Pozwól, że opowiem Ci historię, która przydarzyła mi się kilka lat
temu. Na pewno będzie zaskakująca, trochę magiczna i dość nieprawdopodobna, ale
uwierz mi na słowo, że gdzieś naprawdę się wydarzyła.
To miał być piękny wrześniowy dzień. Równie bezwartościowy i pusty jak
wszystkie, które przeżyłam do tej pory. Słońce oświetlało rozgrzaną latem
ziemię. Zaczynał się kolejny rok szkolny. Dzieci w eleganckich strojach
spieszyły radośnie do miejsca, gdzie znów miały spotkać swoich kolegów. Nie przeszkadzał
im ani trzydziestostopniowy upał, ani ciężkie tornistry na plecach. Nic nie
mogło zmącić ich radości.
Dla był to już ostatni rok nauki w liceum. Miałam już serdecznie dosyć
swojej klasy i chciałam jak najszybciej iść na studia. Nigdy nie zostałam
zaakceptowana przez ludzi. Może to przez różowy kolor moich włosów, a może po
prostu urodziłam się pod nieszczęśliwą gwiazdą.
Słońce grzało tak mocno, że na moim ciele zbierały się krople potu.
Wysoka temperatura bardzo mi doskwierała.
Weszłam do budynku szkoły. Większość uczniów przyglądała mi się
ukradkiem, ale generalnie udawali, że nie istnieję. Raczej nie okazywali mi już
otwartej wrogości. Po prostu byłam dla nich niewidzialna i taki układ całkiem
mi się podobał.
Jak zwykle niezauważalnie wślizgnęłam się do klasy i usiadłam na swoim
miejscu. Przez chwilę przysłuchiwałam się najbliższym rozmowom, ale w końcu
znudzona odpuściłam. I tak nie należałam do tej społeczności.
Nazywam się Sakura Haruno. Mam 18 lat. Nie pamiętam swojej
przeszłości, a moje pierwsze wspomnienia pochodzą z sierocińca. Spędziłam w nim
bolesne 3 lata, których też wolałabym nie pamiętać. Później los zajął się mną
trochę bardziej troskliwie i trafiłam do przyzwoitej rodziny zastępczej, ale
nigdy nie nawiązałam z moimi opiekunami głębszych relacji. Obiecali utrzymywać
mnie do momentu aż skończę studia i znajdę pracę. Dzięki ich dobroci kilka dni
temu wróciłam z wakacji nad morzem. Życie, które prowadzę jest puste, a mój
czas całkowicie pochłania szkoła. Już dawno nauczyłam się, że nie warto marzyć.
Rozmowy w klasie nie ucichły. Nawet po tym gdy wychowawca (stary,
siwiejący matematyk z widocznym, piwnym brzuszkiem) wszedł do sali. Chrząknął
kilka razy, by jako tako zapanować nad nastolatkami.
- Witam was wszystkich w ostatnim, jak dla was, roku nauki w liceum. -
Nauczyciel po krótkim wstępie przeszedł do konkretów. - Zanim powiem wam o
sprawach związanych z tym rokiem szkolnym, bez owijania w bawełnę i składania
kondolencji chciałbym wam przedstawić nową uczennicę. - Skierował swoje spojrzenie
w stronę pierwszego rzędu. - Wyjdź na środek proszę i przedstaw się klasie,
moja droga.
Z ławki przede mną wstała ciemna dziewczyna o bardzo nietypowej
urodzie: czarnych, długich, prostych włosach, ciemnej karnacji i brązowych
oczach. Mówiła też z wyraźnym akcentem.
- Nazywam się Ijana Shai. Przyjechałam z Ameryki Południowej. -
Wydawała się być pewna siebie i mieć optymistyczne podejście do sprawy. W ogóle
się nie stresowała, za co od razu zaskarbiła sobie mój szacunek i podziw.
Zyskałam pewność, że bardzo szybko odnajdzie się w klasie.
- Dziękuję ci za krótką prezentację. Możesz wrócić na swoje miejsce
albo z kimś usiąść, a ja zajmę się sprawami organizacyjnymi.
Trochę zaskoczyło mnie przybycie nowej uczennicy w ostatnim roku.
Musiało być to problematyczne, jednak ta kwestia jakby nie zaprzątała jej
głowy. Miała w sobie coś, co mnie zaintrygowało, coś czarującego i innego.
- Mogę usiąść z tobą? - Zaszokowana tym, że podeszła akurat do mnie, a
w jej głosie nie usłyszałam niepewności, potaknęłam.
- Jasne. - Uśmiechnęłam się ostrożnie, a ona odwzajemniła gest,
błyskając śnieżnobiałymi zębami.
Pierwszy raz miałam wrażenie, że kogoś polubię. Od Indianki biła aura
łagodności i szczerości.
- Jestem Sakura Haruno - przedstawiłam się i wyciągnęłam rękę w jej
stronę.
- Miło mi. - Mocno uścisnęła moją dłoń, jakby chciała mi pokazać, że
można jej ufać .
