lekko jego płatek. Po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz.
- Chcę. - Patrzyłam mu prosto w oczy, nieco
wyzywająco.
Sasuke położył mi dłonie na policzkach i zaczął
pieścić moje uszy diabelskim głosem amanta.
- Żółty wskazuje na szczęście, optymizm. Masz
wybitnie dobry humor. - Uśmiechnęłam się na potwierdzenie jego słów. - Różowy
na… miłość. Stan zakochania. - Moje policzki spłonęły rumieńcem. Zawstydzona
opuściłam powieki. - Hej, nie ma się czego wstydzić. Moja aura też jest od
jakiegoś czasu różowa, nawet bardziej od twojej. - Moje serce zabiło dwa razy
szybciej. Słyszałam, jak krew szumi mi w uszach. Zawstydzenie zniknęło
całkowicie.
Korzystając z tego, że nasze twarze dzieliły
zaledwie centymetry, złożyłam na miękkich ustach Sasuke słodki pocałunek. Jego
oczy zaiskrzyły radością, ale zaraz spoważniał.
- Jeszcze nie skończyłem. - Przejechał swoją dłonią
na moją szyję, w miejsce, gdzie dobrze było czuć puls. - Czerwona aura w twoim
przypadku oznacza siłę do działania, namiętność i pożądanie. - Tym razem
zapłonęły nie tylko moje policzki, ale też szyja. Tętno gwałtownie
przyspieszyło i zrobiło mi się gorąco.
Sasuke widocznie spodziewał się mojej reakcji, bo
trzymał moje spojrzenie mimo iż próbowałam uciec nim w bok. Po chwili odpuścił
i przycisnął mnie do swojej piersi.
- Nawet nie masz pojęcia, jak się cieszę, że cię spotkałem.
Jesteś taka wrażliwa i delikatna. - Nagle odsunął mnie od siebie i przytrzymał
za brodę, żebym patrzyła mu w oczy. - Gdyby coś ci się stało, gdybym cię
stracił, to nie wybaczyłbym sobie tego. - W jego oczach dostrzegłam ten sam
ból, co wtedy, gdy mówił o śmierci swojej matki.
Nie ukrywam, że się przestraszyłam.
- Hej… - Tym razem to ja przytrzymałam go za
policzki. - Nie stracisz mnie, nie pozwolę na to.
- Rozprostował palcami zmarszczki na moim czole.
- Nie martw się, to moja sprawa. A teraz… - Mrugnął
i w jego oczach znów pojawił się radosny błysk. - musimy iść, bo spóźnimy się
na lekcje.
Wtedy zrozumiałam, że jestem dla Sasuke ważniejsza,
niż sądziłam. Z pewnością czuł do mnie coś, co wykraczało poza zwykłe,
nastoletnie zauroczenie, skoro myślał o mnie w ten sposób. Bał się mnie stracić.
Nie zdając sobie nawet z tego sprawy, ja również, wypełniłam pustkę w jego
wnętrzu. On też odzyskał tę cząstkę siebie, którą stracił po śmierci mamy.
Cieszyłam się jak głupia. Jeszcze chwila i znów
zobaczę przyjaciółkę. Tak bardzo mi jej brakowało. Mimo, że dzwoniłyśmy do
siebie codziennie, to nie to samo, co móc ją zobaczyć na własne oczy. Jeszcze
tylko chwila. Niemal podrygiwałam niecierpliwie.
Jest. Weszła przez drzwi do klasy razem z Naruto.
Jednakże coś było z nią nie tak. Mój entuzjazm został brutalnie stłamszony.
Hinata była zmizerowana i zmęczona. Schudła, była blada, a pod jej oczami
zalegały ponure sińce. Kiedy ją zobaczyłam zachciało mi się płakać i krzyczeć
na nią jednocześnie. „To tylko grypa.” Coś mi się wydawało, że wcale nie, a ja
głupia dałam się jej oszukać. Moje szczęście, związek z Sasuke, zasłonił mi
cały świat i sprawił, że nie dostrzegłam prawdy.
Czułam się przez to okropnie. Oszukana,
niedoceniona, odrzucona, a poczucie winy zżerało mnie od środka. Jednakże nie
to było najgorsze. Jedna mała rzecz sprawiła, że poczułam rozpacz, która
przelała się przeze mnie z siłą fali tsunami i obróciła w pył wszystko to, co
dotychczas nazywałam słowem „ja”.
Zaraz za Hinatą powolnym krokiem szła mała
dziewczynka. Miała różowe włosy i zielone oczy a u jej pleców zwieszały się
małe, opierzone na biało skrzydełka…
Moje oczy zaszkliły się od łez, które powoli
wypłynęły, wyznaczając na moich policzkach wilgotną ścieżkę. Wszystko we mnie
krzyczało, rozdzierało się i tłukło, jakbym była ze szkła.
Nie! NIE! NIENIENIE!!!
Krzyk rozpaczy wypełnił szczelnie mój umysł. Nie
było mowy o pomyłce. Niesamowicie podobne do mnie z wyglądu dziecko było
Aniołem Śmierci Hinaty.
Szok tak bardzo mnie zablokował, że przez chwilę nie
mogłam złapać oddechu. Moje ciało było odrętwiałe, ale myśli pędziły w
szaleńczym tempie. Nie mogłam dać po sobie czegokolwiek poznać. Hinata nie
mogła się dowiedzieć. W końcu jak mogłam powiedzieć najlepszej przyjaciółce, że
niedługo… umrze? Dziękowałam za to, że w pobliżu nie było Sasuke, bo poszedł na
chwilę do sklepiku i nie miał szans zobaczyć mojej aury.
Czym prędzej rzuciłam się przyjaciółce w ramiona,
tym samym ukrywając w jej włosach przerażony wyraz twarzy. Przyjaciele mieli
pomyśleć, że to tylko ze wzruszenia.
- Nie płacz głuptasie. - Powtórzyła ze śmiechem moją
własną kwestie z początku roku. Odsunęła mnie od siebie na wyciągnięcie ramion
i uśmiechnęła się ciepło jak zwykle.
Czułam, że dłużej nie wytrzymam i ból zedrze mi
resztkę opanowania.
- Idę… do… łazienki… - wydukałam niemal niezrozumiale.
Hinata pokiwała wyrozumiale głową i poklepała mnie
po plecach.
- Naprawdę nic mi nie jest. Jestem tu.
Słowa, które wypowiedziała, gdy odchodziłam,
sprawiły, że nogi wrosły mi w ziemię. Jednak nie odwróciłam się. Miałam
wrażenie, jakby owe zdania wżerały mi się w czaszkę paląc ją powolną torturą.
„Jestem tu”
Jeszcze.
Niemal wybiegłam z sali. Przedzierałam się przez
zatłoczony korytarz, nie zważając na otoczenie i to, że potrącam idących
uczniów. Wpadłam do łazienki i zamknęłam się w jednej z kabin. Zwymiotowałam do
muszli klozetowej, a kiedy pozbyłam się z żołądka śniadania, zaniosłam się
głośnym szlochem. Miałam gdzieś, że ktoś może podsłuchać. Opuściłam deskę i
opadłam na twarde siedzenie. Zakryłam twarz dłońmi. Wreszcie mogłam sobie
pozwolić na rozpacz. Pytałam samą siebie: „jak to możliwe”, ale odpowiedź jakoś
do mnie nie przychodziła. Zawsze istniało ryzyko, że zobaczę Kosiarza przy
którymś z moich przyjaciół. Jednak Hinata była dla mnie tak ważna, że nie
przyjmowałam do świadomości, iż przytrafi się to właśnie jej. Podobnie jak w
przypadku babci wierzyłam, pełna dziecięcej naiwności, że Hinata nigdy mnie nie
zostawi. Nie miała prawa tego zrobić! Nikt i nic nie miało prawa mi jej
odbierać!
- Cholera! - wrzasnęłam i uderzyłam pięścią w ścianę
kabiny. Z moich oczu nieprzerwanie ciekł strumień gorzkich łez.
Usłyszałam, że zadzwonił dzwonek na przerwę, ale
nawet nie drgnęłam. Wiedziałam, że przyjaciele będą na mnie czekać i niepokoić
się, ale nie mogłam im się teraz pokazać na oczy. Nie zniosłabym ich pytających
spojrzeń. Jak nic wybuchłabym płaczem, a poza tym Sasuke miał wgląd w moją aurę
i nie maiłam pojęcia, czy takie rzeczy mógł zobaczyć. Nie zamierzałam
ryzykować.
