niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział I

Pozwól, że opowiem Ci historię, która przydarzyła mi się kilka lat temu. Na pewno będzie zaskakująca, trochę magiczna i dość nieprawdopodobna, ale uwierz mi na słowo, że gdzieś naprawdę się wydarzyła.

To miał być piękny wrześniowy dzień. Równie bezwartościowy i pusty jak wszystkie, które przeżyłam do tej pory. Słońce oświetlało rozgrzaną latem ziemię. Zaczynał się kolejny rok szkolny. Dzieci w eleganckich strojach spieszyły radośnie do miejsca, gdzie znów miały spotkać swoich kolegów. Nie przeszkadzał im ani trzydziestostopniowy upał, ani ciężkie tornistry na plecach. Nic nie mogło zmącić ich radości.
Dla był to już ostatni rok nauki w liceum. Miałam już serdecznie dosyć swojej klasy i chciałam jak najszybciej iść na studia. Nigdy nie zostałam zaakceptowana przez ludzi. Może to przez różowy kolor moich włosów, a może po prostu urodziłam się pod nieszczęśliwą gwiazdą.
Słońce grzało tak mocno, że na moim ciele zbierały się krople potu. Wysoka temperatura bardzo mi doskwierała.
Weszłam do budynku szkoły. Większość uczniów przyglądała mi się ukradkiem, ale generalnie udawali, że nie istnieję. Raczej nie okazywali mi już otwartej wrogości. Po prostu byłam dla nich niewidzialna i taki układ całkiem mi się podobał.
Jak zwykle niezauważalnie wślizgnęłam się do klasy i usiadłam na swoim miejscu. Przez chwilę przysłuchiwałam się najbliższym rozmowom, ale w końcu znudzona odpuściłam. I tak nie należałam do tej społeczności.
Nazywam się Sakura Haruno. Mam 18 lat. Nie pamiętam swojej przeszłości, a moje pierwsze wspomnienia pochodzą z sierocińca. Spędziłam w nim bolesne 3 lata, których też wolałabym nie pamiętać. Później los zajął się mną trochę bardziej troskliwie i trafiłam do przyzwoitej rodziny zastępczej, ale nigdy nie nawiązałam z moimi opiekunami głębszych relacji. Obiecali utrzymywać mnie do momentu aż skończę studia i znajdę pracę. Dzięki ich dobroci kilka dni temu wróciłam z wakacji nad morzem. Życie, które prowadzę jest puste, a mój czas całkowicie pochłania szkoła. Już dawno nauczyłam się, że nie warto marzyć.
Rozmowy w klasie nie ucichły. Nawet po tym gdy wychowawca (stary, siwiejący matematyk z widocznym, piwnym brzuszkiem) wszedł do sali. Chrząknął kilka razy, by jako tako zapanować nad nastolatkami.
- Witam was wszystkich w ostatnim, jak dla was, roku nauki w liceum. - Nauczyciel po krótkim wstępie przeszedł do konkretów. - Zanim powiem wam o sprawach związanych z tym rokiem szkolnym, bez owijania w bawełnę i składania kondolencji chciałbym wam przedstawić nową uczennicę. - Skierował swoje spojrzenie w stronę pierwszego rzędu. - Wyjdź na środek proszę i przedstaw się klasie, moja droga.
Z ławki przede mną wstała ciemna dziewczyna o bardzo nietypowej urodzie: czarnych, długich, prostych włosach, ciemnej karnacji i brązowych oczach. Mówiła też z wyraźnym akcentem.
- Nazywam się Ijana Shai. Przyjechałam z Ameryki Południowej. - Wydawała się być pewna siebie i mieć optymistyczne podejście do sprawy. W ogóle się nie stresowała, za co od razu zaskarbiła sobie mój szacunek i podziw. Zyskałam pewność, że bardzo szybko odnajdzie się w klasie.
- Dziękuję ci za krótką prezentację. Możesz wrócić na swoje miejsce albo z kimś usiąść, a ja zajmę się sprawami organizacyjnymi.
Trochę zaskoczyło mnie przybycie nowej uczennicy w ostatnim roku. Musiało być to problematyczne, jednak ta kwestia jakby nie zaprzątała jej głowy. Miała w sobie coś, co mnie zaintrygowało, coś czarującego i innego.
- Mogę usiąść z tobą? - Zaszokowana tym, że podeszła akurat do mnie, a w jej głosie nie usłyszałam niepewności, potaknęłam.
- Jasne. - Uśmiechnęłam się ostrożnie, a ona odwzajemniła gest, błyskając śnieżnobiałymi zębami.
Pierwszy raz miałam wrażenie, że kogoś polubię. Od Indianki biła aura łagodności i szczerości.
- Jestem Sakura Haruno - przedstawiłam się i wyciągnęłam rękę w jej stronę.
- Miło mi. - Mocno uścisnęła moją dłoń, jakby chciała mi pokazać, że można jej ufać .
- Masz nieco nietypowy kolor włosów. - Starała się maskować swoje zaskoczenie i ciekawość, ale marnie jej szło.
Uśmiechnęłam się, ale tym razem już całkiem szczerze.
- Nie są farbowane - uprzedziłam, jak mi się wydawało, pytanie, które padało zawsze, jeśli nawiązywałam z kimś jakąkolwiek konwersację.
- Może wydać ci się to dziwne, ale wcale nie uważałam, że są nienaturalne. - Wyglądała, jakby intensywnie się nad tym zastanawiała. Wprowadziła mnie tym w niemałe zakłopotanie. Była pierwszą osobą, która na prawdę to wiedziała. - Uważam, że są bardzo ładne. Spójrz na mnie. Jestem dożywotnie skazana na czerń, dopóki nie osiwieję.
Pierwszy raz od wielu lat szczerze się zaśmiałam.

