„O kolcu osierocenia: Dorosły zabity w dzieciństwie.”
Marcin Kossek
Powoli otworzyłam oczy. Moja głowa pękała z bólu, jakbym dostała w nią
czymś ciężkim. Myśli panoszyły się bez ładu i składu. Nic do siebie nie
pasowało. Po jakiejś minucie, kiedy moje zirytowanie pustką w głowie sięgnęło
zenitu, wspomnienia wybuchły, niemal mnie ogłuszając. Przez umysł przeleciały
mi w końcu wydarzenia z poprzedniego dnia.
Poczucie zagrożenia, ohydny dotyk, zapach i aura tamtych kolesi
owinęły mnie jak obślizgłe węże. Zadrżałam z przerażenia i obrzydzenia.
Zacisnęłam dłonie na ubraniach. Wciąż miałam je na sobie w
nienaruszonym stanie.
A może to był tylko sen?
Jęknęłam z ulgą, gdy nawiedziła mnie ta myśl. Odetchnęłam głęboko, rozkoszując
się światłem słońca padającym mi na twarz. I wtedy tuż nad sobą zobaczyłam parę
zmartwionych, błękitnych oczu.
Serce podeszło mi do gardła. Wrzasnęłam krótko i błyskawicznie
wyplątałam z koca, którym byłam przykryta, żeby skoczyć na równe nogi. Przez
moment świat wirował mi przed oczami.
- Odsuń się ode mnie - wycharczałam przez suche gardło do blondyna.
Posłusznie zrobił trzy kroki w tył, chociaż jego mina wyrażała
kompletne zaskoczenie moim zachowaniem.
Z opóźnieniem dotarło do mnie, że jestem we własnym domu i spałam we
własnym łóżku. To odkrycie sprawiło, że wszystkie możliwe rozwiązania tej
sytuacji wypadły mi z głowy.
Obecność blondyna i siedzącego sobie spokojnie w fotelu bruneta,
których widziałam na szkolnym parapecie, uświadamiała mnie boleśnie, że wczoraj
naprawdę się wydarzyło.
Znów zlustrowałam swoje ciało, ale było w niemal nienaruszonym stanie.
Jedynie ubranie, które włożyłam wczoraj do szkoły nieco się zabrudziło.
Blondyn i brunet obserwowali bacznie każdy mój ruch.
Nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Strach i niepewność skutecznie
pozbawiały mnie swobody kojarzenia faktów.
- Kim jesteście? Czego chcecie? Co robicie w moim domu? - zapytałam
zaniepokojona i nieufna wobec obcych.
- Spokojnie, nie wszystko na raz - odezwał się z kpiną brunet.
Jego czarne oczy wpatrywały się we mnie z lekkim rozbawieniem.
Posłałam mu pełne złości i zdenerwowania spojrzenie.
- Nie zrobimy ci krzywdy. - Blondyn zachowywał się o wiele bardziej
przyjaźnie i mówił do mnie łagodnie, jakby wiedział, jaki chaos we mnie zapanował
i nie chciał mnie wystraszyć jeszcze bardziej.
- Mów za siebie Naruto. - Brunet wygiął swoje wargi tak krzywo, że nie
byłam w stanie do końca stwierdzić czy ten grymas to naprawdę uśmiech.
Tym razem blondyn - Naruto spojrzał na towarzysza karcąco.
- Kim jesteście? - Moje zdenerwowanie rosło z każdą chwilą, potęgowane
dziwnym zachowaniem mężczyzn.
- Jestem Naruto Uzumaki - przedstawił się z uśmiechem niebieskooki - a
ten dupek za mną, to Sasuke Uchiha. - Najwyraźniej próbował tą uwagą rozładować
sytuację, ale nie straciłam czujności.
Brunet prychnął.
- Jakoś nic mi to nie mówi. - Już w trakcie wypowiadania tych słów,
zdałam sobie sprawę, że to nieprawda. - Zaraz, zaraz… Uchiha?
Oczy mało nie wyszły mi z orbit. Nie mogłam uwierzyć, że słuch mnie
nie zwodzi.
- Tak. Pamiętasz? Czytałaś o nim i jego przodkach w księdze Atlantydy.
Jego słowa od razu postawiły mnie w stan gotowości. Cała
zesztywniałam.
- Skąd wiesz, że czytałam coś takiego? Żartujesz sobie ze mnie? -
zapytałam z kpiną i jadem, a potem roześmiałam się histerycznie. - Myślisz, że
ci uwierzę? Uciekliście z psychiatryka czy jak? Wynoście się z mojego domu! -
Ostatnie słowa wykrzyczałam, już nad sobą nie panując.
- Ładne podziękowanie za uratowanie życia. Gdyby nie my, leżałabyś
zgwałcona i martwa w jakimś ciemnym zaułku.
Słowa Uchihy podziałały jak kubeł zimnej wody. W moim umyśle pojawił się
pewien obraz. Zapomniałam, że zanim zemdlałam, zobaczyłam ich, jak się
pojawiają. Brunet miał rację. To nieco mnie ostudziło. Jednak nie sprawiło, że
stałam się mniej podejrzliwa. O nie!
- Skąd wiesz, że czytałam księgę? - powtórzyłam, ale dużo spokojniej. Zrozumiałam,
że krzykiem niczego tutaj nie załatwię.
- Śledziliśmy cię - przyznał niechętnie Naruto. - Zresztą, chyba
zdążyłaś się zorientować. - Spojrzał przepraszająco w moje oczy.
- Okej. - Wzięłam głęboki oddech i oparłam się o chłodną ścianę, która
dała mi stabilne oparcie. - Czego ode mnie chcecie? - warknęłam mimo szczerych
chęci, żeby zachować spokój.
