Tym razem przebiegliśmy
spory kawał drogi zanim ukradliśmy auto. Musieliśmy być bardziej ostrożni.
Sasuke stał się bardzo
spięty. Miałam wyrzuty sumienia, bo jakby nie patrzeć, to przeze mnie mięliśmy
teraz takie kłopoty. Gdyby moja rodzina nie zgłosiła zaginięcia, a moje włosy
były mniej charakterystyczne mięlibyśmy teraz jedynie na karku ludzi Madary.
Jak tylko wsiedliśmy do samochodu, związałam swoje kudły w ciasny kucyk i
naciągnęłam na głowę kaptur.
Chłopak starał się
spać, ale budził się co chwila niespokojny i sprawdzał, czy jesteśmy
bezpieczni. Dopiero pod wieczór trochę ochłonęliśmy. Mgła zapamiętania i
strachu opadła. Przemyśleliśmy wszystko gruntownie i stwierdziliśmy, że skoro
do tej pory policja nas nie znalazła, to nie ma się tak naprawdę o co martwić.
Przecież mogliśmy stać się niewidzialni i to nie tylko dla zwykłych ludzi.
Noc znów mięliśmy spędzić
w lesie. Sasuke powtórzył ze mną wczorajsze sztychy bronią. Nasz sparing tym
razem trwał krótko. Zdawałam sobie sprawę, że mój towarzysz jest zmęczony, więc
zaskoczyło mnie, kiedy poprosił, żebym usiadła z nim przy ognisku.
- Dzisiaj pokażę ci
trochę magii ognia. Razem z Naruto stwierdziliśmy, że będzie dobrze, jeśli ja
opanujesz. Jak na razie idzie ci z tym żywiołem najlepiej, a poza tym pozwoli
ci to na lepszy atak niż w przypadku innych mocy.
Skinęłam głową z
powagą, ale od razu nasunęło mi się pytanie.
- Dlaczego Naruto nie
uczył mnie magii powietrza?
Sasuke uśmiechnął się
drwiąco. To dało mi znak, że muszę być przygotowana na jakąś przykrą,
zakamuflowaną uwagę.
- Bo wiatr jest
najtrudniejszym do opanowania żywiołem. Żeby się nauczyć nim walczyć potrzeba
lat nauki i niesamowitej wytrwałości. Niekiedy nawet najbardziej utalentowani
nie są w stanie go kontrolować.
Starałam się zachować
spokój. Nie lubiłam gdy był taki: kiedy ze mnie drwił, traktował, jakbym była
gorsza, nic nie warta. Podwójnie miałam wtedy świadomość, jak dużo straciłam
przez izolację od miejsca mojego urodzenia.
Odwróciłam od niego
wzrok i zapatrzyłam się na pomarańczowe płomienie - przedmiot naszej rozmowy.
Sasuke chyba się
zorientował, że jego wypowiedź mi się nie spodobała i nieco spuścił z tonu.
- Powiedz mi więc, czym
jest ogień? Z pewnością jednym z żywiołów, ale dlaczego?
Cóż… odpowiedź nie była
zbyt trudna i przyszła do mnie raczej łatwo.
- Jest mocą. Jedną z
natur energii tego świata. Potężną, wielką i równie niszczycielską, co
życiodajną. Człowiek nigdy nie może być pewnym, że okiełznał ogień, bo jest
dziki i nieprzewidywalny. W jednej chwili daje ciepło, w drugiej… zabija.
Dostrzegłam jak Sasuke
lekko się wzdryga. Zrozumiałam, że mój opis równie dobrze mógł dotyczyć jego. W
duchu uśmiechnęłam się zwycięsko.
- Dobra, słuchaj. Ogień
jest energią, siłą, mocą, elementem tego świata, częścią jego reiki. Niektórzy
rodząc się przejmują jakąś część tej energii. Zostaje ona z tymi ludźmi na
zawsze i to dzięki niej są w stanie używać tej mocy. Każdy dostaje inną nić.