Następne tygodnie upływały nam spokojnie. Poznałyśmy się z Ijaną trochę bliżej. Opowiedziała mi o powodach swojej przeprowadzki. Jej tata, Indianin, chciał przenieść się do innego kraju, żeby znaleźć sobie lepszą pracę. Pragnął też, żeby jego córka zdobyła tutaj lepsze wykształcenie.
W skrytości ducha zazdrościłam Ijanie. Bardzo ciepło mówiła o swoim ojcu.
- A twoja mama?
Któregoś dnia w końcu znalazłam odwagę, żeby poruszyć ten temat.
- Zmarła przy porodzie. - Odniosłam wrażenie, że w tym samym momencie obie nas ścisnęło w gardłach, a nasza więź, przez to nieme porozumienie, jeszcze bardziej się pogłębiła.
Dużo rozmawiałyśmy. Nie ograniczałyśmy się do poważnych tematów. Sporo opowiadałam Ijanie o szkole. Chciałam, żeby poczuła się mniej nieswojo w nowym otoczeniu. Mówiłyśmy też o swoich zainteresowaniach, upodobaniach i innych luźnych rzeczach. Zwierzałyśmy się sobie z przemyśleń i odczuć. Wreszcie odnalazłam kogoś, kto potrafił mnie dobrze zrozumieć i nie odrzucał tego, jaka jestem.
Jakiś czas później moją radość zakłóciło pewne wydarzenie.
***
Biegnę. Uciekam. Ukrywam się. Gonię za wiatrem. Błąkam się po obcym świecie z dwoma tylko sprzymierzeńcami. Jednym z nich jest zawsze mnie wspierający żywioł ognia, a drugim mój przyjaciel Naruto, który dobrowolnie udał się ze mną na wyprawę.
Szliśmy już dwa dni bez odpoczynku i jedzenia. Bez ustanku odwiedzamy miejsce za miejscem i nic nie znajdujemy. Nic nie wyczuliśmy przez dwa lata. Już dawno straciłem nadzieję w powodzenie tej misji. Najwyraźniej moim przeznaczeniem była bezowocna tułaczka do końca życia.
Weszliśmy do kolejnej mieściny. Ludzie patrzyli na nas nieufnie i z wrogością. Byliśmy nietutejsi. Drapieżniki na ich terenie. Zdążyłem już przywyknąć do takiej reakcji na nasz widok.
Wędrowaliśmy bez celu, znudzeni, zmęczeni i głodni. Nic nie układało się po naszej myśli, jakby cały świat, czy to jeden, czy drugi, obrócił się przeciw nam. Naruto już dawno przestał się odzywać. Jego optymizm gasł i na pewno zastanawiał się, czy powodem tych poszukiwań nie są jego urojenia. Trochę żałowałem naszej kłótni poprzedniego dnia, gdy rzuciłem właśnie to oskarżenie. Chciałem jak najszybciej ukraść coś do jedzenia, skorzystać z jakiejś publicznej toalety i odejść jak najdalej od tego miejsca, w jakieś inne. Cichsze i spokojniejsze. Nagle moje rozmyślania coś przerwało. Z wrażenia aż przystanąłem. Serce mocniej zakołatało w piersi w odpowiedzi na wzbierające emocje.
Czy to może być to? Czyżby Naruto jednak miał rację?
- Czujesz to? - zapytałem podekscytowany.
- Tak - potwierdził ze zwycięskim uśmiechem przyjaciel. - Dokładnie taka, jak pokazała mi wtedy Matka Natura. - Jego głos ochrypł z emocji. - To ta sama energia.
Pierwszy raz odkąd podjęliśmy decyzję o poszukiwaniu Zagubionych Artefaktów, okazałem entuzjazm.
Ruszyliśmy w kierunku, w którym wyczuwaliśmy źródło owej aury. Kiedy doszliśmy na miejsce, ze zdziwieniem stwierdziłem, że znaleźliśmy się przed budynkiem szkoły.
Spojrzałem porozumiewawczo na Naruto, a ten skinął głową i stał się niewidzialny podobnie jak ja. Teraz tylko wyszkolone, atlantyckie oczy mogły nas zobaczyć. Wspięliśmy się bezszelestnie na pobliskie drzewo, żeby mieć lepszy widok na pomieszczenie, w którym najprawdopodobniej przebywał artefakt.
W niewielkiej sali znajdowało się jakieś dwadzieścia osób, jednakże tylko jedna przykuła moje spojrzenie. Tuż obok okna siedziała dziewczyna o długich, różowych włosach, które wcale nie wyglądały na farbowane. Jak na ten świat taki kolor był nienormalny. Owszem, widywałem podobne osoby na wyspie, ale nie tutaj.