- Sakura… - blondyn zrobił dwa kroki w moją stronę i to był błąd.
- Stój! Nie podchodź do mnie! - wykrzyczałam jak w amoku.
- Sakura, musisz nas wysłuchać, potrzebujemy cię - jękną Naruto
błagalnie.
Zacisnęłam dłonie w pięści, modląc się, żeby z tego nie wynikły
większe kłopoty.
Nagle brunet znalazł się tuż przy mnie i przycisnął mnie silnym
ramieniem do ściany. Tego się nie spodziewałam. Nie dostrzegłam nawet, kiedy
się przemieścił.
- Posłuchaj landrynko, musisz wysłuchać tego, co mamy ci do
powiedzenia, inaczej zginiesz i to wcale nie z naszych rąk- wysyczał wściekle.
Jego rysy stężały w grymasie gniewu i zniecierpliwienia.
Przeraziłam się nie na żarty. Krew ścięła mi się w żyłach, a serce
podeszło do gardła. Kierowana instynktem, który nakazywał mi się bronić,
podarowałam brunetowi solidnego kopniaka w podbrzusze.
Momentalnie poluźnił uścisk i zgiął się wpół. Dystans miedzy nami
drastycznie się zwiększył, więc skorzystałam z tego i spokojnie wyminęłam
bruneta. Wciąż mając nerwy w strzępach, starałam opanować dudniące serce. Przemierzyłam
pokój i usiadłam wygodnie w fotelu. Moje mięśnie cały czas pozostawały spięte i
gotowe do ataku albo obrony.
Naruto wytrzeszczył na mnie oczy.
- Nikt mu tak jeszcze nie przyłożył. Moje gratulacje. - W jego głosie
naprawdę usłyszałam podziw.
Roześmiałam się, ale tym razem szczerze. Trzeba przyznać, że byłam z
siebie zadowolona.
- W końcu czego można się spodziewać po drobniutkiej landrynce! - Dwa
ostatnie słowa wyraźnie wycedziłam przez zęby, po czym zwróciłam się do Uchihy.
- Nigdy więcej mnie tak nie nazywaj. Uwierz, że nie chcesz się spotkać oko w
oko z gorszą stroną mojej natury. - Westchnęłam, lekceważąc jego groźne,
rozwścieczone spojrzenie. - Przejdźmy do rzeczy. Co tak bardzo chcecie mi
powiedzieć, że próbujecie mnie udusić? - Miałam cichą nadzieję, że kiedy
skończą, po prostu sobie pójdą.
Brunet - Sasuke prychnął i opadł na łóżko.
Naruto przełknął głośno ślinę, zapewnie formułując w myślach swoją
wypowiedź.
- Wczoraj Indianka o imieniu Ijana podarowała ci jedną z ksiąg
Atlantydy spisaną przez duchy wyspy. Nimfa, która stworzyła księgę, schowała w
niej część swej duszy i to dlatego, mimo, że trafiła w ręce Indianina dawno
temu, byłaś w stanie przeczytać najaktualniejszą historię.
Wpatrywałam się w chłopaka jak cielę w malowane wrota. Nie wiedziałam,
czy chcę i umiem uwierzyć w jego słowa.
- Myślę, że Indianka nie bez podstaw zdecydowała się podarować ci tak
cenną dla niej rzecz. Rozpoznała w tobie osobę z zawartych w księdze opisów.
Nadal zastanawiałam się, czy powinnam ufać jego słowom.
- Chcesz mi powiedzieć, że to, co jest napisane w księdze to prawda? -
Przymknęłam na chwile oczy. - Chcesz mi powiedzieć, że pochodzę z…
W tamtej chwili nazwa magicznej krainy jakoś nie chciała mi przejść
przez gardło.
- Atlantydy - dokończył za mnie Naruto ze zwycięskim uśmiechem. - Otóż
to. Masz na to cztery żywe dowody.
Zmrużyłam oczy z zaciekawienia.
- Pierwszy to Sasuke. Możesz wierzyć lub nie, ale wychowałem się z nim
i mogę ci poświadczyć, że jest księciem Atlantydy.
Na te tłumaczenia uniosłam wysoko brwi. Zachowanie bruneta daleko wybiegało
poza pojęcie „cham”. Nie widziałam w nim nic książęcego oprócz szlachetnych
rysów twarzy, których pozazdrościłby mu niejeden model czy aktor.
Naruto nie przejął się zbytnio moją reakcją i swobodnie kontynuował.
- Drugi to księga i to, jak na ciebie zareagowała. Czyż nie odsłoniła wszystkich
swoich sekretów? - Jego pytanie było czysto retoryczne, ale wywarło dziwny
uścisk w mojej klatce piersiowej.
- Trzecim zaś dowodem jest to, co masz na szyi. - Blondyn wskazał
palcem na widoczny skrawek złotego łańcuszka.
Odruchowo sięgnęłam pod bluzkę i wyjęłam spod niej perłę.
Kątem oka dostrzegłam, jak brunet poruszył się gwałtownie. Naruto
natomiast uśmiechnął się szeroko.
- To jej chcecie, prawda?
- Nie tylko my niestety. Są też inni - odpowiedział strapiony Uzumaki.
Zaskoczona ściągnęłam brwi.
- Tylko jak oni tu przyjdą, to nie będą już tacy delikatni. - Głos
Sasuke był szorstki jak papier ścierny.
- Oni? - Oczekiwałam szerszych wyjaśnień.
- Ludzie Madary. - Drgnęłam, lekko zaskoczona tym, że to Sasuke
udzielił mi odpowiedzi.
- Twojego wuja?
- Tak - potwierdził ostro. W jego oczach czaiła się nienawiść.