- Masz nieco nietypowy kolor włosów. - Starała się maskować swoje
zaskoczenie i ciekawość, ale marnie jej szło.
Uśmiechnęłam się, ale tym razem już całkiem szczerze.
- Nie są farbowane - uprzedziłam, jak mi się wydawało, pytanie, które
padało zawsze, jeśli nawiązywałam z kimś jakąkolwiek konwersację.
- Może wydać ci się to dziwne, ale wcale nie uważałam, że są
nienaturalne. - Wyglądała, jakby intensywnie się nad tym zastanawiała.
Wprowadziła mnie tym w niemałe zakłopotanie. Była pierwszą osobą, która na
prawdę to wiedziała. - Uważam, że są bardzo ładne. Spójrz na mnie. Jestem
dożywotnie skazana na czerń, dopóki nie osiwieję.
Pierwszy raz od wielu lat szczerze się zaśmiałam.
Następne tygodnie upływały nam spokojnie. Poznałyśmy się z Ijaną
trochę bliżej. Opowiedziała mi o powodach swojej przeprowadzki. Jej tata,
Indianin, chciał przenieść się do innego kraju, żeby znaleźć sobie lepszą
pracę. Pragnął też, żeby jego córka zdobyła tutaj lepsze wykształcenie.
W skrytości ducha zazdrościłam Ijanie. Bardzo ciepło mówiła o swoim
ojcu.
- A twoja mama?
Któregoś dnia w końcu znalazłam odwagę, żeby poruszyć ten temat.
- Zmarła przy porodzie. - Odniosłam wrażenie, że w tym samym momencie
obie nas ścisnęło w gardłach, a nasza więź, przez to nieme porozumienie,
jeszcze bardziej się pogłębiła.
Dużo rozmawiałyśmy. Nie ograniczałyśmy się do poważnych tematów. Sporo
opowiadałam Ijanie o szkole. Chciałam, żeby poczuła się mniej nieswojo w nowym
otoczeniu. Mówiłyśmy też o swoich zainteresowaniach, upodobaniach i innych
luźnych rzeczach. Zwierzałyśmy się sobie z przemyśleń i odczuć. Wreszcie
odnalazłam kogoś, kto potrafił mnie dobrze zrozumieć i nie odrzucał tego, jaka
jestem.
Jakiś czas później moją radość zakłóciło pewne wydarzenie.
***
Biegnę. Uciekam. Ukrywam się. Gonię za wiatrem. Błąkam się po obcym
świecie z dwoma tylko sprzymierzeńcami. Jednym z nich jest zawsze mnie
wspierający żywioł ognia, a drugim mój przyjaciel Naruto, który dobrowolnie
udał się ze mną na wyprawę.
Szliśmy już dwa dni bez odpoczynku i jedzenia. Bez ustanku odwiedzamy
miejsce za miejscem i nic nie znajdujemy. Nic nie wyczuliśmy przez dwa lata.
Już dawno straciłem nadzieję w powodzenie tej misji. Najwyraźniej moim
przeznaczeniem była bezowocna tułaczka do końca życia.
Weszliśmy do kolejnej mieściny. Ludzie patrzyli na nas nieufnie i z
wrogością. Byliśmy nietutejsi. Drapieżniki na ich terenie. Zdążyłem już
przywyknąć do takiej reakcji na nasz widok.
Wędrowaliśmy bez celu, znudzeni, zmęczeni i głodni. Nic nie układało
się po naszej myśli, jakby cały świat, czy to jeden, czy drugi, obrócił się
przeciw nam. Naruto już dawno przestał się odzywać. Jego optymizm gasł i na pewno
zastanawiał się, czy powodem tych poszukiwań nie są jego urojenia. Trochę
żałowałem naszej kłótni poprzedniego dnia, gdy rzuciłem właśnie to oskarżenie.
Chciałem jak najszybciej ukraść coś do jedzenia, skorzystać z jakiejś
publicznej toalety i odejść jak najdalej od tego miejsca, w jakieś inne. Cichsze
i spokojniejsze. Nagle moje rozmyślania coś przerwało. Z wrażenia aż
przystanąłem. Serce mocniej zakołatało w piersi w odpowiedzi na wzbierające
emocje.
Czy to może być to? Czyżby Naruto jednak miał rację?
- Czujesz to? - zapytałem podekscytowany.
- Tak - potwierdził ze zwycięskim uśmiechem przyjaciel. - Dokładnie
taka, jak pokazała mi wtedy Matka Natura. - Jego głos ochrypł z emocji. - To ta
sama energia.
Pierwszy raz odkąd podjęliśmy decyzję o poszukiwaniu Zagubionych
Artefaktów, okazałem entuzjazm.
Ruszyliśmy w kierunku, w którym wyczuwaliśmy źródło owej aury. Kiedy
doszliśmy na miejsce, ze zdziwieniem stwierdziłem, że znaleźliśmy się przed
budynkiem szkoły.