I to nie jedyna rzecz, którą dziewczyna się odznaczała. Emanowała od niej energia artefaktu i aura trzech żywiołów. Nie miałem wątpliwości, że dziewczyna pochodzi z naszego świata. Ale w takim razie co robiła w takim miejscu?
- Widzisz to, co ja? - zapytał oniemiały Naruto.
Skinąłem głową.
- Wygląda jak Zaginiony Kwiat Wiśni. Ta dziewczynka, która zniknęła w pierwszym etapie rebelii… Jak ona się nazywała?
W umyśle zamajaczył mi pewien obraz.
- Haruno... ale imienia nie pamiętam - odpowiedziałem po chwili, starając się wydobyć zatarte informacje. Wtedy to dla wszystkich był wstrząs. Pierwsze dziecko jakie zniknęło.
- Myślisz, że ona wie? - zapytał Naruto, a iskry w jego oczach zagasił żal.
- Nie wiem. Nie wygląda mi na taką. Gdyby pamiętała, to próbowałaby wrócić. - Miałem jeszcze coś dodać, ale nagle dziewczyna pochyliła się nad zeszytem, żeby coś zanotować, a spod jej koszuli wysunęła się okrąglutka, czarno-biała pereła na złotym łańcuszku.
Krew zaszumiała mi w uszach. Kwestia losów dziewczyny zeszła na dalszy plan. Widziałem już tylko zaczarowany, potężny przedmiot.
- Perła Wskrzeszenia! - zawołałem i niewiele myśląc, skoczyłem na parapet okna.
Teraz mnie i rzecz, której tak długo szukałem, dzieliła tylko cienka szyba. Wystarczyłby jeden ruch, żeby Zaginiony Artefakt w końcu należał do mnie.
Niestety, kiedy wziąłem zamach z zamiarem rozbicia szkła, ktoś powstrzymał cios. Naruto zacisnął swoje palce na moim przedramieniu niczym żelazne kleszcze.
- Stój! Nie możesz tego zrobić! - W oczach przyjaciela dostrzegłem panikę. Pierwszy raz widział u mnie takie zachowanie. Pierwszy raz coś tak bardzo wytrąciło mnie z równowagi, że zakłóciło zdolność trzeźwego myślenia. Ogarnęło mnie poczucie, że to, czego tak bardzo potrzebuję jest na wyciagnięcie ręki, a ja marnuje czas. Ciało spięło się, szykując do walki z Naruto…
- Dlaczego? - zapytałem wściekły i zirytowany, drugą ręką już sięgałem po miecz.
- Ech… Sasuke, a myślałem, że z nas dwóch to ja jestem większym idiotą. Pomyśl! Co zrobią ci biedni ludzie, gdy nagle jakaś niewidoczna siła wybije szybę w szkolnej klasie na oczach tych wszystkich dzieciaków, raniąc przy tym dziewczynę, która wygląda jakby pochodziła z innego świata, a na dodatek zginie jej Perła Wskrzeszenia?! A jeśli ona wie i jest strażnikiem? Ściągniesz na nas ludzi Madary, a przy okazji i na nią! Nie wyczułem ich jeszcze w pobliżu, więc dobra nasza i niech tak zostanie. - Rozemocjonowany, wstrząśnięty blondyn skutecznie ostudził moją porywczość.
Miał rację.
Prychnąłem zdenerwowany własną głupotą. Poniosło mnie. Zachowałem się nieodpowiedzialnie, a w dodatku zaczynał zżerać mnie wstyd, kiedy odkryłem, że zaciskam dłoń na rękojeści miecza. Byłem gotów ranić osobę, która zrobiła dla mnie tak wiele, że nie zdołam jej się odpłacić do końca życia.
- To jaki masz plan? - zapytałem już spokojniej.
- Na razie obserwujmy ją. Zabierzemy perłę w odpowiednim momencie. Niesie to ze sobą ryzyko, że artefakt nie będzie nam posłuszny, ale może uda się ją nakłonić, żeby oddała go dobrowolnie.
Jego propozycja jakoś nieszczególnie do mnie przemawiała.
- A co jeśli znajdą ją w tym czasie ludzie Madary? Nie mamy całej wieczności, żeby tutaj siedzieć.
- Wtedy zabierzemy artefakt siłą. - Westchnął ciężko. - Nie chcemy przecież, żeby coś jej zrobili. Jest bardzo utalentowana. Kto wie, może by się do nas przyłączyła.
- Nawet sobie nie żartuj - warknąłem i spojrzałem na niego ostrzegawczo. Wiedziałem, że jak coś sobie ubzdura, to nic go od tego nie odwiedzie.
- Dlaczego nie? Spójrz tylko na nią.