Popełniłam błąd, zadając to pytanie. Znów popatrzył na mnie, jakbym to ja była
przyczyną wszystkich jego problemów.
Na chwilę zapadła ciężka cisza.
Mnóstwo znaków zapytania i obaw kłębiło się w mojej czaszce.
- Skąd mam wiedzieć, że to oni, a nie wy jesteście źli? - Spodziewałam
się, że Naruto zacznie mi opowiadać dokładną historię Atlantydy czy coś w ten
deseń, więc jego odpowiedź kompletnie zbiła mnie z tropu.
- Cóż, wydaje mi się, że za chwilę sama będziesz miała sposobność to
ocenić. - powiedział spięty, a potem zwrócił się w stronę bruneta. - Sasuke,
oni tu idą. Są niedaleko. Musieli wyczuć nas albo perłę. Co robimy? - W jego głosie
wychwyciłam nutkę paniki i sama zareagowałam nerwowo.
Spróbowałam wyłapać to, co Naruto pośród setek mieszkańców miasta, co wcale
nie okazało się trudne. Energia, którą buzowali ciążyła jak ołów: przesiąknięta
okrucieństwem oraz dziwnym napięciem, jakby tylko gotowali się do zabijania.
- Ilu ich jest? - zapytał z chłodnym wyrachowaniem w głosie Sasuke.
- Pięciu, może sześciu. - Mięśnie Naruto w jego rękach i ramionach były
napięte do tego stopnia, że mogłam dostrzec każdą żyłę i tętnicę, która
napierała na skórę.
- Niech to szlag - zaklął Sasuke.
Podniosłam na nich swój zaniepokojony wzrok, rozważając za i przeciw. Zyskałam
pewność, że zbliża się coś złego, wiejącego taką aurą, jakiej nie posiadał
nawet brunet. Nie ufałam jeszcze Sasuke i Naruto. Uratowali mi życie, temu nie mogłam
zaprzeczyć, ale czy byłam w stanie w to wszystko uwierzyć? Jakaś część mnie już
doszła do tego, że księga naprawdę jest świadectwem magii, a przez naszyjnik,
który nosiłam na szyi, ściągałam na siebie niebezpieczeństwo. W tej sytuacji
pozostawało mi jedynie zawierzyć intuicji, która dawno dała znać o
niebezpieczeństwie.
Włoski na moim karku zjeżyły się. Z zaciętą minął zerwałam się z
miejsca. Mój umysł zaczął pracować na najwyższych obrotach.
Nie mieliśmy szans z pięcioma przeciwnikami, nie mówiąc już o sześciu.
Nie zależnie od umiejętności Naruto i Sasuke.
Zaczęłam zbierać się w pośpiechu. Założyłam wygodne buty, ciepłe
ubrania i płaszcz. Schowałam za stanikiem zwitek z pieniędzmi, chwyciłam torbę
i wpakowałam do niej trochę ubrań, śpiwór, księgę oraz kolekcję kamieni
szlachetnych i półszlachetnych. Stwierdziłam, że mogą się przydać.
Kiedy skończyłam, przewiesiłam sobie torbę przez ramię i wróciłam do
Sasuke i Naruto. Spojrzeli na mnie kompletnie zaskoczeni, gdy stanęłam przed
nimi w pełnej gotowości.
Ich wpatrzone we mnie oczy zdenerwowały mnie. Nadal stali w salonie,
nie wiedząc, co robić.
- Na co czekacie? Ruszcie się! Oni zaraz tu będą! - wywarczałam
czując, że panika daje mi się we znaki.
Pomogło. Ocknęli się z tego dziwnego letargu.
- Skąd nagle u ciebie taka zmiana nastawienia? - zapytał z
zaciekawieniem, ale wciąż kpiąco brunet.
Wykrzywiłam usta w grymasie zniecierpliwienia. Takie złośliwości
mógłby sobie teraz darować.
- Powiedzmy, że instynkt podpowiada mi, że dla swojego własnego dobra
powinnam pójść z wami. - Ponownie wyczuliłam się na obce energie i zadrżałam.
Wreszcie dotarło do mnie, co wyczuwam. - Czuję ich. Są owiani aurą śmierci. -
Moje oczy znów z zamyślonych, stały się bystre. - Więc ruszcie tyłki!
Pomimo swoich odważnych słów, wciąż miałam wątpliwości, a decyzja, by
im zaufać dużo mnie kosztowała. Nie rozumiałam na przykład, dlaczego po prostu
nie odbiorą mi perły siłą. Mieliby mnie wtedy z głowy.
Sasuke i Naruto popatrzyli po sobie i skinęli głowami, chociaż brunet
zrobił to z wyraźną niechęcią.
Blondyn podszedł do mnie.
- Wejdź mi na barana. - Jego oczy emanowały powagą.
- Słucham? - Ta prośba kompletnie wytrąciła mnie z równowagi myśli,
którą chwilowo udało mi się uzyskać. - Po jaką cholerę?!
Naruto westchnął.
- Nie ważne, po prostu to zrób. Zaufaj, że cię nie skrzywdzimy. Teraz,
jak słusznie zauważyłaś, od tego zależy twoje życie.
Odetchnęłam głęboko. Jego słowa faktycznie zabrzmiały jak te, które
sama wypowiedziałam, tylko trochę bardziej dobitnie.
Posłusznie wdrapałam mu się na ramiona.
Nagle poczułam, jakby powietrze wokół nas zgęstniało.
- Co to było? - zapytałam lekko przestraszona.
- Staliśmy się niewidzialni dla ludzi.
- Co takiego? - zatkało mnie.