Spojrzałem porozumiewawczo na Naruto, a ten skinął głową i stał się
niewidzialny podobnie jak ja. Teraz tylko wyszkolone, atlantyckie oczy mogły
nas zobaczyć. Wspięliśmy się bezszelestnie na pobliskie drzewo, żeby mieć
lepszy widok na pomieszczenie, w którym najprawdopodobniej przebywał artefakt.
W niewielkiej sali znajdowało się jakieś dwadzieścia osób, jednakże
tylko jedna przykuła moje spojrzenie. Tuż obok okna siedziała dziewczyna o
długich, różowych włosach, które wcale nie wyglądały na farbowane. Jak na ten
świat taki kolor był nienormalny. Owszem, widywałem podobne osoby na wyspie,
ale nie tutaj.
I to nie jedyna rzecz, którą dziewczyna się odznaczała. Emanowała od
niej energia artefaktu i aura trzech żywiołów. Nie miałem wątpliwości, że
dziewczyna pochodzi z naszego świata. Ale w takim razie co robiła w takim
miejscu?
- Widzisz to, co ja? - zapytał oniemiały Naruto.
Skinąłem głową.
- Wygląda jak Zaginiony Kwiat Wiśni. Ta dziewczynka, która zniknęła w
pierwszym etapie rebelii… Jak ona się nazywała?
W umyśle zamajaczył mi pewien obraz.
- Haruno... ale imienia nie pamiętam - odpowiedziałem po chwili, starając
się wydobyć zatarte informacje. Wtedy to dla wszystkich był wstrząs. Pierwsze
dziecko jakie zniknęło.
- Myślisz, że ona wie? - zapytał Naruto, a iskry w jego oczach zagasił
żal.
- Nie wiem. Nie wygląda mi na taką. Gdyby pamiętała, to próbowałaby wrócić.
- Miałem jeszcze coś dodać, ale nagle dziewczyna pochyliła się nad zeszytem,
żeby coś zanotować, a spod jej koszuli wysunęła się okrąglutka, czarno-biała
pereła na złotym łańcuszku.
Krew zaszumiała mi w uszach. Kwestia losów dziewczyny zeszła na dalszy
plan. Widziałem już tylko zaczarowany, potężny przedmiot.
- Perła Wskrzeszenia! - zawołałem i niewiele myśląc, skoczyłem na
parapet okna.
Teraz mnie i rzecz, której tak długo szukałem, dzieliła tylko cienka
szyba. Wystarczyłby jeden ruch, żeby Zaginiony Artefakt w końcu należał do
mnie.
Niestety, kiedy wziąłem zamach z zamiarem rozbicia szkła, ktoś
powstrzymał cios. Naruto zacisnął swoje palce na moim przedramieniu niczym
żelazne kleszcze.
- Stój! Nie możesz tego zrobić! - W oczach przyjaciela dostrzegłem
panikę. Pierwszy raz widział u mnie takie zachowanie. Pierwszy raz coś tak
bardzo wytrąciło mnie z równowagi, że zakłóciło zdolność trzeźwego myślenia.
Ogarnęło mnie poczucie, że to, czego tak bardzo potrzebuję jest na wyciagnięcie
ręki, a ja marnuje czas. Ciało spięło się, szykując do walki z Naruto…
- Dlaczego? - zapytałem wściekły i zirytowany, drugą ręką już sięgałem
po miecz.
- Ech… Sasuke, a myślałem, że z nas dwóch to ja jestem większym
idiotą. Pomyśl! Co zrobią ci biedni ludzie, gdy nagle jakaś niewidoczna siła
wybije szybę w szkolnej klasie na oczach tych wszystkich dzieciaków, raniąc
przy tym dziewczynę, która wygląda jakby pochodziła z innego świata, a na
dodatek zginie jej Perła Wskrzeszenia?! A jeśli ona wie i jest strażnikiem?
Ściągniesz na nas ludzi Madary, a przy okazji i na nią! Nie wyczułem ich
jeszcze w pobliżu, więc dobra nasza i niech tak zostanie. - Rozemocjonowany,
wstrząśnięty blondyn skutecznie ostudził moją porywczość.
Miał rację.
Prychnąłem zdenerwowany własną głupotą. Poniosło mnie. Zachowałem się
nieodpowiedzialnie, a w dodatku zaczynał zżerać mnie wstyd, kiedy odkryłem, że
zaciskam dłoń na rękojeści miecza. Byłem gotów ranić osobę, która zrobiła dla
mnie tak wiele, że nie zdołam jej się odpłacić do końca życia.
- To jaki masz plan? - zapytałem już spokojniej.
- Na razie obserwujmy ją. Zabierzemy perłę w odpowiednim momencie.
Niesie to ze sobą ryzyko, że artefakt nie będzie nam posłuszny, ale może uda
się ją nakłonić, żeby oddała go dobrowolnie.
Jego propozycja jakoś nieszczególnie do mnie przemawiała.