Kierowany odruchem, zrobiłem, jak poprosił Naruto. Różowowłosa w tym samym momencie zwróciła spojrzenie w naszą stronę. Jej szmaragdowe oczy przecinały powietrze wokół nas, jakby coś dostrzegała…
- Ani drgnij - rozkazałem szeptem, chociaż nie rozumiałem jakim cudem dziewczyna, która najprawdopodobniej nic nie pamięta, potrafi zobaczyć to, czego nie umiałby nie jeden świetnie wyszkolony mag.
Obydwoje zamarliśmy. Starałem się nawet głębiej nie oddychać.
Przypatrywałem się, jak wytęża wzrok. I nagle gdzieś w mojej głowie huknął piorun, a wyraz jej twarzy zmienił się ze skupionego na wystraszony.
- Cholera - zakląłem i pociągnąłem blondyna z parapetu na ziemię. Schowaliśmy się poza zasięgiem wzroku dziewczyny. Nasze oddechy przyspieszyły od buzującej w krwioobiegu adrenaliny.
- Widziała nas - stwierdziłem, wciąż niedowierzając, kiedy w końcu udało mi się pokonać suchość w gardle.
- Bez wątpienia. Powinniśmy być ostrożniejsi. - Szeroko otwarte, błękitne oczy wciąż wpatrywały się we mnie intensywnie.
- Ale najwyraźniej nic nie pamięta, była przerażona.
- I co teraz?
- Będziemy ją obserwować, tylko… może bardziej dyskretnie.
Naruto skinął głową na znak zgody.
***
Siedziałam sobie zwyczajnie w klasie, słuchając jak nauczyciel przynudza. Zaczął dyktować jakąś notatkę.
Czułam się dziwnie. Moja natura burzyła się, a włoski na ciele stawały dęba. Miałam nieustające wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Ukradkiem rozejrzałam się po klasie, ale wszyscy starali się słuchać profesora i żadne spojrzenie nie było skierowane w moją stronę. Wyjrzałam nawet za okno, bo dziwne odczucie nie chciało mnie opuścić. Nagle tuż przy szybie zauważyłam ruch. Jakby drganie powierza nagrzanego od słońca. Niby nic niezwykłego, a jednak zwróciło moją uwagę.
„No pokaż się tchórzu”, pomyślałam trochę żartobliwie, wmawiając sobie, że jestem przewrażliwiona, ale chwilę później z zaskoczeniem stwierdziłam, że coś się dzieje. Powietrze zafalowało mocniej, zdzierając niewidzialną kurtynę. Moim oczom ukazały się, lustrujące mnie wzrokiem, postacie dwóch mężczyzn. Jeden miał kruczoczarne włosy i równie czarne, magnetyczne oczy, a drugi blond czuprynę i błękitne tęczówki. Obydwaj chorobliwie bladzi, brudni, a ich policzki od niewyspania znaczyły fioletowe sińce.
Zamarłam spanikowana, a głos uwiązł mi w gardle. Wpatrywałam się w nich z przerażeniem i niedowierzaniem. Jak u licha dostali się na parapet drugiego piętra? Dlaczego nikt poza mną ich nie widzi i czego ode mnie chcą?!
Brunet zaklął siarczyście i pociągną kompana w dół. Zeskoczyli zwinnie z parapetu i tyle ich widziałam.
Ogólnie w moim życiu działy się w przeszłości różne dziwne, niewytłumaczalne rzeczy, ale na coś takiego nie byłam przygotowana w najmniejszym stopniu. Serce młóciło o żebra ze zdwojoną szybkością, a żyły pulsowały od adrenaliny.
Pomyślałam, że zanim zacznę wszczynać alarm bez potrzeby, to lepiej zapytać kogoś normalnego o to, czy widział to samo.
- Ijano, widziałaś to? - Wskazałam palcem za okno, nie ukrywając szoku.
- Co takiego? - Jej ton był dociekliwy, ale nie wyczułam w jej głosie przerażenia, więc wykluczyłam jej świadectwo w tej sprawie.
- Nic, nic - odparłam łagodnie z głupawym uśmiechem. Zastanawiając się, czy przypadkiem nie zwariowałam i znów wyjrzałam za okno.
- Sakuro, skąd to masz? - Ijana odwróciła moją uwagę od tych tajemniczych mężczyzn swoim zaintrygowanym tonem. Chodziło jej o mój naszyjnik, który wysunął mi się z pod koszuli. Nie rozstawałam się z nim, odkąd znalazłam go na plaży.