- Nie powinnaś być tak zaskoczona po tym, co widziałaś w szkole, gdy
obserwowaliśmy cię z parapetu.
Niechętnie przyznałam mu rację. Nadal nie podobało mi się to, że mnie
śledzili.
Brunet otworzył szeroko okno i w jednej chwili zrozumiałam, co
zamierzają i dlaczego Naruto wziął mnie na plecy.
- Przez okno? Zwariowaliście?! Jesteśmy na drugim piętrze! - Zmiękły
mi kolana. Z pewnością, gdybym stała w tej chwili na nogach, to runęłabym jak
długa. Czułam się przytłoczona nadmiarem emocji i doznań.
- To najszybsza droga, a teraz liczy się czas. Wiemy, co robimy -
odezwał się zirytowany moim panikarstwem Sasuke.
Z nieufnością patrzyłam w dół. Ziemia była tak bardzo daleko.
Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy, kiedy Naruto spadał
korkociągiem w dół. Otworzyłam powieki dopiero, gdy wylądował i lekko zapadły
się pod nami jego kolana.
Kompletnie nic nam się nie stało. Normalni ludzie byliby już martwi
albo mocno poturbowani.
Blondyn miał rację, nie powinnam się tak bardzo dziwić. Wcześniej
zeskoczyli ze szkolnego parapetu.
- Mogę biec - zaproponowałam, gdy Naruto ruszył sprintem ze mną wciąż
przyklejoną do ciała.
- Jesteśmy od ciebie szybsi. Zostaniesz w tyle.
Prychnęłam z pogardą na ten brak wiary.
- To ty zostaniesz w tyle, jeśli będziesz mnie dźwigał. Po za tym nie
pobiegniemy daleko. Samochody są szybsze.
Blondyn w końcu spełnił moja prośbę.
- Nie umiemy nimi jeździć - odparł z kwaśną miną.
- Ale ja potrafię - odpowiedziałam z uśmiechem, zaskakując go.
- Skąd zamierzasz go wziąć? - zapytał brunet szczerze zainteresowany
zaproponowanym przeze mnie rozwiązaniem.
- Musimy go ukraść. - Nie czułam się z tym dobrze, ale wiedziałam, że
nie mamy wyjścia.
W pustej uliczce znaleźliśmy przyzwoicie szybkie auto. Sasuke rozbił
jedną z szyb pięścią, a Naruto odpalił za pomocą kabli. Patrzyłam na to
oniemiała.
- Gdzie się tego nauczyłeś?
Blondyn uśmiechnął się do mnie zadziornie.
- Cóż… kiedyś już próbowaliśmy takiej sztuczki.
Jak najszybciej otrząsnęłam się z szoku i zasiadłam za kierownicą.
Z gracją lawirowałam między uliczkami, jadąc jak najbardziej krętą
drogą, żeby zgubić prześladowców.
Dopiero, kiedy znaleźliśmy się daleko poza miastem i przestaliśmy
wyczuwać ludzi Madary, odetchnęliśmy z ulgą i napięcie opadło.
- Gdzie teraz? - zapytałam.
- Jedź przed siebie. Powiem ci, kiedy masz się zatrzymać -
odpowiedział brunet od niechcenia.
W aucie zapadła cisza i choć miałam mnóstwo pytań, to siedziałam
cicho.
Po dłuższej chwili usłyszałam chrapanie z tylnego siedzenia, które
zajmował Naruto.
- On tak zawsze? - Byłam tym lekko zaskoczona i rozbawiona.
Cisza.
Po dobrych dwóch minutach w końcu otrzymałam oschłą odpowiedź.
- Tak. - Sasuke siedział odwrócony do mnie tyłem i patrzył się na
widoki za oknem. Odpowiadając nawet na mnie nie zerknął.
Zirytował mnie. Jak można być tak zimnym? Z tego, co wyczytałam w
księdze przyszły władca Atlantydy miał być wspaniały i idealny pod każdym względem.
Osoba, która siedziała obok mnie nie pasowała do tego opisu nawet w
najmniejszym stopniu.
Na końcu języka formowało mi się pytanie, tylko nie wiedziałam, czy
chcę je zadać. W końcu jednak dociekliwość zwyciężyła nad obawą.
- Powiedz mi, dlaczego mnie uratowaliście? Dlaczego po prostu nie
zabraliście perły? Przecież to na tym wam zależy. - Nie wytrzymałam. W moim
umyśle szalała burza pytań.
- Z kilku powodów. - Cisza.
- Zamierzasz powiedzieć coś jeszcze? - Zaczynało mnie to wkurzać.
Sasuke działał mi na nerwy swoim chłodem, oschłym tonem i takim podejściem do
świata jakby obchodził go tylko czubek własnego nosa. Zacisnęłam mocniej dłonie
na kierownicy i dodałam gazu.
- Widzę, że opanowanie nie jest twoją najlepszą stroną. - Zdenerwowałam
się jeszcze bardziej. Jak on śmie mnie krytykować?!
- Za to tobie go nie brakuje. Wręcz przeciwnie. Masz go tak wiele, że
mam ochotę rozerwać cię na strzępy - odparłam fałszywym cukierkowym tonem, na
co on skrzywił się w grymasie niezadowolenia.
- Jesteś irytująca - syknął, jakby miał nadzieję, że mnie tym obrazi.
- Nie bardziej niż ty - odszczekałam.
- Przestań!
- Odpowiedz na moje pytania, to może się zamknę - warknęłam przez
zaciśnięte zęby.
- Proszę bardzo. Dlaczego cię uratowaliśmy? Bo Naruto tak chciał. Wierz
mi, że sam nie kiwnąłbym palcem. Dlaczego nie zabraliśmy ci jeszcze perły? Bo
Naruto tak chciał… poza tym nie możemy zrobić tego tak po prostu. Musisz ze
swojej własnej woli oddać perłę, w przeciwnym razie nie będzie nam służyć.