Cała się trzęsłam. Nie mogłam opanować rąk i nóg.
Moje myśli były zszargane, a dusza wydawała się drżeć razem z ciałem. Płacz
przybrał na sile, gdy tylko przypomniałam sobie jak bardzo podobny do mnie był
Anioł Śmierci przyjaciółki. Te różowe włosy i zielone oczy sprawiły wrażenie, że
to nie on ma ją uśmiercić, a ja.
Właśnie!
Nagle przyszło zrozumienie raniąc mnie jeszcze
bardziej. Może ten anioł wygląda jak ja, ponieważ to wszystko moja wina? Że też
wcześniej nie przyszło mi to do głowy! To ja przyciągam śmierć jak magnes. W
końcu wszystkie biskie mi osoby zginą, Z przerażeniem pomyślałam o Sasuke,
Temari, Garze, Naruto.
Nie!
Nie mogłam na to pozwolić. Zdecydowanie nie! Mój ból
przyćmiła na chwilę dzika determinacja, by chronić cennych dla mnie ludzi.
Nasuwało mi się tylko jedno logiczne rozwiązanie.
Nie mogę więcej utrzymywać z nimi bliższych
kontaktów.
Sięgnęłam po papier toaletowy, po czym wytarłam w
niego oczy i nos. Powoli podniosłam się z miejsca. Miałam wrażenie, jakby moje
ciało ważyło tonę. Każdy kolejny krok wykonywałam z trudem. Szybko obmyśliłam
plan, jak udać się do domu i nie wzbudzić tym podejrzeń.
Poszłam do pielęgniarki, a gdy ta mnie zobaczyła,
przeraziła się nie na żarty i zwolniła mnie z lekcji. Wyszłam ze szkoły
powolnym krokiem. W uszach dźwięczało mi ponure krakanie wron, które
przyglądały mi się z ogołoconych z liści drzew.
Słońce powoli zaczynało rozgrzewać ziemię i śnieg
zaczął się rozpuszczać. Obserwowałam dzieci, które biegły do szkoły. Na ich
twarzach świecił radosny, beztroski uśmiech, chociaż zapewne byli już
spóźnieni. Po raz tysięczny zastanawiałam się: dlaczego, do jasnej, bitej
cholery nie mogę być tak normalna jak te dzieci.
Moja dusza rozpadała się na kawałki pod wpływem oceanu
bólu, który mi towarzyszył. Może Hinata jeszcze nie umarła, ale odczuwałam,
jakby to już się stało.
Kiedy dotarłam do domu, zdjęłam z siebie ubranie i
weszłam do łóżka zagrzebując się w pościeli.
Płakałam i płakałam. Rozpacz mnie nie opuszczała.
Nie spałam, nie piłam, nie jadłam. Następnego ranka zadzwoniłam do ciotki i
powiedziałam jej, że źle się czuję. Poprosiłam, by ta z kolei zawiadomiła
szkołę, że nie pojawię się na lekcjach z powodu złego samopoczucia. Powiedziałam
jej, że dostałam grypy żołądkowej. Skontaktowałam się też z Sasuke.
- Cześć - powiedziałam ochryple do słuchawki.
- Matko, Sakura! - zawołał. - Nawet nie wiesz jak
się wszyscy denerwowaliśmy, kiedy wczoraj tak nagle zniknęłaś. Co się w ogóle
stało?
- Dostałam grypy żołądkowej. Kiedy poszłam do
łazienki, zwymiotowałam. - Mój głos faktycznie brzmiał słabo. W końcu dzisiaj
jeszcze nic nie piłam ani nie jadłam. Nienawidziłam kłamać, a w szczególności
Sasuke.
- Uhh… niedobrze. Przyjdę do ciebie po lekcjach.
Wszyscy przyj…
- Nie, nie mam mowy - zaprotestowałam. - Jeszcze się
pozarażacie. Błagam - jęknęłam. - Dam sobie radę - mój głos niemal się załamał,
ale trzymałam się dzielnie. - A teraz wybacz, ale chyba zaraz rzygnę - znów
skłamałam, ale miałam już dość tej rozmowy Chciałam być sama. Całkiem sama.
- Okej. - Jego głos był pełen troski i współczucia.
Przechodzenie grypy żołądkowej nie należało wcale do przyjemnych.
Rozłączyłam się i łkając z powrotem opadłam na
łóżko. Nie maiłam nawet siły, żeby przynieść sobie wodę.
Byłam już tak zmęczona, że po godzinie zasnęłam,
jednakże sen wcale nie przyniósł mi ukojenia jak się tego spodziewałam.
Dręczyły mnie koszmary i realistyczne wizje. Jedna, między innymi, dotyczyła
pogrzebu Hinaty.
Gdy się obudziłam zapadał już zmrok. Pragnienie
zmusiło mnie do podniesienia się z łóżka, ale nie byłam w stanie przełknąć
więcej jak kilka łyków wody. Potem wróciłam pod kołdrę i rozmyślałam. Nim się
obejrzałam, znów płakałam jak dziecko.
Następnego dnia o tej samej porze udało mi się w
końcu coś zjeść. Wmusiłam w siebie kanapki i herbatę. Wzięłam też kąpiel.
Wyszorowałam się porządnie, jakby to miało zmyć ze mnie ślady grzechów.
Zmieniłam też mokrą od łez i potu pościel.
Wiedziałam, że nie będę mogła ciągnąć tego stanu
wiecznie. W końcu ile może trwać grypa żołądkowa? Przez godzinę siedziałam na
podłodze z telefonem w dłoni. Miałam zadzwonić do ciotki, gdy już „poczuję się
lepiej”, ale na samą myśl o tym, że mam wrócić do szkoły drżałam.
Nie chciałam oglądać Kosiarza Hinaty. Mała
dziewczynka przerażała mnie tym niesamowitym, fizycznym podobieństwem między
nami. Byłam pewna, że to coś oznacza.
Zanim w końcu zdecydowałam się zatelefonować do
ciotki, pokręciłam się jeszcze po domu, by posprzątać i zebrać myśli. Musiałam
przygotować się na granie w potworną grę zwaną udawaniem. To pozwoliło mi się
skupić. Znalazłam cel. Niestety, teraz pozostawała mi jedynie realizacja
postanowień.
Z ciotką udało mi się porozmawiać bez emocji, ale
jak się miało ich nieokazywanie do stanu faktycznego? Nie najlepiej. Jak długo
miałam wytrzymać? Wiedziałam, że Sasuke rozszyfruje mnie jako pierwszy, no ale
co dalej? Jak mogłam komukolwiek o tym powiedzieć?
Nagle w mojej głowie zapaliło się światło ukazując
ciemny, pełen zdradzieckich występów tunel, na który bałam się choćby spojrzeć,
a co dopiero nim kroczyć. Ale co, jeśli to było najlepsze wyjście?
Nazajutrz drżącymi dłońmi ubrałam mundurek. Czułam
jedynie strach. Nie wiedziałam, jak sobie z tym poradzę. Jak zareaguję? Co
zrobię? Co powiem? Przyświecał mi tylko jeden cel: nie mówić nikomu. To miała
być tylko moja tragedia. Od tej pory każdą chwilę miałam czuć boleśniej i
boleśniej, bo każda zbliżała do nieuchronnego końca...
Na twarz przybrałam maskę twardego opanowania. Każdy
krok okraszałam wahaniem i paniką, jednak wciąż szłam naprzód. Nie mogłam
zawrócić wpół drogi, prawda? Nie wolno mi było od tego uciec.
Za minutę miał zabrzmieć dzwonek. Zobaczyłam ich,
przekraczając próg sali. Naruto, Hinatę i Sasuke pogrążonych w cichej rozmowie
oraz jego…
Moje serce ścisnęło się z bólu, aż niemal zakwiliłam.
Przystając, tamowałam krzyki i łzy.
Siedział na parapecie, a jego patykowate nóżki
śmigały w tę i z powrotem. Zwróciłam na niego swój wzrok w tym samym momencie, w
którym on uczynił to samo. Małe brewki uniosły się pytająco. Ludzie zazwyczaj
ich nie widzieli. Anioł babci też był zdziwiony, ale słyszałam kiedyś opinię
mówiącą, iż dzieci widzą więcej.
Odwróciłam wzrok w samą porę, gdyż przywdzianą maskę
opanowania zaczynało kruszyć cierpienie. Aniołek wyglądał dokładnie tak, jak kilkuletnia
wersja mnie samej.