- Ach to. Znalazłam go, gdy pojechałam nad morze. Zasypał do piasek. Czy coś się stało? - zapytałam szczerze zaniepokojona, bo nawet mój luzacki ton nie uspokoił twardej Indianki.
- Tak. Sakuro. - Ściągnęła brwi - Czy miałabyś coś przeciwko, gdybym zaprosiła cię do mojego domu? Chciałabym ci coś pokazać.
Zastanowiłam się przez chwilę. Jeszcze żadna koleżanka nie zaprosiła mnie do siebie. Było mi zwyczajnie miło.
- Chętnie skorzystam - Uśmiechnęłam się ciepło.
Ijana odwzajemniła gest, ale z mniejszym zaangażowaniem niż zwykle.
Wróciłam do swoich notatek, jednak nie mogłam się skupić na treści lekcji. Przed oczami wciąż stał mi obraz tamtych dwóch mężczyzn, a w uszach dźwięczał zaintrygowany głos Indianki.
Po skończonych zajęciach poszłam razem z Ijaną do jej domu. Zadowolona odkryłam, że znajdował się w tę samą stronę, co mój. W czasie drogi dziewczyna pytała mnie o rzeczy, o które najwyraźniej zapomniała zapytać wcześniej.
- Daleko stąd mieszkasz? - Z ulgą powitałam jej normalne zachowanie z powrotem.
- Dwie ulice dalej.
- To całkiem blisko - odpowiedziała radośnie. Podziwiałam jej niezachwiany optymizm, którego miała na pęczki.
- Chcesz, żebym po ciebie przychodziła. Mogłybyśmy razem chodzić do szkoły? - Nie mogłam się oprzeć urokowi, jaki wokół siebie roztaczała.
- Byłoby fajnie. Twoi opiekunowie mieszkają z tobą?
- Teoretycznie rzecz biorąc tak, ale są fotografami i dużo podróżują. Teraz ich nie ma. Wrócą pewnie za jakiś miesiąc.
Skinęła wyrozumiale głową. Dwie minuty później doszłyśmy na miejsce.
- To tutaj. - Ijana pchnęła bordową furtkę i puściła mnie przodem.
Przeszłyśmy przez przystrzyżony trawnik, mijając po drodze rabatki pełne kolorowych kwiatów, do niewielkiego, jednopiętrowego domku rodzinnego. Cała posesja wydawała się być bardzo zadbana. Kiedy tylko przeszłyśmy przez próg, owionął mnie słodki zapach suszonych ziół i gotowanego obiadu.
Nagle przez hol przeleciała złocista smuga. Do nóg Ijany doskoczyła sporych rozmiarów piaskowa labladorka, niemal powalając na ziemię drobną dziewczynę.
- Cześć Sasha. - Indianka czule pocałowała psa w nos, a on w odwecie polizał ją po twarzy swoim różowym jęzorem.
- Sasha, nie wolno - skarciła zwierzę i wytarła buzię w rękaw swetra.
Suczka usiadła na tylnych łapach i popatrzyła na swoją właścicielkę ze zbitą miną. Widok był przekomiczny.
- Oj… nie gniewam się, parzcież wiesz - powiedziała z uśmiechem.
Pies szczekną radośnie i zamerdał ogonem.
- Ijana? - Z wnętrza domu doszedł nas zachrypnięty, męski głos. Domyśliłam się, że to jej ojciec.
- Wróciłam i przyprowadziłam ze sobą gościa - odkrzyknęła.
Zdjęłyśmy buty, po czym Ijana poprowadziła mnie korytarzem do kuchni. Nieśmiało dreptałam za jej plecami.
- Twój tata nie będzie miał nic przeciwko temu, że tu jestem? - zapytałam trochę poniewczasie, co dało dziewczynie do zrozumienia, że to dla mnie nowość.
- Ależ nie, zobaczysz. - Obdarowała mnie uspokajającym uśmiechem.
Weszłyśmy do pomieszczenia pachnącego pieczonym mięsem i parzoną herbatą. Przy kuchence stał rosły, barczysty, czerwonoskóry, mężczyzna. Miał długie, czarne włosy luźno związane w kucyk i charakterystycznie dla Indian wydłużone rysy twarzy. Było w nim coś dzikiego i budzącego respekt.
- Widzę cię ojcze - przywitała się z nim Ijana. W jej głosie wyczułam ogromny szacunek.
- I ja cię widzę kochanie - odpowiedział z uśmiechem mocnym, zachrypniętym głosem. - Kogo tam ze sobą przyprowadziłaś? - Zapytał z zaciekawieniem, a w jego oczach nie dopatrzyłam się cienia wrogości.
Już wiedziałam, od kogo Ijana przejęła tak pozytywne nastawienie.
Wyszłam zza pleców koleżanki, żeby jej ojciec mógł mnie lepiej zobaczyć.