Czasami kilka… a czasami nić jest rozgałęziona. - Jego ton stał się chłodny i
wyprany z emocji, jak zwykle.
- Hę? Rozgałęziona?
- Na przykład moja.
Naruto, kiedy ci o nas opowiadał wspomniał, że panuję nad wyładowaniami elektrycznymi.
Zdziwiłam się nieco.
Miał rację, a ja najnormalniej w świecie o tym zapomniałam. Sasuke często
używał żywiołu ognia, ale nigdy nie widziałam go, żeby bawił się piorunami.
- Zdarza się -
gwałtownie przerwał moje rozmyślania - że nicie się splatają i ich posiadacz
może łączyć moc żywiołów. Na przykład woda oraz wiatr i mamy lód. Woda i ziemia
i jest drewno. Ziemi i ogień - powstaje rozgrzana magma.
Nie potrafiłam sobie
tego do końca wyobrazić. Obraz, który powstawał gdzieś na obrzeżach mojego umysłu,
był bardzo niepewny. Niemniej przedstawiona mi przez Sasuke perspektywa wydawała
mi się bardzo nęcąca. Lawa. Jak do tej pory udało mi się najbardziej porozumieć
z żywiołem ziemi i ognia…
- Heh… nawet o tym nie
myśl. Nie teraz. Nie wiadomo, czy będziesz potrafiła spleść nicie. Najpierw
musisz dobrze poznać żywioły osobno, a potem dopiero bawić się w mieszanki.
Najwyraźniej wyraz
mojej twarzy mnie zdradził.
Przygryzłam wargę. Nie
rozumiałam dlaczego tak bardzo starał się mnie zdemotywować do wszystkiego.
Czyżby zazdrościł mi tak wielkich możliwości? Przecież zgodnie z tym, co mówili
potrafiłabym się zintegrować z każdym typem energii. A może chodzi o jakieś
wydarzenie z przeszłości którego nie pamiętam?
- Tak właściwie, to
powinno pójść ci całkiem znośnie. Zgodnie z moimi informacjami zniknęłaś zaraz
po rozpoczęciu trzeciego roku akademii. Miałaś już za sobą teorię z obcowania z
żywiołami. Bardzo możliwe, że nawet zaczęłaś się już uczyć posługiwać mocą, a z
tym jest jak z jazdą na rowerze: nigdy się tego nie zapomina.
Przynajmniej to
napawało mnie niejakim optymizmem. Jednakże słowa Sasuke wciąż były przesączone
kpiną i chłodną kalkulacją. Nie chwalił mnie, ani nie doceniał. Nie wiem
dlaczego, ale bardzo chciałam mu pokazać, że jednak jestem w jakiś sposób
wartościowa.
- Dobra, przejdźmy do
rzeczy. Co takiego mam zrobić?
Sasuke wyjął z naszej
podróżnej torby woskową świeczkę.
Nieco zbiło mnie to z
tropu.
- Skąd masz to masz?
W jego oczach błysnęły
jakieś zadziorne ogniki.
- Były w hotelu. Zwinąłem
jedną, bo pomyślałem, że mogą się przydać.
Jego wyjaśnienia nie
zgasiły we mnie tej chmury emocji i myśli.
- No dobrze, ale co mam
z nią zrobić?
Parsknął.
- Czy to nie oczywiste?
Zapal ją.
Włożył mi przedmiot w
zamarłe dłonie. Wpatrywałam się w niego, jak ciele na malowane wrota. Zapalić?
Jak? Nawet mi nie powiedział, co mam zrobić.
- Wsłuchaj się w swoją
reiki. Ona ci podpowie. Każdy władający ogniem ma w sobie tę iskrę.
W końcu po minucie
tępego wgapiania się w knot zmarszczyłam gniewnie brwi.