Gdyby nie Naruto już byś nie żyła, więc bądź mu wdzięczna.
Zadrżałam słysząc te słowa i czując na sobie wrogie spojrzenie
bruneta.
Zatkało mnie na dobrą minutę. Zobaczyłam w lusterku odprężoną twarz
blondyna. Wyglądał tak niewinnie, jak dziecko, a musiał tak wiele przejść. W
księdze Atlantydy wspomniano tylko o synu Fugaku, ale nie zawierała ani słowa o
jego towarzyszu. To takie nieuczciwe. Obiecałam sobie, że będę traktować go z
większym szacunkiem i ufnością. Niestety, nie mogłam tego samego pomyśleć o
Sasuke. Budził we mnie nieznane mi uczucie obcości. Nie ufałam mu, a jego słowa
tylko utwierdzały mnie, że słusznie.
Nie odzywałam się już przez resztę drogi. Uparcie patrzyłam na
jezdnię, nie zerkając na bruneta. Zachowywał się tak cicho, że zastanawiałam
się, czy przypadkiem nie zasnął, ale wciąż uparcie na niego nie patrzyłam.
Dlatego podskoczyłam na siedzeniu, kiedy się odezwał.
- Zatrzymaj się. Zrobiło się ciemno. Musimy się przespać.
- Mam się zatrzymać na tym pustkowiu? - Przejeżdżaliśmy właśnie obok
gęstego lasu. - Żartujesz sobie?
- Nie. - No tak, jakim cudem ktoś całkowicie pozbawiony poczucia
humoru miałby z czegoś żartować. - Zatrzymaj się. Rozbijemy obozowisko.
Pokierowana przez bruneta wjechałam głębiej w las i zatrzymałam się w
pobliżu niewielkiej polany. Naruto się obudził. Całe szczęście. Nie wiedziałam,
ile jeszcze wytrzymam w towarzystwie Sasuke sam na sam.
- Naruto zostań z nią. Ja pójdę po drewno. - I nie czekając na
odpowiedź zniknął w ciemnym gąszczu.
Westchnęłam.
- On działa mi na nerwy. - To wyznanie tak po prostu opuściło moje
usta. Musiałam dać upust złości.
Naruto zaśmiał się.
- Mnie czasami też, ale ma ku temu powody.
- Wiem. - Zostałam zmuszona, by przyznać mu rację. Mężczyzna był
władcą krainy, którą objął we władanie brat jego ojca, a jego wuj, Madara.
Drogę do władzy utorował sobie bezwzględnym wymordowaniem całej rodziny Uchiha.
Sasuke ponosił odpowiedzialność za każdego mieszkańca wyspy, którym
niewątpliwie wciąż działa się krzywda. Z tego, co czytałam, Madara ma twardą
rękę i nie zna litości. W dodatku brunet na własną rękę stara się pomóc
Atlantydzie, przez co jego życie wciąż narażone jest na niebezpieczeństwo.
Blondyn sięgnął do swojego buta i wyjął z niego niewielką sakiewkę.
- Co to takiego? - Moje zaintrygowanie przegoniło rozmyślania o
powodach bruneta do takiego, a nie innego zachowania.
- Nasza torba podróżna.
- Co takiego? Jak woreczek, który ma dziesięć centymetrów kwadratowych
może pomieścić bagaże? - Byłam pewna, że sobie ze mnie żartuje.
- A tak. - Po tych słowach sięgnął ręką w głąb, zanurzając ją prawie w
całości, a potem wyciągną dwa śpiwory i namiot.
Szczęka mi opadła.
- Jak to zrobiłeś? - zapytałam z niedowierzaniem zmieszanym z
zachwytem.
- To nie ja. To podarunek od mojej dziewczyny. Jej klan specjalizuje
się w powiększaniu i zmniejszaniu rzeczy. Ten woreczek jest tak zaczarowany,
żeby pomieścił wszystko - odparł z uśmiechem, a jego oczy zamigotały w blasku
zachodzącego słońca, nadając im osobliwych refleksów.
- Wspaniałe. - Ogarnął mnie podziw i dopiero po chwili dotarło do mnie
całkowite znaczenie tego, co powiedział. - Masz dziewczynę?
- Tak, ma na imię Hinata. Została na Atlantydzie. - W jego oczach
zobaczyłam tęsknotę i niewysłowione, gorące uczucie.
- Musisz mocno za nią tęsknić. - W moim głosie zadrżała nutka smutku.
Naruto był taki… ludzki i pełen niesamowitego optymizmu, że nie potrafiłam już
darzyć go żadnym negatywnym uczuciem.
- Tak, ale ona daje mi siłę, żeby żyć i się nie poddawać. Wiem, że kiedy
wrócę ona wciąż będzie na mnie czekać.
Patrzyłam na niego oczarowana. Wypowiadał swoje słowa z taką pasją i
błyskiem w oczach. Nie kłamał.
- Ach, ile ja bym dała, żeby tak kogoś pokochać z wzajemnością. -
Westchnęłam ciężko i uśmiechnęłam się do chłopaka.
Zaśmiał się tylko.
- Na ciebie też przyjdzie czas - odparł z pewnością siebie.
- No nie wiem. - Naprawdę szczerze w to wątpiłam. Większość ludzi
trzymała się ode mnie z daleka. Wielu twierdziło, że jestem irytująca i choć Ijana
wciąż mi powtarzała, że natura hojnie mnie obradowała, to brakowało mi pewności
siebie. Ogólnie moje życie miłosne sprowadzało się do omijania wszelkich
osobników płci męskiej szerokim łukiem.