Gdy jego spojrzenie zatrzymało się na moich włosach, zaniemówił i puścił łyżkę, którą mieszał zupę, a ta wpadła z pluskiem do garnka. Jego reakcja nad wyraz mnie zaniepokoiła. Patrzył, jakbym była istotą nie z tego świata. Między nami zapadła krępująca cisza, a ja zaczęłam się czuć bardzo niezręcznie i chciałam uciec z tego przyjaznego domu, gdzie pieprz rośnie.
- Em… tato, może się przedstawisz? - Ijana w końcu zainterweniowała, rzucając mi przepraszające spojrzenie. Było jej głupio z powodu zachowania ojca.
Pomogło. Indianin doszedł do siebie w błyskawicznym tempie i z firmowym, ojcowskim uśmiechem wyciągnął do mnie swoją wielką dłoń.
Speszona i czerwona po krańce uszu, uścisnęłam jego miękką, ciepłą rękę.
- Nazywam się Sakura Haruno - przedstawiłam się uprzejmie na jednym wydechu.
- Tsu-szai. Drapieżny ptak. Możesz mi mówić Tsu - odpowiedział równie ciepło jak Ijanie. Chyba chciał zatrzeć złe pierwsze wrażenie, więc postanowiłam się nie opierać. Z resztą, miał w sobie coś, czego nie potrafiłam określić słowami. Może to była ojcowska miłość, hart ducha, wewnętrzne ciepło, jakiś indiański urok, czy magnetyzm, a może wszystko na raz. W każdym razie nawet gdybym bardzo chciała nie obdarzyć go sympatią, to nie wiem, czy bym potrafiła.
Kiedy usłyszałam jego pełne imię, przez moment nie udało mi się opanować i otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia. W dzisiejszych czasach było ono równie niespotykane, co kolor moich włosów.
Indianin zaśmiał się szczerze, a w kącikach jego oczu pojawiły się charakterystyczne, urocze zmarszczki. Tsu był bardzo przystojnym mężczyzną.
- To chyba ja powinienem mieć taką minę.
- Nie widzę swojego odbicia, ale śmiem twierdzić, że miał pan identyczną, gdy mnie zobaczył. - Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu, pozwalając sobie na lekką poufałość i chyba dostałam za to sporo punktów.
Mężczyzna znów się roześmiał.
- Tak, masz rację. Oboje mamy w sobie coś osobliwego. Ja imię, a ty włosy - powiedział zamyślony, ale wciąż się uśmiechając, po czym znów zabrał się za pichcenie.
- Jest naturalny.
- O tak, wiem moja droga. - Pewność z jaką to powiedział zaskoczyła mnie podobnie, jak ta Indianki, gdy się poznawałyśmy. Odniosłam dziwne, niepokojące wrażenie, że oni wiedzą o mnie coś, o czym ja sama nie mam zielonego pojęcia, lecz zaraz uznałam, że takie przypuszczenie jest dalece nieprawdopodobne.
- No dobrze, to może my już pójdziemy do mojego pokoju - wtrąciła Ijana, nieco zażenowana całym zajściem, chociaż według mnie zupełnie niepotrzebnie. Polubiłam jej ojca i zyskałam pewność, że chętnie tu wrócę.
- Dobrze, zawołam was, kiedy już będzie gotowe.
Miałyśmy już sobie pójść, ale nie zdążyłyśmy zrobić nawet dwóch kroków, gdy Indianin mnie zatrzymał.
- Sakuro! - zawołał.
- Tak?
- Błagam, nie mów do mnie na pan, bo czuję się wtedy o dziesięć lat starszy niż rzeczywiście jestem. - Mrugnął do mnie przyjacielsko.
Parsknęłam śmiechem.
- Nie ma sprawy Tsu.
Wyszłam z pomieszczenia, niemal ciągnięta przez Ijanę. Jej labladorka biegała to od dziewczyny, to do mnie wesoło merdając ogonem i domagając się zainteresowania. Dziewczyna pchnęła drewniane drzwi naprzeciwko schodów.
- Oto moje królestwo - powiedziała puszczając mnie przodem.