- A co jeśli znajdą ją w tym czasie ludzie Madary? Nie mamy całej
wieczności, żeby tutaj siedzieć.
- Wtedy zabierzemy artefakt siłą. - Westchnął ciężko. - Nie chcemy
przecież, żeby coś jej zrobili. Jest bardzo utalentowana. Kto wie, może by się
do nas przyłączyła.
- Nawet sobie nie żartuj - warknąłem i spojrzałem na niego
ostrzegawczo. Wiedziałem, że jak coś sobie ubzdura, to nic go od tego nie
odwiedzie.
- Dlaczego nie? Spójrz tylko na nią.
Kierowany odruchem, zrobiłem, jak poprosił Naruto. Różowowłosa w tym
samym momencie zwróciła spojrzenie w naszą stronę. Jej szmaragdowe oczy
przecinały powietrze wokół nas, jakby coś dostrzegała…
- Ani drgnij - rozkazałem szeptem, chociaż nie rozumiałem jakim cudem
dziewczyna, która najprawdopodobniej nic nie pamięta, potrafi zobaczyć to,
czego nie umiałby nie jeden świetnie wyszkolony mag.
Obydwoje zamarliśmy. Starałem się nawet głębiej nie oddychać.
Przypatrywałem się, jak wytęża wzrok. I nagle gdzieś w mojej głowie
huknął piorun, a wyraz jej twarzy zmienił się ze skupionego na wystraszony.
- Cholera - zakląłem i pociągnąłem blondyna z parapetu na ziemię.
Schowaliśmy się poza zasięgiem wzroku dziewczyny. Nasze oddechy przyspieszyły
od buzującej w krwioobiegu adrenaliny.
- Widziała nas - stwierdziłem, wciąż niedowierzając, kiedy w końcu
udało mi się pokonać suchość w gardle.
- Bez wątpienia. Powinniśmy być ostrożniejsi. - Szeroko otwarte,
błękitne oczy wciąż wpatrywały się we mnie intensywnie.
- Ale najwyraźniej nic nie pamięta, była przerażona.
- I co teraz?
- Będziemy ją obserwować, tylko… może bardziej dyskretnie.
Naruto skinął głową na znak zgody.
***
Siedziałam sobie zwyczajnie w klasie, słuchając jak nauczyciel
przynudza. Zaczął dyktować jakąś notatkę.
Czułam się dziwnie. Moja natura burzyła się, a włoski na ciele stawały
dęba. Miałam nieustające wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Ukradkiem
rozejrzałam się po klasie, ale wszyscy starali się słuchać profesora i żadne
spojrzenie nie było skierowane w moją stronę. Wyjrzałam nawet za okno, bo
dziwne odczucie nie chciało mnie opuścić. Nagle tuż przy szybie zauważyłam
ruch. Jakby drganie powierza nagrzanego od słońca. Niby nic niezwykłego, a
jednak zwróciło moją uwagę.
„No pokaż się tchórzu”, pomyślałam trochę żartobliwie, wmawiając
sobie, że jestem przewrażliwiona, ale chwilę później z zaskoczeniem
stwierdziłam, że coś się dzieje. Powietrze zafalowało mocniej, zdzierając
niewidzialną kurtynę. Moim oczom ukazały się, lustrujące mnie wzrokiem,
postacie dwóch mężczyzn. Jeden miał kruczoczarne włosy i równie czarne,
magnetyczne oczy, a drugi blond czuprynę i błękitne tęczówki. Obydwaj
chorobliwie bladzi, brudni, a ich policzki od niewyspania znaczyły fioletowe
sińce.
Zamarłam spanikowana, a głos uwiązł mi w gardle. Wpatrywałam się w
nich z przerażeniem i niedowierzaniem. Jak u licha dostali się na parapet
drugiego piętra? Dlaczego nikt poza mną ich nie widzi i czego ode mnie chcą?!
Brunet zaklął siarczyście i pociągną kompana w dół. Zeskoczyli zwinnie
z parapetu i tyle ich widziałam.
Ogólnie w moim życiu działy się w przeszłości różne dziwne,
niewytłumaczalne rzeczy, ale na coś takiego nie byłam przygotowana w
najmniejszym stopniu. Serce młóciło o żebra ze zdwojoną szybkością, a żyły
pulsowały od adrenaliny.
Pomyślałam, że zanim zacznę wszczynać alarm bez potrzeby, to lepiej
zapytać kogoś normalnego o to, czy widział to samo.
- Ijano, widziałaś to? - Wskazałam palcem za okno, nie ukrywając
szoku.
- Co takiego? - Jej ton był dociekliwy, ale nie wyczułam w jej głosie
przerażenia, więc wykluczyłam jej świadectwo w tej sprawie.
- Nic, nic - odparłam łagodnie z głupawym uśmiechem. Zastanawiając
się, czy przypadkiem nie zwariowałam i znów wyjrzałam za okno.