Przyjaciele jakby wyczuli moją obecność, bo
odwrócili głowy w moją stronę i obdarzyli mnie serdecznymi, ciepłymi
uśmiechami, na widok których zazwyczaj rosło we mnie serce. Dziś te gesty
wywoływały tylko poczucie winy. Odwzajemniłam je jednak, choć z mniejszym
entuzjazmem. Wiedziałam, że muszę zacząć wcielać w życie swój plan, ale tak,
żeby nie zauważyli zmian. Za bardzo ich wszystkich kochałam…
Pierwszy dobiegł do mnie Naruto i zamknął w gorących
objęciach. Wywołało to we mnie sprzeczne uczucia. Chciałam odpowiedzieć
przyjacielowi w ten sam sposób, w jaki byłam do tego przyzwyczajona, ale
jednocześnie nie mogłam sobie na to pozwolić. Musiałam to wyłączyć.
Jak automat uścisnęłam Sasuke, a potem Hinatę. Od
słodkiego zapachu przyjaciółki zachciało mi się płakać, ale nie pozwoliłam
sobie na taką słabość.
Usiadłam w ławce jak gdyby nigdy nic. Sasuke patrzył
na mnie z zamyśloną miną. Wiedziałam, że analizował moją aurę i w ostatecznym
rozrachunku coś mu nie pasowało. Moje serce wyrywało się do niego tęsknie
czując, że to też spisałam na straty. Nie mogłam po sobie niczego pokazać.
Dlatego wyciszyłam się. Oparłam się na stosowanej przeze mnie wcześniej
technice, którą wypracowałam jeszcze w podstawówce. Nie zwracać na nic uwagi.
Nie myśleć. Nie rozpraszać się. Nie czuć.
Jednak było mi trudno. Przyjaciele jak zwykle
radośni wymieniali między sobą uwagi, a ja siedziałam cicho jak mysz pod miotłą
i zakazałam sobie się odzywać, kiedy mój umysł uznawał to za coś nienaturalnego.
W końcu ja należałam do nich, a oni do mnie…
Na szczęście nie wychwycili zmian w moim zachowaniu.
Starałam się nie zerkać na Anioła Hinaty, ale brakowało mi silnej woli i raz po
raz sprawdzałam czy wciąż tu jest. Niestety, trwał na swoim posterunku i też
lustrował mnie ciekawsko.
Najbardziej bałam się powrotu do domu z Sasuke. Lekko
trzymałam go za rękę, podczas gdy serce w mojej piersi ciążyło mi niczym głaz.
Wiedziałam, co muszę zrobić i powiedzieć, ale byłam na to jeszcze zbyt słaba.
Nie odzywaliśmy się, ale to nie odbiegało zbytnio od normy. Jeśli nie mieliśmy
o czym, nie rozmawialiśmy. Pożegnał mnie krótkim, spontanicznym pocałunkiem
sprawiając, że na moment się zapomniałam. Gdy odchodził, czułam ile tracę.
Mieszkanie tym razem przyniosło ukojenie. Mogłam afiszować
się w nim swoim cierpieniem. Wszystkie meble patrzyły jak płaczę. Każdy ciemny
kąt łkał razem ze mną, dzielił mój ból. Och… jak bardzo żałośnie się
prezentowałam. Byłam słaba. Tak niesamowicie słaba. Nie mogłam pomóc choćby
sobie.
Z dnia na dzień oddalałam się od moich przyjaciół
coraz bardziej, co utwierdzało mnie w przekonaniu, że plan działa. Dla postronnego
obserwatora zmiana była nie do wychwycenia, ale tak, jak podejrzewałam, ktoś zaczął
orientować się, że coś jest nie tak. Moje zachowanie znacznie odbiegało od
normy. Długie przerwy spędzałam z dala od ludzi, zaszywając się na dachu, ale
tak, by nikt nie zauważył. Nie odzywałam się, nie śmiałam. Czasami tylko
pozwalałam moim wargom wygiąć się w imitacji starego uśmiechu. Tym kimś był
Sasuke. A któżby inny? W końcu byliśmy ze sobą związani w taki, a nie inny
sposób. Jak dwie połówki tego samego owocu. Niby dwoje, a jednak jedność.
Idealnie dopasowani.
Jak zwykle siedziałam na dachu patrząc w chmury.
Wiosna rozgrzewała ziemię ciepłym podmuchem, a po błękitnym niebie przepływały
pierzaste obłoki. Kochałam tę porę roku. Czas, gdy życie znów się odradzało po
tak długim stanie hibernacji, a wszystko wokół nabierało kolorów. Jednak teraz
nic mnie nie cieszyło. Nawet śpiew ptaków i taniec motyli.
Nagle kątem oka wychwyciłam obok siebie ruch. Mała
postać zakradła się do mnie bezszelestnie. Udawałam, że jej nie widzę. Nie
miałam ochoty z nią rozmawiać. Była przyczyną mojego rozbicia, mojego
cierpienia i mojej zagłady.
Stanęła naprzeciw mnie i pomachała mi przed oczami
swoją małą dłonią. Zacisnęłam szczęki.
- Wiem, że mnie widzisz. - Cichutki, delikatny głosik
przeciął ciszę, przyprawiając mnie o dreszcze nienawiści.
Chciałam wrzasnąć. Tak, widzę cię, cholera jasna! Jednak powstrzymałam agresję.
Spojrzałam w zielone oczy, niczym w odbicie moich
własnych i uśmiechnęłam się chłodno.
- Owszem.
Nie przejmowałam się tym, że ktoś nakryje mnie na
rozmowie z… powietrzem. Nikogo obok mnie nie było.
- Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. -
Zirytowała mnie ta zagubiona minka.
- O ironio! A mnie, owszem. - Nie udało mi się do
końca pohamować żalu.
Szmaragdowe oczęta otworzyły się szeroko, ale
dziewczynka nie wyczuła negatywnych emocji w moim głosie.
- Naprawdę? Ja widuję swoich braci i siostry raz na
jakiś czas i tylko wtedy, gdy nie dostaję żadnego zadania.
Przecząc swoim wcześniejszym intencjom zaangażowałam
się w rozmowę. To, co mówiła dziewczynka było co najmniej intrygujące.
- Ja widuję takich jak ty prawie dzień w dzień.
Zawsze przychodzicie, by zabierać dusze. Mam tak, odkąd byłam mała. Nie łudź
się, że ktokolwiek inny cię dostrzeże. To tylko moje przekleństwo.
Małe brewki powędrowały ku sobie w zamyśleniu.
- Niektórzy opowiadają, że widzą nas małe dzieci.
One odbierają świat inaczej… ale nigdy dorośli…
- Nie jestem dorosła - zaoponowałam, a Anioł kiwnął
głową.
- Tak, wiem. Masz siedemnaście lat. Nie jesteś
dorosła, ale nie jesteś już dzieckiem.
- A ty ile masz lat? - zapytałam dociekliwie.
Kosiarz spojrzał na mnie zdziwiony.
- Ja? Nie wiem. Narodziłam się na początku.
- Bóg was stworzył? - Nie wierzyłam w Boga.
- Nie. Powstaliśmy razem z tym światem z energii
dobra.
Nie podobała mi się taka zawiła odpowiedź. Nie
obchodziły mnie kwestie religijne.
- Istniejecie tylko po to, by przeprowadzać dusze?
Małe skrzydełka zadrgały.
- Tak.
Moja ostatnia nadzieja runęła w gruzach. Niby już o
tym wiedziałam, ale łudziłam się, że może wysnułam błędne wnioski. Nigdy po
śmierci babci nie próbowałam rozmawiać z Aniołami Śmierci. Za bardzo się bałam.
Z moich oczu wypłynęły łzy i potoczyły się ciężko po
policzkach.
Zaskoczony Anioł popatrzył po mnie zagubiony, gdy
zawyłam w głos. Nie wiedział czemu tak nagle pogrążyłam się w rozpaczy. A ja
już po prostu nie mogłam. Brakło mi sił na to wszystko. Patrzyłam
pretensjonalnie w niebo i płakałam.
- Dlaczego? - jęknęłam. - Dlaczego po nią przyszłaś?
- wyszlochałam.
- Mówisz o
swojej przyjaciółce? - zapytał Kosiarz. - Przyszłam zabrać jej duszę i
bezpiecznie przeprowadzić ją na drugą stronę.