Nie powiem, miała się czym pochwalić. Jej pokój był pokaźnych rozmiarów. Dwa duże okna sprawiały, że do pomieszczenia wlewało się dużo słońca. Przy ścianach stały mahoniowe meble: łóżko, szafa, kredens, biurko. W pokoju Ijana utrzymywała perfekcyjny porządek. Wszystko posiadało swoje miejsce. Przeczuwałam, że ubrania w szafkach też leżały idealnie poskładane, ale nie zamierzałam tego sprawdzać. Jednakże to wszystko to nic. Spojrzenie przykuwało coś innego, a mianowicie ściany i malunki lasu oraz zwierząt, które wyglądały jak żywe. W koronie jednego z drzew dostrzegłam kukułkę, która zrywała się do lotu. W pobliżu łóżka lis czaił się na niewinnie spoglądającego zająca. Znalazłam się w magicznym lesie, który ktoś zatrzymał i wtłoczył w ściany.
- Łał… jakie to cudne. - Żadne jęki zachwytu nie mogły oddać piękna tego pokoju. Dopiero po dłuższej chwili coś sobie uświadomiłam.
- To ty to wszystko namalowałaś, prawda?
Ijana uśmiechnęła się potakując, dumna z mojej aprobaty.
Nie mogłam oderwać wzroku. Co chwila odnajdywałam jakieś inne, zaskakująco żywe elementy namalowanego lasu. Już wcześniej Indianka wzbudzała we mnie podziw, ale teraz… czułam, że stała się moim guru.
Minęła mnie i usiadła na łóżku, gestem zapraszając mnie do siebie. Sasha umościła się między nami, łaknąc pieszczot.
- Mam nadzieję, że mój tata nie wystraszył cię za mocno. - Wyczułam w jej głosie autentyczną skruchę i zupełnie niepotrzebne zawstydzenie.
- Skąd, jest niesamowity. Masz szczęście, że trafił ci się taki ojciec. - Na prawdę zazdrościłam dziewczynie.
Uśmiechnęła się pokrzepiona, ale zaraz spoważniała.
- Sakuro, nie przyprowadziłam cię tutaj, żeby mój ojciec mógł cię poznać, aczkolwiek cieszę się, że mamy to już za sobą. Liczę, że będziesz częściej do mnie wpadać. - O to nie musiała się martwić. Czułam, że odtąd stanę się częstym gościem w jej domu. - Zapraszając cię, miałam pewien cel. Właściwie, to zastanawiałam się nad tym już od pewnego czasu…
Słysząc, że Ijana w końcu odkryje przede mną część zagadki, wytężyłam słuch i skupiłam na niej całą swoją uwagę.
- Z tego co mi wcześniej powiedziałaś, wnioskuję, że nie wiesz kim byli twoi rodzice, prawda? - Bardziej stwierdziła niż zapytała. - Nie wiesz nawet do końca, skąd pochodzisz.
Przyznałam jej rację. Moje pierwsze wspomnienia pochodziły sprzed ośmiu lat, gdy to trafiłam do sierocińca, pamiętając jedynie, jak się nazywam.
Skinęłam głową coraz bardziej zainteresowana. Zaczęłam się poważnie zastanawiać, o co Ijanie chodzi.
- Poczekasz tu chwilę? Muszę coś przynieść. - Podniosła się z miejsca, racząc mnie kolejnym uspokajającym uśmiechem.
- Dobrze.
Dziewczyna wyszła z pokoju, przymykając drzwi, a ja z sekundy na sekundę robiłam się coraz mniej rozluźniona.
Zwróciłam swoją uwagę na psa, który trącał mnie w rękę swoim wilgotnym nosem. Pogłaskałam go i podrapałam za uszami.
- Jesteś Sasha, tak? - zapytałam łagodnie.
Suczka zamerdała ogonem w odpowiedzi i przytuliła głowę do mojej nogi. Miała niezwykle inteligentne spojrzenie.
Bardzo lubiłam zwierzęta i przywykłam do tego, że do mnie lgną. Zazwyczaj wystarczało jedno moje spojrzenie lub dotyk, żebym zyskała ich zaufanie. Tak stało się i tym razem.
Ijana wróciła do pokoju, trzymając w rękach pakunek, zawinięty w jakiś ciemny materiał. Usiadła z powrotem obok mnie i spojrzała na Sashę, jakby doskonale wiedziała, co się przed chwilą stało. Nie tracąc czasu, odwinęła tkaninę i moim oczom ukazał się opasły tom oprawiony w brązową skórę. Biła od niego tajemniczość, a gdy kierowana odruchem przejechałam palcem po grzbiecie, poczułam w dłoni ciepłe mrowienie, które rozeszło się wzdłuż kręgosłupa.
W chwili, gdy moja skóra dotknęła okładki, księga ożyła. Nagle otworzyła się gwałtownie, wypadając Ijanie z rąk, a niewidzialny wiatr przekręcił lekko pożółkłe stronnice.
Odskoczyłyśmy do tyłu jak oparzone, a Sasha z impetem zleciała z łóżka. Znalazłszy się na podłodze zaczęła szczekać i warczeć.