- Sakuro, skąd to masz? - Ijana odwróciła moją uwagę od tych
tajemniczych mężczyzn swoim zaintrygowanym tonem. Chodziło jej o mój naszyjnik,
który wysunął mi się z pod koszuli. Nie rozstawałam się z nim, odkąd znalazłam
go na plaży.
- Ach to. Znalazłam go, gdy pojechałam nad morze. Zasypał do piasek.
Czy coś się stało? - zapytałam szczerze zaniepokojona, bo nawet mój luzacki ton
nie uspokoił twardej Indianki.
- Tak. Sakuro. - Ściągnęła brwi - Czy miałabyś coś przeciwko, gdybym
zaprosiła cię do mojego domu? Chciałabym ci coś pokazać.
Zastanowiłam się przez chwilę. Jeszcze żadna koleżanka nie zaprosiła mnie
do siebie. Było mi zwyczajnie miło.
- Chętnie skorzystam - Uśmiechnęłam się ciepło.
Ijana odwzajemniła gest, ale z mniejszym zaangażowaniem niż zwykle.
Wróciłam do swoich notatek, jednak nie mogłam się skupić na treści
lekcji. Przed oczami wciąż stał mi obraz tamtych dwóch mężczyzn, a w uszach
dźwięczał zaintrygowany głos Indianki.
Po skończonych zajęciach poszłam razem z Ijaną do jej domu. Zadowolona
odkryłam, że znajdował się w tę samą stronę, co mój. W czasie drogi dziewczyna
pytała mnie o rzeczy, o które najwyraźniej zapomniała zapytać wcześniej.
- Daleko stąd mieszkasz? - Z ulgą powitałam jej normalne zachowanie z
powrotem.
- Dwie ulice dalej.
- To całkiem blisko - odpowiedziała radośnie. Podziwiałam jej
niezachwiany optymizm, którego miała na pęczki.
- Chcesz, żebym po ciebie przychodziła. Mogłybyśmy razem chodzić do
szkoły? - Nie mogłam się oprzeć urokowi, jaki wokół siebie roztaczała.
- Byłoby fajnie. Twoi opiekunowie mieszkają z tobą?
- Teoretycznie rzecz biorąc tak, ale są fotografami i dużo podróżują.
Teraz ich nie ma. Wrócą pewnie za jakiś miesiąc.
Skinęła wyrozumiale głową. Dwie minuty później doszłyśmy na miejsce.
- To tutaj. - Ijana pchnęła bordową furtkę i puściła mnie przodem.
Przeszłyśmy przez przystrzyżony trawnik, mijając po drodze rabatki
pełne kolorowych kwiatów, do niewielkiego, jednopiętrowego domku rodzinnego.
Cała posesja wydawała się być bardzo zadbana. Kiedy tylko przeszłyśmy przez
próg, owionął mnie słodki zapach suszonych ziół i gotowanego obiadu.
Nagle przez hol przeleciała złocista smuga. Do nóg Ijany doskoczyła
sporych rozmiarów piaskowa labladorka, niemal powalając na ziemię drobną
dziewczynę.
- Cześć Sasha. - Indianka czule pocałowała psa w nos, a on w odwecie
polizał ją po twarzy swoim różowym jęzorem.
- Sasha, nie wolno - skarciła zwierzę i wytarła buzię w rękaw swetra.
Suczka usiadła na tylnych łapach i popatrzyła na swoją właścicielkę ze
zbitą miną. Widok był przekomiczny.
- Oj… nie gniewam się, parzcież wiesz - powiedziała z uśmiechem.
Pies szczekną radośnie i zamerdał ogonem.
- Ijana? - Z wnętrza domu doszedł nas zachrypnięty, męski głos.
Domyśliłam się, że to jej ojciec.
- Wróciłam i przyprowadziłam ze sobą gościa - odkrzyknęła.
Zdjęłyśmy buty, po czym Ijana poprowadziła mnie korytarzem do kuchni.
Nieśmiało dreptałam za jej plecami.
- Twój tata nie będzie miał nic przeciwko temu, że tu jestem? - zapytałam
trochę poniewczasie, co dało dziewczynie do zrozumienia, że to dla mnie nowość.
- Ależ nie, zobaczysz. - Obdarowała mnie uspokajającym uśmiechem.
Weszłyśmy do pomieszczenia pachnącego pieczonym mięsem i parzoną
herbatą. Przy kuchence stał rosły, barczysty, czerwonoskóry, mężczyzna. Miał
długie, czarne włosy luźno związane w kucyk i charakterystycznie dla Indian
wydłużone rysy twarzy. Było w nim coś dzikiego i budzącego respekt.
- Widzę cię ojcze - przywitała się z nim Ijana. W jej głosie wyczułam
ogromny szacunek.
- I ja cię widzę kochanie - odpowiedział z uśmiechem mocnym,
zachrypniętym głosem. - Kogo tam ze sobą przyprowadziłaś? - Zapytał z
zaciekawieniem, a w jego oczach nie dopatrzyłam się cienia wrogości.