Zapadła cisza. Przyglądałam się jak Naruto rozkłada śpiwory i siłuje
się z namiotem. Najwyraźniej nie miał cierpliwości do takich rzeczy.
- Może pomogę - zaproponowałam. - Razem moimi przybranymi rodzicami
często chodziłam na wycieczki górskie i zazwyczaj rozbijaliśmy obozy w lesie.
Ghei nauczył mnie kilku przydatnych rzeczy.
Rozłożenie namiotu nie przysporzyło mi większych problemów.
- Ty prześpisz się w namiocie, a ja z Sasuke na zewnątrz.
- Ależ będzie wam zimno… - Nie chciał słuchać moich protestów.
- W tej chwili jesteś ważniejsza od nas.
- Nie rozumiem. - Powiedziałam szczerze. Znów nasunęło mi się na myśl
owe pytanie, które zadałam Sasuke. - Jestem dla was tylko kulą u nogi.
Moglibyście kazać oddać mi perłę i po sprawie.
Naruto pokręcił z pobłażaniem głową. Jego wesołe spojrzenie przygasło.
- Nie jesteśmy tacy, mamy też inne…
- Ty może nie, ale on, to co innego. - Spojrzałam wymownie w miejsce,
gdzie zniknął brunet.
- Jest inny niż ci się wydaje. Z czasem się przekonasz.
Sformułowanie „z czasem” mnie zaalarmowało i przywiało nową porcję
pytań.
- Z czasem… To jak długo będę musiała tu z wami zostać? - Zapytałam ze
zmrużonymi groźnie oczami. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, a rozwiązanie
tej kwestii naprawdę zaczęło mnie nurtować. Podczas ucieczki nad niczym takim
się nie zastanawiałam, bo nie było na to czasu, ale teraz ta kwestia wysunęła
się na pierwszy plan. - Kilka tygodni, miesięcy, lat? Szukacie Zaginionych
Artefaktów od …
Naruto zacisnął zęby, ale odpowiedział cicho.
- Dwóch lat.
- Dwóch lat? - Powtórzyłam zaszokowana i na moment umilkłam, żeby się
pozbierać. - I macie tylko jeden?
Naruto skinął powoli głową.
- Tak właściwie: nie. To ja go mam. - Miałam już rozdrażniony głos.
- Sama chciałaś z nami iść! Po za tym nie mogliśmy cię zostawić, bo
ludzie Madary dowiedzieliby się, że zabraliśmy perłę. Zabiliby cię, a potem
ruszyliby za nami w pogoń. Śledziliby nas aż do skutku. Nie możemy pozwolić,
żeby Madara zdobył którykolwiek z Artefaktów. - Naruto puściły nerwy. Nie
spodziewałam się, że ten łagodny chłopak ma w sobie tyle złości. - Więc proszę,
nie dobijaj mnie tym, że mamy tak mało, bo dla nas to więcej niż mięliśmy od
początku. Nie tak łatwo jest znaleźć tak cenną rzecz, kiedy po piętach depczą
ci ludzie, którzy chcą cię zabić. - Na szczęście jego wybuch szybko minął i
ostatnie zdania zabrzmiały wyłącznie błagalnie.
- Przepraszam, nie powinnam była zaczynać. Jestem wam wdzięczna za
uratowanie życia. Sama jestem sobie winna tego wszystkiego, co mnie spotkało. To
ja znalazłam perłę nikt inny - odparłam ze skruchą, chcąc udobruchać
towarzysza.
Na moment zapadła cisza i to Naruto ją przerwał.
- Nie bez przyczyny to ty znalazłaś perłę - powiedział już normalnie.
- Nie rozumiem. - Znów udało mu się mnie zaskoczyć.
- Powiedz mi Sakura, jak wiele wiesz na temat swojego pochodzenia? -
Zapytał jakby wcale nie oczekiwał odpowiedzi. Jednak dał mi chwilę czasu do
namysłu. Nie odpowiedziałam. Irytowało mnie to. Po raz drugi spotkałam osoby,
które wydają się wiedzieć o mnie więcej niż ja sama
- Wiesz kim byli twoi rodzice? Skąd pochodzili?
- Nie - przyznałam niechętnie i skrzywiłam się nieznacznie. To był
grząski temat, którego sama nie chciałam poruszać nawet we własnej głowie. -
Moje pierwsze wspomnienie, to obraz sierocińca, przed którym stałam. - Zadrżałam,
gdy przed oczami stanęło mi owe wspomnienie.
- Widzę, że trzeba ci o wszystkim powiedzieć - westchnął ciężko i
usiadł na swoim posłaniu składającym się z karimaty i śpiwora.
Patrzyłam na niego spod przymrużonych w zainteresowaniu powiek.
- Czas opowiedzieć ci naszą i twoją historię.
Nie zdążyłam nawet zareagować, gdyż z lasu wyszedł Sasuke. W rękach
niósł drewno, które rzucił pośrodku okręgu utworzonego z namiotu i dwóch
posłań. Odsunął się od stosu, a ja dokładnie w tym momencie mrugnęłam. Kiedy
spojrzałam na gałęzie, te już płonęły wesoło trzaskającym ogniem.
- Jak to zrobiłeś? - Moja uwaga została chwilowo odwrócona od tego, co
mówił Naruto. Zaintrygowanie zmieszało się z zachwytem.
Odpowiedź przyszła od blondyna.
- Czytałaś o tym w księdze. Każdemu z nas przypisany jest inny żywioł,
którym możemy się posługiwać. Mój żywioł, to wiatr, a Sasuke… - streścił
szybko, ale zdążyłam wciąć mu się w zdanie.