- I co? To ma być twoja
nauka? Sasuke, ja nic nie wiem, nic. Nie mam nawet podstaw! - Warknęłam.
Zdenerwowałam się na niego. Oczekiwał ode mnie czegoś, co wykraczało poza moje
możliwości. - Może i w tej całej akademii uczyłam się całe trzy lata, ale ja
nie pamiętam! - Powietrze szybko opuszczało moje płuca, by na nowo je wypełnić.
Mój oddech stał się spazmatyczny. Poderwałam się z ziemi, a w oczach stanęły mi
łzy bezsilności. Jakieś ściskające mnie, nagromadzone ładunki, dały o sobie
znać właśnie w tej chwili. Ścisnęło mnie w gardle. - Dlaczego tak bardzo mnie
nienawidzisz? Nie rozumiem dlaczego tak usilnie chcesz mi pokazać, że jestem
niczym! - wykrzyczałam.
Sasuke popatrzył na
mnie zaszokowany. Najwyraźniej coś w nim drgnęło, bo zacisnął gniewnie usta.
- Nie nienawidzę cię. I
wcale nie zależy mi na tym, żeby cię upokorzyć - powiedział cicho, jakby sam
nie był przekonany.
Odwróciłam się do niego
plecami i otarłam twarz.
Rozedrgana spojrzałam
na świecę w mojej dłoni. Sczerniały knot syczał, jakby zaraz miał się rozpalić.
Spojrzałam na niego z nadzieją, ale jedynie się zażarzył i zgasł. Zrezygnowana
opadłam na swoje poprzednie miejsce.
Sasuke westchnął.
- Zauważyłem, że żeby
korzystać z daru musisz odczuwać jakieś silne emocje, ale tak robią dzieci.
Musisz się nauczyć robić to bez wspierania przez jakiś bodziec. Wszystko jest
wewnątrz ciebie, tylko musisz się w to wsłuchać. Dotknąć swojej nici i wyzwolić
jej moc. Wypuścić ja na zewnątrz.
Odetchnęłam głęboko,
żeby oczyścić umysł. Zdeptałam niewygodne emocje i żądlące myśli. Zaczęłam
rozumieć różnicę między tym, a magią ziemi. Ziemia jest wszędzie, ale obok.
Ogień jest we mnie. Znalezienie owej struny, o której mówił Sasuke było
niebywale trudne i dopiero po dłuższej chwili pocenia się czegoś dotknęłam. Była
cienka, ale pulsująca. Okalała moje serce. Jednakże wiedziałam, że to nie
wystarczy.
Na szczęście nie
musiałam się tak pilnować, żeby nie zgubić tej nici, jak było w przypadku
ziemi. Spokojnie mogłam szukać rozwiązania nie martwiąc się o to, co już mam.
Wiedziałam, że teraz znajdę więź w nocy o północy.
Głowiłam się, ale to nie
przynosiło rezultatów. Siedziałam z zamkniętymi oczami dobre pół godziny, labo
i dłużej.
Sasuke milczał. Niemal
zapomniałam o jego obecności, więc gwałtownie otworzyłam oczy, gdy usłyszałam jak
się porusza, tracąc przy tym wszelką koncentrację. Dorzucał drewna do ogniska.
Zacisnęłam szczęki i
zaczęłam od początku. Wreszcie po jakiś piętnastu minutach coś zaskoczyło w
moim umyśle jak jakaś zębatka w zegarze. Coś błysnęło i już wiedziałam.
Oczywistym było, że sama nić nie wystarczy, musiałam jeszcze dać coś od siebie.
Swoją reiki. W końcu, kiedy to zrozumiałam mogłam wreszcie coś zrobić, nie
wypowiadając w myślach prośby. Poczułam ciepło w dłoniach, gdy świeca zapłonęła
jasnym płomieniem. Uśmiechnęłam się do siebie tryumfalnie i otworzyłam oczy. To
było cudowne. Coś nieziemskiego.