Już wiedziałam, od kogo Ijana przejęła tak pozytywne nastawienie.
Wyszłam zza pleców koleżanki, żeby jej ojciec mógł mnie lepiej
zobaczyć.
Gdy jego spojrzenie zatrzymało się na moich włosach, zaniemówił i
puścił łyżkę, którą mieszał zupę, a ta wpadła z pluskiem do garnka. Jego
reakcja nad wyraz mnie zaniepokoiła. Patrzył, jakbym była istotą nie z tego
świata. Między nami zapadła krępująca cisza, a ja zaczęłam się czuć bardzo
niezręcznie i chciałam uciec z tego przyjaznego domu, gdzie pieprz rośnie.
- Em… tato, może się przedstawisz? - Ijana w końcu zainterweniowała,
rzucając mi przepraszające spojrzenie. Było jej głupio z powodu zachowania
ojca.
Pomogło. Indianin doszedł do siebie w błyskawicznym tempie i z firmowym,
ojcowskim uśmiechem wyciągnął do mnie swoją wielką dłoń.
Speszona i czerwona po krańce uszu, uścisnęłam jego miękką, ciepłą
rękę.
- Nazywam się Sakura Haruno - przedstawiłam się uprzejmie na jednym
wydechu.
- Tsu-szai. Drapieżny ptak. Możesz mi mówić Tsu - odpowiedział równie
ciepło jak Ijanie. Chyba chciał zatrzeć złe pierwsze wrażenie, więc
postanowiłam się nie opierać. Z resztą, miał w sobie coś, czego nie potrafiłam
określić słowami. Może to była ojcowska miłość, hart ducha, wewnętrzne ciepło,
jakiś indiański urok, czy magnetyzm, a może wszystko na raz. W każdym razie
nawet gdybym bardzo chciała nie obdarzyć go sympatią, to nie wiem, czy bym
potrafiła.
Kiedy usłyszałam jego pełne imię, przez moment nie udało mi się
opanować i otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia. W dzisiejszych czasach było
ono równie niespotykane, co kolor moich włosów.
Indianin zaśmiał się szczerze, a w kącikach jego oczu pojawiły się
charakterystyczne, urocze zmarszczki. Tsu był bardzo przystojnym mężczyzną.
- To chyba ja powinienem mieć taką minę.
- Nie widzę swojego odbicia, ale śmiem twierdzić, że miał pan
identyczną, gdy mnie zobaczył. - Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu, pozwalając
sobie na lekką poufałość i chyba dostałam za to sporo punktów.
Mężczyzna znów się roześmiał.
- Tak, masz rację. Oboje mamy w sobie coś osobliwego. Ja imię, a ty
włosy - powiedział zamyślony, ale wciąż się uśmiechając, po czym znów zabrał
się za pichcenie.
- Jest naturalny.
- O tak, wiem moja droga. - Pewność z jaką to powiedział zaskoczyła
mnie podobnie, jak ta Indianki, gdy się poznawałyśmy. Odniosłam dziwne,
niepokojące wrażenie, że oni wiedzą o mnie coś, o czym ja sama nie mam
zielonego pojęcia, lecz zaraz uznałam, że takie przypuszczenie jest dalece
nieprawdopodobne.
- No dobrze, to może my już pójdziemy do mojego pokoju - wtrąciła
Ijana, nieco zażenowana całym zajściem, chociaż według mnie zupełnie niepotrzebnie.
Polubiłam jej ojca i zyskałam pewność, że chętnie tu wrócę.
- Dobrze, zawołam was, kiedy już będzie gotowe.
Miałyśmy już sobie pójść, ale nie zdążyłyśmy zrobić nawet dwóch
kroków, gdy Indianin mnie zatrzymał.
- Sakuro! - zawołał.
- Tak?
- Błagam, nie mów do mnie na pan, bo czuję się wtedy o dziesięć lat
starszy niż rzeczywiście jestem. - Mrugnął do mnie przyjacielsko.
Parsknęłam śmiechem.
- Nie ma sprawy Tsu.
Wyszłam z pomieszczenia, niemal ciągnięta przez Ijanę. Jej labladorka
biegała to od dziewczyny, to do mnie wesoło merdając ogonem i domagając się
zainteresowania. Dziewczyna pchnęła drewniane drzwi naprzeciwko schodów.
- Oto moje królestwo - powiedziała puszczając mnie przodem.
Nie powiem, miała się czym pochwalić. Jej pokój był pokaźnych
rozmiarów. Dwa duże okna sprawiały, że do pomieszczenia wlewało się dużo
słońca. Przy ścianach stały mahoniowe meble: łóżko, szafa, kredens, biurko. W
pokoju Ijana utrzymywała perfekcyjny porządek. Wszystko posiadało swoje
miejsce. Przeczuwałam, że ubrania w szafkach też leżały idealnie poskładane,
ale nie zamierzałam tego sprawdzać. Jednakże to wszystko to nic. Spojrzenie
przykuwało coś innego, a mianowicie ściany i malunki lasu oraz zwierząt, które
wyglądały jak żywe. W koronie jednego z drzew dostrzegłam kukułkę, która
zrywała się do lotu. W pobliżu łóżka lis czaił się na niewinnie spoglądającego
zająca. Znalazłam się w magicznym lesie, który ktoś zatrzymał i wtłoczył w
ściany.