- Ogień - dokończyłam oszołomiona, a potem coś mi się przypomniało. -
Ja czasami też czuję żywioły. Zdarza się, że są mi posłuszne.
Sasuke w końcu wykazał zainteresowanie i zwrócił oczy w moją stronę.
- Wysłuchaj tego, co mam do powiedzenia, to wszystkiego się dowiesz. -
Sasuke również usiadł wygodnie, a Naruto wskazał mi ręką miejsce obok siebie. -
Usiądź, to trochę potrwa. - Zamyślił się. - Od czego by tu zacząć?
- Może od twoich narodzin? Z tego, co wyliczyłam jesteśmy z jednego
rocznika, więc przy okazji będziesz miał szansę opisać mi, co się działo w tym
czasie na Atlantydzie. - Poprawność mojego wnioskowania zaskoczyła nawet mnie
samą.
- Hmm… niech będzie. - Przymknął na moment oczy i odchrząkną. - Więc
urodziłem się na Atlantydzie za panowania króla Fugaku Uchihy. To były piękne
czasy, bardzo spokojne. Wyspa wtedy rozkwitała. Moi rodzice nazywali się Minato
i Kushina. Byli czarodziejami, ludźmi.
- Nazywali? - Z żalem wyłapałam czas przeszły.
- Nie żyją. - Spodziewałam się takiej odpowiedzi.
- Przykro mi.
Naruto skiną głową na znak, że przyjmuje kondolencje i kontynuował.
- W wieku siedmiu lat zacząłem uczęszczać do Akademii Atlantydy.
Straszny był ze mnie dzieciak. Jak sobie teraz przypomnę te wszystkie dzikie
wyskoki, wagary i kawały, to żałuję, że wciąż nie jestem dzieckiem. -
Zauważyłam, że kąciki ust Uchihy wygięły się w lekkim, ledwo widocznym w mroku
uśmiechu. - Byłem największym idiotą i niezdarą w szkole. Nie to, co Sasuke.
Mój rywal. - Zaśmiał się, błyskając białymi zębami. - Zawsze wszystko robił
idealnie, był najlepszy w klasie. Dziewczyny szalały na jego punkcie.
Zazdrościłem mu i chciałem mu dorównać. Nie sądziłem, że to kiedyś powiem, ale
lata nauki w Akademii to najlepszy okres w moim życiu. Jednakże już wtedy na
Atlantydzie zaczynało się źle dziać. Wszyscy się bali ludzi Madary. Znikały
całe rodziny; były uśmiercane lub werbowane w jego szeregi. - Kiedy mówił o
Madarze, w jego głosie słyszałam nienawiść. Przypomniało mi to reakcję Uchihy
na to imię. - Moje talenty zaczęły się objawiać dosyć późno, ale kiedy już
zaczęły, zabili moją rodzinę, a ja uciekłem i ukryłem się w lasach razem z
innymi buntownikami. Działo się coraz gorzej. W końcu wybuchła wojna. Ludzie
próbowali się bronić, ale było nas za mało i byliśmy za słabi. Kiedy zabito
Fugaku…
- Naruto uratował mi życie i powiedział, że jedynym sposobem na
obalenie Madary jest zdobycie wszystkich Zaginionych Artefaktów. Dodał, że
doradziła mu to Matka Natura. - Zaskoczyło mnie, że brunet się wtrącił. Do tej
pory tylko siedział cicho z kamienną twarzą.
- W przeddzień, kiedy zabito Fugaku miałem sen, w którym mnie odwiedziła.
Powiedziała mniej więcej, w których miejscach powinniśmy szukać artefaktów i poinformowała
też, że Sasuke znajduje się w niebezpieczeństwie. I tak wyruszyliśmy na
poszukiwania. Nie udało nam się znaleźć nic, aż do tej pory - zakończył.
- No tak, ale wciąż nie rozumiem, co to ma wspólnego ze mną.
- Wciąż nie rozumiesz? - zapytał zaskoczony brunet. - Myślałem, że już
to sobie wyjaśniliśmy.
Pokręciłam przecząco głową. Poczułam się jakbym została poniżona.
Naruto rzucił Sasuke spojrzenie i zwrócił się prosto w moją stronę.
- Pamiętasz jak powiedziałem, że nie bez przyczyny znalazłaś perłę, a
w mieszkaniu powiedziałem, że są cztery dowody na to, że księga Atlantydy jest
prawdziwa? Podałem tylko trzy.
Przytaknęłam.
- Czwartym dowodem jesteś ty sama… - urwał, a kiedy zobaczył, że wciąż
gapię się na niego jak niedorozwinięta, zaczął mówić dalej. - Urodziłaś się na
Atlantydzie. Twoi rodzice Rin i Hirashi Haruno byli elfką i czarodziejem. Twoja
rodzina jako jedna z pierwszych stała się ofiarą Madary. Znaleziono ich
martwych w domu, ale ciebie tam nie było. Do tej pory sądziliśmy, że oni
zabrali cię ze sobą i wymazali pamięć, ale teraz wiem, że to nie oni. Twoi
rodzice przeczuwali nadchodzące niebezpieczeństwo. Wysłali cię do świata
zewnętrznego, żeby cię chronić i na wszelki wypadek wymazali pamięć.
Naruto zyskał moje zaufanie już wcześniej, więc tym razem zawierzyłam
każdemu jego słowu.