Sasuke też uśmiechnął
się pod nosem.
- To teraz przejdziemy
do czegoś trudniejszego…
I tak uczył mnie jak
kontrolować siłę mocy, żeby nie przesadzić, a także jak wywołać ogień w
powietrzu, co było pieruńsko trudne. Podczas, gdy brunet swobodnie rzucał
ognistymi kulami, ja nie mogłam wykrzesać choćby iskry. Byłam nieco
zawiedziona, ale po minie chłopaka rozpoznałam, że nie spodziewał się, że mi
się uda. Kładłam się z lekkim sercem. Nareszcie.
***
Gwałtowna reakcja
Sakury nieco zbiła mnie z tropu, a jej słowa dały mi do myślenia. Sądziła, że
jej nie doceniam i nienawidzę. Teraz zastanawiam się, czy przypadkiem nie ma
racji. Odkąd ją zobaczyłem, wiedziałem, że ma w sobie coś wyjątkowego. Moc i
potencjał, których nigdy nie posiądę. A potem, kiedy Naruto zabrał ją z nami…
myślałem, że oszaleję. Irytowała mnie. W dodatku Perła Wskrzeszenia wybrała
właśnie ją. Chcąc nie chcąc traktowałem ją dość zimno i oceniałem za każdym
razem krytycznie. W sumie, to nie dziwiłem się, że wyciągnęła takie wnioski.
Może na pierwszy rzut oka nasze relacje nieco się poprawiły, ale tak naprawdę,
nie potrafiłem być miły. To po prostu nie było w mojej naturze i chyba właśnie
to było zapalnikiem.
Na szczęście emocje
opadły, a magia ognia faktycznie łatwo jej słuchała. Była jej równie bliska,
jak mi i to wzbudziło we mnie większą sympatię do tej dziewczyny. Można
powiedzieć, że staliśmy się w jakiś sposób do siebie podobni.
Pozwoliłem jej zasnąć,
choć sam byłem już zmęczony. Jakby nie patrzeć prawie nie zmrużyłem oka.
Jednakże nie mogłem pozwolić sobie na stratę czujności.
Godzinę później zaczęły
zamykać mi się powieki. Poderwałem się więc z miejsca i zrobiłem kilka rundek
wokół ogniska, żeby się rozbudzić.
Sakura znów miotała się
w śpiworze. Kolejnej nocy z rzędu dręczyły ją koszmary, ale ja nie zamierzałem
łamać swojego postanowienia i wytrwale w nim trwałem. Do czasu.
***
Maya.
Ijana.
Ich twarze wracają do
mnie raz się uśmiechając, raz patrząc martwym wzrokiem.
Znów ten sen.
Maya.
Pędzę.
Moje ciało jest
obolałe, ale biegnę, bo muszę ją uratować.
Jest tam już za długo.
O wiele za długo.
Kończy mi się czas.
Moje kroki wydają mi
się tak strasznie powolne.
Z oczu zaczynają płynąć
łzy, gdy docieram na miejsce.
Gdzieś w środku
wiedziałam, że nie zdążę.
Rzucam się na
napastników, ale oni tylko odsuwają się ze śmiechem.
Leży.
Skulona.
W kałuży.
Własnej krwi.
Jej oczy…
Ona…
Już za późno…
Jej już tu nie ma…
Ijana.
Klęczę.
Jej piękne włosy
rozsypały się na śniegu.
Miecz.
Rana.
Krew.
Ból rozdziera mi klatkę
piersiową.
Już się nie
powstrzymuję i łzy płynął po policzkach.
Dlaczego?
Dlaczego to się stało?
Dlaczego?
Dlaczego to tak boli?
Dwie cudowne osoby.
Dlaczego? - wrzeszczę,
ale nikt nie odpowiada.
W moich ramionach leżą
dwa zakrwawione ciała.
Wpatruję się
załzawionymi oczami w lico Mayi. Pomimo ran jest taka piękna.