Wtem ogarnęła mnie wściekłość. Na to dziecko, na ten
świat i na samą siebie. Miałam ochotę rozerwać sobie pierś gołymi rękami, byle
tylko wyjąć źródło bólu, byle już tak nie paliło powolną torturą, byle już mnie
nie zabijało. Żeby ten koszmar już się skończył.
- W takim razie po co cię widzę?! Dlaczego?! Po jaką
pieprzoną cholerę?! Powiedz mi, bo ja już nie wiem! - wykrzyczałam dziecku
prosto w twarz, czując do siebie obrzydzenie. - Dlaczego ja, nikt inny?! Nikt
nie musi się tym zadręczać! Tylko ja! Ja musze patrzeć jak przychodzicie! Raz
po raz zabieracie wszystko co dla mnie cenne! Dlaczego?!
Kosiarza przestraszył mój wybuch. Mała postać
skuliła się i patrzyła na mnie ze strachem. W jej wielkich oczach widziałam
własne szaleństwo.
- Ja… ja naprawdę nie wiem - wyszeptał Anioł i
zniknął mi z oczu.
Zostałam sama. Zalana łzami, zrozpaczona i rozbita.
Zalewały mnie coraz to nowsze fale myśli dołączając
do wcześniejszych. Czułam jak się zapadam, jak ciemność mnie pochłania. Zabiera
kolejną cząstkę mojej zmęczonej, połatanej duszy. Miałam dość. Już dość.
Chciałam, żeby to wreszcie się skończyło. Przynosiłam tylko cierpienie i
śmierć. Czym było wobec tego moje życie? Jaki miało cel? Nie wolno mi kochać,
jestem skazana na ból, więc… jaki to ma sens?
Jak w transie podeszłam do barierki. Dyrekcja szkoły
sądziła, że żaden z uczniów nie dostanie się na dach, więc teraz od krawędzi
spadku dzieliła mnie jedynie zespawana poręcz. Wystarczyło, bym przełożyła za
nią nogi, nic więcej. Z wahaniem usiadłam na metalowej rurce.
Czy miałam w sobie dość odwagi? Wiedziałam, że nie
ma przy mnie mojego Anioła Śmierci. Czyżbym miała w ten sposób skazać swoją
duszę na tułaczkę? Może odwiedzałabym Gaarę od czasu do czasu. Czy to byłoby
takie złe? Życie bez bólu… bez niczego… tylko bezsensowna wędrówka.
Ziemia wydawała się być tak daleko… Szkoła miała
tylko dwa pietra, ale dla mojego kruchego, ludzkiego ciała taka odległość
okazałaby się śmiertelna. Wystarczyłoby, żebym się puściła.
Palce jednak odruchowo zaciskały się kurczowo na
zimnej barierce. Instynkty przetrwania brały górę. Nie sądziłam, że stoczę ze
sobą taką walkę. Z moich oczu nieustannie płynęły łzy, a ja, palec za palcem,
pozbawiałam swojego ciała oparcia.
Czy lot będzie długi? Przyjemny? Poczuję uderzenie?
Będzie bolało? Będzie dużo krwi, jak w tych wszystkich śmiechu wartych
horrorach? Czy może…
Ostatniej destrukcyjnej myśli nie dane było mi
dokończyć. Usłyszałam za sobą gwałtowne otwarcie drzwi, a potem poczułam, jak
silne ręce obejmują mnie i ściągają z balustrady. Naraz zostałam otulona przez
znajomy zapach i ciepło. Przerażony Sasuke nie mógł wydobyć z siebie słowa.
Oddychał spazmatycznie, tuląc mnie do siebie. Usiadł na ziemi i posadził na swoich
kolanach. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Moje własne wciąż były załzawione,
a gdy usłyszałam szaleńczą gonitwę serca w jego piersi, dopadły mnie wyrzuty
sumienia i ból powrócił. Załkałam żałośnie szukając pocieszenia. Głupia! A
miałam się od niego odsuwać! Kołysał nami w panice, nie do końca świadomy tego,
co robi. Ściskał mnie nad wyraz mocno.
Moczyłam jego bluzkę słonymi łzami i karmiłam swoje
sponiewierane serce odrobiną tego, co było dlań lekarstwem. Jego obecność
łagodziła cierpienie. Dotyk goił rany. Dźwięki oddechu i bicia w piersi
uspokajały, ale ja wciąż szlochałam i jęczałam jakieś niezrozumiałe słowa. Co
chciałam tym osiągnąć?
- Sakura… dlaczego…? - Jego pełen rozpaczy głos
łamał się nie pozwalając mu dokończyć myśli, ale ja wiedziałam, o co pyta.
Tylko czy wolno mi złamać obietnicę? Wykazać się skrajnym wręcz egoizmem?
- Ona umrze - wyszlochałam, zaciskając dłoń na jego
bluzce. - Tak jak wszyscy, których kocham.
Sasuke zamarł, łącząc powoli fakty.
- Hinata - wyszeptał, a ja jęknęłam z rozpaczy.
Chłopak głaskał mnie po włosach i plecach, a ja
czułam się tak podle, jak jeszcze nigdy wcześniej. Jestem egoistką.
- Co ty na to, żebyśmy zrobili sobie małe wagary? -
To chyba było pytanie retoryczne, bo przewiesił sobie moją torbę przez ramię,
otarł mi łzy i musnął miękkimi wargami czubek mojego nosa.
Zostawił mnie na sekundę, żeby zabrać swój plecak,
po czym wziął mnie za rękę. Potrzebowałam tego jak powietrza. Dodawał mi
otuchy. Karmił miłością, ale wciąż spoglądał ze strachem.
Wyraz jego oczu przypomniał mi słowa, które kiedyś
wypowiedział. Mówił wtedy, co by zrobił, gdyby mnie stracił.
Miałam wrażenie jakby ktoś wymierzył mi siarczysty
policzek. Jak mogłam mu to zrobić?
Wciąż trzymając swoje dłonie przeszliśmy przez prób
mojego mieszkania, a następnie weszliśmy do sypialni.
- Przepraszam - powiedziałam szczerze skruszona,
patrząc w dwa czarne onyksy. Błyszczała w nich uraza i gniew.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej?
Czułam, że tłumi w sobie uczucia, byle tylko nie
podnieść na mnie głosu, ale zasłużyłam na wszelkie wrzaski i obelgi.
- Co by to zmieniło? Nie chciałam, żeby Hinata się
dowiedziała, żeby cierpieli. A Naruto… - pokręciłam bezradnie głową, a z oczu
znów popłynął potok łez.
- Rozumiem jemu, jej. Ale mnie? Sakura, przecież
wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Nie ważne, co by się działo. Cholera. -
Szarpnął swoje czarne włosy i przetarł twarz dłońmi. - Aż tak mi nie ufasz? -
Jego twarz wyrażała cierpienie.
Zaprzeczyłam gwałtownie.
- Oczywiście, że ci ufam. Jesteś dla mnie ważny.
Jesteś… częścią mnie. Drugą połową mojej duszy… ale co, jeśli na ciebie też
ściągnę Kosiarza? Popatrz! Z każdej strony otacza mnie śmierć. Zabrała mi
babcię, rodziców, a teraz zrobi to samo z Hinatą. Co, jeśli tobie też coś się
stanie? Nie! Nie wybaczyłabym sobie tego - opadłam na łóżko i skuliłam się z
bólu. Nie przeżyłabym, gdyby Sasuke umarł.
Chłopak przysiadł się obok i objął mnie ramionami.
- Nie zostawię cię. Nigdy! - zapewnił z mocą i
pewnością, której ja nie posiadałam.
- Skąd wiesz? - wyszeptałam przestraszona,
spoglądając na niego z trwogą. - Nie możesz wiedzieć.
Ucałował moje czoło, powieki, nos, załzawione
policzki, brodę i w końcu usta, a ja nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że muskają
mnie skrzydła motyla. Oparł policzek o mój i odsunął się, żeby patrzeć mi
prosto w oczy.
- Bo cię kocham. Jesteś moja, a ja jestem twój. Tak
długo, póki oboje będziemy istnieć - żarliwe słowa pobudziły moje serce do
wzmożonego wysiłku. Przez cały ten beznadziejny ocean bólu i cierpienia, którym
się otaczałam, gwałtownie przebiła się smuga szczęścia. Tak niesamowicie
kontrastująca z moim dotychczasowym stanem jak pierwszy kwiat wśród śniegów,
jak pierwsza gwiazda na bezkresnym firmamencie, jak światło wśród mroku, jak
życie wśród śmierci.
Tym razem płakałam ze wzruszenia.