- Łał… jakie to cudne. - Żadne jęki zachwytu nie mogły oddać piękna
tego pokoju. Dopiero po dłuższej chwili coś sobie uświadomiłam.
- To ty to wszystko namalowałaś, prawda?
Ijana uśmiechnęła się potakując, dumna z mojej aprobaty.
Nie mogłam oderwać wzroku. Co chwila odnajdywałam jakieś inne,
zaskakująco żywe elementy namalowanego lasu. Już wcześniej Indianka wzbudzała
we mnie podziw, ale teraz… czułam, że stała się moim guru.
Minęła mnie i usiadła na łóżku, gestem zapraszając mnie do siebie.
Sasha umościła się między nami, łaknąc pieszczot.
- Mam nadzieję, że mój tata nie wystraszył cię za mocno. - Wyczułam w
jej głosie autentyczną skruchę i zupełnie niepotrzebne zawstydzenie.
- Skąd, jest niesamowity. Masz szczęście, że trafił ci się taki
ojciec. - Na prawdę zazdrościłam dziewczynie.
Uśmiechnęła się pokrzepiona, ale zaraz spoważniała.
- Sakuro, nie przyprowadziłam cię tutaj, żeby mój ojciec mógł cię
poznać, aczkolwiek cieszę się, że mamy to już za sobą. Liczę, że będziesz
częściej do mnie wpadać. - O to nie musiała się martwić. Czułam, że odtąd stanę
się częstym gościem w jej domu. - Zapraszając cię, miałam pewien cel.
Właściwie, to zastanawiałam się nad tym już od pewnego czasu…
Słysząc, że Ijana w końcu odkryje przede mną część zagadki, wytężyłam
słuch i skupiłam na niej całą swoją uwagę.
- Z tego co mi wcześniej powiedziałaś, wnioskuję, że nie wiesz kim
byli twoi rodzice, prawda? - Bardziej stwierdziła niż zapytała. - Nie wiesz
nawet do końca, skąd pochodzisz.
Przyznałam jej rację. Moje pierwsze wspomnienia pochodziły sprzed
ośmiu lat, gdy to trafiłam do sierocińca, pamiętając jedynie, jak się nazywam.
Skinęłam głową coraz bardziej zainteresowana. Zaczęłam się poważnie
zastanawiać, o co Ijanie chodzi.
- Poczekasz tu chwilę? Muszę coś przynieść. - Podniosła się z miejsca,
racząc mnie kolejnym uspokajającym uśmiechem.
- Dobrze.
Dziewczyna wyszła z pokoju, przymykając drzwi, a ja z sekundy na
sekundę robiłam się coraz mniej rozluźniona.
Zwróciłam swoją uwagę na psa, który trącał mnie w rękę swoim wilgotnym
nosem. Pogłaskałam go i podrapałam za uszami.
- Jesteś Sasha, tak? - zapytałam łagodnie.
Suczka zamerdała ogonem w odpowiedzi i przytuliła głowę do mojej nogi.
Miała niezwykle inteligentne spojrzenie.
Bardzo lubiłam zwierzęta i przywykłam do tego, że do mnie lgną.
Zazwyczaj wystarczało jedno moje spojrzenie lub dotyk, żebym zyskała ich
zaufanie. Tak stało się i tym razem.
Ijana wróciła do pokoju, trzymając w rękach pakunek, zawinięty w jakiś
ciemny materiał. Usiadła z powrotem obok mnie i spojrzała na Sashę, jakby
doskonale wiedziała, co się przed chwilą stało. Nie tracąc czasu, odwinęła tkaninę
i moim oczom ukazał się opasły tom oprawiony w brązową skórę. Biła od niego
tajemniczość, a gdy kierowana odruchem przejechałam palcem po grzbiecie,
poczułam w dłoni ciepłe mrowienie, które rozeszło się wzdłuż kręgosłupa.
W chwili, gdy moja skóra dotknęła okładki, księga ożyła. Nagle
otworzyła się gwałtownie, wypadając Ijanie z rąk, a niewidzialny wiatr
przekręcił lekko pożółkłe stronnice.
Odskoczyłyśmy do tyłu jak oparzone, a Sasha z impetem zleciała z
łóżka. Znalazłszy się na podłodze zaczęła szczekać i warczeć.