Ijana wciąż trzyma mój
policzek i spogląda na mnie błagalnie, a życie gaśnie w jej oczach.
Nie. Nienienie. Nie,
nie, nie.
NIE!
Matko, dlaczego one
poszły za mną?
Za mną, która
sprowadzam tylko śmierć!
Dlaczego Matko?!
Krzyczę, ale odpowiedź
nie nadchodzi.
Nagle ciała ożywają.
Nie mogę uwierzyć. Wracają.
Łzy wysychają, ale
radość szybko znika.
Orzechowe i błękitne
oczy wpatrują się we mnie z nienawiścią.
- Umarłyśmy! - wyrzuca
mi Maya.
- Przez ciebie! - dodaje
Ijana.
Kurczę się w sobie.
Przyjaciółki znikają, a
ja zostaję sama… w ciemnościach.
Żal.
Smutek.
Wyrzuty sumienia.
Poczucie winy.
Wściekłość na siebie…
Pochłaniają mnie.
Tonę.
Krzyczę, ale nikt mnie
nie słyszy.
Umieram.
***
Dzisiejszej nocy z
Sakurą działo się coś złego. W jej aurę wkradały się cienie. Jej ciało było
mokre od potu, a po twarzy nieprzerwanie płynęły łzy. Martwiło mnie to coraz
bardziej. Wydaje się być przecież zdrowa fizycznie, więc o co chodzi?
Uklęknąłem przy niej i
zacisnąłem ręce z bezsilności. Gdybym miał przy sobie Naruto, może by mi
powiedział. Bałem się, że jeśli coś zrobię, to ona źle to odbierze.
Usiadłem na gołej ziemi
i czekałem na rozwój sytuacji. Nagle z jej ust wydobył się przeciągły,
zrozpaczony jęk. Nie mogłem dłużej tego znieść. Puszczały więzy samokontroli.
Już chciałem nią potrząsnąć, kiedy otworzyła oczy i poderwała się do pozycji
siedzącej.
Patrzyła w przestrzeń,
jakby nie wiedziała, że siedzę obok. Po tej krótkiej chwili oprzytomniała chyba
i zorientowała się w końcu, że już się obudziła. Jej drobne ciało zatrzęsło się
od szlochu. Ukryła twarz w dłoniach.
Pełną minutę zajęło jej
spostrzeżenie mnie, ale nie zdziwiła się, że siedzę obok. Wręcz zobaczyłem w
jej oczach błysk… ulgi? Nie byłem do końca pewny w każdym bądź razie. Spojrzała
na mnie przepraszająco. Tylko nie rozumiałem dlaczego.
- Sasuke? - Jej
zachrypnięty, zagubiony głos obudził we mnie współczucie i jakąś taką chęć
pocieszenia dziewczyny.
- Hmm? - Zaschło mi w
gardle, więc byłem w stanie wydobyć z siebie jedynie to mruknięcie.
- Zrobisz coś dla mnie?
Jej prośba wydała mi
się w jakiś sposób niebezpieczna, ale nie mogąc w pełni trzeźwo myśleć,
przytaknąłem mechanicznie.
Kiedy tylko skinąłem
głową, Sakura jednym płynnym ruchem wtuliła się w moją pierś i załkała. W
pierwszym odruchu chciałem ją z siebie zrzucić, ale coś mi na to nie pozwoliło.
Jej kwiatowy zapach, drżące ramiona, gorący oddech na mojej szyi… to wszystko
sprawiło, że nie mogłem się powstrzymać i objąłem ją mocno, nie zdając sobie w
pełni z tego sprawy.