- Ja też cię kocham - wyszeptałam, bojąc się, że te
słowa mu zaszkodzą i staną się przyczyną jego zguby. Ale byłam taką egoistką…
Nasz następny pocałunek nie miał w sobie nic ze
wcześniejszej delikatności. Ciepłe wargi zachłannie parły na moje, a ja
oddawałam się tej pieszczocie bez końca. Głaskałam jego kark, mierzwiłam
cudownie miękkie, hebanowe włosy i w ogniu zapamiętania błądziłam dłońmi po jego
ciele.
W końcu oderwaliśmy się od siebie łapczywie łapiąc
oddechy.
Musnął moje usta jeszcze raz. Tym razem słodko,
ulotnie.
Moje zmarznięte serce płonęło i byłam Sasuke
szczerze wdzięczna.
Położyłam dłoń na jego policzku i przytknęłam ucho
do miejsca nad sercem, by słuchać głuchego dudnienia.
Sasuke został ze mną aż do rana. Spaliśmy w swoich
objęciach chłonąc tę bliskość. Gdy z pierwszymi promieniami słońca, ujrzałam jego
spokojną, pogrążoną we śnie twarz, zrozumiałam, że kocham go do szaleństwa.
Zrobiłabym dla niego wszystko. Nawet oddała zań własne życie. Był taki piękny.
Złote smugi świtu wtulały się miękko w jego rysy twarzy, uwydatniając każdym
cieniem zgrabny nos, pełne usta i kwadrat szczęki z delikatnym zarostem. Duże
dłonie obejmowały mnie czule, przyciskając do szerokiej piersi.
Jednak fizyczność pozostawała jedynie fizycznością.
Jego osobowość sprawiała, że chciałam przy nim trwać i dla niego brać kolejny oddech.
To wszystko co dla mnie robił, i co był gotowy uczynić. To jak wytrwale za mną
podążał i podnosił, gdy upadałam. Czułam się przy nim kochana i bezpieczna.
Przebudził się i dostrzegł, że mu się przyglądam.
Powiódł kciukiem po mojej skroni, policzku i żuchwie. Tym gestem udowodnił mi
jak strasznie jestem krucha i bezbronna.
- Dzień dobry - przywitał się ochryple, a moje serce
wywinęło salto, kiedy ucho wychwyciło czułość, z którą się do mnie zwrócił.
- Cześć.
Zjedliśmy śniadanie i umyliśmy się.
- Twój tata i brat nie będą się o ciebie martwili? -
Znów siedzieliśmy na moim łóżku, a Sasuke delikatnie rozczesywał moje wilgotne
po kąpieli włosy.
- Nie sądzę, żeby zauważyli moją nieobecność. Któryś
by zadzwonił, a poza tym czasami pracują w firmie do późna, a nieraz nawet w
niej nocują. - Chciał mnie uspokoić, ale wiedziałam, jak bardzo musi czuć się
samotny. - No i dzisiaj sobota, a wtedy mają najwięcej roboty.
Ścisnęłam jego dłoń splątując nasze palce.
- Sakura… - odwrócił mnie w swoją stronę, a w jego oczach
odmalowało się zacięcie - Cokolwiek postanowisz w sprawie Hinaty będę cię
wspierał. Pamiętaj o tym.
I w ten właśnie sposób zakończyła się era mojego
altruizmu. Chciałam zachować się szlachetnie, ale nie wystarczyło mi silnej
woli. W ostateczności, czy można mnie za to winić?
Po południu tego samego dnia Sasuke wrócił do domu,
aby przynieść ze sobą czyste rzeczy i spędzić ze mną również niedzielę. To
dodało mi sił do kolejnej konfrontacji z Aniołem Śmierci Hinaty.
Znalazłam go jak zawsze na posterunku. Popatrzył na
mnie z przestrachem, ale ja skinęłam na niego ręką i sama udałam się na dach.
Tym razem towarzyszył mi Sasuke.
Mała dziewczynka spojrzała na mnie nieufnie i z
ewidentnie obrażoną miną.
- Przepraszam - powiedziałam szczerze skruszona
patrząc jej w oczy. - To, co się wtedy stało… nie miałam nad tym kontroli.
Anioł zrobił dwa kroki swoimi porcelanowymi nóżkami,
tym samy zbliżając się nieco. Wyraz jego twarzy ze zdziwionego przeszedł w
radosny.
- Wiem, że wy, ludzie, różnie reagujecie. Jesteście
nieprzewidywalni i wybuchowi. Obserwowałam was przez wieki. Ja także mam
uczucia. Zazwyczaj jeśli zabieramy bardzo wartościową duszę, do której się
przywiążemy, czujemy głęboki smutek, ale nie na długo. Dusze przechodzą, by móc
się odrodzić lub zamieszkać w Raju. To wy ludzie niepotrzebnie wylewacie łzy i
złościcie się. Śmierć waszych ciał nie jest końcem, tylko początkiem. W
większości nie potraficie wykorzystywać ofiarowanego wam czasu i szans, ale
tylko dlatego, ze nie jesteście idealni. Gdyby tak było, nie można by nazywać
was ludźmi.
Starałam zachować spokój i nie zareagować
emocjonalnie na wypowiadane mądrości, ale i tak pod moimi powiekami wezbrały
łzy.
Przysiadłam na chłodnym betonie.
Czułam na sobie zaniepokojony wzrok Sasuke stojącego
dwa kroki dalej. Nie słyszał tego, co ja.
- Ja bardzo kocham Hinatę - powiedziałam łagodnie,
jakbym faktycznie zwracała się do dziecka.
Dziewczynka podeszła bliżej, aż nasze oczy znalazły
się naprzeciwko siebie.
Zaskoczona przypatrywałam się wędrującej powoli w
stronę mojej twarzy, małej białej rączce. Jej dotyk był jak ciepło miłości w
czystej postaci. Nie mogłam powiedzieć, że jej skóra miała fakturę, ale
odniosłam wrażenie, że ten gest sięga poza barierę fizyczności i styka się z
moim jestestwem. Pogłaskała mnie po włosach i policzku, a ja nie byłam już w
stanie dłużej powstrzymywać łez, które ponownie naznaczyły moją twarz, będącą
bez wyrazu, jakichkolwiek emocji. Ten krótki kontakt z anielską dłonią zostawił
mnie przyjemnie pustą.
Ostrożnie wyciągnęłam ramiona. Jakby nie patrzeć
wiekowa istota miała postać dziecka wzbudzającego matczyne uczucia. Odniosłam
wrażenie, że przytulam do siebie pulsujące ciepło.
- Jestem Sakura - powiedziałam, gdy udało mi się
zebrać myśli.
- A ja Aruka.
Usłyszałam, jak w szkole rozbrzmiewa dzwonek na
lekcje.
Odsunęłam się od dziewczynki i chwyciłam torbę.
Anioł uśmiechał się błogo.
- Masz dobre serce - oznajmiła, a to o czymś mi przypomniało.
Nie byłam tylko pewna czy to nie zostanie źle odebrane.
Idąc do szkoły zatrzymałam się w cukierni, by móc
poczęstować przyjaciół czymś słodkim. Wyjęłam z torby czekoladowe serduszko i
wetknęłam je w małe ręce.
Zielone oczęta otworzyły się szeroko i pojawiło się
w nich wzruszenie.
- Dziękuję - szepnął Anioł i schował cukierka do
kieszeni swojej sukienki. - Nie wolno nam brać rzeczy ze świata ludzi, które
nie należą do nas, ale skoro mi to podarowałaś…
- To się je - uśmiechnęłam się zadowolona z jej
zadziwionej miny.
Wyjęła prezent z kieszeni i obróciła go w palcach.
Znikając za drzwiami kątem oka zobaczyłam, jak odwija papierek.
Chwyciłam dłoń Sasuke i uścisnęłam ją uspokajająco.
Nie wiedziałam ile wywnioskował z naszej rozmowy, skoro w większości jej nie
słyszał. Wyglądał, jakby głęboko się nad czymś zastanawiał.
- Kiedy go do siebie przytuliłaś… twoja aura stała
się złota. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie widziałem. Wiesz, że nie bez
przyczyny przedstawia się chrześcijańskich świętych ze złotą aureolą?
Moje brwi powędrowały wysoko, gdy spojrzałam we
wciąż zamyślone, czarne oczy.
Nie dyskutowaliśmy więcej na ten temat. Po lekcjach opowiedziałam
Sasuke, o czym mówiłyśmy z Aruką. Odprowadził mnie do domu i pożegnaliśmy się
pod moim mieszkaniem.