4 komentarze:

  1. Pierwsza! ;)

    Rozdział podobał mi się, podobnie jak w t e d y. Ale znowuż mam parę uwag :P

    „Wyjdź na środek proszę i przedstaw się klasie moja droga.”<-- przecinek przed „moja droga” ;)

    „- Nazywam się Ijana Shai. Przyjechałam z Ameryki Południowej. - Wydawała się być pewna siebie i mieć optymistyczne podejście do sprawy. W ogóle nie była zestresowana, za co od razu zaskarbiła sobie mój szacunek i podziw.” <-- być, był, była… i się zmyła :P I już wiesz o co chodzi ^^

    „- Jasne. - Uśmiechnęłam się ostrożnie, a ona odwzajemniła gest błyskając śnieżnobiałymi zębami.” <-- oj przecinki, oj przecinki, dla chłopczyka i dziewczynki ;) (mam dziś przekorny nastrój :P) Przecinek przed „błyskając śnieżnobiałymi zębami.”, bo to (zdaje mi się) wtrącenie.

    „Opowiedziała mi o powodach swojej przeprowadzki. Jej tata, Indianin, chciał przeprowadzić się do innego kraju, żeby znaleźć sobie lepszą pracę.” <-- powtórzenie słowa „przeprowadzić”. Zamiast niego może być na przykład „przenieść”, w którymś ze zdań.

    „Jej pokój był pokaźnych rozmiarów. Dwa duże okna sprawiały, że pomieszczenie było jasne i słoneczne.” <-- aj, aj, aj… znowu te wszystkie „byłe” :P

    „. Wszystko miało swoje miejsce. Przeczuwałam, że ubrania w szafkach też miała też idealnie poskładane, ale nie zamierzałam tego sprawdzać.” <-- a tu przerzuciłaś się na „miał” ;)

    Zauważyłam, że masz słabość do byłych i miału :P Za to jeśli chodzi o przecinki, to w tak dużej ilości tekstu zapomniałaś chyba tylko dwóch, co oznacza, że dobrze się na nich znasz. To tylko takie podsumowanie, któremu nie potrafiłam się oprzeć ;)

    Co do mojego rozdziału... zabieram się za ostatnie poprawki, wrzucam na bloga i odpowiadam na Twój komentarz ;) Wbrew pozorom wcale o nim nie zapomniałam.

    Na Armagedon zajrzę jutro... wybacz, wolę Zagubionych, a miałam siłę tylko na jeden blog, więc... :(

    Pozdrawiam serdecznie
    Lisiak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha :D Miauuu... Coś ty kotku chciał?
      Tak, muszę przyznać, że miały i były to takie małe ździ... no, które nie chcą się mnie puścić i trzymają nieustępliwie. Pewnie zauważyłaś.

      Wszystko już poprawiłam. Dziękuję ;)

      A co do przecinków, to powiem Ci, że to nie moja zasługa, tylko .romantyczki, która niedawno ochoczo została moją Betą :D Ja jestem od innych błędów i porad, zresztą dobrze wiesz. Wszystkie rzeczówki, składniówki, ogólnie wszystkie błędy merytoryczne... ;p

      Mam nadzieję, że uda mi się odświeżyć to opowiadanie w miarę poprawnie. Z każdym rozdziałem będzie lepiej, tego jestem pewna.

      Co do Twojego rozdziału. Wrzuć i zapomnij, dobrze Ci radzę. X)

      A na Armagedonusia zajrzysz sobie, kiedy znajdziesz czas. Rozdział przyjemny, ale nieco ciężki. Dużo opisów i formalności, ale mam nadzieję, że ciekawy.

      Obecnie pracuję nad jednopartówką nr.2. Może ją kojarzysz jeszcze z Onetowskiego "Prawdziwego Życia", kiedy to straciłam do niej zapał. Teraz za to go odzyskałam ;)

      I ja Ciebie, moje Słoneczko, pozdrawiam
      Ikula

      Usuń
    2. Przeczytałam wszystkie :* Kocham je po prostu ;)

      Słoneczko? Chyba wredne czupiradło :P

      Usuń
    3. Nie! Moje przecinki są okej!!!! Wrr. :P Wiedziałam, że możecie iść tym tropem i wypomnieć to, co Lisiak zaznaczyła. Ale to jest złe.! ZUE! Nie zgadzam się z żadnym z nich :D Aż muszę sprostować :D Wybaczcie, że tak późno :P

      Z błyskaniem zębami. To nie wtrącenie. Wtrącenie występuje w środku zdania i jest między dwoma orzeczeniami, a gdy się je wyjmie, to zdanie nie zmienia swojego znaczenia.. To taki zapełniacz. :P

      Przeprowadzka to rzeczownik, a przeprowadzić to czasownik. Są to dwie różne formy i jedynie estetycznie mogą się gryźć, bo stylistycznie są w porządku. ;)

      Z tym 'moja droga' można się kłócić. Jedni są wyznania przecinkowego, inny nie. To zależy. Tutaj jednak polemizuję. Nie stanowi to rażącego błędu, a w większości przypadków nie jest to akcentowane :*

      No. Wiem, wiem. Spóźniłam się, ale ja i mój zapłon...:P Hah.! Poza tym... Ja już wyraziłam swój ZACHWYT tym rozdziałem :P

      Do następnego,
      .romantyczka

      Usuń