Ten gest coś we mnie
wyzwolił. Po chwili i mnie ścisnęło w gardle. Kąciki oczu zapiekły
niebezpiecznie. Byłem tym tak zaszokowany, że nie zdążyłem powstrzymać słonej
kropli, która płynęła po moim policzku i spadła na odziane w gruby sweter ramię
dziewczyny. Zamarłem, a potem znów nie mogąc temu zapobiec ogrzałem jej
zmarznięte ciało magią ognia. Zrozumiałem jak bardo brakowało mi czyjejś
bliskości, ciepłego gestu, zwykłego dotyku, a przecież sam zbudowałem bariery,
odgradzające mnie od tego. Nigdy bym się nie spodziewał, że dzięki tej
niewielkiej istocie odnajdę tak wiele.
***
Ten sen… miałam
wrażenie, że rozerwał mnie na kawałki. Był jak ostateczna eksplozja raniąca
każdy jeszcze nienaruszony kawałek mojej duszy, o ile jeszcze taki istniał.
Sasuke patrzył na mnie
swoimi chłodnymi oczami, ale coś było innego w tym spojrzeniu. Teraz widziałam
to na pewno. Martwił się o mnie. Mój stan psychiczny i jego wytrącał z
równowagi. Ba… wyglądało na to, że dawno już tę równowagę stracił. Coś się w
nim zmieniało i to chyba na lepsze.
Czułam, że potrzebuję
czyjejś bliskości, a tylko Sasuke miałam pod ręką. Niewiele się zastanawiając
wkręciłam go trochę i chwile później byłam już w jego ramionach. Miał szeroką pierś,
a pod materiałem koszulki wyczułam twarde mięśnie. Domyślałam się, że nie jedna
dziewczyna na Atlantydzie szalała za nim. Niewątpliwie był przystojny i
przyciągający.
Nie pomyliłam się.
Pomogło. Cały batalion okropnych uczuć nieco się zmniejszył, ale nadal czegoś
potrzebowałam. Myśląc, tylko o ogarniającym mnie cieple wyswobodziłam żądlące
wspomnienia i pozwoliłam słowom płynąć, pierwszy raz mówiąc o przeszłości
niczego nie pomijałam.
- W przeszłości często
się zastanawiałam, czego mi brakuje. Oczywiście brakowało mi rodziny, ale
chodziło mi bardziej o sferę emocjonalną. Zawsze byłam odludkiem, odkąd
pamiętam inni, czy to dzieci, czy dorośli, nie tolerowali mnie. Byłam inna i
wokół mnie zdarzały się dziwne wypadki i zapewne znasz ich przyczynę…
***
Nie mogłem uwierzyć.
Wreszcie mówiła mi o swojej przeszłości. W końcu miała przestać być dla mnie
zagadką.
- … Po kilku latach
zaczęłam postrzegać siebie źle, jakbym była czymś gorszym, jakbym była mniej
warta od innych. - Do głowy od razu przyszło mi jej dzisiejsze zachowanie i to
jak zareagowała na moje słowa. Nieświadomie ją zraniłem.
- Maya trafiła do
sierocińca, gdy miała osiem lat. Ja miałam wtedy już dwanaście i spędziłam dwa
lata w tej rządzącej się swoimi prawami dziczy. Zdobycie pozycji w hierarchii
trwało bardzo długo. Czasami zawsze pozostawało się w cieniu „najwyższych”. Oni
byli najważniejsi im przysługiwały wszystkie przywileje, omijały ich wszystkie
kary. Dlatego nie mogłam zdzierżyć, że Maya została tak szybko przez wszystkich
zaakceptowana. Była nieśmiała, ale miała w sobie taki… jakiś wewnętrzny magnes,
którym przyciągała do siebie ludzi. To
godne pożałowania, ale zazdrościłam jej. Miesiąc po pobycie w ośrodku nosili ją
na rękach. Była dokładnie taka, jak ja chciałam być. - Jej głos był przesiąknięty
głębokim żalem, jakby żałowała straconych chwil.