Pierwsza! ;)
OdpowiedzUsuńRozdział podobał mi się, podobnie jak w t e d y. Ale znowuż mam parę uwag :P
„Wyjdź na środek proszę i przedstaw się klasie moja droga.”<-- przecinek przed „moja droga” ;)
„- Nazywam się Ijana Shai. Przyjechałam z Ameryki Południowej. - Wydawała się być pewna siebie i mieć optymistyczne podejście do sprawy. W ogóle nie była zestresowana, za co od razu zaskarbiła sobie mój szacunek i podziw.” <-- być, był, była… i się zmyła :P I już wiesz o co chodzi ^^
„- Jasne. - Uśmiechnęłam się ostrożnie, a ona odwzajemniła gest błyskając śnieżnobiałymi zębami.” <-- oj przecinki, oj przecinki, dla chłopczyka i dziewczynki ;) (mam dziś przekorny nastrój :P) Przecinek przed „błyskając śnieżnobiałymi zębami.”, bo to (zdaje mi się) wtrącenie.
„Opowiedziała mi o powodach swojej przeprowadzki. Jej tata, Indianin, chciał przeprowadzić się do innego kraju, żeby znaleźć sobie lepszą pracę.” <-- powtórzenie słowa „przeprowadzić”. Zamiast niego może być na przykład „przenieść”, w którymś ze zdań.
„Jej pokój był pokaźnych rozmiarów. Dwa duże okna sprawiały, że pomieszczenie było jasne i słoneczne.” <-- aj, aj, aj… znowu te wszystkie „byłe” :P
„. Wszystko miało swoje miejsce. Przeczuwałam, że ubrania w szafkach też miała też idealnie poskładane, ale nie zamierzałam tego sprawdzać.” <-- a tu przerzuciłaś się na „miał” ;)
Zauważyłam, że masz słabość do byłych i miału :P Za to jeśli chodzi o przecinki, to w tak dużej ilości tekstu zapomniałaś chyba tylko dwóch, co oznacza, że dobrze się na nich znasz. To tylko takie podsumowanie, któremu nie potrafiłam się oprzeć ;)
Co do mojego rozdziału... zabieram się za ostatnie poprawki, wrzucam na bloga i odpowiadam na Twój komentarz ;) Wbrew pozorom wcale o nim nie zapomniałam.
Na Armagedon zajrzę jutro... wybacz, wolę Zagubionych, a miałam siłę tylko na jeden blog, więc... :(
Pozdrawiam serdecznie
Lisiak
Haha :D Miauuu... Coś ty kotku chciał?
UsuńTak, muszę przyznać, że miały i były to takie małe ździ... no, które nie chcą się mnie puścić i trzymają nieustępliwie. Pewnie zauważyłaś.
Wszystko już poprawiłam. Dziękuję ;)
A co do przecinków, to powiem Ci, że to nie moja zasługa, tylko .romantyczki, która niedawno ochoczo została moją Betą :D Ja jestem od innych błędów i porad, zresztą dobrze wiesz. Wszystkie rzeczówki, składniówki, ogólnie wszystkie błędy merytoryczne... ;p
Mam nadzieję, że uda mi się odświeżyć to opowiadanie w miarę poprawnie. Z każdym rozdziałem będzie lepiej, tego jestem pewna.
Co do Twojego rozdziału. Wrzuć i zapomnij, dobrze Ci radzę. X)
A na Armagedonusia zajrzysz sobie, kiedy znajdziesz czas. Rozdział przyjemny, ale nieco ciężki. Dużo opisów i formalności, ale mam nadzieję, że ciekawy.
Obecnie pracuję nad jednopartówką nr.2. Może ją kojarzysz jeszcze z Onetowskiego "Prawdziwego Życia", kiedy to straciłam do niej zapał. Teraz za to go odzyskałam ;)
I ja Ciebie, moje Słoneczko, pozdrawiam
Ikula
Przeczytałam wszystkie :* Kocham je po prostu ;)
UsuńSłoneczko? Chyba wredne czupiradło :P
Nie! Moje przecinki są okej!!!! Wrr. :P Wiedziałam, że możecie iść tym tropem i wypomnieć to, co Lisiak zaznaczyła. Ale to jest złe.! ZUE! Nie zgadzam się z żadnym z nich :D Aż muszę sprostować :D Wybaczcie, że tak późno :P
UsuńZ błyskaniem zębami. To nie wtrącenie. Wtrącenie występuje w środku zdania i jest między dwoma orzeczeniami, a gdy się je wyjmie, to zdanie nie zmienia swojego znaczenia.. To taki zapełniacz. :P
Przeprowadzka to rzeczownik, a przeprowadzić to czasownik. Są to dwie różne formy i jedynie estetycznie mogą się gryźć, bo stylistycznie są w porządku. ;)
Z tym 'moja droga' można się kłócić. Jedni są wyznania przecinkowego, inny nie. To zależy. Tutaj jednak polemizuję. Nie stanowi to rażącego błędu, a w większości przypadków nie jest to akcentowane :*
No. Wiem, wiem. Spóźniłam się, ale ja i mój zapłon...:P Hah.! Poza tym... Ja już wyraziłam swój ZACHWYT tym rozdziałem :P
Do następnego,
.romantyczka