We własnych czterech ścianach do moich myśli wróciła
kwestia śmierci Hinaty. To, co powiedział mi Kosiarz miało być jakimś
pocieszeniem, ale wciąż traciłam najlepszą przyjaciółkę. Czy mogłam zrobić
cokolwiek poza bezczynnym czekaniem na ocean bólu, który ta śmierć ze sobą
niosła?
Podeszłam do kuchenki, nalałam do czajnika wody i
postawiłam go na gazie, a z szafki wyjęłam kubek oraz torebkę herbaty.
Odwróciłam się z zamiarem wyjścia do pokoju i aż podskoczyłam ze strachu.
Przy stole, na jednym z krzeseł siedział Anioł
Hinaty. Jego nóżki śmigały w tę i z powrotem, zawieszone kilka centymetrów nad
podłogą Para zielonych oczu wpatrywała się we mnie intensywnie.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam, uspokajając
oddech i odejmując rękę od piersi, w której dygotało zatrwożone serce.
Mała twarzyczka rozpromieniła się w figlarnym
uśmiechu.
- Nie obawiaj się. Nie przyszłam po ciebie, tylko do
ciebie.
Spojrzałam na nią skonfundowana.
- Byłaś dla mnie niespodziewanie miła. Chcę ci się
odwdzięczyć.
To zaskoczyło mnie jeszcze bardziej, niż jej
niepokojąca obecność w mojej kuchni.
Sięgnęłam po herbatniki, wyłożyłam je na talerz i
postawiłam przed nosem Aruki, gestem zapraszając, by się poczęstowała.
Zaintrygowane dziecko wzięło do ręki ciastko, a ja sama
poszłam jego śladem, podgryzając jedno.
- O co chodzi? - zapytałam w końcu dociekliwie.
- O mnie i twoją przyjaciółkę.
Obserwowałam dokładnie jak ciastko znika w ustach
dziewczynki.
- A dokładniej? - Cierpliwość zaczynała mi się
kończyć.
- Powiedziałam ci, że zawsze przychodzimy odebrać
duszę. To nasze jedyne zadanie. Bezpieczne przeprowadzenie ich na drugą stronę.
Przychodzimy, gdy pojawia się ryzyko śmierci waszego ciała. Pilnujemy, by dusza
trafiła we właściwe miejsce i nie zgubiła drogi. Czasami nie możemy pomóc. Na
przykład, kiedy ludzie popełniają samobójstwo. Nie jesteśmy wtedy w stanie
zapewnić ochrony. Odebranie sobie życia pozostaje w takim przypadku waszą
decyzją. Nie pojawia się ryzyko śmierci z zewnątrz.. Nie ma ostrzeżenia.
Błąkacie się wtedy bez celu po tej ziemi, aż po kilku wiekach zajmuje się wami
Czyściciel. Czasami zdarza się tak, że zostaniemy zaalarmowani, ale nie
umieracie.
Przy ostatnim zdaniu omal się nie zakrztusiłam kawałkiem
herbatnika. Wybałuszyłam oczy.
- Jak to? - zdziwiłam się. - Ostatnio jeden z was
powiedział mi, że nie można sprzeciwiać się temu, co jest nieuniknione.
- W niektórych przypadkach to nie możliwe - zgodziła
się Aruka. - Czasami ludziom pisana jest śmierć w danym momencie i nic nie może
mieć na to wpływu. - Wzruszyła obojętnie ramionami, jakbyśmy rozmawiały o
pogodzie.
- Czy ty… - zabrakło mi słów.
- Hinata może umrzeć, ale nie musi.
Jej słowa dźwięczały mi w uszach, wywołując lawinę
emocji: radość, niedowierzanie, ulgę i strach. Dłuższą chwilę zajęło mi
przetrawienie tego wszystkiego.
- Błagam cię… - Moje oczy zaświeciły niezdrowym
blaskiem. - Zrobię wszystko, żeby ją uratować. Powiedz mi, co muszę zrobić.
- Właściwie postawionym pytaniem w tej sytuacji
byłoby: „Co jej jest, że umiera?” Ludzkie ciało jest bardzo kruche. Łapiecie
różne choroby…
Te słowa sprawiły, że zaświtało mi w głowie. Kiedy
po raz pierwszy ujrzałam Arukę?
- Hinata miała grypę - wydedukowałam na głos.
Dziewczynka pokręciła przecząco głową.
- W tych czasach ludzie nie umierają na grypę. -
Zdałam sobie sprawę, że istota ma racje. - Musisz z nią porozmawiać. Nakłonić,
żeby poszła do lekarza, by wyleczyli jej ciało.
- I wtedy odejdziesz? - Palnęłam trochę bezmyślnie.
Nie chciałam urazić Anioła.
Wzruszył ramionami.
- Nie będę miała już na co czekać. Wrócę u schyłku
jej życia.
Tej ulgi, która mnie zlała, nie mogę wyrazić
słowami. Całe dotychczasowe napięcie opadło i zastąpiło je coś innego.
Determinacja.
Dobiegłam do telefonu.
- Hinata? - zapytałam gorączkowo, a gdy uzyskałam
potwierdzenie, kontynuowałam - Spotkaj się ze mną.
Wystukiwałam nerwowy rytm na blacie stołu w pokoju
przyjaciółki. W końcu weszła do środka, zamykając za sobą drzwi. Uśmiechnęła
się do mnie promiennie, a ja, nie chcąc budzić w niej obaw, zrobiłam to samo.
Nadal nie chciałam mówić o tym wprost, chociaż pewnie sama miała się domyślić.
Zlustrowała mnie przeszywającym spojrzeniem.
- Ostatnio jesteś nieswoja - skomentowała, wciąż mi
się przypatrując.
Przytaknęłam niechętnie.
- Można tak powiedzieć. - Chyba wyczuła, że nic
więcej na ten temat nie powiem, więc przeszła do innego.
- Dlaczego tak nagle chciałaś się ze mną zobaczyć? -
zapytała, popijając sok.
Wciąż kombinowałam w myślach, ale nic lepszego nie
przychodziło mi do głowy.
- Ufasz mi Hinata? - zapytałam patrząc jej
natarczywie w oczy.
- Ależ oczywiście! - zapewniła mnie gorąco.
Nie mogłam się nie uśmiechnąć.
- Zrobisz coś dla mnie? - upewniłam się.
- Oczywiście! Powiedz tylko, o co chodzi.
Cała Hinata. Wiedziałam, że uczyni wszystko, o co ją
poproszę.
Spojrzałam ukradkiem na Arukę, która potaknęła głową,
zachęcając mnie tym samym.
Sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam z niej złożoną
kartkę.
- To jest numer telefonu i adres kliniki. Umówiłam
cię już na wizytę. Chcę, żebyś na nią poszła.
Hinata przyjęła kartonik, marszcząc brwi. Usłyszałam
w jej głowie ciche kliknięcie, gdy w końcu zrozumiała. Rozchyliła lekko usta, a
jej oczy otworzyły się szeroko.
Spojrzała na mnie ze zrozumieniem, a ja resztkami
sił powstrzymywałam się od błagalnego jęku. O nic nie pytała. Położyła kartkę
na stole i przytuliła mnie.
- Będzie dobrze - wyszeptała mi na ucho.
W to nie wątpiłam.
***
Przejrzałam się w lustrze i poprawiłam kołnierzyk
białej koszuli. Przeczesałam jeszcze swoje długie, różowe włosy i niemal w podskokach
opuściłam mieszkanie. Przed wejściem do bloku wpadłam na nieziemsko
przystojnego faceta. Otaksował mnie swoim magnetycznym spojrzeniem, pochwycił w
locie i zniewolił moje usta swoimi. Dacie wiarę, że kocham go do szaleństwa i,
co strasznie dziwne, on mnie również? Nie ma co jestem farciarą.
Podarowałam mu uśmiech przeznaczony tylko dla jego
osoby.
- Masz dzisiaj wybitnie dobry humor. - Jego spojrzenie
przeszyło powietrze wokół mnie.
- Kolorowa? - zapytałam zaczepnie, łapiąc go za
rękę.
- Hmm… Taka czerwono-różowo-żółta.
Zaśmiałam się.
- Zgaduję, że twoja również.
Puścił mi perskie oko i pociągnął w kierunku szkoły.