- Teraz, jak patrzę na
to z perspektywy czasu, to nie mogłyśmy tego uniknąć… Przez jakiś dziwny splot
wydarzeń zaprzyjaźniłyśmy się i to nie była zwykła relacja. Nie wiedzieć kiedy
stałyśmy się jak dwie połówki tego samego owocu. Chociaż, chyba od początku
nimi byłyśmy. To ona odpowiedziała mi na moje pytania i wyzbyła mnie wszystkich
wątpliwości. Powiedziała mi, że tak naprawdę, to nie mnie czegoś brakuje, tylko
innym ludziom, którzy nie potrafią dostrzec, jaka naprawdę jestem. -
Uśmiechnęła się delikatnie.
- Poznałyśmy się na
tyle, żebym mogła dostrzec pod tą fasadą nieśmiałości i otwartości z jak
kruchym i słabym, w rzeczywistości, stworzeniem mam do czynienia. Bardzo źle znosiła obelgi, wyzwiska. Po jakimś
czasie zaczęło blaknąć jej wewnętrzne piękno. Kierowniczka ośrodka uwzięła się
na nią. W jej domu niemożna było się śmiać. Dusiła radość. Nie można było się
nawet przy niej uśmiechnąć, a Maya była, pomimo wszystkich przykrości losu,
ucieleśnieniem wszystkiego, czego ona nienawidziła. Miała wspólnika. Dozorcę.
Był zgrzybiałym, zarośniętym, śmierdzącym staruchem. - Mogłem wyraźnie wyczuć
jak bardzo nienawidziła tego mężczyzny i zastanawiałem się jak bardzo musiał ją
skrzywdzić. - Razem nieposłusznym dzieciom wymierzali kary. - Na ostatnie słowo
ścierpła mi skóra. Wzrok Sakury stał się odległy i pełen bólu.
U nas nie było stania w
kącie. Uderzenie linijką po łapach dziesięć razy było najlżejszą karą. Sumire
miała swoją małą „salę tortur” w piwnicy ośrodka. Były tam trzy, labo dwie
klitki, po których biegały szczury i karaluchy. Kiedy ktoś przeskrobał coś
gorszego… Starsi chłopcy, albo dozorca ściągali na dół. Ściągano nam ubrania,
zostawiano tylko bieliznę. Schody były chropowate. Ściągano po nich na dół, aż
na nogach nie zostawała skóra, aż nie można było stanąć. Przeciągali przez
ciemny korytarz. Małe okienka zabito dechami, bo nie było w nich szyb, a zimno
przedostawało się przez nie. Cuchnęło tam stęchłą krwią. Prowadzono tak
delikwenta aż mdlał ze strachu i bólu. Potem zamykało się dziecko w jednym z
pomieszczeń. Dzień, dwa, tydzień o kromce suchego chleba i łyżce wody. Dozorca
przychodził raz dziennie, żeby zobaczyć, czy skazany jeszcze żyje. Było tam lodowato,
cuchnęło, krew przyciągała szczury, które gryzły, a w nocy było czuć jak chodzą
po tobie karaluchy. - Ta drastyczna wizja wstrząsała mną do głębi i zdałem
sobie sprawę, że żeby nie mówić ja, Sakura mówi my, dzieci, skazany. Niestety
czułem, że najgorsze dopiero przede mną.
- Ale to było nic.
Jeśli zrobiło się coś, co naprawdę wkurzyło Sumire… Przychodził dozorca. Za
każdym razem, gdy szczękała kłódka oblewał cię strach. Można było odetchnąć,
jeśli nie trzymał nic w ręce. Jednakże czasami przychodził z czymś…
Czasami to był kabel,
kawałek deski, skórzany pas…
Uderzał dopóki nie
miało się już siły, by choćby jęknąć. - Zacisnęła mocno powieki, ale nie
płakała. Urwała na moment, żeby się pozbierać.
- Tydzień po tym, jak
wyszłam z grobowca i mogłam już stanąć na nogi, namówiłam Mayę, żebyśmy
uciekły. Bałam się, że znów wyląduję tam za byle co, bałam się, że Maya tam
wyląduje. - Wyszeptała w końcu, a po jej ciałem wstrząsną dreszcz.