Wpatrywałam się, w strzelające płomienie z nadzieją, że wkrótce
wszystko będzie łatwiejsze. Wreszcie mogłam uznać prawdziwość księgi. Dotarło
do mnie, że naprawdę jestem magicznego pochodzenia i rzeczy, które do tej pory
działy się wokół mnie, miały w tym swoją przyczynę. Nie potrafiłam odeprzeć
argumentów Naruto. Z resztą sama byłam świadoma, że od zawsze wyróżniałam się z
tłumu. Kolor włosów to jedynie tego namiastka. Tylko że... zalewał mnie okrutny
żal.
Żal o to, że musiałam żyć na tym okrutnym, bezlitosnym świecie. Żal o
to, że wymazano mi wspomnienia z najprawdopodobniej najszczęśliwszych lat
mojego życia. Życia z rodzicami. Z ludźmi, których miłości tak bardzo mi
brakowało przez tak wiele lat. Do których moja miłość nie zmalała nawet wtedy,
gdy zaczęłam ich nienawidzić.
Znów miałam ochotę krzyczeć. Rozpaczliwy, głośny krzyk nigdy
nienarodzonego dzieciństwa rozrywał moją duszę, ale milczałam.
Ajaj. Całkiem inaczej, kiedy czyta się to w różnych okolicznościach :)
OdpowiedzUsuńCzasami aż szkoda zostawiać mi komentarz, bo to zwykłe lanie wody. Nie mam Cię za co zrugać, bo dostałaś wskazówki na @. Błędów Ci też nie wypomnę, bo musiałabym wypomnieć je do lustra :D Zawsze pochwalałam Twoje pomysły i wyobraźnię, ale znów uchylę przed nią czoła. Dobrze się do tego wraca. Jak do domu po długiej nieobecności :*
.romantyczka
Jak do domu... Mozliwe.
UsuńJa czulam, ze wracam do czegos bardzo mi drogiego. Tesknilam za tym, chociaz moze nie konkretnie za tym opowiadaniem, tylko za samym pisaniem.
Jak tam w domu? ;)
Bardzo fajny rozdział ;) Cieszę się, że starasz się pisać opowiadanie w ten sam sposób co poprzednio :) Coraz więcej faktów mi się przypomina :D Fajnie jest odkrywać przygody bohaterów na nowo :)
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejną notkę ;)
Pozdrawiam i życzę weny!
Hmm... na pewno jest to dokladnie to samo opowiadanie i pisze je tak samo, bo to moj styl. Tego nie da sie latwo zmienic. Poprawiam bledy, odswierzam, wyrzucam zdziecinniale zdanka... pisze od nowa.
UsuńPrzepraszam, ze bez polskich znakow, ale taka klawiatura...
Pozdrawiam
Ikula
Świetne, ale co ja się dziwię z takim talentem to niemożliwe, żeby było inaczej. ;) Jak ja bym chciała tak pisać, mi wychodzą marne imitacje pisania w porównaniu do Ciebie. Cóż jakoś trzeba to przeboleć. Może jeszcze Ci dorównam? Zobaczymy, dobra dość mojego użalania się nad własnymi predyspozycjami do pisania, skupmy się nad tym rozdzialikiem.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe to wszystko wiesz akcja itd. Na samym początku przyznam szczerze, że nie zbyt mi się to wszystko podobało, chyba z 5 razy podchodziłam do przeczytania pierwszego rozdziału. Jednak dziś tak, właśnie dziś przeczytałam wszystkie trzy. Dopiero w drugim rozdziale mnie porwałaś, o trzecim nie wspomnę - zaczęłam się zakochiwać- ale ciii... Zobaczymy co będzie dalej, może nawet te opowiadanie będzie miłością mojego życia haha.
Mam takie pytanko: Masz zamiar napisać jakąś jednopartówkę?? Ja tak ładnie proszę *robi maślane oczka*.
Pod koniec pozdrawiam serdecznie i posyłam w kopercie dużo weny na następne rozdzialiki.
Paulina
Talent... raczej jest go tu niewiele, zaledwie jeden procent, a reszta to wytrwalosc, wsparcie ze strony innych i ciezka praca. Nie jestem z tych ludzi, ktorym wszystko przychodzi od tak.
OdpowiedzUsuńJesli masz zawziecie to pisz. To jedyne, co Ci potrzeba, by pisac lepiej... wytrwalosc i zaangazowanie.
Co do jednopartowki... mam jedna zaczeta, ale nie mam na razie pomyslu na ciag dalszy i ogolny wydzwiek, takze raczej nie spodziewaj sie jej predko, a dodatkowo... duzo nauki. Pewnie rozumiesz.
Przepraszam, ze bez polskich znakow, ale tak mi w tej chwili wygodniej.
Pozdrawiam serdecznie
Ikula
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńPowiadomienia prosze zostawiać w zakładce "Spam".
UsuńWczoraj trafiłam przez przypadek na Twojego bloga i po prostu nie mogę wyjść z podziwu do Twojej osoby. Masz wspaniałą wyobraźnię, dzięki której tworzysz tak wspaniałe opowiadania. Ja tak jak i wiele innych osób mam nadzieję, że opowiadania dalej będą się pojawiać, ponieważ ta historia jest wspaniała ! Jestem fanką wszelkich opowiadań związanych z Naruto ale jeszcze nigdy nie spotkałam się z taką propozycją fabuły. I powiem Ci, że jest wiele ciekawsza, bardziej oryginalna. Mam też nadzieję, że nowy rozdział pojawi się na tym blogu już niedługo :).Wprost nie mogę się doczekać. Życzę Ci abyś miała wciąż tak wspaniałą wenę i abyś nie przestawała tworzyć bo jesteś w tym naprawdę dobra.
OdpowiedzUsuńPS. Zamierzam zostać stałym czytelnikiem na na tym blogu ale, że nie mam konta Google to będę podpisywać się pod komentarzem. Pozdrawiam :)
Kasumi