To był nasz ostatni dzień w liceum. Zakończenie roku. Rozdanie świadectw. Za
kilka miesięcy miałam rozpocząć studia medyczne, a Sasuke zarządzanie.
Jeszcze przed głównym wejściem wypatrzyłam grupę
moich przyjaciół. Naruto, Hinatę, Temari i Gaarę. Wszyscy wyglądali promiennie…
nawet Gaara.
Klub Badający Zjawiska Nadprzyrodzone miał przestać
istnieć, ale wiedziałam, że my zawsze będziemy się przyjaźnić.
Hinata poszła za moją radą i lekarzom udało się ją
wyleczyć. Mała Aruka pożegnała się ze mną, a ja po raz pierwszy poczułam żal po
rozstaniu z Aniołem Śmierci. Od tamtej chwili dużo się w moim życiu zmieniło.
Zaczęłam lepiej rozumieć Kosiarzy i powód ich istnienia. Pozwoliło mi to pogodzić
się z moim darem. Zrozumiałam, że nie wszystkim zawsze mogę pomóc. Przestałam
odbierać każdą śmierć tak bardzo osobiście. Nie obwiniałam się już więcej.
Nauczyłam się wybaczać i mierzyć ze swoimi lękami.
Co się tyczy samych Aniołów… wciąż ich widuję, ale
często z nimi rozmawiam, jeśli tylko mam okazję, no i przesyłam pozdrowienia
Aruce. To, czego się od niej dowiedziałam, pomogło nam wszystkim lepiej
zrozumieć świat, rządzące nim prawa i swoje umiejętności…
- Co powiecie na pamiątkowe zdjęcie? - zakrzyknęła
Temari.
- Jestem za.
- Ja też.
- Nie musisz się tak drzeć, idiotko - odparował
Gaara, a Tem pokazała bratu język.
Cieszyłam się tym dniem, jak każdym poprzednim i
następnym. Zaczęłam naprawdę doceniać życie i chwytać wszystkie okazje, które
przynosił mi los. Nie wiedziałam, kiedy przyjdzie po mnie mój Anioł Śmierci, ale
chcę być wtedy równie gotowa, co moja babcia, by móc bez obawy wziąć go za rękę
i odejść jak z dobrym przyjacielem. Nauczyłam się jeszcze czegoś. Życie jest
darem, a my otrzymaliśmy je po to, aby żyć, a nie umierać.
****
*Cytat z książki pt. „Tam, gdzie spadają anioły”
Doroty Terakowskiej
No i proszę. Skończony! Może nie wszyscy wiedzą, ale
kawałek tego projektu doczekał się publikacji jeszcze na moim onetowskim blogu.
Dedykuję go .romantyczce, która odwaliła kawał dobrej roboty przy korekcie,
ponadto natchnęła mnie, by jednak doń wrócić. Mam nadzieję, że przesłanie jest
już dla Ciebie oczywiste, kochana.
Pozdrawiam wszystkich czytających.
Błędów Ci nie wypiszę, bo sama dokonywałam korekty tego opowiadania i na bieżąco komentowałam i poprawiałam wszystkie niedociągnięcia od strony gramatycznej. Jednakże nie myśl, że wszystko będzie miodem i mlekiem płynące.
OdpowiedzUsuńIno. Zaznaczyłaś nam ją bardzo wyraźnie, mimo iż nie wspominałaś o niej za często. Przełomowa sytuacja między nimi nastąpiła na wychowaniu fizycznym, gdy blondynka popchnęła Sakurę, a następnie wypowiedziała do niej groźbę pełną realizacji i zawiści. Roznieciłaś konflikt, a potem go porzuciłaś, gdzie z Yamanaki zrobiłaś ważne ogniwo. Wyhodowałaś czystą nienawiść, a następnie zostawiłaś ją, kłębiącą się i rzucającą, na pastwę losu. To mnie uwierało, bo do końca czytania zastanawiałam się, co się z nią stanie. Ani nawet wspomnienia, że się pogodziły, tolerowały lub wciąż kroczyły wojenną ścieżką.
Tutaj już ich nie ma, ale nie podobały mi się zdrobnienia. Jak już mówiłam - to zabierało tej historii powagi i animuszu, zdziecinniały ją, a to było niewybaczalne. Kiedy jednak zastanawiałam się nad ich celem, myślę, że chciałaś po prostu rozczulić. To Cię usprawiedliwia w pewnej części. Ale na przyszłość - wystrzegaj się. Pozwalaj sobie tylko w tych przypadkach, które Ci wyszczególniłam.
Podobało mi się za to, jak powoli i spokojnie wprowadziłaś Sasuke i Sakurę w związek i wzajemną akceptację. Niby nie opisywałaś tych etapów dialogami i sytuacjami, a jedynie krótkimi wspomnieniami, jednak były one wystarczające i pełne, sycące wyobraźnię i ciekawość czytelnika.
Pobocznych bohaterów wykreowałaś spokojnie, bez wyskoków, od razu przedstawiając nam wybuchową Temari, zdystansowanego Gaarę, ciepłą Hinatę i otwartego Naruto. Nie kazałaś nam się domyślać, tylko podałaś nam ich na tacy. To wyjątkowo dobrze, bo opowieść obfitowała w inne opisy i stawiała przed nami zadania, do których musieliśmy dojść sami. Te równie ważne rzeczy, jednak wciąż niżej w hierarchii, przedstawiłaś nam, szczędząc zagubienia i konsternacji.
Pomysł był ponadprzeciętny. Mimo iż w Internecie jest na pęczki Aniołów Śmierci i Kosiarzy, to nikt nigdzie nie zastosował podobnej analogii, co Ty. Chylę czoła, bo wciąż mnie zaskakujesz. Sprawiasz, że nie wiem, czego jeszcze mogę się po Tobie spodziewać. Doskonale wiesz, co czułam po przeczytaniu tej historii. Targały mną emocje od skrajnego smutku, żalu, goryczy, przez namiętność, pasję, miłość, aż po radość i akceptację. I tutaj moje wyznanie - również płakałam, gdy Sakura próbowała popełnić samobójstwo. Drugi raz w ciągu miesiąca ktoś doprowadził mnie na skraj wytrzymałości emocjonalnej.
A gdy pojawił się Anioł Śmierci Hinaty? Omal nie padłam. Od uszu, przez policzki, kark i plecy, aż po lędźwie miałam dreszcze. Nawet teraz, jak to piszę, wciąż przebiegają tam i z powrotem. Zaskakiwałaś mnie na każdym kroku. Ale już Ty dobrze o tym wiesz. Wzruszyłaś mnie, a ja mam wrażenie, że za bardzo zmiękłam. Jednak ciężko nie czuć nic przy czytaniu tak dobrego kawałka tekstu.
Na sam koniec dziękuję. Dziękuję za wszystko. Nie chcę pisać publicznie, za co dokładnie jestem Ci wdzięczna, ale jedno wykrzyczę całemu światu - ZA TO, ŻE JESTEŚ! Za to, że mnie wspierasz w każdy z możliwych sposobów. Za to, że w przeciągu tak krótkiego czasu dałaś mi więcej ciepła, niż niektórzy mi bliscy. Arigato.
P.S. No, już. Koniec. Zaraz znowu się popłaczę :) Dziękuję za dedykację. Dziękuję.
Co do Ino... zdaję sobie z tego sprawę i domyślałam się, że się jej czepisz. W moim początkowym zamyślę ta dziewoja grała bardzo istotną rolę, ale że koncepcja nieco uległa zmianie i zatarciu, nie wiedziałam co z bidulką zrobić.
UsuńCo do zdrobnień. Chciałam pokazać, że nie taki diabeł straszny jak go malują, a na początku historii pokazać kontrast między niepozornością Aniołów Śmierci, a ich funkcją. Może faktycznie wyszła mi przez to groteska.
Nie masz mi za co dziękować. Taak... a zaraz powiesz, ze ja nie mam za co dziękować Tobie, więc wejdźmy w układ i nie dziękujmy sobie na wzajem :P Nie no żartuję oczywiście.
Cieszę się, że Cię poruszyłam. Trochę bałam się, że przesadziłam, że to, co zrobiłam Ci się nie spodoba. Nie zdziwiłabym się, gdybyś mi nawrzucała... Wciąż się obawiam, że gdzieś po cichu czujesz do mnie urazę...
Nie, nie zmiękłaś. To ja zhardziałam. Równowaga w świecie musi być, a w przyrodzie nic nie ginie. ;)
Bardzo się cieszę, że dokończyłaś to opowiadanie :D Do tej pory czułam niedosyt z powodu tego, że nie wiedziałam jak to się zakończy ;) O ile dobrze pamiętam na twoim poprzednim blogu opowiadanie to zatrzymało się na powrocie Hinaty do szkoły i ukazaniu się jej anioła Sakurze. Popraw mnie jeśli się mylę :) Cieszę się, że mam możliwość poznać dalsze losy bohaterów tej historii :D Mimo wszystko opowiadanie zakończyło się szczęśliwie co tylko poprawiło mi humor :D
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejne historie ;)
Pozdrawiam i życzę weny!
Ja też się cieszę. Nie lubię zostawiać niedokończonych spraw. Miedzy innymi, dlatego wróciłam do pisania blogów.
UsuńTak, skończyłam w tym momencie, o którym mówisz. To zadziwiające, ale dopisałam tylko jakieś 15 stron. Najwyraźniej, to opowiadanie naprawdę potrzebowało czasu, żeby dojrzeć, a raczej, ja go potrzebowałam.
Zaintrygowało mnie, że pamiętasz mnie jeszcze z Onetu, ale jak teraz się głębiej zastanowię, to faktycznie miałam tak jakąś czytelniczkę o podobnym nicku, jeśli oczywiście posługiwałaś się wtedy takowym.
Dziękuję Ci serdecznie i pozdrawiam
Ikula
Warto było czekać.
OdpowiedzUsuńTak wyglądałby mój komentarz, gdybym miała w naturze pisania jednego lub dwóch zdań. Jednak znasz mnie. Jak już pisać to długo i treściwie.
Przyznam rację .romantyczce w kwestii Ino, jednak z nieco innej perspektywy. Poza samym faktem, że nie wiem co się stało z tą dziewczyną, liczyłam na jej nieco większy udział w całej historii. Niby hardo zaznaczyła, że zdobędzie Sasuke, a jednak od tamtej chwili zniknęła w eterze, jakby nigdy nie istniała. Nie przewijała się nawet w dialogach. Trochę szkoda, bo znając Ciebie, dałabyś radę stworzyć nieco poboczny wątek ubarwiający całość. Jednak patrząc przez pryzmat powagi? Widzę, że był to temat-bagno, który umiałby szybko wyrwać się spod kontroli i zniszczyć taką... mistyfikację tego opowiadania. Wciągnąć dobre chęci i zostawić po tym pustkę.
Oprócz tego znalazłam chyba dwa błędy czysto kosmetyczne. Mała literka na początku zdania i przecinek przed "i". Ciężko mi teraz stwierdzić gdzie... wybacz. Za bardzo mnie wciągnęło.
Dalej. Moment, który był dla mnie nowy, ponieważ początek (czy raczej połowę) tej jednopartówki przeczytałam na onecie. Samobójstwo Sakury. Przeraziłaś mnie nie na żarty. Już samo zachowanie tej biednej dziewczyny utwierdzało mnie w fakcie, co takiego chce zrobić, chociaż nie mówiła o tym wprost. Udało Ci się stworzyć napięcie, a także scenę tak bardzo romantyczną, że mój komputer dostał zawiechy ze wzruszenia. Czekałam tylko, aż będę musiała zbierać wodę, która nagle zacznie wylewać się litrami z mojego monitora.
Skoro już o romantyźmie mowa... Sasuke. Jak wspomniałam, znasz mnie, a więc i moje podejście do tej postaci. Uwielbiam go w takiej wersji, jaką przedstawiłaś i nie mam obiekcji. Poza tym, spodobał mi się sam pomysł na jego oczy. Mistrz kamuflarzu emocjonalnego widzi cudze aury. Genialne. ^^
Potrafisz poruszać tematy, na które większość ludzi nawet by nie spojrzała. To wspaniałe. Stworzyłaś istną bombę uczuć. Dramat, który zakończył się szczęśliwie. Romans, przy którym (tak, przyznam się...) wylałam kilka łez. Fantasy, które... mogłoby nim nie być, kto wie? Jednak przede wszystkim, wyciągnęłaś z tego wszystkiego esencję życia i pomimo ogólnego, ponurego wydźwięku, zaraziłaś mnie optymizmem. Potrzebowałam tego. Takiego optymistycznego podejścia do życia.
Szczególnie zapadło mi w pamięć kilka słów...
"Życie jest darem, a my otrzymaliśmy je po to, aby żyć, nie umierać."
Mogę w końcu przyznać sama przed sobą, że z takim nastawieniem warto kroczyć przez życie. Będę to robić. Bo moje serce nie bije tylko dla mnie. ^^
Dziękuję Ci za to wspaniałe przeżycie, za emocje, za łzy... za to, że jesteś i dzielisz się z nami swoim wnętrzem.
Dziękuję za wszystko i obyś nigdy nie straciła wiary w siebie.
Matane! ^^
I obyś ty też jej nie straciła, maleńka. ^^
UsuńTo był piękne opowiadanie, rozryczałam się... Wszystkie Twoje opowiadania wdzierają się do mojego serca i robi bałagan, przeżywam wszystko co napiszesz jak najświętszą prawdę. Mam nadzieję, że nigdy powtarzam -NIGDY!! nie przestaniesz pisać. Dla mnie Twoje opowiadania są jak najciekawsze książki ... wywołują mase emocji. Mam tak, że jak przeczytam coś co wywoła we mnie tyle uczuć nie mogę normalnie funkcjonować przeżywam każdą linijkę danego tekstu. Może to dziwne i uznasz mnie za osobę mało normalną, ale właśnie tak miałam z niektórymi -wyjątkowymi książkami - i z Twoimi opowiadaniami.
OdpowiedzUsuńCzytałam tą notkę na twoim onetowskim blogu i byłam zrozpaczona jak zostawiłaś ją taką niedokończoną, byłam przepełniona smutkiem... Aż tu nagle bam!!! Zupełnie przypadkiem natknęłam się na tego bloga i ujrzałam TO opowiadanie mało tego było ono dokończone. W jednej chwili poczułam jak moje serce fika koziołka mialam ochotę piszczeć i skakać jak mała dziewczynka, zaczęłam czytać, ręce mi się trzęsły i byłam taka szczęśliwa...
Dziękuję, dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję za to, że jesteś i piszesz, za to, że dokończyłaś TO opowiadanie naprawdę DZIĘKUJĘ!!!
Co do samego opowiadania wybrałaś świetny temat i wspaniale wszystko opisałaś jestem z Ciebie dumna. Wszystko tu była bardzo ciekawie opisane, a ja sama ani razu się nie nudziłam. To z zobaczeniem Anioła Śmierci Hinaty był genialny pomysł!! Normalnie myślałam, że zemdleje jak przeczytałam, że Hinata może umrzeć, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Było mi szkoda Saki w końcu ona tyle przeszła, a śmierć przyjaciółki była by jej gwoździem do trumny. Wstrząsnęła mną wściekłość jak czytałam fragment o próbie samobójczej Saki w myślach krzyczałam -NIE!!- w rzeczywistości - zaniemówiłam- na szczęście Sasek ją uratował. Byłam zdziwiona, że jej nie opieprzył * mogę tak się wyrazić??*.
Jak skończyłam czytać ogarnął mnie błogi spokój i szczęście.
Mam nadzieję, że nigdy nie porzucisz pisania i niebawem pojawi się nowa notka, którą z uwielbieniem przeczytam. Od teraz gdy Cię znalazłam będę stałym czytelnikiem. Życze Ci wszystkiego co najlepsze i oczywiście pokłady weny twórczej oraz czasu na pisanie.
Pozdrawiam Paulina. :D
O jacie w życiu jeszcze nie napisałam tak długiego komentarza. Co ty ze mną robisz?? A z resztą należy Ci się. :D
UsuńJestem szczerze zaskoczona i poprawił mi się humor. To niesamowite, ze pomimo prawie rocznej przerwy, którą sobie zafundowałam, a także usunięcia blogów, wciąż o mnie pamiętasz. Tak... kojarzę Cię. Zostawiałaś komentarze już pod moimi pierwszymi notkami na PŻ. O rajciu...
UsuńJestem szczerze wzruszona. Dziękuję Ci za Twój komentarz. Cieszę się, że istnieją gdzieś ludzie, którzy czytali i czytają mnie dla przyjemności, a nie dla handlu wymiennego. Mam nadzieję, że zajrzysz tu od czasu do czasu. Notki pojawiają się w terminach ustalonych przeze mnie wcześniej.
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam ciepło ;)
Ikula