- Miałyśmy plan. Co
rano przyjeżdżała do placówki ciężarówka z żywnością i darami. Miałyśmy
przebiec obok Sumire, schować się w ciężarówce i wysiąść, jak tylko się
zatrzyma. Wszystko szło jak po maśle. Już czułam smak wolności, ale… okazało
się, że weszłyśmy do ciężarówki za wcześnie. - Mocno zacisnęła pięści na mojej
koszuli, a po chwili poczułem też dotyk jej gorących łez na skórze. - Już
wszystko było wypakowane, ale przez jakiegoś cholernego pecha… dozorca musiał
sprawdzić, czy to na pewno wszystko i znalazł nas… - Znów zapadła cisza.
Wstrzymała oddech i znów kontynuowała.
- Odseparowali nas od
siebie. Ją zabrali pierwszą. Ja zostałam z Sumire. Myślałam, że oszaleję. -
Popatrzyła mi w oczy, jakby chciała się przede mną usprawiedliwić, tylko nie
rozumiałem dlaczego. - Bałam się o Mayę. Nigdy nie była na dole, nie
doświadczyła tego i wiedziałam, że jest zbyt słaba, że to ją zniszczy, a nie -
podbuduje do kolejnego buntu, jak mnie. I miałam rację. Ogłuszyłam Sumire i
zeszłam do piwnicy. Było ich pięciu. Dozorca wziął jakiś starszych, którzy
nienawidzili Mayi. Bili ją i kopali, chociaż była już tak zakrwawiona, chociaż
już nie oddychała… - Ostatnie słowo zmieszało się z jej szlochem. A ja nie
mogłem w to wszystko uwierzyć. Jej słowa tak jakby do końca nie chciały do mnie
dotrzeć. Moja zamarła wyobraźnie co chwila płatała mi figle i powtarzała okrutne
obrazy zrodzone z opisów dziewczyny.
- Moja magia dała wtedy
o sobie znać. - Nagle uśmiechnęła się diabelnie przez łzy. Nigdy nie widziałem
w jej oczach tyle negatywnych emocji. - Myśleli, że jestem dzieckiem samego
diabła. - Miałem nieodparte wrażenie, że w tamtej chwili chciała być dzieckiem
demona. - Uciekli, ale przyszłam za późno. Maya miała krwiaka w mózgu, który
pękł. Umarła. Sprawę zgłoszono na policję. Ośrodek zamknięto, dzieci
przeniesiono… - Odetchnęła głęboko, a jej głowa z powrotem opadła na moje
ramię.
Moje pieści zacisnęły
się ze wściekłości. Przypominały mi się wszystkie przykre komentarze, którymi
ją zasypywałem. Każde słowo, które wyciągało na wierzch te ponure wspomnienia.
Już wiedziałem dlaczego
tak bardzo przeżywała śmierć Ijany. Obwiniała się o to co się stało i z nią i z
ową Mayą. Wszystko to wzbudzało we mnie nienawiść do samego siebie. Gorzkie
emocje szalały we mnie niczym wichura, jednakże wystarczyła jedna rzecz, żeby
wszystko zgasło.
Jedno ciche
chrapnięcie.
Sakura zasnęła. Była
już zapewne bardzo zmęczona. Na początku pomyślałem, że położę ją w śpiworze,
ale gdy tylko drgnąłem, mocniej zacisnęła dłonie na mojej koszuli. Zrezygnowany
położyłem się razem z nią na posłaniu. Drobne ciałko w moich objęciach z każdą
sekundą sprawiało, że do mojej świadomości zaczęło przebijać się jakieś
uczucie, jednakże zanim zdołałem je rozpoznać odpłynąłem. Pierwszy raz od lat
zasnąłem zdrowym snem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz